Tom
Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, co czułem, gdy Bill zdecydował, że da mi drugą szansę. Zdawałem sobie sprawę, że przede mną jeszcze długa droga do odzyskania jego zaufania, ale chciałem się postarać, bo wiedziałem, że warto. Kiedy tylko trochę zjedliśmy, to zadzwoniłem do Jacka, że się zmywamy i lekko podpici pojechaliśmy do Georga.
- Wy razem? - zapytał zdziwiony szatyn, kiedy obydwoje stanęliśmy pod jego drzwiami.
- Tak – odparłem, uśmiechając się szeroko.
- Przyjechałem po swoje rzeczy – wyjaśnił Bill, gdy już otwierałem usta, by właśnie to powiedzieć, ale chłopak mnie ubiegł. - Chcę dać Tomowi szansę, ostatnią oczywiście. I nie, nie wracam jeszcze do niego, nie jestem jeszcze gotowy – dodał, nim Geo zdążył o cokolwiek zapytać, po czym zniknął w pokoju gościnnym.
- I tak masz powód, by świętować – mruknął przyjaciel, patrząc na mnie wymownie.
- Wiem – uciąłem krótko.
- Bill jest dla ciebie za dobry – stwierdził po chwili. - To też wiedziałeś? - zapytał, a ja uniosłem brew.
- Owszem, wiem – powtórzyłem.
- I... - zaczął, lecz nie pozwoliłem mu dokończyć.
- I nie zmarnuje tego – rzekłem, za co zostałem nagrodzony przyjacielskim uściskiem.
- A co tu się dzieje? - usłyszałem pytanie Billa, a gdy odsunąłem się od Geo, zerknąłem na niego. Stał pośrodku salonu z dwoma walizkami i psem przy nodze, który na mój widok zamerdał ogonem.
- Dawałem Tomowi ostrzeżenie – wytłumaczył szatyn. - Więc niech teraz lepiej się pilnuje – zagroził, patrząc na mnie groźnie, na co Bill parsknął śmiechem, a zaraz zapytał:
- Tom, pomożesz z tymi walizkami?
- Jasne! - podszedłem do niego i miałem już wziąć te walizki, gdy niespodziewanie Bobik skoczył na mnie, przez co się przewróciłem, a on dodatkowo uwalił się swym cielskiem na mnie. - Chłopie, ile ty ważysz?! - zapytałem, śmiejąc się, a w odpowiedzi pies zaczął lizać mnie po twarzy.
- Stęsknił się za tobą – powiedział Bill, gdy w końcu udało mi się pozbierać z podłogi i wziąć walizki chłopaka.
- Oj, ja za nim też. Psina kochana – powiedziałem pieszczotliwie, uśmiechając się do psa, a zaraz zerknąłem na czarnowłosego. - To co? Zbieramy się? - zapytałem.
Chłopak kiwnął głową i z Bobikiem przy nodze podszedłem do Georga, którego zaraz przytulił.
- Dziękuję ci za wszystko, Georg. Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie – powiedział, po czym odsunął się od niego.
- Ja lepszego przyjaciela od ciebie też nie miałem. I nie zapominaj, że na mnie zawsze możesz liczyć, cokolwiek by się nie działo.
- Wiem, wiem. I właśnie dziękuję ci za to. Pa, Geoś – pożegnał się z nim i wyszedł z domu przyjaciela.
- Pilnuj się, Tom, pamiętaj, mam cię na oku – powiedział, mierząc się ze mną przez chwilę wzrokiem, a po chwili sam opuściłem budynek.
W drodze do mojego i Billa mieszkania niewiele mówiliśmy. Od czasu do czasu któryś z nas coś powiedział, ale to nie było nic takiego ważnego. Kiedy dotarliśmy na miejsce i znaleźliśmy się w cieplutkim mieszkanku, ni z tego, ni z owego, zapytałem:
- Co powiesz na to, byśmy się przeprowadzili w styczniu?
- Skąd taka decyzja? - spytał, spoglądając na mnie zdziwiony.
- Po prostu – wzruszyłem ramionami. - Lubię to mieszkanie, jest w nim pełno przyjemnych i miłych wspomnień, ale jedno mi to wszystko psuje... Rozumiesz? - popatrzyłem na chłopaka, szukając w jego oczach zrozumienia, lecz odpowiedział mi kiwnięciem głowy.
