piątek, 29 sierpnia 2014

Odcinek osiemnasty

Tom

Wiedziałem, że z rana źle zrobiłem, że zachowałem się jak ostatni chuj... Nie powinienem był powiedzieć tak do Billa. Owszem, nie chciałem mieć problemów w szkole, ale dobrze też wiedziałem, jaki jest Bill. A teraz był na mnie wściekły.
Westchnąłem cicho i poszedłem do kuchni, gdy już zostałem sam. Dokończyłem kawę i zrobiłem sobie, jak i Billowi kanapki do szkoły. Miałem nadzieję, że tak go złapie i przeproszę za swoje zachowanie, ale tak się nie stało... Widocznie chłopak umiejętnie mnie unikał, bo nawet jak szukałem go tam, gdzie miał lekcje, to i tak zostawałem z niczym. Nawet jak mieliśmy razem lekcje, to kompletnie mnie olewał, ale przynajmniej przyszedł... Lecz zauważyłem, że w ogóle nie słucha tego, co mówię, to zwyczajnie nie wytrzymałem. Wybuchnąłem, krzycząc na niego. Moja cierpliwość się skończyła. Jednak szybko tego pożałowałem, gdy w stronę Billa poleciały wyzwiska. A kiedy wybiegł z pomieszczenia, wiedziałem, że będzie jeszcze gorzej. Chciałem za nim pobiec, ale nie mogłem... Nie mogłem zostawić pozostałych uczniów... I w tej chwili żałowałem, że nie jestem ich wychowawcą, bo ja już bym im dał popalić!
- Zadowoleni jesteście z siebie? - zapytałem dość nieprzyjemnym głosem, patrząc na nich wściekle.
Naprawdę byłem zły.
- A co go tak pan broni, skoro to wszystko, co powiedzieliśmy, jest prawdą? - spytała blondyna z pierwszej ławki, uśmiechając się do mnie zalotnie.
Kretynka – przemknęło mi przez myśl, ale wiedziałem, że muszę odciąć się na niej jakoś inaczej, więc na głos powiedziałem:
- A ty nie wiesz, co to pytanie retoryczne? - Gdy się o to zapytałem, po klasie rozszedł się śmiech i szmery, przez co dziewczyna zrobiła się czerwona jak burak. - A was to co tak bawi, hę? - rzuciłem, a klasa od razu się uciszyła. No tak. To takie typowe. - Po pierwsze, to nie myślcie, że o tym zapomnę i ominie was kara za takie zachowanie – wskazałem na nich wszystkich palcem. - Po drugie, pamiętacie swoje testy?  – zapytałem, rozglądając się po klasie. Na wszystkich twarzach od razu zawitał grymas. - Za tydzień poprawa. Lepiej się przygotujcie, bo będzie trudniej. Jak ktoś to zawali, to niech będzie świadomy, że nie zda z fizyki do następnej klasy. A teraz – mruknąłem, podchodząc do tablicy, by kredą podzielić ją na pół, rysując na środku linię i wpisując w jedną kolumnę „grupa a”, a w drugą „grupa b” - kartkóweczka – ciągnąłem dalej, odwracając się w stronę klasy. - Zobaczymy, czy cokolwiek nauczyliście się pod moją nieobecność.

***

Zanim wróciłem do mieszkania, postanowiłem porozmawiać z dyrektor o zachowaniu uczniów. Lecz kiedy wspomniałem, że chodzi o Billa, to miałem wrażenie, że on tak naprawdę ją gówno obchodzi.
- Więc mam rozumieć, że nic pani z tym nie zrobi? - zapytałem, nie ukrywając zdziwienia.
- Mogę z nimi porozmawiać, ale wątpię, że to coś da – odparła obojętnie, wzruszając ramionami.
- Jeśli podejmie pani odpowiednie czynności i wyciągnie konsekwencje związane z takim zachowaniem, to na pewno coś da.
- Twierdzi pan, że źle prowadzę MOJĄ szkołę? - rzuciła ostro, dobitnie podkreślając słowo „moje” i wbiła we mnie swe mordercze spojrzenie. Myślałem, że zaraz tu na mnie się rzuci i rozszarpie mnie swymi szponami.
- Tego nie powiedziałem. Ale w pani obowiązku jest dbać o każdego ucznia. I jeśli pani z tym nic nie zrobi, to pójdę na policję.
- Grozi mi pan, panie Kaulitz? - zmrużyła oczy, kładąc ręce na swoje biodra.
- Nikomu nie grożę. Chcę tylko, by każdy czuł się dobrze w tej szkole. Naprawdę liczę na pani pomoc. A teraz wybaczy pani, ale już pójdę. Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia jutro – rzuciłem na odchodnym i wyszedłem z budynku, nawet nie pozwalając jej dość do słowa. Miałem gdzieś konsekwencje, które mogły się wiązać z tym, że jej podskoczyłem. Mogła mnie nawet wyrzucić z pracy. I bez tego bym sobie poradził. Chciałem tylko, by szanowali Billa.

***

Kiedy dotarłem do mieszkania, okazało się, że nie ma w nim Billa, bo w progu przywitał mnie tylko Bobik, skacząc, szczekając i merdając radośnie ogonkiem na mój widok.
- Gdzie Bill? - zapytałem psa, kucając przy nim, by podrapać go za uchem. Bobik w odpowiedzi tylko szczeknął, a ja zaraz walnąłem się ręką w czoło, jakby szczeniak powiedział mi coś, o czym zapomniałem. No bo w zasadzie to faktycznie zapomniałem! Przecież Bill nie miał klucza! - Poczekaj, Bobik. Wiem, gdzie może być Bill – powiedziałem, po czym opuściłem mieszkanie, ściskając w ręce coś, co miałem przy sobie odkąd jechałem do domu i chciałem podarować to chłopakowi. Po chwili byłem już na strychu. - Bill... - wyszeptałem, zauważywszy chłopaka. Podszedłem do niego na palcach, jakbym się bał, że mnie usłyszy. Znów siedział na tym kawałku styropianu, lecz tym razem zamiast spać, to siedział i rysował coś w zeszycie. A raczej wściekle mordował kartkę.
- Czego chcesz? - warknął, gdy już spojrzał na mnie i schował zeszyt do swojej torby.
- Przeprosić – odparłem spokojnie, nie zważając na ton jego głosu i podchodząc do niego znacznie bliżej.
- Mhm, dobre sobie – prychnął, patrząc na mnie pobłażliwie.
- Wiem, że zachowałem się jak idiota dzisiaj z rana i obiecuję, że już więcej tak nie zrobię, tylko wybacz mi – poprosiłem, klękając przed nim i wyciągając do niego rękę z czerwoną różą, którą kupiłem specjalnie dla niego.

Bill

- Skąd mam wiedzieć, że więcej tego nie zrobisz, hę? – zapytałem, dalej obrażony, choć muszę przyznać, że Tom zaskoczył mnie tą różą… I jeszcze tak klęczał… Rozczulał mnie ten widok, a lód na moim sercu zaczął się roztapiać. Wziąłem od niego kwiat i powąchałem. Uwielbiałem róże… Szczególnie takie duże i czerwone jak krew!
- Bo teraz będzie inaczej… Billy…
- Zachowałeś się o wiele gorzej, niż idiota, wiesz? – zapytałem, a on tylko spojrzał na mnie dziwnie, ale zaraz westchnął i pokiwał głową. – No, na co czekasz?
- Ale że co? – zapytał, jakby obudził się z jakiegoś transu.
- Tom! No przytul mnie! – Uśmiechnąłem się, a chłopak przysunął się do mnie, jako że miałem rozchylone uda i objął mnie mocno. Tuliłem go do siebie, uważając, by kolcami nie zrobić mu krzywdy.
- Przepraszam – powtórzył ten słodziak, a ja tylko musnąłem jego usta. Wstał, podając mi rękę i wróciliśmy do mieszkania,  a Bobik, gdy tylko mnie zobaczył, zaczął skakać na mnie i wręcz piszczeć. Kucnąłem i przywitałem się z nim. Kolejny słodziak! - Co chcesz na obiad, hm?
- Zamówmy pizzę! – zaproponowałem, a Tom od razu na to przystał. Wziął telefon i zamówił. Z duuużą ilością sera, pomidorami i pieczarkami! Mniam!
Usiadłem przy stole i zacząłem odrabiać lekcje. Może wyrobię się, zanim dojdzie pizza, a na pewno trochę to potrwa. Zacząłem robić jakieś zadanie z matematyki, która oczywiście nie była moją najlepszą stroną. I coś mi się przypomniało!
- Tom! Wisisz mi długopis! Bo ostatnio zniszczyłeś mi jeden! – powiedziałem niby z oburzeniem. No… A przynajmniej się starałem.
- A mogę zamiast tego wisieć ci bardzo długi i namiętny pocałunek? – uniósł brwi i spojrzał na mnie tak… tak… No, aż mi zaparło dech w piersi! Pokiwałem tylko głową jak zahipnotyzowany i wróciłem do matematyki, choć teraz, to już w ogóle nie byłem w stanie się skupić. Chłopak też siedział nad jakimiś pracami… Chyba kartkówkami? Nieważne. Kiedy kończyłem ostatnie zadanie, ktoś zadzwonił do drzwi. Tom zniknął, a za chwilę pojawił się z olbrzymim, płaskim kartonem.
- I my to mamy zjeść?! – otworzyłem szeroko oczy.
Ale jak się potem okazało, Tom niby taki chudy, a ile potrafi zjeść! Boże! Ja już dawno bym pękł i by mnie musieli zszywać, naprawdę! No naprawdę! W szpitalu bym wylądował, gdybym zjadł tyle, co on. Kiedy Tom zjadł ostatni kawałek, ja już od dobrej chwili leżałem na kanapie i gładziłem delikatnie swój biedny, obolały brzuch.
- Przepraszam cię, brzusiu. Już nic dziś nie zjem, obiecuję! Straw sobie to wszystko!
- Do kogo ty mówisz?
Tom usiadł po drugiej stronie kanapy, tam, gdzie znajdowały się moje nogi. Uniósł je, usiadł i dał moje stopy na swe kolana.
- Do mojego biednego brzucha! I żołądka… - westchnąłem teatralnie.
- To może jeszcze powinieneś iść do kibla i jego przeprosić, hm? Wiesz… Pewnie nie będzie mu miło, gdy będziesz… delikatnie mówiąc, pozbywać się tego wszystkiego ze swojego wnętrza – powiedział i zaraz potem wybuchnął śmiechem.
C-CO?! No… O nie! Wziąłem poduszkę i rzuciłem nią w Toma, który nie spodziewał się chyba tego i dostał prosto w nos!
- O niee! Ja ci dam karę! – krzyknął i usiadł na mnie okrakiem. Na szczęście na udach! Jedną dłonią chwycił dwa moje nadgarstki, a drugą ręką zaczął mnie… łaskotać! Osz tyy! Zacząłem wierzgać się i krzyczeć.
- Pomocy! On mnie gwałci! – darłem się, na co Tom prychnął.
- Gwałcić to ja cię mogę w nocy! Choć za karę nie będę tego robić! Idę zjeść kolację i spać! – powiedział i wstał, zostawiając mnie samego, w niemałym szoku. Zaraz, zaraz… Kolację?! Że co?! On ma miejsce na kolację?! Matko! Jaki on ma spust! On by cała lodówkę zjadł! Położyłem się i zacząłem oglądać film, aż… zasnąłem.

Przebudziłem się koło trzeciej w nocy. W ramionach Toma… Och… Uśmiechnąłem się pod nosem i musnąłem usta mego ukochanego.
- Na nic nie licz, Billy – mruknął, a ja trzepnąłem go w ramię.
- Chciałem dać ci buziaka! A to ty mi go podobno wisisz! I to wielkiego! – chłopak przekręcił się tak, że znajdował się nade mną. Przygniótł mnie swym ciałem do łóżka i tak się wpił w moje usta… O Boże… Dawno mnie tak nie całował… Naprawdę… Kiedy po dłuugiej chwili się ode mnie odsunął, żałowałem, że nie można cofnąć czasu. Bo z chęcią bym to powtórzył. I to nie raz!
- Dobranoc, kochanie – wyszeptał mi do ucha i przytulił mnie mocno.
Wtuliłem się w jego muskularne ciało i zasnąłem.
                          
