piątek, 26 grudnia 2014

Sezon II: Odcinek czwarty

Tom

Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, co czułem, gdy Bill zdecydował, że da mi drugą szansę. Zdawałem sobie sprawę, że przede mną jeszcze długa droga do odzyskania jego zaufania, ale chciałem się postarać, bo wiedziałem, że warto. Kiedy tylko trochę zjedliśmy, to zadzwoniłem do Jacka, że się zmywamy i lekko podpici pojechaliśmy do Georga.
- Wy razem? - zapytał zdziwiony szatyn, kiedy obydwoje stanęliśmy pod jego drzwiami.
- Tak – odparłem, uśmiechając się szeroko.
- Przyjechałem po swoje rzeczy – wyjaśnił Bill, gdy już otwierałem usta, by właśnie to powiedzieć, ale chłopak mnie ubiegł. - Chcę dać Tomowi szansę, ostatnią oczywiście. I nie, nie wracam jeszcze do niego, nie jestem jeszcze gotowy – dodał, nim Geo zdążył o cokolwiek zapytać, po czym zniknął w pokoju gościnnym.
- I tak masz powód, by świętować – mruknął przyjaciel, patrząc na mnie wymownie.
- Wiem – uciąłem krótko.
- Bill jest dla ciebie za dobry – stwierdził po chwili. - To też wiedziałeś? - zapytał, a ja uniosłem brew.
- Owszem, wiem – powtórzyłem.
- I... - zaczął, lecz nie pozwoliłem mu dokończyć.
- I nie zmarnuje tego – rzekłem, za co zostałem nagrodzony przyjacielskim uściskiem.
- A co tu się dzieje? - usłyszałem pytanie Billa, a gdy odsunąłem się od Geo, zerknąłem na niego. Stał pośrodku salonu z dwoma walizkami i psem przy nodze, który na mój widok zamerdał ogonem.
- Dawałem Tomowi ostrzeżenie – wytłumaczył szatyn. - Więc niech teraz lepiej się pilnuje – zagroził, patrząc na mnie groźnie, na co Bill parsknął śmiechem, a zaraz zapytał:
- Tom, pomożesz z tymi walizkami?
- Jasne! - podszedłem do niego i miałem już wziąć te walizki, gdy niespodziewanie Bobik skoczył na mnie, przez co się przewróciłem, a on dodatkowo uwalił się swym cielskiem na mnie. - Chłopie, ile ty ważysz?! - zapytałem, śmiejąc się, a w odpowiedzi pies zaczął lizać mnie po twarzy.
- Stęsknił się za tobą – powiedział Bill, gdy w końcu udało mi się pozbierać z podłogi i wziąć walizki chłopaka.
- Oj, ja za nim też. Psina kochana – powiedziałem pieszczotliwie, uśmiechając się do psa, a zaraz zerknąłem na czarnowłosego. - To co? Zbieramy się? - zapytałem.
Chłopak kiwnął głową i z Bobikiem przy nodze podszedłem do Georga, którego zaraz przytulił.
- Dziękuję ci za wszystko, Georg. Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie – powiedział, po czym odsunął się od niego.
- Ja lepszego przyjaciela od ciebie też nie miałem. I nie zapominaj, że na mnie zawsze możesz liczyć, cokolwiek by się nie działo.
- Wiem, wiem. I właśnie dziękuję ci za to. Pa, Geoś – pożegnał się z nim i wyszedł z domu przyjaciela.
- Pilnuj się, Tom, pamiętaj, mam cię na oku – powiedział, mierząc się ze mną przez chwilę wzrokiem, a po chwili sam opuściłem budynek.
W drodze do mojego i Billa mieszkania niewiele mówiliśmy. Od czasu do czasu któryś z nas coś powiedział, ale to nie było nic takiego ważnego. Kiedy dotarliśmy na miejsce i znaleźliśmy się w cieplutkim mieszkanku, ni z tego, ni z owego, zapytałem:
- Co powiesz na to, byśmy się przeprowadzili w styczniu?
- Skąd taka decyzja? - spytał, spoglądając na mnie zdziwiony.
- Po prostu – wzruszyłem ramionami. - Lubię to mieszkanie, jest w nim pełno przyjemnych i miłych wspomnień, ale jedno mi to wszystko psuje... Rozumiesz? - popatrzyłem na chłopaka, szukając w jego oczach zrozumienia, lecz odpowiedział mi kiwnięciem głowy.
- Jesteś głodny? - spytał po jakimś czasie, siadając obok mnie, gdyż odkąd tylko weszliśmy do mieszkania, siedziałem na kanapie. Jakoś nie czułem się ostatnio najlepiej...
- Nie, nie. Najadłem się tamtego – odparłem uśmiechając się blado, a tym, co zrobił Bill... Totalnie mnie zaskoczył.
- Kocham cię... - szepnął i wtulił się we mnie.
- Ja ciebie także, Billy – odparłem również szeptem i objąłem go, lecz ta chwila nie trwała długo, gdyż chłopak poderwał się, gdy tylko dało się słyszeć dzwonek do drzwi.
- Spodziewasz się kogoś? - spytał chłopak, spoglądając na mnie.
- Nie... - pokręciłem przecząco głową i wzruszyłem ramionami, jednak zaraz podniosłem się z kanapy i podszedłem do drzwi, lecz widok roztrzęsionej Lilith kompletnie wytrącił mnie z równowagi. Miałem ochotę zamknąć jej te drzwi przed nosem. - Lilith, to nie jest odpowiedni moment na twoje wizyty – powiedziałem, zagradzając jej przejście. Kobieta z łatwością mnie odepchnęła i weszła do środka.
- Boże, Tom, nie obchodzi mnie to. To jest, kurwa, ważne – warknęła, drżącymi dłońmi ściągając z siebie płaszcz. Jeszcze nigdy jej takiej nie widziałem. W dodatku Lilith zazwyczaj nie przeklinała, więc musiało to być coś strasznego. - Wszystko skończone, Tom! Wszystko, rozumiesz?! - wrzeszczała, wymachując rękoma. - I to wszystko twoja wina, ty fiucie! - krzyknęła, wytykając mnie palcem.
- Powiesz o co chodzi...? - wydusiłem z siebie w końcu, chociaż cholernie obawiałem się tej odpowiedzi...
- Wtedy w nocy... Nie miałeś prezerwatywy, Tom... - zaczęła, a mi zrobiło się słabo. Każde jej kolejne słowo wbijało gwóźdź do mej trumny. - Nie dostałam okresu... Chociaż powinnam już dawno... Na początku sama nie chciałam w to wierzyć, bo to oznacza, że... Ja po prostu zostanę przez to bez dachu nad głową, jak John się dowie, rozumiesz...? - zapytała. Wszystko, co mówiła, wyrzucała z siebie z prędkością światła, więc miałem cholerną nadzieję, że ja po prostu coś źle zrozumiałem... Ale jej wzrok, przepełniony strachem i łzami, mówił, że dobrze zrozumiałem... - Ja jestem w ciąży, Tom... - dokończyła, a mi usunął się grunt pod nogami i zapadła kompletna ciemność.