- Jesteś głodny? - spytał po jakimś czasie, siadając obok mnie, gdyż odkąd tylko weszliśmy do mieszkania, siedziałem na kanapie. Jakoś nie czułem się ostatnio najlepiej...
- Nie, nie. Najadłem się tamtego – odparłem uśmiechając się blado, a tym, co zrobił Bill... Totalnie mnie zaskoczył.
- Kocham cię... - szepnął i wtulił się we mnie.
- Ja ciebie także, Billy – odparłem również szeptem i objąłem go, lecz ta chwila nie trwała długo, gdyż chłopak poderwał się, gdy tylko dało się słyszeć dzwonek do drzwi.
- Spodziewasz się kogoś? - spytał chłopak, spoglądając na mnie.
- Nie... - pokręciłem przecząco głową i wzruszyłem ramionami, jednak zaraz podniosłem się z kanapy i podszedłem do drzwi, lecz widok roztrzęsionej Lilith kompletnie wytrącił mnie z równowagi. Miałem ochotę zamknąć jej te drzwi przed nosem. - Lilith, to nie jest odpowiedni moment na twoje wizyty – powiedziałem, zagradzając jej przejście. Kobieta z łatwością mnie odepchnęła i weszła do środka.
- Boże, Tom, nie obchodzi mnie to. To jest, kurwa, ważne – warknęła, drżącymi dłońmi ściągając z siebie płaszcz. Jeszcze nigdy jej takiej nie widziałem. W dodatku Lilith zazwyczaj nie przeklinała, więc musiało to być coś strasznego. - Wszystko skończone, Tom! Wszystko, rozumiesz?! - wrzeszczała, wymachując rękoma. - I to wszystko twoja wina, ty fiucie! - krzyknęła, wytykając mnie palcem.
- Powiesz o co chodzi...? - wydusiłem z siebie w końcu, chociaż cholernie obawiałem się tej odpowiedzi...
- Wtedy w nocy... Nie miałeś prezerwatywy, Tom... - zaczęła, a mi zrobiło się słabo. Każde jej kolejne słowo wbijało gwóźdź do mej trumny. - Nie dostałam okresu... Chociaż powinnam już dawno... Na początku sama nie chciałam w to wierzyć, bo to oznacza, że... Ja po prostu zostanę przez to bez dachu nad głową, jak John się dowie, rozumiesz...? - zapytała. Wszystko, co mówiła, wyrzucała z siebie z prędkością światła, więc miałem cholerną nadzieję, że ja po prostu coś źle zrozumiałem... Ale jej wzrok, przepełniony strachem i łzami, mówił, że dobrze zrozumiałem... - Ja jestem w ciąży, Tom... - dokończyła, a mi usunął się grunt pod nogami i zapadła kompletna ciemność.
Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, co czułem, gdy Bill zdecydował, że da mi drugą szansę. Zdawałem sobie sprawę, że przede mną jeszcze długa droga do odzyskania jego zaufania, ale chciałem się postarać, bo wiedziałem, że warto. Kiedy tylko trochę zjedliśmy, to zadzwoniłem do Jacka, że się zmywamy i lekko podpici pojechaliśmy do Georga.
- Wy razem? - zapytał zdziwiony szatyn, kiedy obydwoje stanęliśmy pod jego drzwiami.
- Tak – odparłem, uśmiechając się szeroko.
- Przyjechałem po swoje rzeczy – wyjaśnił Bill, gdy już otwierałem usta, by właśnie to powiedzieć, ale chłopak mnie ubiegł. - Chcę dać Tomowi szansę, ostatnią oczywiście. I nie, nie wracam jeszcze do niego, nie jestem jeszcze gotowy – dodał, nim Geo zdążył o cokolwiek zapytać, po czym zniknął w pokoju gościnnym.
- I tak masz powód, by świętować – mruknął przyjaciel, patrząc na mnie wymownie.
- Wiem – uciąłem krótko.
- Bill jest dla ciebie za dobry – stwierdził po chwili. - To też wiedziałeś? - zapytał, a ja uniosłem brew.
- Owszem, wiem – powtórzyłem.
- I... - zaczął, lecz nie pozwoliłem mu dokończyć.
