piątek, 29 sierpnia 2014

Odcinek osiemnasty

Tom

Wiedziałem, że z rana źle zrobiłem, że zachowałem się jak ostatni chuj... Nie powinienem był powiedzieć tak do Billa. Owszem, nie chciałem mieć problemów w szkole, ale dobrze też wiedziałem, jaki jest Bill. A teraz był na mnie wściekły.
Westchnąłem cicho i poszedłem do kuchni, gdy już zostałem sam. Dokończyłem kawę i zrobiłem sobie, jak i Billowi kanapki do szkoły. Miałem nadzieję, że tak go złapie i przeproszę za swoje zachowanie, ale tak się nie stało... Widocznie chłopak umiejętnie mnie unikał, bo nawet jak szukałem go tam, gdzie miał lekcje, to i tak zostawałem z niczym. Nawet jak mieliśmy razem lekcje, to kompletnie mnie olewał, ale przynajmniej przyszedł... Lecz zauważyłem, że w ogóle nie słucha tego, co mówię, to zwyczajnie nie wytrzymałem. Wybuchnąłem, krzycząc na niego. Moja cierpliwość się skończyła. Jednak szybko tego pożałowałem, gdy w stronę Billa poleciały wyzwiska. A kiedy wybiegł z pomieszczenia, wiedziałem, że będzie jeszcze gorzej. Chciałem za nim pobiec, ale nie mogłem... Nie mogłem zostawić pozostałych uczniów... I w tej chwili żałowałem, że nie jestem ich wychowawcą, bo ja już bym im dał popalić!
- Zadowoleni jesteście z siebie? - zapytałem dość nieprzyjemnym głosem, patrząc na nich wściekle.
Naprawdę byłem zły.
- A co go tak pan broni, skoro to wszystko, co powiedzieliśmy, jest prawdą? - spytała blondyna z pierwszej ławki, uśmiechając się do mnie zalotnie.
Kretynka – przemknęło mi przez myśl, ale wiedziałem, że muszę odciąć się na niej jakoś inaczej, więc na głos powiedziałem:
- A ty nie wiesz, co to pytanie retoryczne? - Gdy się o to zapytałem, po klasie rozszedł się śmiech i szmery, przez co dziewczyna zrobiła się czerwona jak burak. - A was to co tak bawi, hę? - rzuciłem, a klasa od razu się uciszyła. No tak. To takie typowe. - Po pierwsze, to nie myślcie, że o tym zapomnę i ominie was kara za takie zachowanie – wskazałem na nich wszystkich palcem. - Po drugie, pamiętacie swoje testy?  – zapytałem, rozglądając się po klasie. Na wszystkich twarzach od razu zawitał grymas. - Za tydzień poprawa. Lepiej się przygotujcie, bo będzie trudniej. Jak ktoś to zawali, to niech będzie świadomy, że nie zda z fizyki do następnej klasy. A teraz – mruknąłem, podchodząc do tablicy, by kredą podzielić ją na pół, rysując na środku linię i wpisując w jedną kolumnę „grupa a”, a w drugą „grupa b” - kartkóweczka – ciągnąłem dalej, odwracając się w stronę klasy. - Zobaczymy, czy cokolwiek nauczyliście się pod moją nieobecność.

***

Zanim wróciłem do mieszkania, postanowiłem porozmawiać z dyrektor o zachowaniu uczniów. Lecz kiedy wspomniałem, że chodzi o Billa, to miałem wrażenie, że on tak naprawdę ją gówno obchodzi.
- Więc mam rozumieć, że nic pani z tym nie zrobi? - zapytałem, nie ukrywając zdziwienia.
- Mogę z nimi porozmawiać, ale wątpię, że to coś da – odparła obojętnie, wzruszając ramionami.
- Jeśli podejmie pani odpowiednie czynności i wyciągnie konsekwencje związane z takim zachowaniem, to na pewno coś da.
- Twierdzi pan, że źle prowadzę MOJĄ szkołę? - rzuciła ostro, dobitnie podkreślając słowo „moje” i wbiła we mnie swe mordercze spojrzenie. Myślałem, że zaraz tu na mnie się rzuci i rozszarpie mnie swymi szponami.
- Tego nie powiedziałem. Ale w pani obowiązku jest dbać o każdego ucznia. I jeśli pani z tym nic nie zrobi, to pójdę na policję.
- Grozi mi pan, panie Kaulitz? - zmrużyła oczy, kładąc ręce na swoje biodra.
- Nikomu nie grożę. Chcę tylko, by każdy czuł się dobrze w tej szkole. Naprawdę liczę na pani pomoc. A teraz wybaczy pani, ale już pójdę. Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia jutro – rzuciłem na odchodnym i wyszedłem z budynku, nawet nie pozwalając jej dość do słowa. Miałem gdzieś konsekwencje, które mogły się wiązać z tym, że jej podskoczyłem. Mogła mnie nawet wyrzucić z pracy. I bez tego bym sobie poradził. Chciałem tylko, by szanowali Billa.