***

Rano już nie było takiego problemu ze wstawaniem, bo Tom znalazł inną taktykę. Po prostu budził mnie… pocałunkami! Całował mnie i się odsuwał sprawiając tym samym, że szukałem jego ust i jego ciała, aż w końcu otwierałem oczy i się rozbudzałem. Była to najlepsza pobudka! Choć gdybyśmy nie musieli się śpieszyć do szkoły… Gdybyśmy mieli więcej czasu… Byłaby o wiele lepsze, no ale… Już nie narzekałem. Ten zgred musiał zmusić mnie do śniadania, do którego w ogóle nie byłem przyzwyczajony. No co? Po prostu pierwszy posiłek jadłem, jak wracałem ze szkoły. Nie wiem, czy było to jakieś super zdrowe, ale mi odpowiadało. Przyzwyczajenie i tyle. Potem poszedłem do łazienki i wziąłem tam szybki prysznic oraz ogarnąłem się, by wyglądać jak człowiek, a nie jak monstrum, które niedawno się obudziło.
- No to ja idę.
Wziąłem swoją torbę i musnąłem Toma usta.
- Ej, ej, ej! Czekaj! Jedziemy razem! – wyszczerzył się, wziął swą teczkę, w której musiał mieć chyba te wszystkie kartkówki, oraz klucze do auta i otworzył mi drzwi.
- Ale jesteś pewien? – zapytałem niepewnie i wyszedłem z pomieszczenia.
- Oczywiście! – I już po chwili znajdowaliśmy się w jego samochodzie, które mknęło po ulicach w stronę szkoły.
- Tom, wysadź mnie tu – powiedziałem, gdy znajdowaliśmy się mały kawałek od budynku. – Tak będzie lepiej. Jechaliśmy razem, prawda? A chociaż nikt nie będzie się czepiać…
- No dobrze… - zatrzymał się, a ja cmoknąłem jego usta, mając nadzieję, że nikt nie widział i wysiadłem z auta, zamykając drzwi. Do szkoły miałem stąd naprawdę niedaleko. Dotarłem tam pięć minut przed dzwonkiem, czyli idealnie. Pierwsza lekcje – znienawidzona matematyka.
- A wiecie co?! – Boże, jak te dziewczyny głośno gadają! – Ten nowy od fizyki chyba ma kogoś – westchnęła smutno. – A myślałam, że będę mieć jakieś szanse… - CO?! No chyba nie! Kto by chciał być z chodzącą lalką Barbie? Ale… Jak to Tom kogoś ma?!
- Żartujesz? – zapytała inna.
- No właśnie nie! Peter widział, jak z jego auta jakaś laska wysiada. Pewnie mieli niezłą noc – zaśmiali się, a ja uśmiechnąłem się w duchu.
No co?! Było mi to na rękę! Chociaż nie jestem na liście podejrzanych! No i może w końcu te szmaty odpierdolą się od MOJEGO Toma. Zadzwonił dzwonek, więc wstałem i czekałem na tę starą jędzę. Nienawidziłem jej. Pięć sekund po dzwonku dosłownie była już w klasie! Niby taka stara, a jednak szybka! A za spóźnienia przepytywała! Więc  gdy wiedziałem, że się spóźnię, to po prostu nie szedłem na jej lekcje. Jednak teraz stało się coś dziwnego… Bo minęło już pięć minut, a jej nie było! Co jest?! Zamiast tego pojawiła się… dyrektorka! No nie mówcie, że kolejny nauczyciel zmarł! Weszliśmy do klasy, a każdy szeptał między sobą i spekulował, co mogło się stać.
- Proszę o ciszę! – powiedziała tym swoim okropnym głosem. – Pani Neuig nie mogła przyjść dziś do szkoły z powodów rodzinnych, więc zastąpi ją pan Kaulitz. Wczoraj było wywieszone na zastępstwach, więc nie powinniście być zdziwieni – i wyszła.
Pan Kaulitz… No, no, no. To co? Lekcja wolna?! Tak się cieszyłem, że nie będzie matematyki! Szczególnie, że ona praktycznie zawsze jest w szkole! Tak jak mówiła dyrektorka – już po chwili do sali wszedł Tom we własnej osobie. Przywitał się z klasą i usiadł za biurkiem.
- Przepraszam za te małe zamieszanie, ale trochę się zgubiłem w tej szkole – sam się zaśmiał i zaczął sprawdzać obecność. – Mam nadzieję, że wzięliście książki do fizyki, hm? Zastępstwo wisiało od wczoraj, więc nie powinno być z tym problemu. A najwyżej się poprzesiadajcie tak,  by na ławce była choć jedna książka. – Jasne… Ciekawe, kto się do mnie przysiądzie. Czemu nie miałem zwyczaju sprawdzać tej kartki z zastępcami? Ach, no tak! Tam był zawsze taki tłok, że stwierdziłem, że nie będę się przeciskać! Choć z tego, co się zorientowałem, książki miały może ze trzy osoby. - Sprawdziłem wasze kartkówki – podał jakiejś dziewczynie cały plik kartek, a sam zajrzał do dziennika. – Dobrze… A więc nie pisali jej… Katy i Bill. – Uśmiechnął się. – Poproszę was do tablicy. - CO?! Aż mi się słabo zrobiło. Przecież ja sam się nic nie uczyłem! Ale wstałem i poszedłem razem z dziewczyną na środek klasy. Patrzyłem na Toma błagalnie, ale on nawet nie zwracał na mnie uwagi! - Dobrze… Katy, powiedz mi w takim razie, co to dipol.
CO?! Boże! Ja nawet takiego pojęcia nie znałem! To w ogóle było?!
- To jest ten… No… Jest to układ… - wydukała, a minę miała, jakby srała.
Naprawdę! Tak główkowała jakoś dziwnie…
- Trwały układ – poprawił ją.
Boże! Ledwo zaczęła, a ten już…! Ja nie wiedziałem, że on się tak czepia szczegółów!
- Tak, tak. Trwały układ… dwóch ładunków… - ależ ona dukała! – o jednakowych wartościach, ale… ale innych…
- Przeciwnych.
Tom, przestań!
- Przeciwnych zwrotach! – wypociła i odetchnęła.
- No dobrze… To teraz rozwiąż te zadanie, a ja przepytam Billa – podał jej podręcznik i wskazał zadanie, które ma zrobić.
- Bill, powiedz mi, jak brzmią prawa Keplera – powiedział, a ja tylko wyszczerzyłem na niego oczy.
Że co?! On żartuje! Jakby nie mógł mi zadać pytania na kształt: Czy nakrętka będzie pływać po wodzie, czy się zatopi?
- No… Więc… Elektron nie może poruszać się w dowolnej odległości od jądra… - zacząłem.
- Nie, Bill. To pierwszy postulat Bohra – przerwał mi, a ja spuściłem głowę i zacisnąłem dłonie w pięści. Chciało mi się płakać. Zadał mi jeszcze kilka pytań, lecz na żadne nie znałem odpowiedzi. To było po prostu… kompromitujące! - Nie nauczyłeś się, Bill. – Serio?! A kiedy miałem się, kurwa, uczyć?! Wtedy, gdy mnie pieprzyłeś?! Skąd w ogóle miałem wiedzieć, że dzisiaj będę mieć z tobą lekcje! Nawet rano nie raczyłeś mi nic powiedzieć! Nawet bąknąć o tym! Nawet nie wiedziałem, że była jakaś cholerna kartkówka! – Przykro mi, ale muszę postawić ci jedynkę. – Podszedłem do swej ławki i usiadłem na swoim krześle, chowając twarz w dłoniach. Bądź silny, Bill! Nie płacz przy wszystkich! Kiedy tylko usłyszałem dzwonek, wybiegłem z klasy, nawet nie patrząc na… na tego nauczyciela! Chyba przestanę lubić fizykę… O ile kiedykolwiek ją lubiłem, choć myślałem, że z Tomem będzie trochę inaczej. Trochę lepiej. Nie oczekiwałem, by traktował mnie jak nie wiadomo kogo, no ale…! Po czterech lekcjach poszedłem do łazienki, załatwić wiadomą sprawę. Kiedy myłem ręce, wszedł Tom. - Czemu tak wybiegłeś? – zapytał, jednak go ignorowałem. – Bill? Możesz z łaski swej przestać mnie ignorować?
- Możesz z łaski swej przestać kompromitować mnie przy całej klasie? – spojrzałem w końcu na niego i wziąłem papierowy ręcznik, by wytrzeć w niego ręce.
- Chyba nie myślałeś, że będę traktować cię jakoś szczególnie, tylko przez to, co jest między nami? – oburzył się i poczerwieniał.
Pff! Nie bulwersuj się, bo złość piękności szkodzi! Jak dobrze, że byliśmy tu sami!
- Nie oczekuję, że za samo dawanie dupy dasz mi piątkę na koniec, ale mógłbyś nie kompromitować mnie przy całej klasie, zadając pytania z dupy wzięte! Ciekawe kiedy miałem się tego nauczyć!
- Katy jakoś się nauczyła!
- To bądź sobie z Katy! – wykrzyczałem najgłośniej, jak tylko potrafiłem i wyszedłem z łazienki, trzaskając mocno drzwiami.
Wyszedłem ze szkoły. I tak zostały mi tylko dwa wfy, więc żadna strata. Nie pójdę na strych, bo Tom znowu mnie znajdzie. Poszedłem do parku. Usiadłem na ławce i zacząłem głęboko oddychać, bo gdybym się nie uspokoił, to bym coś rozwalił, naprawdę! I chuj! Niech się Tom martwi! Poza tym, skąd miałem wiedzieć, że jak ktoś nie pisze kartkówki, to jest przepytywany na następnej lekcji! Może i powinienem uczy się z lekcji na lekcję, ale kto normalny tak robi?! Szczególnie, że ja nie opuściłem specjalnie tej kartkówki, a Tom sam wiedział, jak było. I ja nic o niej nie wiedziałem! Poza tym, mógł bąknąć dzisiaj, byśmy się przygotowali,  bo jutro mnie i Katy przepyta. To by było coś! I chociaż cała klasa wiedziałaby, jak to działa, a nie. Ciekawe, jak ja poprawię tę jedynkę… Siedziałem tak i myślałem, a w międzyczasie ściemniło się…

Tom

Super – pomyślałem, gdy Bill zostawił mnie samego w tej łazience, a gdy ją opuściłem, zauważyłem, że w kącie stało kilkoro uczniów, którzy przyglądali się mi z dziwnymi wyrazami twarzy.
- A wy co tu robicie? Dzwonka nie słyszeliście? - zapytałem, co skutecznie podziałało, bo bachory zaraz pouciekały do swoich klas.
Ostatnią, szóstą lekcję, miałem z jakąś trzecią klasą, która nawet w miarę ogarniała fizykę, więc nie musiałem ich tak cisnąć. I chociaż miałem z nimi przerobić kolejny temat, to kazałem im rozwiązywać zadania z ostatniego, bo w cholerę nie mogłem na niczym się skupić. Znowu sobie nagrabiłem, chociaż chciałem dobrze. Nie mogłem wyróżniać Billa, tylko dlatego, że coś nas łączyło. W szkole musiałem traktować go na równi z innymi, choć faktycznie mogłem mu powiedzieć i pomóc się nauczyć. Ale jak zwykle musiałem coś zjebać. I wiedziałem, że tym razem Bill tak szybko mi nie wybaczy... A klęczenie, róża w ustach i maślane oczka tym razem nie pomogą... Nie miałem zielonego pojęcia, co teraz robić...
Gdy lekcja dobiegła końca, zerwałem się niemal jak poparzony ze swojego miejsca. Przez cały ten czas byłem nieprzytomny. I cieszyłem się, że była to moje ostatnie zajęcia. Szybciej dzisiaj kończyłem od Billa, więc mogłem przygotować coś dla niego na przeprosiny. Tylko zostaje pytanie: co? Cały czas intensywnie o tym myślałem, bo naprawdę mi na nim zależało... i nawet nie zorientowałem się, kiedy znalazłem się w aucie. Postanowiłem, że skoczę do sklepu, by zrobić jakieś małe zakupy i jak już kupiłem najpotrzebniejsze rzeczy, pojechałem do mieszkania. Oczywiście w drzwiach od razu przywitał mnie szczęśliwy Bobik, którym też musiałem się chociaż chwilkę się zająć, więc gdy skończyłem zabawę z psiakiem zabrałem się do pracy.
Chciałem jakoś zaskoczyć Billa, więc stwierdziłem, że romantyczna kolacja na przeprosiny, to całkiem niezły pomysł. Na początku przygotowałem stół w salonie. Położyłem czerwoną serwetę, dwa białe talerze oraz dwa kieliszki do wina. Oczywiście ustawiłem to tak, bym mógł go widzieć przed sobą. Do tego rozstawiłem małe świeczki na środku stołu, tworząc z tego serce i wokół rozsypałem płatki róż, a jedną ułożyłem niedaleko miejsca, przy którym miał siedzieć Bill. A później zabrałem się za gotowanie! Wpierw przygotowałem zimny deser. Do dwóch pucharków nałożyłem dużą porcję śmietankowych lodów, rozsypałem na nie orzechy włoskie i laskowe oraz polałem to sosem czekoladowym i wstawiłem do zamrażalki, po czym zabrałem się za przygotowywanie spaghetti. Po jakiejś godzinie skończyłem wszystko i postawiłem na stół oraz rozlałem trochę wina do kieliszków. Potem jeszcze wziąłem prysznic, ubrałem się ładnie, „wypachniłem” się, a w salonie załączyłem jakąś spokojną i przyjemną dla uszu muzykę. Bill miał być lada moment, więc cieszyłem się, że wszystko miałem dopięte na ostatni guzik. Tylko czemu pociły mi się tak ręce...?

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Odcinek siedemnasty

Bill

Tom coraz bardziej mnie zaskakiwał. I widziałem, że otworzył się na mnie i przestał krępować. No, a przynajmniej, gdy byliśmy sami. Oczywiście, że inaczej będzie mnie traktować w szkole, to na pewno, ale mimo wszystko. Kiedyś nie był taki otwarty, pewny, co do swych uczuć i w ogóle. Jakby się przed tym bronił. A teraz ta niespodzianka… Zrobiłem kilka kroków w przód i pokręciłem głową. To było pięknie, wręcz… magicznie. Czułem się tak, jakby ktoś zabrał mnie z realnego świata i przeniósł tu… W to magiczne, bajkowe miejsce. Miałem wrażenie, że jak pochylę się ku trawie, to dostrzegę tam małe wróżki i inne zaczarowane stworzenia. I Tom to wszystko zrobił dla mnie… Starał się… Podszedłem do niego i wpiłem się mocno w jego usta.
- Więc mam rozumieć, że ci się podoba? – zapytał, gdy tylko oderwałem się od jego warg.
- Nawet nie wiesz jak bardzo… Czemu my nie możemy tu zamieszkać? – westchnąłem i usiadłem na kocu. Przymknąłem powieki i wyciszyłem się. Usłyszałem szum wody… Czemu coś takiego nie może mnie budzić? No czemu?! A raczej czemu Tom nie może budzić mnie w takich miejscach swymi pocałunkami…
- Pięknie, prawda?
Usiadł obok mnie i objął ramieniem. Zerknąłem na Bobika, a on biegał i chyba próbował łapać motyle, co średnio mu się udawało, a wyglądało przesłodko.
- Zostańmy tu dłużej… - poprosiłem i wtuliłem się w niego. – Tak długo, jak możemy… W końcu tu jest tak idealnie … - westchnąłem.
Chyba się za bardzo rozmarzyłem. Tak… Na pewno się za bardzo rozmarzyłem. Oj… Ale to wcale nie była moja wina. Ja po prostu taki byłem i już. Ujmowały mnie takie rzeczy.
- Ile tylko chcesz – powiedział z uśmiechem mój ukochany i podał mi lampkę z winem. – Więc może za to, byśmy byli zawsze szczęśliwi? – zapytał, a ja kiwnąłem głową i stuknąłem swoim kieliszkiem delikatnie o jego, po czym uniosłem go lekko i upiłem łyk.