- I nie zmarnuje tego – rzekłem, za co zostałem nagrodzony przyjacielskim uściskiem.
- A co tu się dzieje? - usłyszałem pytanie Billa, a gdy odsunąłem się od Geo, zerknąłem na niego. Stał pośrodku salonu z dwoma walizkami i psem przy nodze, który na mój widok zamerdał ogonem.
- Dawałem Tomowi ostrzeżenie – wytłumaczył szatyn. - Więc niech teraz lepiej się pilnuje – zagroził, patrząc na mnie groźnie, na co Bill parsknął śmiechem, a zaraz zapytał:
- Tom, pomożesz z tymi walizkami?
- Jasne! - podszedłem do niego i miałem już wziąć te walizki, gdy niespodziewanie Bobik skoczył na mnie, przez co się przewróciłem, a on dodatkowo uwalił się swym cielskiem na mnie. - Chłopie, ile ty ważysz?! - zapytałem, śmiejąc się, a w odpowiedzi pies zaczął lizać mnie po twarzy.
- Stęsknił się za tobą – powiedział Bill, gdy w końcu udało mi się pozbierać z podłogi i wziąć walizki chłopaka.
- Oj, ja za nim też. Psina kochana – powiedziałem pieszczotliwie, uśmiechając się do psa, a zaraz zerknąłem na czarnowłosego. - To co? Zbieramy się? - zapytałem.
Chłopak kiwnął głową i z Bobikiem przy nodze podszedłem do Georga, którego zaraz przytulił.
- Dziękuję ci za wszystko, Georg. Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie – powiedział, po czym odsunął się od niego.
- Ja lepszego przyjaciela od ciebie też nie miałem. I nie zapominaj, że na mnie zawsze możesz liczyć, cokolwiek by się nie działo.
- Wiem, wiem. I właśnie dziękuję ci za to. Pa, Geoś – pożegnał się z nim i wyszedł z domu przyjaciela.
- Pilnuj się, Tom, pamiętaj, mam cię na oku – powiedział, mierząc się ze mną przez chwilę wzrokiem, a po chwili sam opuściłem budynek.
W drodze do mojego i Billa mieszkania niewiele mówiliśmy. Od czasu do czasu któryś z nas coś powiedział, ale to nie było nic takiego ważnego. Kiedy dotarliśmy na miejsce i znaleźliśmy się w cieplutkim mieszkanku, ni z tego, ni z owego, zapytałem:
- Co powiesz na to, byśmy się przeprowadzili w styczniu?
- Skąd taka decyzja? - spytał, spoglądając na mnie zdziwiony.
- Po prostu – wzruszyłem ramionami. - Lubię to mieszkanie, jest w nim pełno przyjemnych i miłych wspomnień, ale jedno mi to wszystko psuje... Rozumiesz? - popatrzyłem na chłopaka, szukając w jego oczach zrozumienia, lecz odpowiedział mi kiwnięciem głowy.
- Jesteś głodny? - spytał po jakimś czasie, siadając obok mnie, gdyż odkąd tylko weszliśmy do mieszkania, siedziałem na kanapie. Jakoś nie czułem się ostatnio najlepiej...
- Nie, nie. Najadłem się tamtego – odparłem uśmiechając się blado, a tym, co zrobił Bill... Totalnie mnie zaskoczył.
- Kocham cię... - szepnął i wtulił się we mnie.
- Ja ciebie także, Billy – odparłem również szeptem i objąłem go, lecz ta chwila nie trwała długo, gdyż chłopak poderwał się, gdy tylko dało się słyszeć dzwonek do drzwi.
- Spodziewasz się kogoś? - spytał chłopak, spoglądając na mnie.
- Nie... - pokręciłem przecząco głową i wzruszyłem ramionami, jednak zaraz podniosłem się z kanapy i podszedłem do drzwi, lecz widok roztrzęsionej Lilith kompletnie wytrącił mnie z równowagi. Miałem ochotę zamknąć jej te drzwi przed nosem. - Lilith, to nie jest odpowiedni moment na twoje wizyty – powiedziałem, zagradzając jej przejście. Kobieta z łatwością mnie odepchnęła i weszła do środka.