***

Kiedy dotarłem do mieszkania, okazało się, że nie ma w nim Billa, bo w progu przywitał mnie tylko Bobik, skacząc, szczekając i merdając radośnie ogonkiem na mój widok.
- Gdzie Bill? - zapytałem psa, kucając przy nim, by podrapać go za uchem. Bobik w odpowiedzi tylko szczeknął, a ja zaraz walnąłem się ręką w czoło, jakby szczeniak powiedział mi coś, o czym zapomniałem. No bo w zasadzie to faktycznie zapomniałem! Przecież Bill nie miał klucza! - Poczekaj, Bobik. Wiem, gdzie może być Bill – powiedziałem, po czym opuściłem mieszkanie, ściskając w ręce coś, co miałem przy sobie odkąd jechałem do domu i chciałem podarować to chłopakowi. Po chwili byłem już na strychu. - Bill... - wyszeptałem, zauważywszy chłopaka. Podszedłem do niego na palcach, jakbym się bał, że mnie usłyszy. Znów siedział na tym kawałku styropianu, lecz tym razem zamiast spać, to siedział i rysował coś w zeszycie. A raczej wściekle mordował kartkę.
- Czego chcesz? - warknął, gdy już spojrzał na mnie i schował zeszyt do swojej torby.
- Przeprosić – odparłem spokojnie, nie zważając na ton jego głosu i podchodząc do niego znacznie bliżej.
- Mhm, dobre sobie – prychnął, patrząc na mnie pobłażliwie.
- Wiem, że zachowałem się jak idiota dzisiaj z rana i obiecuję, że już więcej tak nie zrobię, tylko wybacz mi – poprosiłem, klękając przed nim i wyciągając do niego rękę z czerwoną różą, którą kupiłem specjalnie dla niego.