Bill
Kanapa wcale nie była jakoś daleko od drzwi, więc wszystko doskonale słyszałem. Jaka Lilith była roztrzęsiona, ale i tak w głowie zostały mi jej ostatnie słowa. To one odbijały się jak echo. „Jestem w ciąży, Tom. Jestem w ciąży… Ja jestem w ciąży… Tom…”. Nie mogłem tego słuchać. Do oczu naszył mi łzy, więc zerwałem się i chciałem wybiec stamtąd, ale wtedy usłyszałem huk i zobaczyłem Toma leżącego na podłodze.
- Tooooom! – krzyknąłem na całe gardło i klęknąłem obok niego. – Obudź się, błagam – wziąłem jego twarz w dłonie i patrzyłem na niego, krzycząc ciągle. – Zrób coś, zadzwoń po karetkę! – wrzasnąłem do dziewczyny, która chyba już to robiła. W sumie… To mało pamiętam z tamtych chwil. Czerwono niebieskie światełka. Ambulans. I to, jak przewozili Toma do szpitala. Oczywiście zabrałem się z nimi, a z nami jeszcze Lilith. Przez całą drogę płakałem, bojąc się o chłopaka. Skąd mogłem wiedzieć, co mu jest? Może jego organizm przez te omdlenie chciał nam coś powiedzieć? W końcu zabrali go na jakieś badania, a ja zostałem z Lili w poczekalni. Pielęgniarka dała mi coś na uspokojenie, więc przestałem płakać. Teraz tylko patrzyłem się przed siebie pustym wzrokiem. Nigdy nie widziałem jak człowiek mdleje. Nie wiedziałem, że jest to aż taki huk, jak bezwładne ciało zderza się z podłogą. Miałem tylko nadzieję, że nic nie stało mu się w głowę. Kiedy żaden lekarz nie wychodził, ja zacząłem zastanawiać się nad tą ciążą. Skoro ta Lili była zdradzana – o czym sama wspomniała w liście, to… Pewnie odejdzie od męża, szczególnie teraz, kiedy go zdradziła i zaszła z tym mężczyzną w ciążę. Z Tomem. Weźmie córkę, która będzie mieć rodzeństwo i stworzą kochającą się rodzinę. Bo tak właśnie powinna wyglądać rodzina. Mama, tata i dzieci. A nie tata i tata… Poza tym ja sobie nie wyobrażałem, że po tym wszystkim będę z Tomem. To dziecko za dużo zmieniło…
- Bill? – wyszeptała dziewczyna i dopiero jej słowa sprowadziły mnie na ziemię. Zerknąłem na nią i uniosłem brew. – Ale to chyba nie zepsuje nic między wami, prawda?
- Nawet do niego nie wróciłem – wzruszyłem ramionami, a widząc jej minę kontynuowałem. – Mieliśmy znów mieszkać razem… Miał się starać…
- Nie odtrącaj go.
- Dlaczego?! Jak ty to sobie wyobrażasz?! Powiedz mi – krzyknąłem i schowałem twarz w dłoniach. – Chcesz, żeby z tego dzieciaka śmiały się inne bachory? Że ma dwóch tatusiów? Nie zrobię mu z życia piekła, bo on mi nic nie zrobił. Sam się na świat nie pchał.
- Billy – zdrobniła moje imię i dała mi rękę na ramię, przez co przez moje ciało przeszedł dreszcz. – Wiesz, że… Gdybym cokolwiek wiedziała, to nigdy bym nie pozwoliła, aby…
- Wiem – powiedziałem szybko, nie chcąc dalej tego słuchać. – Ale ja… Och… Nie wiem… Muszę pogadać z Tomem – dałem w końcu za wygraną i wypuściłem głośno powietrze z płuc. Ta cała zdrada nas zniszczyła, a te dziecko nas dobiło… Nagle z sali wyszedł lekarz, a my zerwaliśmy się z miejsca.
- Co z Tomem? – zapytałem od razu, a lekarz spojrzał na mnie od stóp do głów. Był dość młody, ale nie był nowicjuszem. Przynajmniej jak na moje oko.
- Pacjent ma anemię – powiedział w końcu, a ja otworzyłem szeroko oczy. Co ma? – Jest to choroba, w której występują zaburzenia związane z czerwonymi krwinkami i ilością hemoglobiny czerwonego barwnika krwi. Przyczyny są podobne jak przy przepracowaniu. Pacjent jest zmęczony, blady, brak apetytu, senność, kołatanie serca, szybko się męczy. Osoba po prostu miała złą dietę lub w ogóle mało jadła, a jeśli już to szybko i niezdrowo. Do organizmu nie dostarczane były żelazo, kwasy foliowe. – Wiedziałem! Tom wydawał się jakiś bledszy ostatnio. I mimo, iż nie męczył się jakoś szybko, to nie jadł ostatnio jakoś dużo przy mnie i byłem prawie pewien, że gdy u niego nie mieszkałem, to mało jadł. A pewnie prawie w ogóle.
- Ale da się z tego wyleczyć? – zapytałem od razu z nadzieją w głosie.
- Oczywiście. Wystarczy, że taka osoba będzie jeść regularne posiłki. Dużo owoców, warzyw, mięso. Niech je trzy razy w tygodniu jajka, bo to właśnie one zawierają żelazo. Trzeba ograniczyć kawę i herbatę, które blokują przyswajanie owego żelaza. Oczywiście preparaty bogate w witaminę C oraz kwasy foliowe. No i polecam regularne badania i ruch. To chyba wszystko – uśmiechnął się na końcu.
- Więc to nie jest nic groźnego?
- Jeśli zaczną państwo już teraz z tym coś robić i zwalczać, to myślę, że nie.
- A możemy go zobaczyć? – dopytywałem nadal.
- Oczywiście. Już się obudził – od razu wystrzeliłem do sali. Gdy tylko wszedłem, od razu zwróciłem na siebie uwagę Toma.
- Billy – wyszeptał czule, a ja przygryzłem wargę, która zaczęła niebezpiecznie drżeć.