***

Głowę miałem na Toma nogach. I powiem szczerze, że na tych kocach i poduszkach, było naprawdę miło i wygodnie. Na chłopaka nogach oczywiście, że też! Mężczyzna wsadzał mi do buzi po kolei małe kuleczki winogrona, a ja zajadałem się, szerząc. Oczywiście czasami droczył się ze mną i nawet, jak unosiłem głowę, to dawał rękę jeszcze wyżej, że po prostu nie dosięgałem. W końcu miał przewagę – siedział, a ja leżałem.
- Tommy? – zapytałem, po przełknięciu owocu.
- Tak? – uniósł brew i spojrzał na mnie, bawiąc się jedną dłonią moimi włosami. Nawijał je sobie na palce, albo przeczesywał. Było to nieziemsko przyjemne.
- Możesz mi coś obiecać? – spytałem niepewnie i przygryzłem wargę.
Nie wiedziałem, czy mogę go o to prosić… Tom chyba zrozumiał, że jest to coś ważnego, bo jakby spoważniał.
- A co takiego, kochanie?
- Że jak wrócimy do szkoły, to nie będziesz flirtował z tymi wszystkimi głupimi laskami… I, że nie będziesz zwracać uwagi na te ich wszystkie zaczepki… - westchnąłem smutno i patrzyłem na niego od dołu, nie wiedząc, czego się spodziewać, bo twarz Tommy’iego jakby zesztywniała…

Tom

Trochę zdziwiło mnie pytanie Billa. Więc to tak wyglądało z jego perspektywy...? Ech... Naprawdę tego nie chciałem... Nie chciałem, by tak to wyglądało...
- Ale Bill... - zacząłem, spoglądając na niego. Po chwili chłopak uniósł się i usiadł, by lepiej mnie widzieć. - Ja ich nawet nie chciałem podrywać. Powinieneś już wiedzieć, że taki nie jestem. Po prostu samo tak wyszło... Nie umiem wytłumaczyć swego zachowania – dodałem i wzruszyłem ramionami, wzdychając cicho.
- Wierzę ci – szepnął czarnowłosy i wtulił się we mnie.
Wtedy poczułem, jak kamień spada mi z serca.

Wieczorem wróciliśmy do domku, całując się i rozbierając się jeszcze przed wejściem. Noc spędziliśmy cholernie przyjemnie, praktycznie kochając się do samego rana, więc następnego dnia wstaliśmy dopiero popołudniu i wybraliśmy się na małą wycieczkę rowerową po lesie. Naprawdę świetnie się bawiliśmy, wspinając się po drzewach, czy obserwując wiewiórki albo ptaki. Jedna wiewiórka nawet podeszła do Billa i wzięła od niego orzeszek. Ale byłem na tyle głupi, by ją spłoszyć, robiąc chłopakowi zdjęcie. A Bobikowi to chyba totalnie się tutaj podobało! Nie pamiętam, kiedy był taki szczęśliwy. Tak samo jak Bill... Uwielbiałem widzieć na jego twarzy uśmiech.
Kolejną noc spędziliśmy równie przyjemnie, jak ostatnią. I niestety, ale czwartego dnia musieliśmy już wracać... Widziałem smutek na twarzy Billa, gdy wsiadaliśmy do auta, że aż nie mogłem na to patrzeć... Tak bardzo nie chciałem i nie lubiłem, gdy się smucił...

Bill

Kiedy opuszczaliśmy te cudowne oraz magiczne miejsce, chciało mi się wręcz płakać! Spędziłem tu chyba z Tomem najlepsze chwile, naprawdę! Wiedziałem, że jemu też się tu ze mną podobało… Mieliśmy pewność, że nikt nas nie widzi, że możemy robić, co tylko chcemy… Czuć się po prostu swobodnie. A teraz? Wracamy do szarej rzeczywistości. Gdzie czeka na nas szkoła i brak swobody. To oczywiste, że przecież nie będziemy razem pokazywać się w miejscach publicznych, bo zawsze ktoś mógłby nas zobaczyć… I wiedziałem, że Tom rozglądałby się na wszystkie strony i nie traktował mnie… normalnie. Na samą tę myśl wydałem z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, który przypominał coś na kształt jakiegoś warkotu. Zaciągnąłem na głowę kaptur i oparłem się o szybę, 
patrząc pustym wzrokiem za nią.

***

- No i jesteśmy – powiedział Tom, gdy weszliśmy do jego… naszego mieszkania. Położył rzeczy na podłodze i zamknął drzwi. Bobik od razu poleciał na kanapę i rozłożył się na niej. Słodziak. Nie wiedziałem, że ta podróż aż tak go zmęczyła. – Podobało ci się?
Tom, wiedz, że zadałeś najgorsze pytanie, jakie tylko mogłeś. Spojrzałem na niego zaszklonymi oczyma i prychnąłem. Usiadłem przy stole i wziąłem laptopa. Napisałem do pewnej dziewczyny, bo jednak musiałem nadrobić ten cały czas, w którym nie było mnie w szkole. Owszem, nie gadaliśmy ze sobą, a ona wolała trzymać z tymi chodzącymi składami gładzi szpachlowej na mordzie, ale chociaż dawała mi lekcje… Kiedy w końcu mi odpisała, zacząłem przepisywać…

***

- Billy? – Tom usiadł na krześle obok mnie i przysunął się do mnie bliżej. Oparł głowę na moim ramieniu i zerknął na mój zeszyt. – Kiedy skończysz? Późno już – wymruczał mi wprost do ucha.
No tak… Rzeczywiście, straciłem lekko poczucie czasu. Ale ja tak miałem… Chodziłem późno spać i szybko wstawałem. Byłem potem dość niewyspany, ale… Może to po prostu kwestia przyzwyczajenia.
- Jeszcze trochę – odburknąłem i przepisywałem dalej.
- No Billy… Kochanie… O co ci chodzi? – Wyrwał mi długopis.
Pff! Co to ma być?! Ale miał chyba dobrą taktykę, bo zerknąłem w końcu na niego.
- O to, że tam nas nie ma. Mogę długopis? – uniosłem brew, ale on złamał go i wyrzucił. Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. Mój długopis! Lubiłem go!
– Do łóżka! - Ejj! Przeginasz pałę nie w tą stronę, co trzeba! No nie! Ten głupol wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka! - Teraz idziesz ładnie lulu, by rano wstać do szkoły.
Patrzyłem na niego wciąż szeroko otwartymi oczyma, ale w końcu poddałem się, gdy zaczął mnie całować. Potem wtulony w niego – zasnąłem.

***

- Bill! – krzyczał mi ktoś nad uchem. – Bill, kurwa!
- Nie przeklinaj na mnie! I nie krzycz! A w ogóle, to odejdź ode mnie i daj mi spać – mruknąłem i schowałem głowę pod poduszkę.
- Bill! – Tom – poznałem po głosie – zerwał ze mnie kołdrę oraz ową, mięciutką podusię, która choć trochę tłumiła jego krzyk.
- Ty jesteś jakiś nienormalny?! – Usiadłem i wydarłem się na całe gardło. – Ty masz coś z głową nie ten tego? Może do jakiegoś pierdolonego lekarza mam z tobą iść, co?!
- Od półgodziny budzę cię do szkoły! Chcesz się spóźnić?! – Uchyliłem usta, nie mogąc uwierzyć. Jakie pół godziny…? Przecież jest u mnie pierwszy raz… Wziąłem telefon i gdy zobaczyłem godzinę od razu zerwałem się z łóżka. Jakby nagle zaczęło mnie palić. Pognałem do łazienki, w której wziąłem szybki prysznic i ogarnąłem się, co też trwało… Fryzura, makijaż, no wiecie… To jednak trochę trwa! Ale muszę wyglądać idealnie… Kiedy wyszedłem z owego pomieszczenia, w którym czas nie istniał, spakowałem się i spojrzałem na Toma. Wyszczerzyłem i podszedłem do niego, zatapiając się w jego miękkich ustach. - O, a to za co? – zapytał i uśmiechnął się, gdy się od siebie po dłuugiej chwili odsunęliśmy.
- Na dzień dobry, na przeprosiny, na dziękuję, na wszystko! – Skradłem mu szybko jeszcze jednego buziaka. – Kiedy wychodzimy?
- Wiesz, Bill – zaczął Tom dość niepewnie i podrapał się po głowie. A jemu to o co chodzi? - Chyba nie powinniśmy razem jechać… Jeszcze ktoś zobaczy… 
Wiedziałem, że tak będzie! No wiedziałem! Jasne… Nie, to, kurwa, nie! Wziąłem swa torbę, przerzuciłem przez ramię i wyszedłem, trzaskając drzwiami. Tom krzyczał coś, chyba o jakimś śniadaniu między innymi, ale miałem to głęboko gdzieś. Skoro chce się tak bawić, to proszę bardzo! Szedłem do szkoły, kopiąc każdy napotkany na drodze kamień. Moja złość sięgała zenitu. A jeszcze miałem z nim dzisiaj lekcje! Pff! Najchętniej to bym z niej uciekł. Szedłem przez park, bo chociaż miałem pewność, że gdy będzie jechać autem do pracy, to nie zobaczy mnie. Lekcje mijały mi nijako. Chciałem odsiedzieć w ławce tylko te czterdzieści pięć minut i mieć spokój. Nie lubiłem, gdy mnie ktoś pytał lub wyciągał do tablicy. Wolałem uniknąć kompromitacji, nawet, gdy miałem poczucie, że umiem dany temat. W końcu przyszedł czas na ostatnią lekcje – fizykę. Podszedłem pod klasę i usiadłem przy ścianie, czekając na dzwonek.
- No proszę, proszę. Kto tu zawitał – zawołał jakiś chłopak, którego imienia nawet nie pamiętałem i stanął nade mną.
A odpierdol się! Nie widać, że nie mam humoru? Nie potrzebuję dodatkowych atrakcji i problemów.
- Czy nie wydaję ci się, Xavier, że to dość dziwne? Billa i tego nowego od fizyki nie było w szkole w tym samym czasie – powiedziała ta tleniona blondyna, co na samym początku przystawiała się do Toma.
Jasne! Jeszcze zarzućcie nam romans! A chuj z tym! Akurat mam to naprawdę gdzieś!
- Myślisz, że on jest gejem? 
- No co ty! Takie ciacho?! Przecież każda laska w szkole na niego leci! – zawołała jeszcze jakaś inna dziewczyna, a ja myślałem, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok.
Nie muszą mówić o tym przy mnie. Na moje szczęście zadzwonił dzwonek, a drzwi od sali się otworzyły. No tak… Przecież on zawsze przygotowany… Podszedłem do swej ławki ze spuszczoną głową. Nie chciałem nawet patrzeć na Toma. Nawet, gdy sprawdzał obecność, nie raczyłem podnieść wzroku, tylko odburknąłem, że jestem. Otworzyłem zeszyt na samym końcu i zacząłem rysować.
- Bill?! – krzyknął Tom, a ja aż podskoczyłem. Zerknąłem na niego i uniosłem brew do góry. – Znasz odpowiedź na te pytanie?
Pff! Po pierwsze – nawet go nie słyszałem, a po drugie… No hallo! To jest fizyka, więc na dziewięćdziesiąt dziewięć procent nie znam odpowiedzi!
- On jest na to za głupi! – powiedział ktoś po dłuższej chwili, a ja ścisnąłem mocniej ołówek.
Zaraz nie wytrzymam… Tego jest za dużo, jak na jeden dzień!
- Pewnie myślał jakieś zboczone rzeczy z panem Kaulitzem w roli głównej. Przecież Bill to pedał! – krzyknął ktoś jeszcze…
No i pękłem. Wszystkie moje rzeczy, które znajdowały się na ławce w sekundzie wylądowały w mojej torbie. Zerwałem się i wybiegłem z klasy. Może i zachowałem się jak tchórz, ale to za dużo… Nie będę z kimś takim przebywał w jednym pomieszczeniu. O nie! Co to, to nie. Słyszałem jeszcze jak Tom woła moje imię, ale olałem to. Po prostu biegłem przed siebie. Przecież tam nie wrócę, tylko dlatego, że mnie wołał! Wtedy, to już w ogóle by gadali… W końcu doszedłem do mojego i chłopaka mieszkania, ale nie miałem kluczy… Co miałem zrobić…? Jednak… jest jedno miejsce, które już kiedyś odwiedziłem… Wszedłem jeszcze jedno piętro wyżej – na strych. Usiadłem na styropianie i skuliłem się, wybuchając głośnym, bezsilnym płacz. Wiedziałem, że nie każdy lubi mnie w klasie… A raczej nikt… Obgadywali mnie, to również jest pewne. Ale nie wiedziałem, że mają mnie za głupiego pedała… Nie wiedziałem, że będą w stanie powiedzieć to ot tak przy nauczycielu…

piątek, 22 sierpnia 2014

Odcinek szesnasty

Tom

Chłopak patrzył na mnie, rumieniąc się lekko, po czym niespodziewanie wpił się w moje usta i zaczął całować mnie tak, że aż zaparło mi dech w piersi. Ten pocałunek był cholernie podniecający, a stojąc w tej wodzie, to dodatkowo czułem ciarki na całym ciele, więc zacząłem kierować się w stronę plaży. Kiedy tam dotarłem, ułożyłem czarnowłosego na piasku i sam pochyliłem się nad nim, by zacząć składać pocałunki na jego smukłej szyi.
- Och... Tom... - jęknął chłopak, obejmując mnie nogami w pasie. - Weź mnie... - powiedział seksownym głosem i otarł się o mnie, co spowodowało, że mój przyjaciel drgnął. Jednak tym razem musiałem pomyśleć o moim małym, obolałym po ostatnim zbliżeniu, chłopaku.
- Billy... - zacząłem i zerknąłem na niego. - To nie jest dobry pomysł. Przynajmniej nie na razie.
- C-co...? - zająknął się, odsuwając się ode mnie. - Mam rozumieć, że mnie już nie chcesz...?
- Nie o to chodzi – westchnąłem i przyciągnąłem go do siebie z powrotem. - Nie chcę, by cię bolało... - wyszeptałem czule, na co mina chłopaka diametralnie zmieniła się.
- Oj... Tom... Nie bądź baba...
- Nie jestem baba! - oburzyłem się. - To źle, że się o ciebie troszczę? - zapytałem, przyglądając mu się uważnie.
- Nie – odparł chłopak. - Jesteś słodki – wyznał i przytulił się do mnie. - Ale nie odmawia się dla nastolatka, który dopiero co poznał smak seksu – dodał, po czym pchnął mnie na piasek, usiadł na mym kroczu i zaczął intensywnie ocierać się swym ciałem o moje. - Wezmę to, co moje – mruknął i wpił się łapczywie w moje usta, ale zaraz zszedł swymi wargami znacznie niżej, by zaraz mój penis się zanurzył w jego ustach. Pieścił go swym językiem, śliniąc obficie, a ja myślałem, że za moment odlecę. Ale dopiero znajdując się w ciasnym wnętrzu chłopaka, pomyślałem, że oszaleję. W dodatku mogłem widzieć, jak czarnowłosy unosi się i opada, nabijając się na mego twardego członka, który wchodził w niego z łatwością. A był to cholernie podniecający widok... Jeszcze słysząc te rozkoszne jęki... O matko... Chyba naprawdę znalazłem się w niebie... A może w piekle...? Bo było mi tak cholernie gorąco, a Bill był tak piekielnie podniecający...