Bill

- Skąd mam wiedzieć, że więcej tego nie zrobisz, hę? – zapytałem, dalej obrażony, choć muszę przyznać, że Tom zaskoczył mnie tą różą… I jeszcze tak klęczał… Rozczulał mnie ten widok, a lód na moim sercu zaczął się roztapiać. Wziąłem od niego kwiat i powąchałem. Uwielbiałem róże… Szczególnie takie duże i czerwone jak krew!
- Bo teraz będzie inaczej… Billy…
- Zachowałeś się o wiele gorzej, niż idiota, wiesz? – zapytałem, a on tylko spojrzał na mnie dziwnie, ale zaraz westchnął i pokiwał głową. – No, na co czekasz?
- Ale że co? – zapytał, jakby obudził się z jakiegoś transu.
- Tom! No przytul mnie! – Uśmiechnąłem się, a chłopak przysunął się do mnie, jako że miałem rozchylone uda i objął mnie mocno. Tuliłem go do siebie, uważając, by kolcami nie zrobić mu krzywdy.
- Przepraszam – powtórzył ten słodziak, a ja tylko musnąłem jego usta. Wstał, podając mi rękę i wróciliśmy do mieszkania,  a Bobik, gdy tylko mnie zobaczył, zaczął skakać na mnie i wręcz piszczeć. Kucnąłem i przywitałem się z nim. Kolejny słodziak! - Co chcesz na obiad, hm?
- Zamówmy pizzę! – zaproponowałem, a Tom od razu na to przystał. Wziął telefon i zamówił. Z duuużą ilością sera, pomidorami i pieczarkami! Mniam!
Usiadłem przy stole i zacząłem odrabiać lekcje. Może wyrobię się, zanim dojdzie pizza, a na pewno trochę to potrwa. Zacząłem robić jakieś zadanie z matematyki, która oczywiście nie była moją najlepszą stroną. I coś mi się przypomniało!
- Tom! Wisisz mi długopis! Bo ostatnio zniszczyłeś mi jeden! – powiedziałem niby z oburzeniem. No… A przynajmniej się starałem.
- A mogę zamiast tego wisieć ci bardzo długi i namiętny pocałunek? – uniósł brwi i spojrzał na mnie tak… tak… No, aż mi zaparło dech w piersi! Pokiwałem tylko głową jak zahipnotyzowany i wróciłem do matematyki, choć teraz, to już w ogóle nie byłem w stanie się skupić. Chłopak też siedział nad jakimiś pracami… Chyba kartkówkami? Nieważne. Kiedy kończyłem ostatnie zadanie, ktoś zadzwonił do drzwi. Tom zniknął, a za chwilę pojawił się z olbrzymim, płaskim kartonem.
- I my to mamy zjeść?! – otworzyłem szeroko oczy.
Ale jak się potem okazało, Tom niby taki chudy, a ile potrafi zjeść! Boże! Ja już dawno bym pękł i by mnie musieli zszywać, naprawdę! No naprawdę! W szpitalu bym wylądował, gdybym zjadł tyle, co on. Kiedy Tom zjadł ostatni kawałek, ja już od dobrej chwili leżałem na kanapie i gładziłem delikatnie swój biedny, obolały brzuch.
- Przepraszam cię, brzusiu. Już nic dziś nie zjem, obiecuję! Straw sobie to wszystko!
- Do kogo ty mówisz?
Tom usiadł po drugiej stronie kanapy, tam, gdzie znajdowały się moje nogi. Uniósł je, usiadł i dał moje stopy na swe kolana.
- Do mojego biednego brzucha! I żołądka… - westchnąłem teatralnie.
- To może jeszcze powinieneś iść do kibla i jego przeprosić, hm? Wiesz… Pewnie nie będzie mu miło, gdy będziesz… delikatnie mówiąc, pozbywać się tego wszystkiego ze swojego wnętrza – powiedział i zaraz potem wybuchnął śmiechem.
C-CO?! No… O nie! Wziąłem poduszkę i rzuciłem nią w Toma, który nie spodziewał się chyba tego i dostał prosto w nos!
- O niee! Ja ci dam karę! – krzyknął i usiadł na mnie okrakiem. Na szczęście na udach! Jedną dłonią chwycił dwa moje nadgarstki, a drugą ręką zaczął mnie… łaskotać! Osz tyy! Zacząłem wierzgać się i krzyczeć.
- Pomocy! On mnie gwałci! – darłem się, na co Tom prychnął.
- Gwałcić to ja cię mogę w nocy! Choć za karę nie będę tego robić! Idę zjeść kolację i spać! – powiedział i wstał, zostawiając mnie samego, w niemałym szoku. Zaraz, zaraz… Kolację?! Że co?! On ma miejsce na kolację?! Matko! Jaki on ma spust! On by cała lodówkę zjadł! Położyłem się i zacząłem oglądać film, aż… zasnąłem.

Przebudziłem się koło trzeciej w nocy. W ramionach Toma… Och… Uśmiechnąłem się pod nosem i musnąłem usta mego ukochanego.
- Na nic nie licz, Billy – mruknął, a ja trzepnąłem go w ramię.
- Chciałem dać ci buziaka! A to ty mi go podobno wisisz! I to wielkiego! – chłopak przekręcił się tak, że znajdował się nade mną. Przygniótł mnie swym ciałem do łóżka i tak się wpił w moje usta… O Boże… Dawno mnie tak nie całował… Naprawdę… Kiedy po dłuugiej chwili się ode mnie odsunął, żałowałem, że nie można cofnąć czasu. Bo z chęcią bym to powtórzył. I to nie raz!
- Dobranoc, kochanie – wyszeptał mi do ucha i przytulił mnie mocno.
Wtuliłem się w jego muskularne ciało i zasnąłem.
                          