Tom

Nie miałem pojęcia, co działo się ze mną po tym, jak nastała ciemność. A teraz znajdowałem się w jakimś pokoju, którego ściany było biało-niebieskie, obok łóżka stała metalowa szafka, a pod jedną ze ścian, obok drzwi, znajdowało się kilka krzeseł. A widząc w oknach kraty, to pierwsze, co pomyślałem, to to, że jestem w więzieniu! Przez to aż poderwałem się ze swego łóżka, jednak kabelki, do których byłem podłączony, powstrzymały mnie przed ucieczką. W dodatku strasznie bolała mnie głowa... Po chwili do pomieszczenia wszedł młody mężczyzna w białym stroju i zawieszonymi przez szyję słuchawkami do osłuchiwania. Był to niewątpliwie lekarz, więc... Ja byłem w szpitalu.
- O widzę, że śpiąca królewna się obudziła – zażartował. - Jak pan się czuje? - zapytał, podchodząc do mojego łóżka. Wziął moją kartę i zaczął coś w niej pisać.
- Czuję się tak, jak wyglądam – odparłem krótko, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Czyli nie najlepiej – podsumował, uśmiechając się szeroko.
- Długo tu jestem? - zapytałem, gdy w końcu mój wzrok zatrzymał się na nim.
- Od niedawna. Przywiózł tutaj pana pański przyjaciel i przyjaciółka po tym, jak pan zemdlał - wyjaśnił.
- To co mi jest? - zadałem kolejne pytanie, patrząc na niego wyczekująco. Kiedy odwiesił na miejsce moją kartę, skupił się na mojej osobie.
- Po wstępnych badaniach mogę stwierdzić, że ma pan anemię. Jeszcze nie przyszły wyniki badań krwi, ale jestem tego pewien. Jak pan trochę odpocznie, to wykonamy jeszcze kilka niezbędnych badań.
- To ile ja mam tu jeszcze zostać? - dopytywałem. Nie chciałem tu zostawać ani minuty dłużej i najchętniej, to już bym stąd poszedł. A przygnębiała mnie myśl, że możliwe jest to, iż będę musiał zostać w tym miejscu w święta, które zbliżały się wielkimi krokami...
- Przed świętami na pewno pan wyjdzie – powiedział, jakby czytał mi w myślach, a kamień spadł mi z serca. No, chociaż to...
- A co z moim... przyjacielem?
- Zaraz tutaj wejdzie – powiedział i na odchodnym posłał mi uśmiech.
W chwilę później do sali wszedł mój „przyjaciel” we własnej osobie.
- Billy – wyszeptałem, a me serce znów przy nim zabiło szybciej, co zarejestrowała maszyna, do której mnie podłączyli, chociaż uważałem, że to wcale nie jest potrzebne. W końcu nie umierałem, prawda? Jednak kiedy tylko urządzenie wydało z siebie dźwięk, w drzwiach ponownie pojawiła się głowa lekarza.
- Wszystko w porządku? - zapytał, przyglądając mi się uważnie. W odpowiedzi kiwnąłem głową, a gdy mężczyzna znikł, w jego miejsce po chwili pojawiła się Lilith.
- Co ona tu robi? - spytałem, patrząc na blondynkę.
- Ona ma imię – warknęła, zamykając za sobą drzwi. - Nie zachowuj się tak, jakbym była kimś obcym.
- Właśnie, Tom – wtrącił Bill. - Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Nie wiem... - westchnąłem. - Ale wiem jedno: nie chcę być z Lili, chcę być z tobą, Bill, bo to ciebie kocham... - powiedziałem, patrząc w jego oczy. Chciałem złapać jego dłoń w swoją, gdy podchodził do mojego łóżka, ale gdy tylko to zrobiłem – szybko ją wyrwał.
- Nie, Tom. Będziesz miał dziecko. I musisz wziąć za to odpowiedzialność.
- I wezmę! Kto powiedział, że nie? Ale to nie oznacza, że będę, czy, że muszę być z Lilith...
- Dokładnie, Bill. Wiem, że Tom tylko ciebie kocha, a ja nigdy nie chciałam i nie chcę niszczyć waszego związku. A jeszcze ja mam męża, Bill... Może nie jestem z nim szczęśliwa i zapewne długo moim mężem już nie będzie, ale jednak... - powiedziała na moją obronę i westchnęła cicho.
- Wiesz, że w razie co, to ci pomogę, prawda? - zapytałem, patrząc na nią.
- Pewnie, Tom – odarła, uśmiechając się do mnie.
- A ty, Bill, wiesz, że tylko ciebie kocham...? - zerknąłem na chłopaka. - Wiesz, że to właśnie z tobą chcę spędzić resztę życia...?

piątek, 19 grudnia 2014

Sezon II: Odcinek trzeci

Witajcie.

Dzisiaj wstęp napiszę na początku notki, a nie na końcu. Bo to właśnie dzisiaj jest ten przełomowy moment. W końcu powoli zacznie się jakoś układać. No, ale nie będę nic więcej zdradzać. W dodatku... Jest to bardzo ważny odcinek. Ważny dla mnie. W pewnym momencie będziecie mogli włączyć sobie piosenkę i wczuć się bardziej w ten... klimat.
I chociaż piszę z Tobą to opowiadanie, to ten odcinek dedykuje właśnie Tobie, Czaki....

Życzę miłego czytania. ;)

Pozdrawiam,
Joll.