- Boże, Tom, nie obchodzi mnie to. To jest, kurwa, ważne – warknęła, drżącymi dłońmi ściągając z siebie płaszcz. Jeszcze nigdy jej takiej nie widziałem. W dodatku Lilith zazwyczaj nie przeklinała, więc musiało to być coś strasznego. - Wszystko skończone, Tom! Wszystko, rozumiesz?! - wrzeszczała, wymachując rękoma. - I to wszystko twoja wina, ty fiucie! - krzyknęła, wytykając mnie palcem.
- Powiesz o co chodzi...? - wydusiłem z siebie w końcu, chociaż cholernie obawiałem się tej odpowiedzi...
- Wtedy w nocy... Nie miałeś prezerwatywy, Tom... - zaczęła, a mi zrobiło się słabo. Każde jej kolejne słowo wbijało gwóźdź do mej trumny. - Nie dostałam okresu... Chociaż powinnam już dawno... Na początku sama nie chciałam w to wierzyć, bo to oznacza, że... Ja po prostu zostanę przez to bez dachu nad głową, jak John się dowie, rozumiesz...? - zapytała. Wszystko, co mówiła, wyrzucała z siebie z prędkością światła, więc miałem cholerną nadzieję, że ja po prostu coś źle zrozumiałem... Ale jej wzrok, przepełniony strachem i łzami, mówił, że dobrze zrozumiałem... - Ja jestem w ciąży, Tom... - dokończyła, a mi usunął się grunt pod nogami i zapadła kompletna ciemność.
Bill
Kanapa wcale nie była jakoś daleko od drzwi, więc wszystko doskonale
słyszałem. Jaka Lilith była roztrzęsiona, ale i tak w głowie zostały mi jej
ostatnie słowa. To one odbijały się jak echo. „Jestem w ciąży, Tom. Jestem w
ciąży… Ja jestem w ciąży… Tom…”. Nie mogłem tego słuchać. Do oczu naszył mi
łzy, więc zerwałem się i chciałem wybiec stamtąd, ale wtedy usłyszałem huk i
zobaczyłem Toma leżącego na podłodze.
- Tooooom! – krzyknąłem na całe gardło i klęknąłem obok niego. – Obudź
się, błagam – wziąłem jego twarz w dłonie i patrzyłem na niego, krzycząc
ciągle. – Zrób coś, zadzwoń po karetkę! – wrzasnąłem do dziewczyny, która chyba
już to robiła. W sumie… To mało pamiętam z tamtych chwil. Czerwono niebieskie
światełka. Ambulans. I to, jak przewozili Toma do szpitala. Oczywiście zabrałem
się z nimi, a z nami jeszcze Lilith. Przez całą drogę płakałem, bojąc się o chłopaka.
Skąd mogłem wiedzieć, co mu jest? Może jego organizm przez te omdlenie chciał nam
coś powiedzieć? W końcu zabrali go na jakieś badania, a ja zostałem z Lili w
poczekalni. Pielęgniarka dała mi coś na uspokojenie, więc przestałem płakać. Teraz tylko patrzyłem się przed siebie pustym wzrokiem. Nigdy nie widziałem jak
człowiek mdleje. Nie wiedziałem, że jest to aż taki huk, jak bezwładne ciało
zderza się z podłogą. Miałem tylko nadzieję, że nic nie stało mu się w głowę.
Kiedy żaden lekarz nie wychodził, ja zacząłem zastanawiać się nad tą ciążą.
Skoro ta Lili była zdradzana – o czym sama wspomniała w liście, to… Pewnie odejdzie
od męża, szczególnie teraz, kiedy go zdradziła i zaszła z tym mężczyzną w
ciążę. Z Tomem. Weźmie córkę, która będzie mieć rodzeństwo i stworzą kochającą
się rodzinę. Bo tak właśnie powinna wyglądać rodzina. Mama, tata i dzieci. A
nie tata i tata… Poza tym ja sobie nie wyobrażałem, że po tym wszystkim będę z
Tomem. To dziecko za dużo zmieniło…
- Bill? – wyszeptała dziewczyna i dopiero jej słowa sprowadziły mnie na
ziemię. Zerknąłem na nią i uniosłem brew. – Ale to chyba nie zepsuje nic między
wami, prawda?