Bill


Uwielbiałem ujeżdżać Toma. Wiedziałem, że mogę zrobić z nim cokolwiek tylko chcę. Naprawdę. A on był uroczy… I poddawał się temu wszystkiemu… Uwielbiałem czuć go w sobie i wcale nie czułem już bólu. No, a przynajmniej nie takiego, jak na początku, a to chyba dobrze wróżyło. No… Przy dziennych treningach, niedługo to od razu będę czuć czystą, głęboką przyjemność. W końcu trening czyni mistrza, prawda? Nabijałem się na Toma szybko i tak głęboko, jak tylko byłem w stanie. Mój członek też już… że tak powiem - stał na baczność. Ale w sumie… Czemu by się tak nie podroczyć z małym Tommym? Znaczy… z olbrzymem Tommy’iego… Znaczy… Oj wiecie o co chodzi! Uniosłem brew, a moja biodra zaczęły się poruszać coraz wolniej… Aż zupełnie przestałem, a ja po prostu siedziałem na chłopaku i patrzyłem na niego… A raczej podziwiałem jego buźkę.
- B-Billy...? – zapytał, jakby został wyrwany z jakiegoś transu. Patrzył na mnie tymi swoimi podnieconymi ślepkami i poruszał niespokojnie biodrami.
- A ja? Może mną też byś się zajął, coo? – Skrzyżowałem ręce na piersi i uniosłem brew, natomiast oczy Toma… O matko! Dziwiłem się, że jeszcze nie wyskoczyły mu one z czaszki! Serio!
- A… Ale B… Bill… - No i co on się tak jąka? Uśmiechnąłem się i poruszyłem na nim tak, że jego członek znalazł się we mnie jeszcze głębiej, co sprawiło, że Tom wygiął się lekko, a z jego gardła wydobyło się ciche stęknięcie. – Nie przerywaj… Proszę… - I spojrzał na mnie tak… tak… Ojj, nie mogłem się oprzeć, więc ponownie zacząłem się poruszać. Widziałem, jak mu jest dobrze… Jak zatraca się w tym… I nie powiem, że mi się nie podobało, aż nagle… Trafiłem na takie miejsce… O matko…! To… Jęknąłem głośno i zacząłem poruszać się jeszcze szybciej i mocniej… A Tom jeszcze zaczął pieścić mego twardego członka, który już dawno się tego domagał. O taak… Boże, czy to już raj? Czy ja znajduję się już w raju? Nie chcę go opuszczać… Po kilku głębszych ruchach poczułem w sobie coś ciepłego… Och… Czując chłopaka spermę w sobie nie wytrzymałem i wydałem z siebie ostatnie, najgłośniejsze, jęki i doszedłem, spuszczając mu się na dłoń. Opadłem na Toma i wtuliłem się w jego nagie ciało, do której gdzieniegdzie były przyczepione ziarenka piasku.
- Nie wiem, jak to możliwe… Ale za każdym razem, mam wrażenie, że jesteś coraz lepszy… - Uśmiechnął się, co odwzajemniłem, rumieniąc się i ucałowałem jego tors. Po chwili poczułem na sobie lekki wiatr, przez co zadrżałem. – Chodź. – Wstał i podał mi rękę.
Och… Uwielbiałem, gdy jest nagi… I mogłem sobie tak patrzeć na niego. Oczywiście, że tylko ja! Spróbowałby jeszcze ktoś, pff! Idąc do domu, zbieraliśmy nasze ubrania, które jeszcze niedawno z siebie ściągaliśmy. Oczywiście po wejściu do domku poszliśmy się ubrać, no bo jednak bez przesady. Ja wcisnąłem na siebie obcisłą bluzkę na krótki rękaw i luźne spodnie. Tom również był ubrany w jakiś dres. Wygoda najważniejsza! W końcu nasze dwa skarby w bokserkach muszą czuć się… odpowiednio, prawda?
- Połóż się, a ja rozpalę w kominku i zrobię jakąś kolację, hm? – powiedział z uśmiechem i ucałował moje czoło.
- Dziękuję, Tommy – zdrobniłem jego imię i położyłem się w salonie na kanapie. Włączyłem telewizor i po długim przeskakiwaniu po kanałach, trafiłem w końcu na jakiś film. Trwało to tak długo, że Tom w tym czasie zdążył rozpalić w kominku. Zrobiło się tak przyjemnie ciepło…Ten ogień tak miło muskał moje ciało… I jeszcze te trzaskanie spalanego się drewna… Skuliłem się, a powieki stawały się z każdą chwilą coraz cięższe, aż po chwili… zasnąłem.

Tom

- Już jestem! - powiedziałem, stawiając tackę z jedzeniem i piciem na stolik. - Przepraszam, że tak długo to trwało, ale chciałem przygotować coś lepszego i zdrowszego, niż odgrzewana zapiekanka z supermarketu... - dodałem i zaśmiałem się, lecz gdy zerknąłem w stronę chłopaka, uśmiechnąłem się lekko. - Co za śpioch – powiedziałem już do siebie, po czym pochyliłem się nad chłopakiem, wsunąłem jedną rękę pod jego głowę, a drugą pod jego nogi i podniosłem go, następnie kierując się na górę, do sypialni, by ułożyć Billa na miękkim łóżku. Bobik już dawno spał na swoim posłaniu, a ja zaraz dołączyłem do swojego chłopaka, gdy się rozebrałem. A kiedy wtuliłem się w miękkie i pachnące ciało chłopaka, to od razu odpłynąłem.


Następnego dnia obudziłem się wczesnym rankiem. I chociaż zasnąłem później, to wstałem szybciej, niż Bill. Jak już udało mi się zejść z łóżka, to ubrałem się i zszedłem na dół w towarzystwie Bobika. Posprzątałem wczorajszy niewypał-kolację i zabrałem się za przygotowywanie kolejnej niespodzianki dla chłopaka. Przygotowałem więc prowiant na drogę i inne potrzebne rzeczy do tejże wyprawy oraz zrobiłem kanapki na śniadanie i zaparzyłem kawę, której aromat roznosił się po całym domu. Później wyprowadziłem psa na spacer, bo już nie dawał mi spokoju, a przy okazji zajrzałem do szopy, z której wyciągnąłem łódkę. Ledwo, ale wyciągnąłem. A jeszcze musiałem ją dociągnąć do mostku na plaży! No, trochę się z nią siłowałem, ale dałem radę, więc potem spokojnie mogłem wrócić do domku, gdzie już czekał na mnie zmartwiony Bill, popijając swoją kawę.
- O wilku mowa – rzekłem, zamykając za sobą drzwi. - Śpiąca królewna wstała!
- Ale śmieszne! Nawet nie wiesz, jak bałem się, gdy wstałem, a ciebie nigdzie nie było! - oburzył się, patrząc na mnie z żalem.
- Przygotowywałem dla ciebie niespodziankę – odparłem i podszedłem do chłopaka, by skraść mu pocałunek.
- Jaką?! - zapytał, od razu ożywiając się na tę informację.
- Jak się ubierzesz i zjesz ładnie śniadanie, to sam się dowiesz – rzekłem, a chłopak od razu zaczął wcinać kanapki, nawet nie marudząc.
Kiedy śniadanie było już zjedzone, a Bill udał się na górę, by ogarnąć się, ja zająłem się sprzątaniem w kuchni i zdążyłem nawet wszystko zanieść do łódki. Jak Bill był już gotowy, to zabrałem go i psa na plażę. A mina chłopaka, kiedy zobaczył łódkę, była po prostu bezcenna!
- Co to? - zapytał zdziwiony.
- Łódka – powiedziałem, śmiejąc się cicho pod nosem.
- No przecież widzę, głupi nie jestem. Nie aż tak... - burknął naburmuszony.
- Oj, przecież żartuję, mały. - Podszedłem do niego i objąłem go w pasie, po czym cmoknąłem go w policzek. - Wskakuj, a sam zobaczysz. No, dalej – zachęcałem go.
Chłopak pokręcił głową, ale wziął ze sobą psa i wszedł w końcu do tej łódki, a zaraz sam do niego dołączyłem. Chwyciłem w ręce wiosła, odepchnąłem nas od brzegu i ruszyłem. Przez całą drogę Bill się do mnie nie odzywał, bo wciąż miał focha za tamto. Ale zerkał na mnie czasami i wtedy robiłem głupie miny, przez co chłopak cichutko śmiał się z tego. Po niecałej godzinie byliśmy już na miejscu. Przycumowałem łódkę do kładki przy brzegu i pomogłem wysiąść chłopakowi.
- A teraz poczekaj tu na mnie – poprosiłem, zabierając ze sobą rzeczy, po czym zniknąłem między drzewami. Starałem się szybko rozścielić koce i poukładać poduszki, by było nam miękko jak na łóżku. Porozkładałem jedzenie, przygotowałem wino i zapaliłem świeczki, które miałem ze sobą, gdyż w tym miejscu było dość ciemno. Wysokie korony drzew przysłaniały słońce i tylko niewielka ilość światła tu docierała. I byłem niemalże pewny, że spodoba się Billowi ta przestrzeń i zieleń, która nas otaczała. I ten niewielki, ale piękny wodospad, który był nieopodal. W dodatku rozłożyłem koc pod drzewem, którego liście lekko opadały w dół i dotykały poszycia leśnego, tworząc taką naturalną kotarę. Po chwili wróciłem po Billa i Bobika.
- Co tak długo? - zapytał, marszcząc czoło.
- Cii, malutki. Zamknij oczy – poprosiłem i stanąłem za nim, by zasłonić mu rękoma oczy. Kiedy już doprowadziłem go na miejsce i pozwoliłem zobaczyć mu ten mały kawałek raju, to wtedy ja musiałem czekać na jego reakcję.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Odcinek piętnasty

Bill

Kiedy się obudziłem – o dziwo – nie znajdowałem się w samochodzie, a to miejsce pamiętałem jako ostatnie. Było o wiele wygodniej i milej. Usiadłem i rozejrzałem się. Sypialnia Toma. Rozciągnąłem się i ziewnąłem. Wstałem, a moja pewna część ciała mimo wszystko trochę bolała mnie po nocy. Pokręciłem głową, a na samo wspomnienie się uśmiechnąłem. Ubrałem bokserki na tyłek, by tak z gołym nie paradować. Jednakże zmartwiło mnie to, że nigdzie nie było widać Toma. Jeśli wykorzystał mnie i uciekł, jak zwykła świnia – będę żałować tego wszystkiego. Ale on nie był do tego zdolny, a ja w żadnym wypadku bym tego nie żałował. Wyszedłem z pomieszczenia i jako, że zaburczało mi w brzuchu, to skierowałem się do kuchni. To co tam zobaczyłem… Tom siedzący przy stole i czytający gazetę. Obok niego, stały dwa puste talerze oraz znajdowały się dwie szklanki, chyba z sokiem pomarańczowym. A na środku większy talerz ze stertą naleśników, z których jeszcze wydobywała się para! Oczywiście ten zgred musiał się ubrać i nawet nie mogłem podziwiać jego umięśnionego torsu. Pff!
- Witaj – zerknął na mnie, a ja tylko podszedłem bliżej, usadowiłem się na jego kolanach i musnąłem usta na powitanie.
- Cześć – wyszczerzyłem się.
- Widzę, że ktoś tu ma humorek. Ciekawe czemuu… - poruszył brwiami, a ja się zarumieniłem i uderzyłem go lekko w ramię.
- Jakbyś nie wiedział… - odburknąłem i zszedłem z niego, po czym usiadłem obok. – Smacznego – wytknąłem mu język i po prostu zacząłem jeść, a jako, że na stole znajdował się jeszcze dżem brzoskwiniowy. O matko... Uwielbiałem. Rozsmarowałem go na naleśniku i zacząłem zajadać. Chłopak tylko się zaśmiał i sam poszedł w moje ślady. Ejj! No co?! Moja wina, że byłem taki głodny? W końcu w nocy straciłem dużo energii, tak? Właśnie! Więc należy mi się solidne śniadanie!
- Niedługo musimy wrócić do szkoły – zaczął niby od niechcenia. Jakby cisza, która była między nami była krępująca. Ale ja tak nie czułem. Wiedziałem, że z Tomem mogę wszystko. Śmiać się, płakać, kochać, a nawet milczeć. Poza tym jeśli ma wspominać o szkole, to lepiej, by nic nie mówił, no bo kurczę! Kto by chciał o niej słyszeć. Zresztą… Czułem się jak dziecko, któremu w środku wakacji przypomina się właśnie o tym budynku. O czekającej już na niego nauce. Poza tym wiedziałem, że jak wrócimy do szkoły, to wszystko się zmieni. Tom nie będzie traktować mnie tak jak poza nią. Znaczy… Było to zrozumiałe, bo inaczej by go wywalili. A raczej mnie i jego. I wiedziałem, że dyrektorka tylko na to czeka. By mnie wywalić i kontynuować tworzenie idealnej szkoły, bez jakiegoś odchylenia, którym byłem ja. Poza tym te wszystkie dziewczyny, które tylko świeciły cyckami i nic więcej! No ludzie! Powinni zakazać tak chodzić do szkoły. Golfy co najmniej! A może jak napiszę petycję, że mnie to gorszy, to coś to da? Pff! Po pierwszy żaden chłopak tego nie podpisze, bo wiadomo, że oni to lubią, a dyrektorka me zdanie będzie mieć głęboko w poważaniu. To niesprawiedliwe. Cholera, chyba coś za długo się już zastanawiam, bo Tom dziwnie na mnie patrzy, a ja muszę mieć cholernie debilną minę.
- Czemu mi o tym przypominasz? – westchnąłem smutno i pokręciłem głową. – I w ogóle, to jak to wszystko będzie wyglądać, co?
- Chyba wytrzymasz te kilka godzin bez moich pocałunków, co? Poza tym zawsze możesz przyjść na przerwie na… konsultacje – poruszał brwiami, a ja się zaśmiałem.
- Czyli tobie też będzie ciężko?
No! I co teraz, Tommy, odpowiesz mi, hm?
- Najchętniej, to załatwiłbym ci lekcje indywidualne z fizyki – powiedział całkiem poważnie, a ja przełknąłem głośno ślinę. Ojj... Z takich zajęć, to ja chyba dużo bym nie wyniósł… No… Ewentualnie przyciąganie ciał niebieskich… Gdy jedno ciało ociera się o drugie ciało… Uch…

Tom

Bill po tym wszystkim czuł się przy mnie bardziej swobodnie, niż wcześniej, co mnie nieco niepokoiło. Oczywiście nie przeszkadzało mi to, jak byliśmy sami w domu, ale wśród ludzi takie zachowanie mogłoby być bardzo ryzykowne. Zwłaszcza w szkole. Gdyby ktoś się dowiedział, to nie dość, że wyrzuciliby mnie ze szkoły, to dodatkowo miałbym większe problemy z policją i ojcem Billa... Nawet nie chciałem myśleć o tym... Bo na samą myśl miałem gęsią skórkę.
- To co chcesz robić? - zapytałem Billa, gdy skończyliśmy jeść. - W poniedziałek wrócimy już do szkoły, więc mamy jeszcze całe cztery dni tyyyylko dla siebie.
- No nie wiem... - mruknął i zamyślił się na chwilę, zagryzając swą dolną wargę. Wyglądał przy tym naprawdę słodko i niewinnie... - A co proponujesz?
- A co powiesz na małą wycieczkę? - rzuciłem, a gdy chłopak klasnął w ręce, podskakując na swym krześle, to tylko uśmiechnąłem się, zadowolony ze swojej genialności.
- O taaak, taaak, taaaaaaaaaaaaaak! - piszczał, podskakując jak jakaś nakręcana zabaweczka. - Cudowny pomysł! - dodał i rzucił się na mnie. - Normalnie kocham cię za to, Tommy...! - powiedział, nim wpił się łakomie w me wargi.