~.*.~


Bill


Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Po prostu patrzyłem się na Toma, powstrzymując łzy, które już prawie spływały po policzkach.
- Nie zobaczysz nawet? – zapytał rozczarowany i westchnął, zerkając na swe dłonie, którymi się bawił.
Drżącymi rękoma otworzyłem album, a widząc pierwsze zdjęcie, które zajmowało całą stronę, szybko go zamknąłem. Nie mogłem patrzeć, jak się całujemy, objęci. Wyjąłem z kieszeni portfel i rzuciłem banknot na stół za swe zamówienie.
- Ja… Ja już chyba pójdę.
I nim Tom zdążył cokolwiek powiedzieć, mnie już nie było. W biegu ubrałem się, a chłód, jaki panował na zewnątrz pomógł mi choć trochę ochłonąć. Odgarnąłem z ławki śnieg i usiadłem na niej. Już lekko skostniałymi palcami zacząłem oglądać album. Byliśmy wtedy tacy szczęśliwi… Na każdym zdjęciu ktoś z nas się uśmiechał, robiliśmy głupie miny, całowaliśmy się… Najbardziej podobały mi się te, które zostały zrobione w Paryżu. Załkałem, a zaraz na ramieniu poczułem czyjąś dłoń. Wyglądałem aż tam żałośnie, że nawet ludzie chcą mnie pocieszać?
- Billy… Nie płacz… - wyszeptał tak dobrze znany mi głos.
Wciągnąłem głośno powietrze do płuc i zatrzymałem je tam dłuższy czas, po czym dopiero wypuściłem je.
- Dziękuję za album – wychlipałem i starłem łzy. – Naprawdę piękne zdjęcia – pokiwałem głową na potwierdzenie i uśmiechnąłem się słabo.
- W końcu my na nich jesteśmy – jego ton głosu się nie zmienił. Dalej był cichy, łagodny. Kiedy podnosił rękę, widziałem, jak drży. Objął mnie, a ja siedziałem nieruchomo.
- Bill, ja – zaczął, ale nawet nie pozwoliłem mu dokończyć.
Nie chciałem, by cokolwiek teraz mówił.
- Po prostu siedź cicho. – Schowałem się w jego ramionach, obejmując go mocno w pasie i przymknąłem powieki. Tom tylko gładził mnie po plecach, co ledwo czułem, bo miałem na sobą grubą, puchową kurtkę. W ciągu tych kilku minut, w których siedzieliśmy objęci, biłem się z własnymi myślami. Z jednej strony powinienem uciec stamtąd, gdzie pieprz rośnie i to jak najszybciej, a z drugiej… Cholernie brakowało mi jego dotyku… Tego, jak wchodziłem mu na kolana i przytulałem się bez powodu. Tego, jak chłopak skradał mi buziaki… W ogóle mieszkanie z nim było jedną z najlepszych rzeczy, jakie mi się przytrafiły i jakie przeżyłem. Ale wiedziałem, że to nie wróci… Wiedziałem, że za każdym razem, gdy będzie mnie całować, dotykać… Gdy będę się z nim kochać… Za każdym tym pieprzonym razem będę mieć tę… kobietę przed oczyma. Będzie mi się wydawać, że Tom o niej myśli… Za każdym razem, gdy będzie wychodzić sam z domu, będę się zastanawiać, czy idzie się z nią spotkać, bądź z jakąś inną… Zabił we mnie tę ufność, którą miałem do niego. Przez jedną noc…
- Wyjedziesz? – zapytał niepewnie, a ja odsunąłem się od niego i przygryzłem wargę. Pokręciłem tylko głową, wstałem i odszedłem. - Bill! – złapał mnie za rękę, zatrzymując. Och…! Daj mi po prostu wrócić do domu…! Chcę zaszyć się pod kołdrą i spędzić tam najbliższe kilka dni z kubkiem gorącej czekolady! Odwróciłem się do niego i patrzyłem wyczekująco. - Wróć do mnie – wyszeptał z nadzieją w oczach i puścił mnie, a ja tylko patrzyłem tak na niego, jak debil jakiś. Zamurowała mnie jego bezpośredniość. Pokręciłem delikatnie głową, a po chwili ją spuściłem.
- Zepsułeś wszystko, Tom. Myślisz, że teraz będzie tak łatwo? I co ja mam myśleć, jak będziesz gdzieś wychodzić beze mnie? Od razu czerwona lampka będzie mi się w głowie zapalać. Ja nie wiem, Tom… Jeśli raz zdradziłeś, to czemu masz tego nie zrobić ponownie? No powiedz mi… - ale kiedy nie odpowiadał, to kontynuowałem. – Poszedłeś do niej, bo brakowało ci czegoś… Najwidoczniej… Nie jestem dla ciebie wystarczająco dobry… Nie wiem, jak mam to inaczej określić…
- Wiesz, że jesteś dla mnie najlepszy! – od razu się obronił.
- Walcz – wyszeptałem najciszej jak tylko mogłem i odszedłem, zostawiając go osłupiałego.
Kiedy wróciłem do mieszkania Georga, samego chłopaka dostrzegłem w salonie na kanapie oglądającego tv, więc przysiadłem się.
- No dawaj. Możesz krzyczeć – uśmiechnął się w moją stronę, na co odpowiedziałem tym samym.
- Nie zamierzam krzyczeć… - pokazałem przyjacielowi album, a gdy przejrzał go dość powierzchownie, to wypuścił głośno powietrze z płuc.
- No, bracie. Widzę, że nieźle się postarał… Co zrobisz?
- Właśnie najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wiem. – Odchyliłem głowę do tyłu i przymknąłem powieki. – Jeśli mu wybaczę, a on zrobi coś podobnego, to nie wytrzymam tego, Geo… Nie zniosę czegoś takiego drugi raz…
- Wiesz, że on też to przeżywa – wyszeptał, jakby na obronę chłopaka.
- Mogę tutaj z tobą trochę dłużej zostać…? – zmieniłem temat. - Dorzucę się do tych wszystkich opłat.
- Jasne, że tak! Zostań ile chcesz! Z tego pokoju gościnnego i tak nikt nie korzysta.
Uśmiechnąłem się i poszedłem na górę.
- Bobik! – zawołałem do psiaka, który mnie powitał. Władowaliśmy się na łóżko, a gdy psiak obwąchał mą nową rzecz – album, zaszczekał. - Tak, tak. To od Toma. Zobacz. – Zacząłem pokazywać mu zdjęcia, a na których nawet on sam był! – Teraz zupełnie inaczej wygląda – westchnąłem. – Schudł strasznie i zmarniał. Nie poznałbyś go, naprawdę! Taki… cień się z niego stał… Bobik, pomóż mi! – zawołałem, a psina władowała mi się na kolana, stanęła na tylnych łapach, a przednie dała na me ramiona, jakby chciała mnie objąć, ale zamiast tego po prostu przewaliła mnie i leżeliśmy na łóżku. Znaczy ja leżałem na łóżku, a Bobik na mnie. - Wiesz, że mi na nim zależy – wyszeptałem i zacząłem drapać go za uszkiem. – Ale… Ja się boję… - W końcu wziąłem telefon i napisałem krótką wiadomość. Wpatrywałem się w nią długo, zastanawiając się, czy powinienem ją wysłać, czy nie. Wstałem i zacząłem chodzić nerwowo po pokoju, a ręce z tego wszystkiego zaczęły mi się pocić. W końcu nacisnąłem „Wyślij”, rzuciłem telefon na łóżko i wyszedłem z pokoju.
Masz jeden dzień i jedną noc na naprawienie wszystkiego i przekonanie mnie. Potem znikam. Na zawsze…”



Tom


Kiedy dostałem wiadomość od Billa, wiedziałem już, co mam zrobić. Znaczy... Nie był to taki obmyślony do końca plan, ale jakiś tam zarys miałem w głowie. Więc czym prędzej zadzwoniłem do mojego dobrego znajomego, który już mi niegdyś pomógł.
- Jack? Mam sprawę – powiedziałem, gdy odebrał po drugim sygnale.


***


Jak już wszystko było przygotowane i dopięte na ostatni guzik, pojechałem pod dom Georga, gdyż tam obecnie przebywał Bill. Lecz kiedy tylko zobaczyłem chłopaka, moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej i miałem ochotę się wycofać. Jednak szybko z tego głupiego pomysłu zrezygnowałem i wysiadłem z auta, by okrążyć je i przywitać się z moim... byłym chłopakiem...
- Cześć, Bill – powiedziałem czule, uśmiechając się nieco niepewnie.
- Cześć. Po co przyjechałeś? - zapytał nieprzyjemnym tonem głosu.
- Pisałeś przecież coś... - przypomniałem mu, powoli tracąc pewność siebie, chociaż i tak miałem jej ostatnio tyle, co nic.
- Ach, no tak. Przepraszam, zapomniałem – rzucił i uśmiechnął się przepraszająco.
- To... Mogę zawiązać ci oczy? - zapytałem, na co tylko popatrzył na mnie dziwnie. - Mam dla ciebie niespodziankę – wyjaśniłem.
- No... No okej, niech już ci będzie – odparł i wzruszył ramionami. Stanąłem wtedy za nim i zawiązałem czarną chustę na jego oczach, sprawdziłem, czy aby na pewno nic nie widzi, a następnie pomogłem mu wsiąść do samochodu, by w chwilę potem samemu zająć miejsce kierowcy. Odpaliłem silnik, który odpowiedział mi cichym i przyjemnym dla uszu pomrukiem, po czym ruszyłem. - Długo jeszcze? - zapytał chłopak, niecierpliwiąc się, chociaż dopiero minęło pięć minut drogi.
- Okaż trochę cierpliwości, Billy – poprosiłem, a kilka minut później byliśmy już u celu. Ponownie wysiadłem z auta i pomogłem wysiąść również Billowi. - Nie, nie zdejmuj jej jeszcze – poleciłem chłopakowi, kiedy ten zaczął dobierać się do opaski na oczach. Chwyciłem go za łokieć, stanąłem trochę za nim i prowadziłem go, jakby był niewidomy. Weszliśmy do budynku, a potem do sali, którą wynająłem specjalnie na tę okazję i poprosiłem chłopaka jeszcze o jedno: - Usiądź i daj mi jeszcze trochę czasu, a potem pozwolę ci zdjąć chustkę, dobrze? - zapytałem, na co przytaknął głową. Posadziłem go na krześle, które było odwrócone w stronę małej sceny, na której znajdowało się pianino, krzesełko i mikrofon, zaś za sceną, na ścianie, wisiał ogromnych rozmiarów telewizor plazmowy, na którym wyświetlały się nasze wspólne zdjęcia, a każde z nich miało kawałki tekstu piosenki. Obok Billa stał jeszcze stolik, z czerwoną serwetą, świecami, schłodzonym szampanem oraz wszystkimi potrawami, które chłopak lubił najbardziej. W dodatku całe pomieszczenie było zapełniona kwiatami. A dokładnie czerwonymi różami. W końcu były oznaką gorącej miłości... A ich zapach praktycznie dominował nad wszystkimi innymi i wypełniały całe pomieszczenie, dodając jeszcze tej sytuacji nutę tajemniczości. Po chwili zająłem miejsce przy pianinie. Usiadłem, poprawiłem mikrofon, przejrzałem nuty, po czym zacząłem przesuwać palcami po klawiszach. Bill musiał mi chyba czytać w myślach, bo gdy tylko usłyszał pierwsze dźwięki instrumentu, zdjął opaskę i spojrzał na mnie z niedowierzaniem w oczach, a wtedy zacząłem śpiewać, to, co grała moja dusza...:

- Could stay awake just to hear you breathing
Watch you smile while you are sleeping
While you're far away and dreaming

I could spend my life in this sweet surrender
I could stay lost in this moment forever
Well, every moment spend with you
Is a moment I treasure

I don't wanna close my eyes
I don't wanna fall asleep
'Cause I'd miss you, baby
And I don't want to miss a thing

'Cause even when I dream of you
The sweetest dream would never do
I'd still miss you, baby
And I don't want to miss a thing

Lying close to you
Feeling your heart beating
And I'm wondering what you're dreaming
Wondering if it's me you're seeing
Then I kiss your eyes and thank God we're together
And I just wanna stay with you
In this moment forever, forever and ever

I don't wanna close my eyes
I don't wanna fall asleep
'Cause I'd miss you, baby
And I don't want to miss a thing

'Cause even when I dream of you
The sweetest dream would never do
I'd still miss you, baby
And I don't want to miss a thing

I don't wanna miss one smile
I don't wanna miss one kiss
Well, I just wanna be with you
Right here with you, just like this

I just wanna hold you close
Feel your heart so close to mine
And just stay here in this moment
For all the rest of time

Don't wanna close my eyes
Don't wanna fall asleep
'Cause I'd miss you, baby
And I don't wanna miss a thing
'Cause even when I dream of you
The sweetest dream would never do
I'd still miss you, baby
And I don't want to miss a thing

I don't wanna close my eyes
I don't wanna fall asleep
'Cause I'd miss you, baby
And I don't want to miss a thing

'Cause even when I dream of you
The sweetest dream would never do
I'd still miss you, baby
And I don't want to miss a thing

Don't wanna close my eyes
Don't wanna fall asleep, yeah
I don't want to miss a thing
I don't want to miss a thing...

Kiedy skończyłem, otarłem łzę, która w trakcie spłynęła mi po policzku. Otworzyłem też oczy, bo od dłuższego czasu miałem je zamknięte. Spojrzałem na chłopaka, by zaraz ze skruchą wyszeptać:
- Tak bardzo cię przepraszam... I cokolwiek zdecydujesz, to pamiętaj, że jesteś dla mnie wszystkim, Bill... Wszystkim...


Bill


Nie wiedziałem, że Toma stać na coś takiego… Pamiętam, jak kiedyś wspominał z chłopakami, że mieli zespół, ale brakowało im wokalu. Czemu Tom nie śpiewał?! Naprawdę miał dobry głos, a gdy to robił, to przez me ciało przechodziło milion dreszczy. Gęsia skórka już od samych dźwięków pojawiła się na początku na mojej skórze. Nie mogłem oderwać wzroku od niego, więc musiałem wyglądać po części jak zahipnotyzowany. Wsłuchiwałem się w słowa, a gdy zamknąłem oczy, to spod przymkniętych powiek zaczęły wypływać łzy. A ostatnie słowa, jakie chłopak już wypowiedział… Zmroziły mi krew w żyłach. A kiedy spojrzałem na niego, widziałem, że oczekuje odpowiedzi. A chociażby jakiegoś znaku! Ale mnie zmroziło… Nie wiedziałem, co mam robić, mówić. Ba! Nawet jakbym chciał, to wiedziałem, że głos ugrzązłby mi w gardle. W końcu przełknąłem głośno ślinę i wstałem. Podszedłem do niego i – jak za dawnych czasów – władowałem mu się na kolana, po czym mocno wtuliłem w niego.
- Przepraszam, Bill – wyszeptał mi do ucha i schował szczelnie w swoich ramionach. Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale mógłbym tak ciągle. Było mi ciepło, wygodnie, a jak patrzyłem na te wszystkie róże, to wiedziałem, że nie są tu bez powodu. Zerknąłem na Toma, a widząc iskierki w jego oczach, uśmiechnąłem się bardzo delikatnie. - Wróć do mnie – przejechał nosem po mojej szyi, a ja zamruczałem, opierając głowę o jego.
- Nie mogę, Tommy – powiedziałem cicho, patrząc na chłopaka, u którego w oczach malował się ból.
- Dlaczego? Przecież ja cię już nie okłamię. Będę mówić ci o wszystkim. Nie zdradzę cię już nigdy.
Przymknąłem powieki i zamyśliłem się. Widziałem, jak Tom się starał. Jak zabiegał o mnie. Gdyby dał mi dożywotnie potwierdzenie, że będzie tylko mój, to od razu bym do niej wrócił, ale wiedziałem, że to niemożliwe. Że życie układa różne scenariusze… A ja nie zamierzałem znów cierpieć.
- Tom… Tommy. – Wziąłem jego twarz w dłonie, a ten patrzył na mnie jak w obrazek. Tak, jakbym był całym jego światem. Och, nie rób mi tego, proszę… - Bardzo ładnie śpiewasz, wiesz? – zapytałem, bo nic innego nie zdołałem z siebie wydusić. Widziałem zawiedzenie, jakie wymalowało się wtedy na jego twarzy.
- Nigdy przed nikim nie śpiewałem. – Wzruszył ramionami, jakby to było nic, choć ja w myślach zbierałem właśnie swą szczękę z podłogi. Jak to?!
- Więc dlaczego zaśpiewałeś dla mnie? – zapytałem drżącym głosem.
- Chciałem zrobić coś, co cię uszczęśliwi… Zrobię dla ciebie wszystko, Bill.
- Nie wyjadę i dalej będę z tobą mieszkać – odchrząknąłem, by się zupełnie nie rozkleić. – Ale to nie znaczy, że do ciebie wracam – dodałem od razu, by nie myślał sobie za dużo. – Ale… Jeśli dalej będziesz się tak starać, to tak się stanie – wyszeptałem i na potwierdzenie swoich słów musnąłem bardzo delikatnie jego usta. Wstałem i podszedłem do stolika. Nalałem do kieliszków szampana i jeden z nich podałem chłopakowi, który dalej nie ruszał się, zszokowany chyba tym, co jeszcze niedawno usłyszał.