***

Rano już nie było takiego problemu ze wstawaniem, bo Tom znalazł inną taktykę. Po prostu budził mnie… pocałunkami! Całował mnie i się odsuwał sprawiając tym samym, że szukałem jego ust i jego ciała, aż w końcu otwierałem oczy i się rozbudzałem. Była to najlepsza pobudka! Choć gdybyśmy nie musieli się śpieszyć do szkoły… Gdybyśmy mieli więcej czasu… Byłaby o wiele lepsze, no ale… Już nie narzekałem. Ten zgred musiał zmusić mnie do śniadania, do którego w ogóle nie byłem przyzwyczajony. No co? Po prostu pierwszy posiłek jadłem, jak wracałem ze szkoły. Nie wiem, czy było to jakieś super zdrowe, ale mi odpowiadało. Przyzwyczajenie i tyle. Potem poszedłem do łazienki i wziąłem tam szybki prysznic oraz ogarnąłem się, by wyglądać jak człowiek, a nie jak monstrum, które niedawno się obudziło.
- No to ja idę.
Wziąłem swoją torbę i musnąłem Toma usta.
- Ej, ej, ej! Czekaj! Jedziemy razem! – wyszczerzył się, wziął swą teczkę, w której musiał mieć chyba te wszystkie kartkówki, oraz klucze do auta i otworzył mi drzwi.
- Ale jesteś pewien? – zapytałem niepewnie i wyszedłem z pomieszczenia.
- Oczywiście! – I już po chwili znajdowaliśmy się w jego samochodzie, które mknęło po ulicach w stronę szkoły.
- Tom, wysadź mnie tu – powiedziałem, gdy znajdowaliśmy się mały kawałek od budynku. – Tak będzie lepiej. Jechaliśmy razem, prawda? A chociaż nikt nie będzie się czepiać…
- No dobrze… - zatrzymał się, a ja cmoknąłem jego usta, mając nadzieję, że nikt nie widział i wysiadłem z auta, zamykając drzwi. Do szkoły miałem stąd naprawdę niedaleko. Dotarłem tam pięć minut przed dzwonkiem, czyli idealnie. Pierwsza lekcje – znienawidzona matematyka.
- A wiecie co?! – Boże, jak te dziewczyny głośno gadają! – Ten nowy od fizyki chyba ma kogoś – westchnęła smutno. – A myślałam, że będę mieć jakieś szanse… - CO?! No chyba nie! Kto by chciał być z chodzącą lalką Barbie? Ale… Jak to Tom kogoś ma?!
- Żartujesz? – zapytała inna.
- No właśnie nie! Peter widział, jak z jego auta jakaś laska wysiada. Pewnie mieli niezłą noc – zaśmiali się, a ja uśmiechnąłem się w duchu.
No co?! Było mi to na rękę! Chociaż nie jestem na liście podejrzanych! No i może w końcu te szmaty odpierdolą się od MOJEGO Toma. Zadzwonił dzwonek, więc wstałem i czekałem na tę starą jędzę. Nienawidziłem jej. Pięć sekund po dzwonku dosłownie była już w klasie! Niby taka stara, a jednak szybka! A za spóźnienia przepytywała! Więc  gdy wiedziałem, że się spóźnię, to po prostu nie szedłem na jej lekcje. Jednak teraz stało się coś dziwnego… Bo minęło już pięć minut, a jej nie było! Co jest?! Zamiast tego pojawiła się… dyrektorka! No nie mówcie, że kolejny nauczyciel zmarł! Weszliśmy do klasy, a każdy szeptał między sobą i spekulował, co mogło się stać.
- Proszę o ciszę! – powiedziała tym swoim okropnym głosem. – Pani Neuig nie mogła przyjść dziś do szkoły z powodów rodzinnych, więc zastąpi ją pan Kaulitz. Wczoraj było wywieszone na zastępstwach, więc nie powinniście być zdziwieni – i wyszła.
Pan Kaulitz… No, no, no. To co? Lekcja wolna?! Tak się cieszyłem, że nie będzie matematyki! Szczególnie, że ona praktycznie zawsze jest w szkole! Tak jak mówiła dyrektorka – już po chwili do sali wszedł Tom we własnej osobie. Przywitał się z klasą i usiadł za biurkiem.
- Przepraszam za te małe zamieszanie, ale trochę się zgubiłem w tej szkole – sam się zaśmiał i zaczął sprawdzać obecność. – Mam nadzieję, że wzięliście książki do fizyki, hm? Zastępstwo wisiało od wczoraj, więc nie powinno być z tym problemu. A najwyżej się poprzesiadajcie tak,  by na ławce była choć jedna książka. – Jasne… Ciekawe, kto się do mnie przysiądzie. Czemu nie miałem zwyczaju sprawdzać tej kartki z zastępcami? Ach, no tak! Tam był zawsze taki tłok, że stwierdziłem, że nie będę się przeciskać! Choć z tego, co się zorientowałem, książki miały może ze trzy osoby. - Sprawdziłem wasze kartkówki – podał jakiejś dziewczynie cały plik kartek, a sam zajrzał do dziennika. – Dobrze… A więc nie pisali jej… Katy i Bill. – Uśmiechnął się. – Poproszę was do tablicy. - CO?! Aż mi się słabo zrobiło. Przecież ja sam się nic nie uczyłem! Ale wstałem i poszedłem razem z dziewczyną na środek klasy. Patrzyłem na Toma błagalnie, ale on nawet nie zwracał na mnie uwagi! - Dobrze… Katy, powiedz mi w takim razie, co to dipol.