***


- To gdzie dokładnie jedziemy? - zapytał chłopak, pakując do swej torby najpotrzebniejsze rzeczy.
- Zobaczysz – odparłem dosyć tajemniczo, robiąc to samo co Bill. - Ale na pewno nie będziemy się nudzić – dodałem, puszczając mu oczko.


Kiedy tylko skończyliśmy się pakować i byliśmy już ogarnięci, zadzwoniłem do sprzątaczki, by zajęła się moim mieszkaniem pod naszą nieobecność, po czym ruszyliśmy ku wyjściu.
- Tom! - wykrzyknął Bill, jakby mu się coś nagle przypomniało i akurat przy moich nogach znalazł się Bobik, który ostatnimi czasy zrobił się taki cichutki, że aż myślałem, iż uciekł! Normalnie się wierzyć nie chciało, że ten pies potrafi być taki spokojny i grzeczny. - Co z Bobikiem? - zapytał czarnowłosy, biorąc psa na ręce. - Chyba go tak nie zostawimy, co...? - zadał kolejne pytanie, po czym obaj spojrzeli na mnie tak, że nie mogłem podjąć innej decyzji...
- Oj... No dobra... Bobik jedzie z nami – odparłem, na co szczeniak zaszczekał radośnie, a od uradowanego chłopaka dostałem soczystego buziaka prosto w usta.


Gdy postanowiłem, że szczeniak jedzie z nami, spokojnie opuściliśmy mieszkanie i ruszyliśmy na zakupy. W końcu musieliśmy zrobić zapasy jedzenia i innych dupereli na cztery dni. W dodatku trzeba było jeszcze kupić coś dla Bobika, więc... no... Trochę nam te zakupy zajęły, ale w końcu po jakimś czasie udało nam się ruszyć w dalszą drogę. Wieczorem dotarliśmy na miejsce. Oczywiście przez całą drogę Bill bez przerwy wypytywał mnie dokąd jedziemy, ale byłem nieugięty i nie pisnąłem ani słówka. A mina chłopaka, gdy wysiadł z samochodu, była po prostu bezcenna...! W końcu staliśmy przy dużym, drewnianym domku, który znajdował się przy lesie i jeziorze, więc kto nie byłby zadowolony przyjeżdżając tutaj. W dodatku słońce powoli zaczęło chylić się ku zachodowi, kąpiąc się w czerwono-pomarańczowym niebie, co tylko dodawało uroku temu miejscu.
- Tom... - wyszeptał chłopak, podchodząc powoli do mnie i przyciskając do siebie psa, jakby bał się, że mu ucieknie. - Jesteś... Jesteś cholernie cudowny, wiesz...? - zapytał, patrząc na mnie tymi pięknymi, błyszczącymi oczyma.
- Nie bardziej niż ty – odparłem i przyciągnąłem go do siebie, by znów móc zasmakować jego rozkosznych ust.

Bill

Kiedy w końcu oderwałem się od Toma usta, choć muszę przyznać, że zrobiłem to niechętnie, to zaczęliśmy znosić te wszystkie rzeczy do domu. Jako, że nie miałem za bardzo wyrobionych mięśni, to było to dla mnie po prostu… męczące! No co?! Nie moja wina, przepraszam! Ale Tom ze wszystkim mi dzielnie pomógł. Domek w środku był cudowny! W większości drewniany, co idealnie komponowało się z otaczającym go krajobrazem. Na dole znajdowała się kuchnia, w której po jednej stronie znajdowały się kremowo – brązowe szafki, piekarnik, lodówka oraz mikrofalówka, a naprzeciwko wyspa z umywalką. W sumie, to ona była takim elementem, który oddzielał kuchnię od salonu, który nie był za wielki, ale przytulny. Przy ścianie stała kanapa skórzana, z przodu niej stolik, a po jego bokach dwa – również skórzane – fotele. No i oczywiście na ścianie znajdował się wielki, płaski telewizor. I było kino domowe! Oglądanie horroru z takim sprzętem w środku lasu, to nie jest najlepszy pomysł. Na pewno nie dla mnie… No i znajdował się kominek! A przed nim dywan. Hm… Kochanie się na nim, kiedy palił się ogień. Uch… No ale przejdźmy dalej… Obok znajdował się również fotel. Tom wkładał jedzenie do szafek i lodówki, więc postanowiłem się rozejrzeć dalej. Okazało się, że to nie wszystko, co znajdowało się na tym piętrze! Jestem jak jakiś… detektyw! Co jeszcze ukrywasz w sobie, drewniany domku?! Przed Billem nic się nie ukryje! Podszedłem do pierwszych drzwi, jakie napotkałem na drodze i otworzyłem je. O! Mini łazienka! Naprawdę była mini, bo znajdowały się w niej tylko umywalka i kibelek. Zamknąłem po cichu drzwi za sobą i podążałem dalej. Ha, moja własna mini przygoda! Zaśmiałem się do siebie i pokręciłem głową. Otworzyłem kolejne drzwi, a moja mina musiała być chyba naprawdę debilna i wygrałaby konkurs na najgłupszą minę. To był po prostu jakiś… schowek! Były tu jakieś narzędzia, ale również takie rzeczy, jak mop, szczotki no i tym podobne. Więcej tu nie widziałem… Chyba, że są jakieś tajemne przejścia, ale w to wątpiłem. No… Wbiegłem więc po schodach na górę. Za pierwszymi drzwiami, jakie otworzyłem, znajdowała się łazienka. Ale nie mini, a mega! Naprawdę! Była wanna z bąbelkami! Uwielbiam! I umywalka, ogromne lustro. A nawet prysznic, w którym można było usiąść! Jej... I szafki, w których były jakieś żele. Podobało mi się… Bardzo… Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się dalej. Wszedłem i zmarszczyłem brwi. Było to chyba coś na kształt… biura? Tak mi się wydawało… Nie było to pomieszczenie za dużo. Znajdowało się tutaj duże biurko z fotelami i jakby mini biblioteka. Ale naprawdę mini! Był to jeden regał na cała ścianę, a ona nie była jakaś za duża. Znajdowały się tu książki jak i plastikowe pudełka z płytami DVD. Ojj, widzę, że będzie co oglądać. No i zostało mi ostatnie pomieszczenie i chyba tylko debil nie domyśliłby się, co to jest. Sypialnia. Przecież trzeba gdzieś spać, a skoro do tej pory nigdzie nie znalazłem łóżka, tu musiało być właśnie tam. Chyba, że wanna była magiczna! Bill, zachowuj się dorośle… Nacisnąłem klamkę, a drzwi ustąpiły. O matko..! Sypialnia była… Cudowna! Były drewniane panele, a ściany brązowo – kremowe. Był wyraźny kontrast. Po jednej stronie znajdowało się łóżko, a po obu jego stronach szafki nocne. I znajdował się nawet w rogu fotel bujany! Uwielbiam fotele bujane! No, a na przeciwległej stronie ściany znajdował się równie duży telewizor co w salonie. Będziemy mogli oglądać z tego ogromnego łóżka, które tylko zapraszało do siebie. Jakby mówiło: „No chodź, połóż się. Wiesz, że będzie ci cholernie przyjemnie i miło”. No a na środku znajdował się puchaty dywan! Nie mogłem się oprzeć i musiałem go dotknąć. Leżenie na nim lub chodzenie po nim gołymi stopami musiało być cholernie miłe. Jedne drzwiczki były drewniane. Otworzyłem je, a za nimi znajdowała się szafa. Wieszaki, pułki. No tak… W końcu trzeba gdzieś te wszystkie ciuchy dać. Dziwnie będzie, jak wejdzie się do jakiegoś pomieszczenia, a tam z żyrandola będą zwisać czyjeś spodnie. Ale jeszcze jedna rzecz mnie zadziwiła w tym pokoju. Jeszcze jedne drzwi. Jakby szklane? Ale zasłonięte były roletą. Otworzyłem je i znalazłem się… na balkonie! Jaki stąd rozpościerał się widok..! O matko… Jezioro… Zachód słońca… Las dookoła… I ja będę mieć taki widok przez kilka dni! A najlepsze jest to, że znajdowały się schody, które prowadziły w dół, na samą plażę!
- Jak ci się podoba? – zapytał Tom, obejmując mnie od tyłu i opierając brodę na moim ramieniu. Oczywiście, że się wystraszyłem! Musiałem się naprawdę głęboko zamyślić, że nie usłyszałem, jak podszedł...
- Tutaj jest… prześlicznie – westchnąłem z podziwu dla tego miejsca i spojrzałem przez ramię na chłopaka. – Magicznie.
- A może chcesz się wykąpać? Woda nie powinna być aż tak zimna – musnął moją szyję, a ja przygryzłem dolną wargę. Zacząłem kierować się w stronę jeziora, po balkonie… schodach… piasku… Oczywiście co jakiś czas gubiłem jedną rzecz swego ubrania tak, że gdy znalazłem się przy wodzie byłem nagi. Wiedziałem, że Tom patrzy na mnie z zachwytem. Kiedy wody miałem już po kolana, poczułem nagie ciało chłopaka, który przytulił mnie do siebie mocno od tyłu.
- Chyba nie myślałeś, że stracę takie przedstawienie? – wyszeptał mi do ucha, po czym odwrócił mnie do siebie przodem i mocno wpił w moje usta.
- Wiedziałem, że nie przegapisz tego – wymruczałem i poruszałem brwiami. Chwilę się zamyśliłem i zrobiłem słodkie oczka. – Tommy?
- No co znowu chcesz, kochanie?
Wyszczerzyłem się i oblizałem wargi.
- Wiesz… Bo jak tu jest tak pięknie, to może częściej będziemy tu przyjeżdżać, jak będzie jakieś wolne i w ogóle, hm?
- Jeśli tylko chcesz – uśmiechnął się i pogłaskał mnie czule po policzku.
- Kocham cię! – krzyknąłem i rzuciłem mu się na szyję, na co tylko się zaśmiał.
- Ja ciebie też. Patrz – odwrócił mnie znów tyłem do siebie i wskazał na słońce. Już prawie całkowicie schowało się za horyzont. – Tylko ty jesteś od tego wszystkiego piękniejszy – wyszeptał, a ja się zarumieniłem. Lubiłem, jak prawił mi komplementy… – No, łap mnie! – krzyknął i zniknął pod wodą. Otworzyłem szeroko oczy i zacząłem przyglądać się tafli. No… Może go dostrzegę gdzieś tam. Aż nagle..! Coś wyskoczyło z wody! Coś wyskoczyło z wody pode mną! I nagle siedziałem na barkach Toma! O Boże, boję się! Chwyciłem się kurczowo jego głowy, a minę to nie wiem jaką miałem! Jak srający kot? Choć nie wiem, jaką minę ma srający kot… Mogłem tylko się domyślać.
- Fajnie?
Pochyliłem się bardzo delikatnie i spojrzałem na niego. Szczerzył się, pajac!
- Jak możesz mnie tak straszyć..? – pokręciłem głową.
- Własnie za to mnie kochasz, Billy – wyszczerzył się i zaczął się kręcić, aż w końcu po prostu poczułem, że spadam do tyłu…! Wymachiwałem rękoma, jakbym chciał się czegoś złapać. Tylko czego! Powietrza?! Już po chwili znajdowałem się cały pod wodą. Czułem, że Tom wychodzi spode mnie i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, to wyjął mnie z wody i trzymał tak na rękach.
- No, no – pokręcił głową. – Nauczyciel, kochanek, współlokator, ratownik… Coś jeszcze? – uśmiech to nie schodził mu z ust. Patrzyłem w te jego czekoladowe oczy i jedyne, co w nich widziałem, to wielką miłość.