- Bill? A powiesz mi, co tak właściwie było między tobą, a Rossem kiedyś? – zapytał, gdy byliśmy w połowie drugiej butelki i leżeliśmy na podłodze, patrząc w sufit.
- Czemu akurat o to pytasz? – zerknąłem na niego, unosząc jedną brew do góry. No bo… Nie widziałem w tym celu.
- Ciekawy jestem, tyle.
Czy oby na pewno?
- No dobrze… - zastanowiłem się, jak dużo powinienem mu powiedzieć. – W sumie to przy nim zrozumiałem, że wolę chłopców. Wcześniej to wiesz… Były jakieś spekulacje, ale zawsze mogłem sobie wpierać, że tak nie jest. Że to tylko chwilowe, czy… cokolwiek. Ale przy nim wszystko stałe się jasne, a ja pogodziłem się z myślą, że nigdy nie będę z dziewczyną. No i co dalej… Było nam dobrze przez te kilka miesięcy, które spędziliśmy razem. A potem wyjechał… Nie było sensu ciągnąć tego dalej, biorąc pod uwagę, że nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu, więc… Skończyło się. Przeżywałem to… O matko… Bardzo w każdym razie. Dużą rolę odebrał wtedy Georg… I jakby spojrzeć na to z perspektywy czasu, to w takich momentach zawsze przy mnie był… I nawet nie wiesz, jaki jestem mu wdzięczny za to. No i gdy się wyleczyłem z Rossa, minęło trochę czasu i pojawiłeś się ty, Tom – zerknąłem na chłopaka i uśmiechnąłem się delikatnie. 

piątek, 12 grudnia 2014

Sezon II: Odcinek drugi

Tom

Nie wiedziałem, co mam zrobić, by skontaktować się z Billem. Ale wiedziałem, że pisanie do niego czy dzwonienie nie ma najmniejszego sensu. Nie mogłem spać, jeść, ani uczyć. Wyglądałem jak zombie i w ciągu tygodnia schudłem około dwa kilo. Gdyby nie Lilith, pewnie już dawno znalazłbym się w szpitalu z powodu odwodnienia. I tego dnia akurat wysłała mnie do sklepu, bym zrobił jakieś zakupy, gdy go ujrzałem... I chociaż wciąż wyglądał tak samo, to praktycznie nic nie przypominało mi mojego Billa w tym chłopaku. Zwłaszcza, gdy powiedział, że mnie nienawidzi i że wyjeżdża do ojca. Czułem się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce. Następnego dnia po tym spotkaniu złożyłem papiery i zwolniłem się z pracy. Oczywiście dyrektorka chciała mnie zatrzymać, bo nie mieli nikogo na moje miejsce, ale nie widziałem dalszego sensu, by tam pracować. Etap nauczyciela w moim życiu został zamknięty. Tego dnia poprosiłem również Lilith, by do mnie nie przychodziła. Zamknąłem się w swych czterech ścianach z butelkami wina. Piłem, siedząc na kanapie i tępo wpatrując się w ścianę przed siebie. Wspominałem stare dobre czasy. A raczej czas, gdy przy mnie był Bill. Śmiałem się i płakałem. I zastanawiałem się, jakim trzeba być idiotą, by w ciągu tak krótkiego czasu spieprzyć swoje idealne życie. No bo czego mi brakowało? Niczego. Miałem dom, pracę, wspaniałego psa, rodziców, przyjaciół i… i miałem mojego Billego... A teraz nie zostało mi już nic, prócz żalu, mojej winy i tego noża, który kusił mnie swoim tajemniczym blaskiem. Miałem już po niego sięgnąć, gdy do moich drzwi zaczął się ktoś dobijać. Poderwałem się ze swojego miejsca, mając nadzieję, że to Bill, lecz jakie było moje zdziwienie i rozczarowanie, gdy przede mną stanęli Gustav i Georg.
- Co wy tu robicie...? - zapytałem głosem nie podobnym do swojego, kiedy wchodzili do środka.
- Jeszcze się głupio pytasz, skurwielu?! - prychnął Georg, łapiąc mnie za fraki i popychając na ścianę.
Gustav zapalił światło, bo zapomniałem wspomnieć, że ostatnio żyłem też jak kret, a kiedy tylko mnie zobaczył...
- Geo, zostaw go! Popatrz, jak on wygląda! - wydarł się, odciągając ode mnie przyjaciela, który również widząc mą twarz – oniemiał.
- Matko, Tom... - powiedział słabo szatyn. - Co się z tobą dzieje?
- Już odechciało ci się lania? - zapytałem, podpierając się ściany i przyglądając się im wpół przytomnym wzrokiem. - Spoko, lej. Zasłużyłem.
- W to nie wątpimy, że zasłużyłeś. Ale stary... Sam się nieźle skatowałeś – mruknął Gustav, kładąc rękę na mym ramieniu, ale szybko ją odtrąciłem, wracając do salonu na kanapę.
- Trudno, najwyżej umrę – bąknąłem, chwytając w dłoń kolejną butelkę z winem, którą zaraz ktoś mi wyrwał.
- Przestań pieprzyć głupoty! - warknął Geo. - Musisz żyć! Masz dla kogo! Bill cię potrzebuje.
- Bill mnie nienawidzi – rzuciłem z żalem, a z mych oczu znów popłynęły łzy. I tak zapewne beznadziejnie i żałośnie wyglądałem w ich oczach, więc nie musiałem już udawać twardziela, którym nawet nie byłem.
- A jak ty byś się zachował, gdybyś przyłapał go na zdradzie z Rossem? - zapytał Gus, zbierając wszystkie butelki, jakie walały się po mieszkaniu. Nie odpowiedziałem na jego pytanie, więc zaraz mówił dalej: - Byłbyś o wiele gorszy od niego.
- Wiem... Ale ja teraz nie wiem co mam robić – wydusiłem w końcu. - Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo go kocham... Nigdy nie czułem czegoś takiego, a teraz wszystko spieprzyłem...
- Na pewno zdziałasz coś, siedząc na dupie, głodząc się, chlejąc i użalając się nad sobą, mhm – opieprzył mnie blondyn.
- Bill wyjeżdża w piątek. Dziś mamy wtorek, więc masz trochę czasu, by go zatrzymał – powiedział mi szatyn, siadając obok mnie. - Pomożemy ci się z nim spotkać w restauracji, ale o resztę będziesz musiał zadbać sam. My oczywiście nic mu nie powiemy, że to o ciebie chodzi, bo wtedy by nawet nie przyszedł, sam wiesz. No i na pewno nie będzie łatwo, alee...
- Próbować zawsze można – wtrącił Gus. - I nie myśl, że my też ci tak łatwo wybaczymy.
- Właśnie – mruknął Geo. - Jesteśmy tu tylko ze względu na Billa.
- Dokładnie - przytaknął głową blondyn. - Bo ty, Tom, jesteś skończonym chujem.
- Wiem – zgodziłem się z nimi, choć na usta i tak wkradł mi się uśmiech, co nie zdarzało mi się ostatnio.
W końcu była jakaś nadzieja...