CO?! Boże! Ja nawet takiego pojęcia nie znałem! To w ogóle było?!
- To jest ten… No… Jest to układ… - wydukała, a minę miała, jakby srała.
Naprawdę! Tak główkowała jakoś dziwnie…
- Trwały układ – poprawił ją.
Boże! Ledwo zaczęła, a ten już…! Ja nie wiedziałem, że on się tak czepia szczegółów!
- Tak, tak. Trwały układ… dwóch ładunków… - ależ ona dukała! – o jednakowych wartościach, ale… ale innych…
- Przeciwnych.
Tom, przestań!
- Przeciwnych zwrotach! – wypociła i odetchnęła.
- No dobrze… To teraz rozwiąż te zadanie, a ja przepytam Billa – podał jej podręcznik i wskazał zadanie, które ma zrobić.
- Bill, powiedz mi, jak brzmią prawa Keplera – powiedział, a ja tylko wyszczerzyłem na niego oczy.
Że co?! On żartuje! Jakby nie mógł mi zadać pytania na kształt: Czy nakrętka będzie pływać po wodzie, czy się zatopi?
- No… Więc… Elektron nie może poruszać się w dowolnej odległości od jądra… - zacząłem.
- Nie, Bill. To pierwszy postulat Bohra – przerwał mi, a ja spuściłem głowę i zacisnąłem dłonie w pięści. Chciało mi się płakać. Zadał mi jeszcze kilka pytań, lecz na żadne nie znałem odpowiedzi. To było po prostu… kompromitujące! - Nie nauczyłeś się, Bill. – Serio?! A kiedy miałem się, kurwa, uczyć?! Wtedy, gdy mnie pieprzyłeś?! Skąd w ogóle miałem wiedzieć, że dzisiaj będę mieć z tobą lekcje! Nawet rano nie raczyłeś mi nic powiedzieć! Nawet bąknąć o tym! Nawet nie wiedziałem, że była jakaś cholerna kartkówka! – Przykro mi, ale muszę postawić ci jedynkę. – Podszedłem do swej ławki i usiadłem na swoim krześle, chowając twarz w dłoniach. Bądź silny, Bill! Nie płacz przy wszystkich! Kiedy tylko usłyszałem dzwonek, wybiegłem z klasy, nawet nie patrząc na… na tego nauczyciela! Chyba przestanę lubić fizykę… O ile kiedykolwiek ją lubiłem, choć myślałem, że z Tomem będzie trochę inaczej. Trochę lepiej. Nie oczekiwałem, by traktował mnie jak nie wiadomo kogo, no ale…! Po czterech lekcjach poszedłem do łazienki, załatwić wiadomą sprawę. Kiedy myłem ręce, wszedł Tom. - Czemu tak wybiegłeś? – zapytał, jednak go ignorowałem. – Bill? Możesz z łaski swej przestać mnie ignorować?
- Możesz z łaski swej przestać kompromitować mnie przy całej klasie? – spojrzałem w końcu na niego i wziąłem papierowy ręcznik, by wytrzeć w niego ręce.
- Chyba nie myślałeś, że będę traktować cię jakoś szczególnie, tylko przez to, co jest między nami? – oburzył się i poczerwieniał.
Pff! Nie bulwersuj się, bo złość piękności szkodzi! Jak dobrze, że byliśmy tu sami!
- Nie oczekuję, że za samo dawanie dupy dasz mi piątkę na koniec, ale mógłbyś nie kompromitować mnie przy całej klasie, zadając pytania z dupy wzięte! Ciekawe kiedy miałem się tego nauczyć!
- Katy jakoś się nauczyła!
- To bądź sobie z Katy! – wykrzyczałem najgłośniej, jak tylko potrafiłem i wyszedłem z łazienki, trzaskając mocno drzwiami.
Wyszedłem ze szkoły. I tak zostały mi tylko dwa wfy, więc żadna strata. Nie pójdę na strych, bo Tom znowu mnie znajdzie. Poszedłem do parku. Usiadłem na ławce i zacząłem głęboko oddychać, bo gdybym się nie uspokoił, to bym coś rozwalił, naprawdę! I chuj! Niech się Tom martwi! Poza tym, skąd miałem wiedzieć, że jak ktoś nie pisze kartkówki, to jest przepytywany na następnej lekcji! Może i powinienem uczy się z lekcji na lekcję, ale kto normalny tak robi?! Szczególnie, że ja nie opuściłem specjalnie tej kartkówki, a Tom sam wiedział, jak było. I ja nic o niej nie wiedziałem! Poza tym, mógł bąknąć dzisiaj, byśmy się przygotowali,  bo jutro mnie i Katy przepyta. To by było coś! I chociaż cała klasa wiedziałaby, jak to działa, a nie. Ciekawe, jak ja poprawię tę jedynkę… Siedziałem tak i myślałem, a w międzyczasie ściemniło się…