piątek, 15 sierpnia 2014

Odcinek czternasty

Tom



Wyznałem Billowi swoje uczucia. I mógłbym zwalić to na chwilowe zaćmienie umysłu alkoholem, ale byłem pewien, że Bill znaczy dla mnie dużo więcej, niż tylko zwykły przyjaciel. Uświadomiłem to sobie, gdy Jorg pojawił się w moim mieszkaniu. Przecież mogłem w tamtej chwili stracić Billa i już nie odzyskać... Chciałem się nim zaopiekować jak najlepiej. Zwłaszcza teraz, gdy jego kruche i drżące ciało leżało pode mną. Delikatnie palcami sunąłem po jego delikatnej i wrażliwej na dotyk skórze, a ustami pieściłem jego szyję, na co chłopak odpowiadał mi cichymi westchnięciami. Moja jedna dłoń zsunęła się w dół, by rozpiąć chłopakowi spodnie, a gdy już się ich pozbyłem, zabrałem się za swoje.
- C-czekaj... - usłyszałem drżący głos chłopaka. - J-ja t-to zrobię... - wydukał i pchnął mnie lekko, przez co się wyprostowałem, a on usiadł i zajął się moimi spodniami, by już po chwili uwolnić moją gotową męskość na wolność. Chłopak na sam jego widok westchnął cicho, zagryzł wargę i zarumienił się. - Wcale nie jest taki mały – powiedział cicho, po czym chwycił go dłonią u nasady, a językiem zaraz przejechał po jego czubku. - Jest ogromny... I już nie mogę się doczekać, kiedy się we mnie znajdzie... - dodał i spojrzał na mnie seksownym wzrokiem, po czym wsunął mego penisa między swe rozkoszne wargi i zaczął delikatnie ssać.
- B-Billy... - wyjęczałem. - N-nie musisz... - dodałem, zaciskając powieki. Było mi tak dobrze... Ale jakoś udało mi się powstrzymać podniecenie i poprosiłem, odsuwając go od siebie: - Poczekaj.
- Tom... Nie widzę innego sposobu, byśmy mogli coś zrobić, by mnie nie bolało... Wytrzymam to jakoś – westchnął. - Tylko proszę, zajmij się mną już...
- Nie, Bill – odparłem. - Przygotowałem się już – dorzuciłem, by dokończyć swą wypowiedź i sięgnąłem do swej bluzy, w której miałem małe, białe pudełeczko.
- C-co...? - zdziwił się chłopak.
- To, co widzisz, malutki – wyszeptałem, po czym przesunąłem się do niego i czule ucałowałem jego wargi. - Nie pozwolę cię skrzywdzić – rzekłem i ponownie położyłem go na swojej kurtce.
- Zaskakujesz mnie coraz bardziej, Tom... - wyznał, gdy nabierałem przeźroczystej substancji na dwa palce.
- Zaraz zaskoczę cię jeszcze bardziej – odparłem seksownym głosem, rozchylając jego uda, po czym dotknąłem jego wejścia, na co stęknął cicho. Po chwili wsunąłem w niego palca i zacząłem pieścić, chcąc zabrać chłopaka dzisiejszego wieczoru do samego raju...



Bill



Jako, że nigdy nie byłem AŻ TAK blisko z jakimkolwiek mężczyzną, to nie wiedziałem, czy to jest takie przyjemne, czy Tom po prostu tak silnie na mnie oddziałuje. Oczywiście, że obstawiałem drugą opcję! Kiedy prócz tego jego cholernie chudego i długiego paluszka w sobie, poczułem jego usta na swoim sutku, a jego zęby przygryzały go, poruszyłem niespokojnie biodrami, jakbym chciał więcej. W sumie, to byłem cholernie podniecony, a konieczność czekania... No... Nie była fajna w każdym razie! Nawet zdań nie umiałem z tego całego podniecenia skleić!
- Aż tak bardzo tego chcesz? – wyszeptał mi do ucha, wsuwając we mnie jednocześnie swego drugiego palca. Jęknąłem głośno i czułem, że powoli robi się... ciasno. No sami wiecie gdzie! Ja nie będę tego mówić! Wstydzę się…
- Może… - wydukałem i spojrzałem głęboko w jego oczy. Tom poruszał palcami coraz szybciej, przygotowując mnie. Kiedy mężczyzna chciał rozciągnąć mnie jeszcze bardziej, wsunął kolejnego… skrzywiłem się. Nie powiem, że nie, jak tak! No ale kurczę..! Ciasno już tam było!
- Rozluźnij się – pf! I on to tak spokojnie mówi! Sorry, ale to nie jemu wciska się trzy palce… No ja już nie powiem gdzie, bo jeszcze powiedzą, że jakiś ordynarny jestem, kiedy ze mnie czysty aniołek! No doobra! Pół aniołek pół diabełek, zadowoleni?! – Bill, wiesz, że nie musimy tego robić – powiedział czule, głaszcząc mnie po policzku.
- Ja wiem! Ale ja chcę… Tom… Zrób to. Wejdź we mnie – wymruczałem podnieconym głosem, a na koniec jęknąłem. Chciałem podniecić chłopaka jeszcze bardziej. I stwierdziłem, że cholernie mi się to podoba. Że lubię to robić. Kiedy jego oczy wręcz mnie pożerały z pożądania. Kiedy wiedział, że zaraz to nastąpi… Odkręcił małe magiczne pudełeczko, które wcześniej wyjął. Nabrał jakąś maź na palec i z tego co widziałem, to bardzo dokładnie wysmarował nią swego stojącego członka, a następnie… moją dziurkę! Ale gdy po chwili Tom wsunął się we mnie, zrozumiałem już co to jest. Oj… Zrozumiałem i to baardzo DOGŁĘBNIE. Te trzy palce z jego wielkim przyjacielem były niczym! Można je było nazwać malutką rozgrzewką przed wielkim maratonem, o! Ale on mnie nie rozerwie, prawda? Przymknąłem oczy, a spod powieki wypłynęła jedna łza. Cholera… Nie płacz!
- Wszystko w porządku? – wyszeptał, nawet się nie ruszając. Pewnie chciał, bym przyzwyczaił się do… nowej sytuacji.
- Jasne. – Uśmiechnąłem się delikatnie i pokiwałem głową na potwierdzenie. Wziąłem jego twarz w dłonie i mocno wpiłem się w jego usta. Tom wziął to chyba za dobry znak, bo już po chwili zaczął się poruszać we mnie. No dobra! Na początku to myślałem, że wezmę nogi za pas i ucieknę stamtąd! Bolało… Ale z każdym jego płynnym ruchem ból ustępował. A przynajmniej aż tak go nie czułem, bo… zastępowało go uczucie tak wielkiej przyjemności. Szczególnie, że Tom zaczął pieścić ręką mego członka. W końcu odchyliłem głowę i zacząłem stękać z przyjemności, co chyba jeszcze bardziej go nakręcało.



Tom

Myślałem, że oszaleję, gdy znalazłem się w chłopaku... Nie dość, że był tak cholernie podniecający, to także był nieziemsko ciasny. Miałem ochotę przelecieć go tu i teraz jak najmocniej i szybciej, ale jednocześnie nie chciałem go też skrzywdzić... Chciałem, by chłopak miał z tego jak najwięcej przyjemności i żeby zapamiętał swój pierwszy raz jak najlepiej. Lecz gdy Bill zaczął poruszać biodrami, chcąc czuć mnie jeszcze głębiej w sobie i wręcz błagał o więcej, nie potrafiłem się powstrzymać. Wsuwałem się w niego szybko, mocno i tak głęboko, jak tylko mogłem, pieszcząc przy tym jego członka. Było mi tak dobrze... Wręcz nie do opisania... I w dodatku było tak piekielnie gorąco... A całe emocje spływały w dół, do podbrzusza, i które zaraz zostały uwolnione, gdy dosięgnąłem szczytu, a me nasienie znalazło się w Billu, a jego na mojej ręce i nagim brzuchu. Po wszystkim opadłem obok chłopaka bez sił i przyciągnąłem go do siebie, by mocno przytulić jego kruche ciało.
- Byłeś cudowny, Billy – wyszeptałem mu wprost do ucha, a opuszkami palców jednej dłoni zacząłem sunąć po jego delikatnej skórze na plecach, która wydawała się taka miękka...
- Nie, Tom. To ty byłeś cudowny – odparł i spojrzał w moje oczy, uśmiechając się czule.
- Jesteś piękny... - powiedziałem po chwili, na co zarumienił się tylko.
- Przesaaadzaaasz.... - mruknął zawstydzony i ukrył twarz w zagłębieniu mej szyi.
- Wcale nie przesadzam! - zaprzeczyłem od razu, nieco rozbawiony, jednak zaraz coś sobie przypomniałem i powiedziałem: - Bill...? Musimy już iść...
- Nie chce mi się... - jęknął, wtulając się we mnie mocniej. - Tu mi dobrze.
- Wiem. Mi też, mały, ale naprawdę musimy iść... W każdej chwili może przyjść tu Jack, a nie chcę, by zobaczył cię nagiego...
Chłopak tylko zerknął na mnie, unosząc swe brwi, ale zaraz bez słowa podniósł się i zaczął ubierać, więc ruszyłem w jego ślady. Po jakiś dziesięciu minutach wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy się w stronę mego auta. W drodze do domu Bill ani razu się do mnie nie odezwał i miałem wrażenie, że żałuje, iż to ze mną zrobił...
- Jesteśmy – odezwałem się, gdy zaparkowałem samochód w garażu, lecz gdy spojrzałem na chłopaka, to zrozumiałem, czemu milczał. Bo spał sobie słodko. Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem, po czym wysiadłem, wziąłem ostrożnie Billa w swe ramiona i już po chwili układałem go do łóżka, by mógł odpocząć.




poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Odcinek trzynasty

Bill

- Dzięki – usłyszałem tylko, co spowodowało, że śmiałem się jeszcze głośniej. Nie wierzę! – J-Jesteś... Tommy mały ptaszek! – krzyknąłem ledwo przez śmiech i złapałem się za brzuch, który już zaczął naprawdę mnie boleć. W końcu opanowałem się trochę i odchrząknąłem, próbując już w ogóle się nie śmiać.
- A co w tym takiego żenującego, Tommy? Wiesz... anatomii się nie wybiera – zacisnąłem wargi w cienką linię. Nie mogę przecież na nowo wybuchnąć śmiechem! On mnie zabije! Naprawdę! I to bez żadnych wyrzutów sumienia!
- Aha, więc uważasz, że mój mały Tommy jest mały?! – Oburzył się i dał ręce na biodra. Uniosłem brew i przyjrzałem mu się. Mięśnie były widoczne przez materiał cienkiej koszulki, która jeszcze była do niego idealnie dopasowana. Podniecający...
- Wiesz... Nie mam porównania, a pornosy są strasznie przerysowane... Znaczy nie, żebym oglądał! – dodałem od razu na swoją obronę, a Tom jakby posmutniał. Wydawało mi się, że został mu jakiś uraz po tej sytuacji. Ejj... Bo pomyślę, że naprawdę dużo znaczyło dla niego to, że się tak przede mną otworzył i że pokazał mi... Tommiego. – Wiesz... Jak na moje oko, to on jest kolosalny i trochę się boję, że ja nie zaspokajam cię swoim rozmiarem – pokiwałem głową, a Tom tylko rzucił się na mnie i wpił w moje wargi, co odwzajemniłem od razu.
***
- Tom? – zapytałem niepewnie, kiedy oglądaliśmy jakiś dramat i spojrzałem na mężczyznę.
- Tak? – Również na mnie zerknął, okazując swe zainteresowanie.
- A co będzie potem?
No co? To nie moja wina, że lubiłem gdybać. I zastanawiać się ciągle „co by było, gdyby...?”. No i myśleć o przyszłości, ale również o przeszłości. Taki byłem po prostu...
- Ale co potem? – Zrobił głupią minę i zmarszczył swój nos. – Potem pójdziemy spać, no nie?
Zachichotałem na jego odpowiedź mimowolnie i pokręciłem głową.
- Nie.
- Nie pójdziemy spać? – Jeszcze bardziej skrzywił swoją twarz, na co jeszcze mocniej zacząłem się śmiać. – Wiesz co, Bill? Zrozumieć cię czasami, to graniczy z cudem, naprawdę!
- Co będzie wtedy, jak uczucie, które nas łączy, pogłębi się jeszcze bardziej? – zapytałem, poważniejąc.
- A co wtedy ma być?
- No... Bo nie będziesz chcieć się ze mną pokazywać publicznie, prawda? Jako para... – Spuściłem wzrok, wzdychając smutno.
- Bill... To nie tak... – Pokręcił głową, a ja z nadzieją spojrzałem na niego.

- To jak, Tom? Powiedz mi jak... – I na moje nieszczęście, a jego szczęście zadzwonił ktoś do drzwi. Na twarzy chłopaka dostrzegłem pewnego rodzaju ulgę, ale również zdziwienie, bo chyba nie spodziewał się nikogo. Pff! Wstał i podszedł do drzwi, a jedyne, co potem usłyszałem było: „Pan Kaulitz?!”. Przełknąłem głośno ślinę.