- Nawet do niego nie wróciłem – wzruszyłem ramionami, a widząc jej minę
kontynuowałem. – Mieliśmy znów mieszkać razem… Miał się starać…
- Nie odtrącaj go.
- Dlaczego?! Jak ty to sobie wyobrażasz?! Powiedz mi – krzyknąłem i
schowałem twarz w dłoniach. – Chcesz, żeby z tego dzieciaka śmiały się inne
bachory? Że ma dwóch tatusiów? Nie zrobię mu z życia piekła, bo on mi nic nie
zrobił. Sam się na świat nie pchał.
- Billy – zdrobniła moje imię i dała mi rękę na ramię, przez co przez
moje ciało przeszedł dreszcz. – Wiesz, że… Gdybym cokolwiek wiedziała, to nigdy
bym nie pozwoliła, aby…
- Wiem – powiedziałem szybko, nie chcąc dalej tego słuchać. – Ale ja…
Och… Nie wiem… Muszę pogadać z Tomem – dałem w końcu za wygraną i wypuściłem głośno
powietrze z płuc. Ta cała zdrada nas zniszczyła, a te dziecko nas dobiło… Nagle
z sali wyszedł lekarz, a my zerwaliśmy się z miejsca.
- Co z Tomem? – zapytałem od razu, a lekarz spojrzał na mnie od stóp do
głów. Był dość młody, ale nie był nowicjuszem. Przynajmniej jak na moje oko.
- Pacjent ma anemię – powiedział w końcu, a ja otworzyłem szeroko oczy.
Co ma? – Jest to choroba, w której występują zaburzenia związane z czerwonymi
krwinkami i ilością hemoglobiny czerwonego barwnika krwi. Przyczyny są podobne
jak przy przepracowaniu. Pacjent jest zmęczony, blady, brak apetytu, senność,
kołatanie serca, szybko się męczy. Osoba po prostu miała złą dietę lub w ogóle
mało jadła, a jeśli już to szybko i niezdrowo. Do organizmu nie dostarczane
były żelazo, kwasy foliowe. – Wiedziałem! Tom wydawał się jakiś bledszy
ostatnio. I mimo, iż nie męczył się jakoś szybko, to nie jadł ostatnio jakoś
dużo przy mnie i byłem prawie pewien, że gdy u niego nie mieszkałem, to mało
jadł. A pewnie prawie w ogóle.
- Ale da się z tego wyleczyć? – zapytałem od razu z nadzieją w głosie.
- Oczywiście. Wystarczy, że taka osoba będzie jeść regularne posiłki.
Dużo owoców, warzyw, mięso. Niech je trzy razy w tygodniu jajka, bo to właśnie
one zawierają żelazo. Trzeba ograniczyć kawę i herbatę, które blokują
przyswajanie owego żelaza. Oczywiście preparaty bogate w witaminę C oraz kwasy
foliowe. No i polecam regularne badania i ruch. To chyba wszystko – uśmiechnął
się na końcu.
- Więc to nie jest nic groźnego?
- Jeśli zaczną państwo już teraz z tym coś robić i zwalczać, to myślę,
że nie.
- A możemy go zobaczyć? – dopytywałem nadal.
- Oczywiście. Już się obudził – od razu wystrzeliłem do sali. Gdy tylko
wszedłem, od razu zwróciłem na siebie uwagę Toma.
- Billy – wyszeptał czule, a ja przygryzłem wargę, która zaczęła
niebezpiecznie drżeć.
Tom
Nie miałem pojęcia, co działo się ze mną po tym, jak nastała ciemność. A teraz znajdowałem się w jakimś pokoju, którego ściany było biało-niebieskie, obok łóżka stała metalowa szafka, a pod jedną ze ścian, obok drzwi, znajdowało się kilka krzeseł. A widząc w oknach kraty, to pierwsze, co pomyślałem, to to, że jestem w więzieniu! Przez to aż poderwałem się ze swego łóżka, jednak kabelki, do których byłem podłączony, powstrzymały mnie przed ucieczką. W dodatku strasznie bolała mnie głowa... Po chwili do pomieszczenia wszedł młody mężczyzna w białym stroju i zawieszonymi przez szyję słuchawkami do osłuchiwania. Był to niewątpliwie lekarz, więc... Ja byłem w szpitalu.