Tom

Super – pomyślałem, gdy Bill zostawił mnie samego w tej łazience, a gdy ją opuściłem, zauważyłem, że w kącie stało kilkoro uczniów, którzy przyglądali się mi z dziwnymi wyrazami twarzy.
- A wy co tu robicie? Dzwonka nie słyszeliście? - zapytałem, co skutecznie podziałało, bo bachory zaraz pouciekały do swoich klas.
Ostatnią, szóstą lekcję, miałem z jakąś trzecią klasą, która nawet w miarę ogarniała fizykę, więc nie musiałem ich tak cisnąć. I chociaż miałem z nimi przerobić kolejny temat, to kazałem im rozwiązywać zadania z ostatniego, bo w cholerę nie mogłem na niczym się skupić. Znowu sobie nagrabiłem, chociaż chciałem dobrze. Nie mogłem wyróżniać Billa, tylko dlatego, że coś nas łączyło. W szkole musiałem traktować go na równi z innymi, choć faktycznie mogłem mu powiedzieć i pomóc się nauczyć. Ale jak zwykle musiałem coś zjebać. I wiedziałem, że tym razem Bill tak szybko mi nie wybaczy... A klęczenie, róża w ustach i maślane oczka tym razem nie pomogą... Nie miałem zielonego pojęcia, co teraz robić...
Gdy lekcja dobiegła końca, zerwałem się niemal jak poparzony ze swojego miejsca. Przez cały ten czas byłem nieprzytomny. I cieszyłem się, że była to moje ostatnie zajęcia. Szybciej dzisiaj kończyłem od Billa, więc mogłem przygotować coś dla niego na przeprosiny. Tylko zostaje pytanie: co? Cały czas intensywnie o tym myślałem, bo naprawdę mi na nim zależało... i nawet nie zorientowałem się, kiedy znalazłem się w aucie. Postanowiłem, że skoczę do sklepu, by zrobić jakieś małe zakupy i jak już kupiłem najpotrzebniejsze rzeczy, pojechałem do mieszkania. Oczywiście w drzwiach od razu przywitał mnie szczęśliwy Bobik, którym też musiałem się chociaż chwilkę się zająć, więc gdy skończyłem zabawę z psiakiem zabrałem się do pracy.
Chciałem jakoś zaskoczyć Billa, więc stwierdziłem, że romantyczna kolacja na przeprosiny, to całkiem niezły pomysł. Na początku przygotowałem stół w salonie. Położyłem czerwoną serwetę, dwa białe talerze oraz dwa kieliszki do wina. Oczywiście ustawiłem to tak, bym mógł go widzieć przed sobą. Do tego rozstawiłem małe świeczki na środku stołu, tworząc z tego serce i wokół rozsypałem płatki róż, a jedną ułożyłem niedaleko miejsca, przy którym miał siedzieć Bill. A później zabrałem się za gotowanie! Wpierw przygotowałem zimny deser. Do dwóch pucharków nałożyłem dużą porcję śmietankowych lodów, rozsypałem na nie orzechy włoskie i laskowe oraz polałem to sosem czekoladowym i wstawiłem do zamrażalki, po czym zabrałem się za przygotowywanie spaghetti. Po jakiejś godzinie skończyłem wszystko i postawiłem na stół oraz rozlałem trochę wina do kieliszków. Potem jeszcze wziąłem prysznic, ubrałem się ładnie, „wypachniłem” się, a w salonie załączyłem jakąś spokojną i przyjemną dla uszu muzykę. Bill miał być lada moment, więc cieszyłem się, że wszystko miałem dopięte na ostatni guzik. Tylko czemu pociły mi się tak ręce...?