Tom

- Pan Kaulitz?! - krzyknąłem wystraszony, gdy go ujrzałem w progu swojego mieszkania.
- Tak, to ja – odparł chłodno. - Czemu się pan tak dziwi? Przecież już dawno mieliśmy się spotkać w sprawie Billa – dodał.
- No tak, tak, wiem... Ale nie spodziewałem się, że przyjdzie pan tak szybko i to bez zapowiedzi.
- Chciałem sprawdzić z kim mieszka mój syn. I właśnie widzę, że przyszedłem nie w porę – mruknął zgryźliwie, spoglądając w dół, a mój wzrok powędrował zaraz w tę samą stronę. Cholera! Przecież byłem w samych bokserkach!
- Panie Kaulitz, to nie tak! - zaprzeczyłem szybko, bo wiadomo, co mógł sobie pomyśleć!
- A może jednak tak?! - zapytał nieprzyjemnym głosem. - Dowiedziałem się ze szkoły, że Bill do niej od jakiegoś czasu nie uczęszcza i dziwnym trafem pan także. Przypadek? Nie sądzę! - burknął, podchodząc do mnie bliżej.
- Był chory – odparłem spokojnie, stojąc sztywno na swoim miejscu.
- Chory? A pan razem z nim? - pytał, patrząc na mnie wściekłym wzrokiem.
- Chciałem się nim należycie zaopiekować.
- Jak?! Pieprząc go po kątach?! - wykrzyknął, łapiąc mnie za szyję. Wyglądał tak, jakby miał ochotę mnie zabić, a z jego pyska zaraz miała toczyć się piana jak u wściekłego psa.
- Tato! - usłyszałem nagle i poczułem, jak ktoś odrywa Kaulitza ode mnie.
- Bill? - zwrócił się do syna, obejmując go. - Nic ci nie jest? Ten mężczyzna nie skrzywdził cię? - dopytywał, patrząc na niego uważnie, jakby wzrokiem miał wybadać każdy milimetr jego ciała. Dobrze, że się ubrał...
- Tato, przestań – jęknął chłopak, odpychając go od siebie. - Nic mi nie jest. Tom mi nic nie zrobił. Jesteśmy tylko przyjaciółmi, o ile można tak nazwać kontakty między uczniem a nauczycielem.
- Tom? To wy już przeszliście na „ty”?! No ładnie! Pakuj się i wracamy do domu!- rozkazał.
- Do twojego domu! Mój dom nie jest w Londynie!
- Tu tym bardziej nie! - odparł, złapał go za rękę i pociągnął go w swoją stronę. - Nie zostaniesz ani minuty dłużej w tym mieszkaniu z tym zboczeńcem!
- Tato! Czy ty nie możesz zrozumieć, że on mi pomógł, kiedy zostałem bez dachu nad głową?! Rozmyślałem o tym, by do ciebie polecieć, Tom też o tym wspominał, ale mi jest dobrze tutaj! Dom jest tam, gdzie jest serce. A moje serce zawsze będzie należeć do tego miejsca. I pomyśl choć raz o mnie, a nie tylko o sobie! Wystarczy, że zostawiłeś mnie na pastwę losu z moją matką. Choć raz pomyśl, co ja chcę... - dodał niemalże szeptem i rozpłakał się z bezsilności. Było mi go żal...
- Bill...? - wypowiedział jego imię znacznie łagodniej, po czym przygarnął chłopaka do siebie. Lecz tym razem było widać w tym geście czułość i miłość. - Ja... Ja przepraszam...
- Zostawię was – odezwałem się w końcu. I tak już za dużo widziałem, a nie powinienem był widzieć tego wszystkiego.
- Nie – odezwał się starszy Kaulitz. - Niech pan zostanie. Bill ma rację. Choć raz powinienem pomyśleć o nim. Chcę, by był szczęśliwy. Więc skoro uszczęśliwi go mieszkanie z panem, to niech tak będzie. Załatwię wszystkie formalności związane z pobytem Billa i póki nie skończy osiemnastu lat, pan będzie jego opiekunem. Co miesiąc będę także wysyłać na konto Billa 1000 euro i 1500 euro na pana konto, by nie musiał go pan utrzymywać z własnej pensji. A kiedy Bill będzie już pełnoletni, całą sumę będę przelewać tylko na jego konto, by mógł się usamodzielnić. Czy pasuje wam taki układ? - zapytał na koniec, a mnie totalnie wmurowało w podłogę.
- N-nie wiem c-co po-powiedzieć... - wydukałem, patrząc na niego zszokowany.
- Dziękuje – usłyszałem za to głos Billa. - Kocham cię...
- Ja ciebie też kocham, synku. I nie musisz dziękować. Już dawno powinienem zadbać o ciebie.
- Lepiej później, niż wcale – odparł czarnowłosy chłopak, uśmiechając się do ojca.
- A będę mógł cię chociaż odwiedzać, tak jak zawsze? - zapytał starszy mężczyzna, nie ukrywając nadziei.
- Obowiązkowo tato! - odparł chłopak, wtulając się w niego jeszcze mocniej. Tak, jakby był całym jego światem.
***
Dla mnie to było totalnie odjechane. Stałem sobie w samych bokserkach. Najpierw Jorg miał ochotę mnie zabić i nazwał zboczeńcem, a potem dał mi i Billowi totalną swobodę. Później, kiedy syn i ojciec już się pogodzili, pozwolili mi w końcu się ubrać, po czym zaprosiliśmy Jorga na obiad, przy którym właśnie dowiedziałem się, że tak ma właśnie na imię i woli, bym zwracał się do niego na „ty”. Okazał się naprawdę miłym facetem. I chociaż nasz początek nie był za ciekawy, to zdążyłem go polubić. Został z nami tylko do wieczora, gdyż dłużej nie mógł. O dwudziestej drugiej miał lot do Londynu, a nie chciał nadużywać mej gościnności. Oczywiście mówiłem, że dla mnie to nie problem i tak dalej, ale on nie chciał tego słuchać i kazał tylko odwieźć go na lotnisko. Nic więcej. Więc wraz z Billem towarzyszyliśmy mu w drodze na lotnisku, a gdy już pożegnaliśmy się z Jorgiem, zaproponowałem Billowi, byśmy spędzili miło wieczór.
- Co masz na myśli? - zapytał chłopak, spoglądając na mnie niepewnie.
- Kolacja przy świecach? - rzuciłem, uśmiechając się szeroko, na co Bill zrobił głupią minę.
- A tak poważnie?
- Ale ja mówię całkiem poważnie – odparłem i nie pytałem go już o nic więcej. Zawiozłem go do swej ulubionej restauracji, gdzie miałem dobrego znajomego, który specjalnie dla nas przygotował stolik na dachu budynku. Mieliśmy zjeść posiłek w blasku świec i gwiazd. - To jak, Billy? Co będzie wtedy, jak uczucie, które nas łączy, pogłębi się jeszcze bardziej? - powtórzyłem jego pytanie, które zadał mi z rana, kiedy już zamówiliśmy potrawy, a w naszych kieliszkach znajdował się krwisto-czerwony i aromatyczny trunek, którym właśnie się delektowałem, uważnie przyglądając się swemu towarzyszowi, któremu wręcz płonęły policzki.

Bill

Siedziałem niczym wbity w krzesło i czułem, że nawet nie potrafię z siebie teraz wydać jakiegokolwiek dźwięku. Rozejrzałem się. Noc. Centrum miasta i te wszystkie światełka otaczające nas. Miasto nocą jest przepiękne. Spojrzałem w końcu w oczy Toma. Tak cholernie błyszczały. Przygryzłem wargę i upiłem łyk wina. Przełknąłem głośno ślinę. Och, przestań się tak na mnie patrzeć! Tak wyczekująco! Wiem, że mam mówić! Wiem! Chwila! Daj mi chociaż czas na pozbieranie myśli, co?!
- Więc... Wydaje mi się, że... – zacząłem niepewnie i przygryzłem wewnętrzną część policzków – że może wtedy będziesz chcieć być ze mną i... i nie będziesz się mnie wstydzić – wyszeptałem i spuściłem głowę. Nie wiem, czy mnie słyszał, czy nie.
- Mów dalej – powiedział spokojnie.
Och, czyli jednak tak. Ja mam jeszcze mówić?! Niby co?!
- A może... – zastanowiłem się, zaciskając dłonie na swoich szczupłych udach – może nasze uczucie już się pogłębiło?
- Może – powiedział tajemniczo i jakby nigdy nic zaczął jeść! No przysięgam! Podczas gdy ja siedziałem jak na szpilkach on jadł! Westchnąłem tylko i sam zacząłem konsumpcję. Gdy z naszych talerzy zniknęło prawie całe jedzenie Tom wstał i podszedł do mnie, podając mi rękę. Złapałem ją i wstałem. Podeszliśmy do barierki. Chłopak stanął za mną, przytulając się do mnie od tyłu i oparł podbródek na moim ramieniu. Przed nami rozpościerała się panorama miasta. Budynki, niebo, gwiazdy.
- Bill? – zapytał wprost do mego ucha, a ja poczułem dreszcze na całym moim ciele.
- T-Tak? – Och, wiedziałem, że głos mi zadrży! Czemu on musiał tak na mnie działać?! No czemu?!
- A może my już jesteśmy razem? – Odwrócił mnie przodem do siebie i spojrzał głęboko w oczy.
Czemu ja go muszę tak cholernie kochać? O cholera... Powiedziałem to w myślach! Powiedziałem to w myślach!
- A jesteśmy? – zapytałem, ale on już nic nie odpowiedział, tylko wpił się mocno w moje usta, przyciskając mnie do barierki. Objąłem jego szyję i zacząłem równie namiętnie odwzajemniać pocałunek. Tom oderwał się ode mnie po chwili, ściągnął z siebie kurtkę i rozłożył na podłodze, po czym wrócił do mnie, wziął na ręce i położył na materiale. Z pocałunkami zszedł na moją szyję, a ja odchyliłem głowę do tyłu tylko po to, by czuć jego usta jeszcze lepiej. By miał do mnie jeszcze lepszy dostęp. Chłopak zaczął ściągać ze mnie górne części garderoby. Poczułem lekki wiatr na swojej nagiej skórze. Co z tego, że będę bardziej chory? Och, to się w ogóle teraz nie liczyło! Mogę nawet umrzeć, ale będę wiedzieć, że było warto. Cholernie warto! Rozgrzej mnie, Tom. Rozgrzej mnie tak, jak jeszcze nikt wcześniej. Sam nie byłem obojętny na to, co robił, bo pozbyłem się bluzy oraz koszulki chłopaka, po czym zacząłem całować jego nagą klatkę piersiową, szczególną uwagę zwracając na wrażliwe sutki chłopaka, którym starałem się okazać jak największe zainteresowanie. Przygryzałem je, pociągałem i ssałem mocno. Nie bałem się, że ktoś nas tu znajdzie. Nakryje. Nie mógł. Poza tym przy Tomie zapominałem o całym świecie. Nic się nie liczyło wtedy. Nic poza nim. Mogło dziać się wszystko, a wiedziałem, że jestem bezpieczny i nikt mi nic nie zrobi. Po krótkiej chwili leżałem przed Tomem nagi i mruczałem głośno, gdy całował moje podbrzusze. Nagle chłopak pochylił się nade mną i pogłaskał czule po policzku.
- Bill? Jesteś tego pewien? – zapytał jakby z obawą, czy dobrze postępujemy. Wziąłem jego twarz w dłonie i wpiłem się mocno w jego wargi.
- Jeśli nie ciebie, to nikogo do siebie nie dopuszczę, rozumiesz? Chcę ciebie, Tom. Tylko ciebie. – Spojrzałem w bok i przygryzłem wargę, aż w końcu spojrzałem głęboko w oczy chłopaka. – Kocham cię, Tom – wyszeptałem. Jego oczy błyszczały jeszcze bardziej, choć nie mam pojęcia jak to możliwe.
- Ja ciebie też. Nawet nie wiesz jak cholernie mocno. Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczysz, Bill. I nigdy więcej nie myśl, że się ciebie wstydzę. Bo jestem cholernie dumny i szczęśliwy, że to na mnie się otworzyłeś – wyszeptał, a po moim ciele przeszedł dreszcz i to nie z zimna. To przez słowa, jakie przed chwilą wypowiedział. O Boże... To się naprawdę dzieje...! Zacząłem kąsać jego miękkie wargi, a już po chwili poczułem jego dłoń w okolicach swoich ud. 

piątek, 8 sierpnia 2014

Odcinek dwunasty

Tom

- Mógłbyś częściej przygotowywać nam takie wieczory! - mruknął czarnowłosy, wtulając się we mnie mocno.
- Ach taaak...? - zapytałem, uśmiechając się szeroko, po czym sięgnąłem po truskawkę z miseczki, którą potem zamoczyłem w płynnej czekoladzie. - Otwieraj buźkę - poprosiłem chłopaka, przykładając słodki owoc do jego ust, a gdy zrobił to, o co prosiłem, wsunąłem mu ją do środka.
- Mmm... Pychaaa... - powiedział, gdy tylko zjadł truskawkę, a następnie oblizał kusząco wargi. - Ale twoje usta są o wiele lepsze, wiesz...? - spytał mnie, ale nie byłem w stanie odpowiedzieć na jego pytanie, gdyż zaraz wpił się w moje wargi, a jego dłonie zaczęły błądzić po moim ciele. Oczywiście chętnie odpowiadałem na jego pieszczoty, ale gdy dłoń chłopaka znalazła się na moim kroczu, automatycznie się od niego odsunąłem.
- C-co robisz...? - zająknąłem się. Wczoraj zabrnęliśmy za daleko z pieszczotami i nie byłem pewny, czy możemy to powtórzyć. Nie powiem, że Bill mi się nie podobał, bo podobał i to cholernie, ale nie wiedziałem, jak daleko mogę się posunąć.
- Nie podoba ci się...? - zerknął na mnie smutno.
- Podoba! - odparłem od razu. - Tylko... Uh...
- Tylko co? - skrzywił się nieznacznie.
- Lubię cię, Bill. Bardzo. Może nawet za bardzo. I... chyba mi na tobie zależy, wiesz...? - spojrzałem na niego, zagryzając niepewnie dolną wargę. Chłopak kiwnął tylko głową, a w jego oczach było można dostrzec świecące ogniki, jakby miał nadzieję, że zaraz wyznam mu miłość, albo poproszę go o rękę i czekał, aż będę mówił dalej. - Nie chcę cię zranić, serio. W innej sytuacji pewnie bym cię zwyczajnie wykorzystał, bo w końcu jestem facetem, a każdy facet lubi seks, ale... Teraz nie mogę... Wczoraj posunąłem się nieco za daleko i nie chodzi mi o to, że żałuję, bo nie żałuję. Było mi naprawdę dobrze... Ale to jeszcze za wcześnie... Musisz zrozumieć. Nie chcę tego zjebać. Chcę, by było dobrze. Chcę cię lepiej poznać i chcę być pewny, że jesteś na mnie gotowy, a ja jestem gotowy na coś więcej. Bo wiem, że ty chcesz więcej, niż tylko przyjemności...
- Dobrze - zgodził się od razu, uśmiechając się do mnie nieśmiało.
- Naprawdę...? - zdziwiłem się. No myślałem, że będzie naciskać, czy coś, ale widocznie w końcu zrozumiał!
- Naprawdę - potwierdził i ucałował mój policzek. - Cieszę się, że mnie szanujesz, więc i ja uszanuję twoje zdanie.
- Och... Kamień z serca! Dziękuję! - zawołałem i przytuliłem go mocno.
- To co, film? - zapytał, odsuwając się ode mnie.
- Jasne! Wybieraj!
***
Wieczór minął nam w bardzo miłej atmosferze. Cieszyłem się, że Bill mnie zrozumiał i nie próbował się już do mnie dobierać. Nawet nie dawał mi już tyle pocałunków i w sumie tego potrzebowałem, chociaż czasami brakowało mi tych całusów, więc sam mu je skradałem. Wtedy odwzajemniał go krótko i uśmiechał się słodko z wypiekami na twarzy. Zaczynaliśmy od początku. Chciałem go lepiej poznać i przez ten czas, który nam został, miałem ku temu okazję. Szkoda tylko, że Bill był chory, bo nigdzie nie mogliśmy wyjść, ale... trochę kreatywności i coś się wymyśli!