- O widzę, że śpiąca królewna się obudziła – zażartował. - Jak pan się czuje? - zapytał, podchodząc do mojego łóżka. Wziął moją kartę i zaczął coś w niej pisać.
- Czuję się tak, jak wyglądam – odparłem krótko, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Czyli nie najlepiej – podsumował, uśmiechając się szeroko.
- Długo tu jestem? - zapytałem, gdy w końcu mój wzrok zatrzymał się na nim.
- Od niedawna. Przywiózł tutaj pana pański przyjaciel i przyjaciółka po tym, jak pan zemdlał - wyjaśnił.
- To co mi jest? - zadałem kolejne pytanie, patrząc na niego wyczekująco. Kiedy odwiesił na miejsce moją kartę, skupił się na mojej osobie.
- Po wstępnych badaniach mogę stwierdzić, że ma pan anemię. Jeszcze nie przyszły wyniki badań krwi, ale jestem tego pewien. Jak pan trochę odpocznie, to wykonamy jeszcze kilka niezbędnych badań.
- To ile ja mam tu jeszcze zostać? - dopytywałem. Nie chciałem tu zostawać ani minuty dłużej i najchętniej, to już bym stąd poszedł. A przygnębiała mnie myśl, że możliwe jest to, iż będę musiał zostać w tym miejscu w święta, które zbliżały się wielkimi krokami...
- Przed świętami na pewno pan wyjdzie – powiedział, jakby czytał mi w myślach, a kamień spadł mi z serca. No, chociaż to...
- A co z moim... przyjacielem?
- Zaraz tutaj wejdzie – powiedział i na odchodnym posłał mi uśmiech.
W chwilę później do sali wszedł mój „przyjaciel” we własnej osobie.
- Billy – wyszeptałem, a me serce znów przy nim zabiło szybciej, co zarejestrowała maszyna, do której mnie podłączyli, chociaż uważałem, że to wcale nie jest potrzebne. W końcu nie umierałem, prawda? Jednak kiedy tylko urządzenie wydało z siebie dźwięk, w drzwiach ponownie pojawiła się głowa lekarza.
- Wszystko w porządku? - zapytał, przyglądając mi się uważnie. W odpowiedzi kiwnąłem głową, a gdy mężczyzna znikł, w jego miejsce po chwili pojawiła się Lilith.
- Co ona tu robi? - spytałem, patrząc na blondynkę.
- Ona ma imię – warknęła, zamykając za sobą drzwi. - Nie zachowuj się tak, jakbym była kimś obcym.
- Właśnie, Tom – wtrącił Bill. - Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Nie wiem... - westchnąłem. - Ale wiem jedno: nie chcę być z Lili, chcę być z tobą, Bill, bo to ciebie kocham... - powiedziałem, patrząc w jego oczy. Chciałem złapać jego dłoń w swoją, gdy podchodził do mojego łóżka, ale gdy tylko to zrobiłem – szybko ją wyrwał.
- Nie, Tom. Będziesz miał dziecko. I musisz wziąć za to odpowiedzialność.
- I wezmę! Kto powiedział, że nie? Ale to nie oznacza, że będę, czy, że muszę być z Lilith...
- Dokładnie, Bill. Wiem, że Tom tylko ciebie kocha, a ja nigdy nie chciałam i nie chcę niszczyć waszego związku. A jeszcze ja mam męża, Bill... Może nie jestem z nim szczęśliwa i zapewne długo moim mężem już nie będzie, ale jednak... - powiedziała na moją obronę i westchnęła cicho.
- Wiesz, że w razie co, to ci pomogę, prawda? - zapytałem, patrząc na nią.
- Pewnie, Tom – odarła, uśmiechając się do mnie.
- A ty, Bill, wiesz, że tylko ciebie kocham...? - zerknąłem na chłopaka. - Wiesz, że to właśnie z tobą chcę spędzić resztę życia...?
Nie miałem pojęcia, co działo się ze mną po tym, jak nastała ciemność. A teraz znajdowałem się w jakimś pokoju, którego ściany było biało-niebieskie, obok łóżka stała metalowa szafka, a pod jedną ze ścian, obok drzwi, znajdowało się kilka krzeseł. A widząc w oknach kraty, to pierwsze, co pomyślałem, to to, że jestem w więzieniu! Przez to aż poderwałem się ze swego łóżka, jednak kabelki, do których byłem podłączony, powstrzymały mnie przed ucieczką. W dodatku strasznie bolała mnie głowa... Po chwili do pomieszczenia wszedł młody mężczyzna w białym stroju i zawieszonymi przez szyję słuchawkami do osłuchiwania. Był to niewątpliwie lekarz, więc... Ja byłem w szpitalu.