4 komentarze:

  1. Głupi Tom! Pogryzłabym go.
    No jak on mógł tak Billiego skompromitować przed tą klasa :/
    Dobrze wiedział jaki Bill jest, o!
    Ale w sumie Bill tez zachował się jak taki smarkacz delikatny. No po co on się tak denerwuje....
    no więc to tyle z mojej strony.
    Pozdrawiam i weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tom! A było tak pięknie, no cóż każdemu się zdarza. Prawda mógł mu powiedzieć o kartkówce, o tym że będzie odpytywał, ale według mnie to dobrze, że nie powiedział. Hah, wiem, można pomylić Bill od tyłu z jakąś kobietą, ale aż tak?! Romantyczna kolacja w tym przypadku powinna się sprawdzić, tak sądzę. Weny życzę i czekam na poniedziałek!

    OdpowiedzUsuń
  3. niech Bill nie przesadza, bo Tom jest także jego nauczycielem... niepotrzebnie się tak wściekł o ta jedynkę, bo przecież tak czy siak nie będzie miał problemów z poprawieniem tego, a dzięki takim sytuacjom klasa nie zacznie nic podejrzewać... a z nieodpowiedzialnym zachowaniem Billa dużo do tego nie brakuje. niech on w końcu przestanie się tak fochac na wszystko, bo Tom nie jest jego opiekunka tylko partnerem, grrr. no ale tak to wszystko fajnie, uwielbiam tę dwójkę, mimo, że nerwy przez nich mi nieźle skaczą:D przecież Tom jest taki kochany, martwi się, stara i wgl, więc mam nadzieję, że Billusiowi w końcu otworzą się oczka. no i swoją drogą w końcu zacznie też nad sobą panować,żeby nie dawać Czarnemu pretekstów do kłótni. najbardziej podobał mi się pomysł z pobudką <3 pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na następny!

    OdpowiedzUsuń
  4. To było do przewidzenia. Bill nie ogarnia całej tej sytuacji, najpierw sam chce by ich związek był tylko ich tajemnicą, a potem robi problem, bo dostał pałę. Tom go ośmieszył? Nie! Sam siebie ośmieszył, bo się nie nauczył. Tom, jak było widać i tak staną po jego stronie, idąc do dyrektorki i informując ją o sytuacji jaka miała miejsce w klasie, chociaż sądziłam, że walnie większe kazanie klasie, że nie należny oceniać innych po tym jakiej są orientacji i taki tam. Znowu Bill nie może myśleć, że Tom załatwi za niego całą sprawę, łącznie ze zdawaniem egzaminów. Dobrze zgodzę się z tym, że to co ich łączy absorbuje jego cały czas, ale nie sądzę żeby Tom postawił swoją przyjemność ponad to, że jednak Billowi należny się czas by mógł się pouczyć. No i ten jego foch Billa, bo nic nie wiedział o kartkówce, a czy zapytał się Toma, co było jak uciekła z klasy? Nawet nie zapytał się, co się tam później działo? Ja bym od razu dziurę w brzuchu mu wierciła, co kto gadał itd. Myślę, że Billa czeka jeszcze wysoka góra do pokonania zanim dotrą się na tyle żeby przy każdej nietypowej sytuacji nie reagował ucieczką. Mam nadaję, że uczucie jakie zrodziło się w sercu Toma, będzie na tyle silne żeby znieść to.
    Buziaczki dziewczyny :*

    OdpowiedzUsuń