Bill

- Bill? – zapytał mój współlokator, kiedy leżeliśmy już w łóżku. Sam się sobie dziwiłem, jakim cudem udało mi się jeszcze w niego nie wtulić. Wspominałem, że był w samych bokserkach?! Aczkolwiek szło mi coraz lepiej. Próbowałem nie... „kleić” się tak do Toma, bo wiedziałem, że jednak to jeszcze nie ten moment. No i udawało mi się! Nie to, że nie miałem chęci rzucić się na niego czasami, jak np. teraz, no ale dzielnie dawałem sobie z tym radę.
- Hm? – Spojrzałem na niego uważniej i zmarszczyłem brwi.
- No bo jak już jesteśmy na tym etapie poznawania siebie... To myślę, że powinniśmy poznać się no… bliżej i... – Och... Czemu on się tak jąkał? Co jest, Tommy? – No i powinniśmy szczerze pogadać. O wszystkim – podkreślił dobitnie, a ja średnio wiedziałem, co mu chodzi po tej jego główce. No... Nieważne. W sumie, to jest to dobry pomysł, więc pokiwałem głową, uśmiechając się delikatnie. – Więc opowiedz mi coś.
- W sumie, to nie wiem za bardzo co. Dużo wiesz już, wiesz? – Uśmiechnąłem się szeroko, naciągnąłem na siebie i Toma kołdrę, bo jednak gdy leży się w jednej pozycji, robi się z czasem zimno.
- A twoja najbardziej żenująca sytuacja w życiu? – zapytał, a ja od razu się zaczerwieniłem.
- O nie, nie! Nawet nie licz, że ci to powiem! – Schowałem się za kurtyną włosów i pokręciłem głową.
- Bill, no! Mamy się poznawać!
Oj Tommy! Nie zachowuj się jak jakiś psycholog, bo będzie źle!
- No dobra... Ale masz się nie śmiać! – zagroziłem mu palcem, na co pokiwał głową. – Więc... Kiedyś w podstawówce podobała mi się pewna dziewczyna – przerwałem, by zobaczyć jego reakcję, jednak on słuchał mnie tylko uważnie – no i jechaliśmy na jakąś wycieczkę szkolną. I udało mi się siedzieć obok niej w autokarze. Jednak jak się okazało, wcześniej w domu zjadłem coś nieświeżego i... no... po prostu... zobaczyła bardzo wyraźnie, co leżało mi na żołądku... – Wydukałem.
- Zrzygałeś się na nią?! – wykrzyknął Tom, a ja tylko przekręciłem oczyma.
- Próbowałem to dość łagodniej przeka... – nawet nie dokończyłem, bo mój współlokator wybuchł głośnym śmiechem i zaczął tarzać się po łóżku.
- Nie wierzę! – krzyknął i śmiał się dalej.
- Dzięki, Tom – odpowiedziałem, niby rozczarowany i odwróciłem się do niego plecami.
- Oj, Billy – przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować po szyi. – Wiesz, że to nie tak... W sumie, to cieszę się, że tak zrobiłeś, wiesz?
- Niby dlaczego? – Zapytałem wyraźnie zaskoczony.
- Bo jakbyś tego nie zrobił, to może wyszłoby wam i co?
- Słodki jesteś – cmoknąłem szybko jego usta i odchrząknąłem. – A ty?
- Co ja? – Zapytał zdezorientowany.
- No... Jaka jest najbardziej żenująca sytuacja w twoim życiu? – zapytałam, a Tom tylko wybałuszył oczy.
- Chyba nie myślisz, że ci powiem?!
-Tommy – zrobiłem słodkie oczka, bo wiedziałem, że to na niego zadziała. Zawsze działa. – Mieliśmy się poznawać...
- No dobrze... Więc...


Tom

- Więc... - zacząłem, ale urwałem, patrząc błagalnym wzrokiem na Billa. - Proszę... Nie każ mi tego mówić...! - wyskamlałem, niczym mały, słodki i bezbronny szczeniaczek.
- Toooom! - jęknął. - Ja ci powiedziałem, a teraz czuję się jak debil, bo ty mi nic nie chcesz powiedzieć - dodał i jakby posmutniał.
- Oj, no dobra, niech ci będzie - westchnąłem. - Kiedyś miałem dziewczynę. W sumie, to miedzy nami było coś poważniejszego, bo postanowiłem, że przedstawię ją swoim rodzicom, a zazwyczaj tego nie robiłem...
- I to jest niby takie żenujące? - mruknął chłopak.
- A kto powiedział, że to koniec tej, jakże żenującej, historii? - zapytałem, marszcząc przy tym czoło, jakbym się na niego gniewał. - Jak dasz mi dokończyć, to się dowiesz.
- Dobra, dobra! Już się zamykam! - Chłopak udał, że zamyka swe usta na niewidzialny klucz, który potem wyrzucił za siebie, więc kontynuowałem swą wypowiedź.
- Moja mama chyba jej nie polubiła. I nie wiem, czy chciała zniechęcić dziewczynę do mnie, czy mnie ośmieszyć, ale muszę przyznać, że te drugie to jej się udało. - Skwasiłem się na samą myśl, a Bill mnie szturchnął i spojrzał wzrokiem, który wręcz krzyczał... Ekhem! Cytuję: "DOKOŃCZYSZ WRESZCIE?! NIE WIDZISZ, JAK MNIE TO CHOLERNIE CIEKAWI?!". Więc dla swojego bezpieczeństwa postanowiłem, że będę mówić dalej. - Mama zaprosiła nas wszystkich na kolację, którą w sumie zjedliśmy w miłej atmosferze. Lecz potem był chyba najgorszy deser w moim życiu. Do tej pory, jak mam zjeść jakiś deser, to mam dreszcze...
- Och...! - Czarnowłosy chłopak nie wytrzymał tego napięcia. - Powiesz mi w końcu, czy będziesz to tak ciągnąć w nieskończoność?!
Zmrużyłem tylko oczy, na ten wybuch złości, ale zaraz mówiłem dalej.
- Mama dała każdemu po kawałku mojego ulubionego ciasta czekoladowego i wyjęła album rodzinny... Potem usiadła blisko mnie i mojej dziewczyny i otworzyła go... Pokazywała zdjęcia "małego Tommiego", no i oczywiście nie obyło się bez moich nagich zdjęć, przy których, moja kochana mamusia, dobitnie podkreśliła, że "Tommy ma równie małego ptaszka". Do tej pory pamiętam palące mnie policzki i chichot Lilith. A było mi tym bardziej głupio, bo nie uprawialiśmy seksu, więc nie mogła wiedzieć, jakiego wielkiego potwora chowam w swych spodniach! - dodałem na swoją obronę, po czym spojrzałem na Billa, który wpierw zerknął na me krocze, a potem twarz, by następnie ryknąć niepohamowanym śmiechem.

~.*.~

Wiem, że jeszcze nic takiego się nie dzieje... Ale jak przeglądałam odcinki nieco do przodu i to, co piszemy teraz z Czaki... Och, będzie się działo, więc poczekajcie jeszcze cierpliwie! :D

Pozdrawiam,
Joll.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Odcinek jedenasty

Bill

Kiedy się obudziłem, było mi coś za miękko i ciepło – wiedziałem to. Próbowałem się podnieść, ale coś mi przeszkodziło w tym. Otworzyłem oczy, a nad sobą ujrzałem Toma.
- Wystraszyłeś mnie – mruknąłem zgodnie z prawdą. No nagle otwieram oczy, a tu bum! Tom!
- Ty też mnie wystraszyłeś pod prysznicem.
Prychnąłem tylko i przekręciłem się na bok. No, uściślijmy to – chciałem się obrócić na bok.
- Czemu mnie tutaj przyniosłeś? – zapytałem jakby z zarzutem. W końcu nikt go o to nie prosił, no nie? No właśnie! Mógłbym przyzwyczaić się do tego miejsca!
- Kołdra i miękkie łóżko są chyba wygodniejsze od styropianu, nie sądzisz?
Nie odpowiedziałem, tylko mruknąłem coś niezrozumiale. Spojrzałem w jego oczy i przygryzłem wargę.
- Wolę, byś nic nie mówił, jeśli masz mnie okłamać, rozumiesz? I nie, nie musisz mi wynagradzać tego kolejną oceną. Nie chcę, byś to łączył. Naszą... Znajomość poza szkołą z tą w szkole, kiedy jesteś moim nauczycielem. TYLKO NAUCZYCIELEM – powiedziałem dobitnie, a sądząc po jego minie, chyba go to trochę zabolało. – Myślisz, że moimi uczuciami można się bawić? Że jestem jakąś lalką, czy co? Otóż nie, Tom. Jestem prawdziwym człowiekiem z prawdziwymi uczuciami, którego naprawdę można zranić, rozumiesz? – Starłem szybko łzę, którą poczułem na policzku, aczkolwiek nie wiedziałem, jak się tam znalazła.
- Przecież ja nie chciałem cię zranić...! – powiedział od razu.
Och... Zaraz zaczniesz się usprawiedliwiać, co?
- To co? A może miało być to coś w stylu... No wiesz... Jak np. ktoś ci coś pożyczy, kiedy tego bardzo potrzebujesz, a nie masz, a ty krzyczysz „kocham cię normalnie!”, hę?
No, pokaż Tommy, co potrafisz! Teraz najedź na mnie i powiedz, że źle to po prostu odebrałem!
- Bill – westchnął, kręcąc głową.
- Bill! Bill! Bill! Co?! – Uniosłem w końcu ręce do góry, patrząc w sufit. – Boże, daj mi cierpliwość! Czemu pozwalasz, by ktoś mnie ranił?! Te pięć centów, które znalazłem na drodze... Przecież nie ukradłem ich!
- Przestań się popisywać.
- Och, to może jestem dla ciebie zbyt dziecinny?! Sam mnie takiego chciałeś! A może ty mnie wcale nie chcesz, co?! – rzuciłem i aż usiadłem! No bo co?!
- Bill, do cholery! Posłuchaj mnie! – Wciągnąłem powietrze do płuc i zerknąłem na niego. No... Ciekawe co takiego ciekawego ma mi do powiedzenia.


Tom

- Nie miałem zamiaru łączyć szkoły z naszą znajomością i tego nie zrobiłem. Najzwyczajniej w świecie zasłużyłeś na tę ocenę. Gdybyś nie miał tej pracy domowej, również wstawiłbym ci jedynkę. A to, że ci pomogłem... Po prostu potraktuj to tak, jakbyśmy mieli dodatkowe zajęcia - nic nadzwyczajnego - wyjaśniałem mu, a on tylko przewrócił oczami. - I tak, Bill, być nie może i obaj dobrze o tym wiemy. Lubię cię. Może nawet bardziej niż lubię, ale nienawidzę tego, jak ktoś mnie ogranicza, mówi, co mam robić i zachowuje się tak, jak zachowujesz się czasami ty. Jeśli ci na mnie zależy, choć trochę, to musisz zmienić swoje zachowanie. Bo inaczej to nie ma sensu. Więc... po prostu zastanów się... I chyba lepiej będzie, jak na razie wrócisz do domu. Mogę porozmawiać z twoją mamą, albo tatą i coś oni wymyślą. A jeśli dalej będziesz chciał, to będziemy mogli nadal się spotykać. Chyba, że zmienisz swoje zachowanie, to zastanowimy się nad tym, co dalej - zakończyłem swą przemowę, wstałem z łóżka i podniosłem się. - Wychodzę. Jeżeli stęsknisz się: zadzwoń, napisz, cokolwiek - dodałem, nim opuściłem sypialnie, a następnie mieszkanie, zabierając ze sobą psa. Musiałem ochłonąć.
***

Nie wiem, ile czasu tak spacerowałem po tym parku w tę i z powrotem, ale nie miałem pojęcia, gdzie mógłbym indziej pójść z Bobikiem. Przynajmniej on się świetnie bawił, przynosząc mi patyk, który mu rzucałem, chociaż swoją drogą, to nie chciał mi go oddawać i zanim zabrałem mu kijka, siłowaliśmy się, przy czym szczeniak był przezabawny. Jednak gdy dostałem krótką wiadomość od Billa, poczułem się o wiele lepiej.
"Przepraszam... Przytul mnie..."
I czym prędzej zacząłem wracać się do domu.

Bill

Tom zostawił mnie z głową pełną myśli. I naprawdę musiałem spędzić sporo czasu w pojedynkę, by uporać się z tym wszystkim. W sumie, to ten czas chyba wyszedł mi na dobre, a przynajmniej miałem taką nadzieję. Gdy w końcu moja samotność stała się wręcz nie do zniesienia, napisałem do Toma wiadomość i czekałem. No i gdzie on jest?! Zacząłem chodzić z kąta w kąt. A może on  już nie przyjdzie?! Może za długo z tym zwlekałem?! Ale przecież... No... Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, a już po chwili moim oczom ukazał się Tom we własnej osobie, a przy jego nodze stał Bobik, który zaraz wbiegł do mieszkania i dorwał się do miski z jedzeniem. Mój... nauczyciel również wszedł, zamknął za sobą drzwi i spojrzał na mnie. Och... Ten wzrok... Taki szczery... Zaraz nie wytrzymałem i rzuciłem się na niego, mocno ściskając jego szyję.
- Nie oddawaj mnie do rodziców... Proszę... – wyszeptałem mu wprost do ucha i zacisnąłem mocno powieki. Jego dłonie zaczęły delikatnie gładzić moje plecy. Och...
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, Billy – zdrobnił moje imię, a mnie coś ścisnęło w środku. To już nie będę zasypiać w jego ramionach...? Ale ja chce... A jak zacznie sobie tutaj sprowadzać na noce panienki?! Albo facetów! A może zrobi trójkąt?! Ej...! Co to to nie! Nie pozwolę na żadne orgie! Sam powiedział, że mnie lubi, A MOŻE NAWET COŚ WIĘCEJ!
- Proszę... – Zerknąłem na niego zaszklonymi wręcz oczyma.
- Bill... – zaczął, ale ja od razu mu przerwałem.
- Ja wiem! Nie chcę cię wcale ograniczać, ani mówić, co masz robić. Ja chcę tylko... Ja tylko chcę, byś był mój, Tom – powiedziałem i spuściłem głowę, jednak zaraz czyjeś palce uniosły ją za podbródek. Widząc mego współlokatora (a przynajmniej jeszcze współlokatora) uśmiechniętego, jakiś kamień spadł mi z serca. – Pomóż mi się zmienić... I nie odsyłaj mnie do domu...
- Nie umiałbym – wyszeptał i musnął moje wargi, co natychmiast z chęcią odwzajemniłem.