Bill
- No… Spakowany! – zerknąłem na swą walizkę i uśmiechnąłem się słabo.
- Bill?
- Hm? – spojrzałem na Georga, który siedział na fotelu i patrzył na mnie dziwnie.
- Skoro wyjeżdżasz w piątek, to może spotkam się z Gustavem przed twoim wyjazdem w restauracji, hm? – uniosłem brew i patrzyłem tak na niego przez dłuższą chwilę.
- A nie możemy tutaj napić się piwa, zamiast gdzieś wychodzić?
- Ale tam chociaż coś porządnego na obiad zjemy, a nie jakieś śmiecie – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałem. No tak, rzeczywiście. Ostatnio nie za zdrowo się odżywiam. A tam będę miał chociaż szansę na sałatkę, której notabene i tak nie zamówię, ale… będę mieć szansę na nią.
- To co? Popołudniu? – pokiwałem tylko głową.
- Pozwól, że ja stawiam – dodałem szybko i aż wstałem zagrażając mu palcem. – I żadnego „ale” nie chcę słyszeć! Za to wszystko, co dla mnie zrobiłeś, stary.
- Ale przecież…
- Nie ma żadnego „ale”, mówiłem – uśmiechnąłem się i zastanowiłem. – Najważniejsze rzeczy zostawiłem na wierzchu, a reszta już w walizce… To co? Idę się ogarniać, a potem wychodzimy, co?

Gustav też dużo dla mnie zrobił. Przychodził i pocieszał mnie, albo wręcz siłą wyciągał na spacery, gdzie rozpętywał bitwę na śnieżki, a potem długo rozmawialiśmy. Mówiłem mu o tym, co czuję i mimo tego, że nie chciałem gadać o Tomie, to samo tak wychodziło. Ale wspierał mnie w tym wszystkim niesamowicie. I żaden z nich nie kazał mi „dawać Tomowi drugiej szansy” i tak dalej. To też było dla mnie ważne. Toma, mimo, że był ich przyjacielem, nie bronili. Choć pewnie ta szmata robiła to regularnie… I to właśnie dzięki chłopakom z dnia na dzień czułem się coraz lepiej, choć to nie znaczyło, że zapomniałem o tym całym bólu, który dalej tkwił we mnie, ale dzięki nim nawet potrafiłem się zaśmiać.

W końcu szedłem ramię w ramię z Georgiem do restauracji, w której mieliśmy się spotkać z Gustavem, rozmawiają o tym, że koniecznie muszą mnie odwiedzać, a ja już nie mogę doczekać się pokazania im swego pokoju. Szczególnie widoku z niego!
- Cholera – odezwał się nagle Georg i zatrzymał, a ja wraz z nim.
- Coś się stało? – zapytałem zdezorientowany.
- Zapomniałem, że jeszcze muszę coś załatwić dla Gusa. Zabije mnie, jeśli tego nie zrobię. Spóźnię się trochę, okej? Stolik jest zamówiony, więc podaj się na swoje nazwisko. A Gustavowi coś ściemnij, hm?
- Jasne! To leć, skoro aż ma cię zabić – zaśmiałem się i wszedłem do lokalu.
- Mam stolik zamówiony na nazwisko Kaulitz – powiedziałem grzecznie do kelnera, który prosił, bym za nim poszedł. Miałem nadzieję, że Gustav już jest, bo notabene byłem trochę głodny, a tak samemu to jednak trochę nie wypada. Ale kiedy podszedłem do stolika… od razu odechciało mi się jeść.
- To na pewno ten stolik? – zwróciłem się do kelnera, który pokiwał głową i położył otwartą kartę dań na stole w miejscu, gdzie powinienem usiąść.
- Proszę mnie zawołać, gdy zdecyduje się pan na coś – i odszedł zostawiając mnie… z Tomem!
- Usiądziesz? – zapytał, a ja zacisnąłem dłonie w pięści. Co to wszystko ma znaczyć?! O niee! Tylko mi nie mówicie, że to wszystko ukartowane było. Ściągnąłem z siebie kurtkę wraz z czapką i rękawicami.
- Wiedziałeś?! – wysyczałem przez zęby, a z miny Toma mogłem wywnioskować, że tak. Prychnąłem pod nosem i usiadłem, bo jednak mój brzuch przypomniał sobie o jedzeniu. Zacząłem przeglądać, co takiego tutaj serwując, próbując nie patrzeć na chłopaka z naprzeciwka, co nawet dobrze mi wychodziło. W końcu poprosiłem kelnera i zamówiłem spaghetti oraz kawę, bo jednak było mi trochę zimno. Zerknąłem na okno. Nie było jeszcze późno, lecz dookoła panował mrok. Tylko latarnie stojące przy drodze dawały bladą powłokę światła, w której można było dostrzec wirujące płatki śniegu, w których nie znalazłoby się dwóch identycznych. Śnieg prószył, a niektóre białe gwiazdki przyklejały się do szyby, by po chwili spłynąć w dół. Naciągnąłem na nadgarstki sweter i skuliłem ramiona. Nie daruję tego chłopakom. Wykastruję ich gołymi rękoma, o. E… No dobra… Z rękawiczkami lepiej.
- Bill? – zapytał, a jego głos zadrżał. Ja sam zadrżałem słysząc, jak wypowiadał moje imię. Dawno nie słyszałem jego głosu… Kiwnąłem głową, dając znać, że go słucham i patrzyłem na niego, choć nie wiedziałem, jak długo zdołam udźwignąć jego spojrzenie. – Mam coś dla ciebie - wyszeptał, ale kiedy nie wydobyłem z siebie żadnego dźwięku, podsunął mi pod nos jakąś kopertkę, która była zaadresowana do mnie. I wiedziałem, że nie jest to pismo Toma, ani jakiekolwiek, które bym kojarzył. Zerknąłem na chłopaka ze znakiem zapytania w oczach, ale kiedy nic nie powiedział, wziąłem kopertę do rąk, wyjąłem list i zacząłem czytać.