- O widzę, że śpiąca królewna się obudziła – zażartował. - Jak pan się czuje? - zapytał, podchodząc do mojego łóżka. Wziął moją kartę i zaczął coś w niej pisać.
- Czuję się tak, jak wyglądam – odparłem krótko, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Czyli nie najlepiej – podsumował, uśmiechając się szeroko.
- Długo tu jestem? - zapytałem, gdy w końcu mój wzrok zatrzymał się na nim.
- Od niedawna. Przywiózł tutaj pana pański przyjaciel i przyjaciółka po tym, jak pan zemdlał - wyjaśnił.
- To co mi jest? - zadałem kolejne pytanie, patrząc na niego wyczekująco. Kiedy odwiesił na miejsce moją kartę, skupił się na mojej osobie.
- Po wstępnych badaniach mogę stwierdzić, że ma pan anemię. Jeszcze nie przyszły wyniki badań krwi, ale jestem tego pewien. Jak pan trochę odpocznie, to wykonamy jeszcze kilka niezbędnych badań.
- To ile ja mam tu jeszcze zostać? - dopytywałem. Nie chciałem tu zostawać ani minuty dłużej i najchętniej, to już bym stąd poszedł. A przygnębiała mnie myśl, że możliwe jest to, iż będę musiał zostać w tym miejscu w święta, które zbliżały się wielkimi krokami...
- Przed świętami na pewno pan wyjdzie – powiedział, jakby czytał mi w myślach, a kamień spadł mi z serca. No, chociaż to...
- A co z moim... przyjacielem?
- Zaraz tutaj wejdzie – powiedział i na odchodnym posłał mi uśmiech.
W chwilę później do sali wszedł mój „przyjaciel” we własnej osobie.
- Billy – wyszeptałem, a me serce znów przy nim zabiło szybciej, co zarejestrowała maszyna, do której mnie podłączyli, chociaż uważałem, że to wcale nie jest potrzebne. W końcu nie umierałem, prawda? Jednak kiedy tylko urządzenie wydało z siebie dźwięk, w drzwiach ponownie pojawiła się głowa lekarza.
- Wszystko w porządku? - zapytał, przyglądając mi się uważnie. W odpowiedzi kiwnąłem głową, a gdy mężczyzna znikł, w jego miejsce po chwili pojawiła się Lilith.
- Co ona tu robi? - spytałem, patrząc na blondynkę.
- Ona ma imię – warknęła, zamykając za sobą drzwi. - Nie zachowuj się tak, jakbym była kimś obcym.
- Właśnie, Tom – wtrącił Bill. - Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Nie wiem... - westchnąłem. - Ale wiem jedno: nie chcę być z Lili, chcę być z tobą, Bill, bo to ciebie kocham... - powiedziałem, patrząc w jego oczy. Chciałem złapać jego dłoń w swoją, gdy podchodził do mojego łóżka, ale gdy tylko to zrobiłem – szybko ją wyrwał.
- Nie, Tom. Będziesz miał dziecko. I musisz wziąć za to odpowiedzialność.
- I wezmę! Kto powiedział, że nie? Ale to nie oznacza, że będę, czy, że muszę być z Lilith...
- Dokładnie, Bill. Wiem, że Tom tylko ciebie kocha, a ja nigdy nie chciałam i nie chcę niszczyć waszego związku. A jeszcze ja mam męża, Bill... Może nie jestem z nim szczęśliwa i zapewne długo moim mężem już nie będzie, ale jednak... - powiedziała na moją obronę i westchnęła cicho.
- Wiesz, że w razie co, to ci pomogę, prawda? - zapytałem, patrząc na nią.
- Pewnie, Tom – odarła, uśmiechając się do mnie.
- A ty, Bill, wiesz, że tylko ciebie kocham...? - zerknąłem na chłopaka. - Wiesz, że to właśnie z tobą chcę spędzić resztę życia...?