Bill,
Wiem, że nie chciałbyś mnie teraz widzieć, więc piszę do Ciebie ten oto list. Wiem również co możesz sobie o mnie i o Tomie myśleć, ale muszę Ci coś powiedzieć. Chcę być z Tobą jak i z samą sobą szczera, więc proszę, przeczytaj go do końca.
Naprawdę nie chciałam niszczyć Twojego i Toma związku. Gdybym tylko wiedziała, że on kogoś ma, nie odpuściłabym, by taka sytuacja w ogóle miała miejsce. Nie miałam zamiaru Ci go odbierać, bo teraz już wiem, że jest cały Twój… I już zawsze będzie. Nie powiedział Ci o mnie, bo bał się, że Cię straci, a przecież jesteś dla niego najważniejszy. Teraz sobie możesz myśleć, że już tak się stało i Cię stracił, ale… naprawdę jesteś tego pewien? Jeśli tylko mu pozwolisz, Bill, to on będzie walczyć. Będzie walczyć, bo jesteś jedynym, na którym mu zależy i się nie podda, nawet, jeśli nie będzie to przynosić na początku żadnych rezultatów. Ale dasz mu tym nadzieję. Nadzieję, że jeszcze będzie tak, jak kiedyś między wami było. Widziałam jak cierpiał, gdy wyszedłeś, więc uwierz w me słowa. Rozumiem co czujesz, bo sama przez to kiedyś przechodziłam, ale to nie powód dla którego piszę. Proszę Cię tylko, byś pozwolił mu walczyć. To wszystko, Bill… Bez Ciebie się podda i przegra nawet walkę z własnym życiem…
Lilith

Siedziałem i wpatrywałem się w kartkę jeszcze chwilę po przeczytaniu. Miałem nadzieję, że Tom nie kazał jej tego pisać, bo wtedy naprawdę byłby żałosny. Poza tym… Jeśli nie chciał mnie stracić, to nie musiał pchać się tam, gdzie nie trzeba. Dawałem mu wszystko, co tylko mogłem dać, a mimo tego było mu mało… Westchnąłem i spojrzałem na niego. Ten wzrok przepełniony bólem… Dotknąłem kubka z gorącą kawą, którą kelner musiał przynieść, gdy czytałem list i która jeszcze parowała, i przymknąłem na chwilę powieki.
- Tom – zacząłem łagodnie, a chłopak spojrzał na mnie z nadzieją.
- Poczekaj – przerwał mi i wyciągnął dłoń, chcąc dotknąć mojej, ale jego dotyk… Poczułem jakby parzył, więc szybko schowałem swe ręce pod stołem. – Nie musisz wyjeżdżać… - kontynuował. – Zwolniłem się z pracy, więc nie będziesz mnie tam widzieć. To najwidoczniej był tylko krótki epizod w moim życiu.
- Czemu to zrobiłeś? – zadałem pytanie, nad którym głowiłem się od samego początku. I naprawdę nie znałem na nie odpowiedzi. Skoro tyle dla niego znaczyłem, to czemu to zrobił? Zerknąłem na chłopaka i czekałem, a każda mijająca minuta, sekunda wydawała mi się dwa razy dłuższa od poprzedniej. – Dlaczego mnie zdradziłeś…?



Tom
- Dlaczego? - powtórzyłem po chłopaku, wpatrując się w niego. Brzuch mnie bolał niemiłosiernie, odkąd tylko tu wszedłem i go zobaczyłem.
- Nie rozumiesz, co do ciebie mówię? - zapytał nieprzyjemnym głosem. - Już totalnie zgłupiałeś?
- Nie wiem, Bill... - zacząłem, spuszczając wzrok na swe splecione dłonie, które spoczywały na blacie stolika, jednak zaraz znów na niego spojrzałem. Nie chciałem, by pomyślał, że kłamię. - Naprawdę nie wiem... Nie doceniałem tego, co mam... - dodałem, a po mym policzku spłynęła niechciana łza, którą zaraz szybko starłem. - Nie wiem, co napisała ci Lilith, ale... Nie powiedziałem ci o niej, bo wiedziałem, co to będzie. A gdybym jej powiedział o tobie, to zaraz chciałaby cię poznać i zaczęłaby się wojna... Dlatego tak cię unikałem. Bałem się, że coś odkryjesz i od początku zarzucisz mi zdradę, ale przysięgam, że był to jeden, jedyny raz i to po pijaku. Bo gdybym wtedy był trzeźwy i mądrzejszy, to by nie doszło do takiej sytuacji... Nawet ona powiedziała, że jestem skończonym idiotą i ma rację... Nie powinienem był zatajać jej przed tobą. I wiem, że nic mi już nie pomoże... I nie chcę cię prosić o to, abyś mi wybaczył, ale... Daj mi chociaż szansę to wszystko naprawić... Wiesz, że jestem zdolny do wszystkiego... A dla ciebie zrobię naprawdę wszystko... Tylko proszę... Nie wyjeżdżaj... Bo jeśli to zrobisz... Wiem, że wtedy naprawdę cię stracę...
- Nie wiem, Tom. Nie wiem, czy po tym, co mi zrobiłeś, jestem w stanie dać ci jakąkolwiek szansę.
- Rozumiem... - rzuciłem, spuszczając głowę.
- Jesteś głodny? - zapytał po chwili, dziobiąc swoje spaghetti.
- Nie – odparłem, zerkając na niego.
- Powinieneś coś zjeść, strasznie schudłeś – zauważył, a w jego głosie wyczułem nutkę czułości.
- Nie pamiętam nawet, kiedy ostatnio jadłem coś, co można nazwać jedzeniem – zaśmiałem się smutno.
- Widzę właśnie – mruknął i uśmiechnął się blado. - Więc jeśli chcesz dostać ode mnie kiedyś jakąkolwiek odpowiedź, to zjedz te spaghetti – rozkazał, podsuwając mi pod nos swoje danie.
- A ty? - zapytałem, patrząc na niego zdziwiony.
- Nie jestem już głodny. Wypiję kawę, wystarczy mi.
- Nie zjem tego, jeśli nie zamówisz drugiej porcji...
Chłopak popatrzył na mnie tylko z niedowierzaniem i kręcąc głową przywołał do siebie kelnera, by złożyć drugie zamówienie. Dopiero gdy dostał swoją porcję, a ja drugą kawę, o którą poprosił też Bill, to zaczęliśmy jeść w ciszy.
- To ja już pójdę – rzucił czarnowłosy chłopak, a gdy podniosłem głowę, by na niego spojrzeć, zauważyłem, że jego talerz jest już pusty.
- Poczekaj – poprosiłem, kiedy wstał. Zacząłem grzebać w torbie, którą miałem zawieszoną na krześle. - To dla ciebie... - powiedziałem cicho, niemalże szeptem i podałem mu prostokątne, sporych rozmiarów, pudełko, które było zawinięte w ozdobny papier.
- Co to? - zapytał, patrząc na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Otwórz, to zobaczysz.
- Nie chcę tego, Tom – powiedział lodowatym tonem głosu, oddając mi prezent.
- Bill... Proszę... Chociaż zobacz co to... - poprosiłem, patrząc na niego zaszklonymi oczami.
- Okej – westchnął i usiadł z powrotem na swoje miejsce. Zaczął zdzierać papier, a gdy otworzył pudełko i zobaczył album, wciągnął głośno powietrze do płuc. - „Wakacje 2014r. To był czas, kiedy zrozumiałem, co to znaczy prawdziwa miłość...” - przeczytał drżącym głosem, a zaraz spojrzał na mnie ze łzami w oczach.




~.*.~

Dzień dobry.
Wiem, że odcinek pojawił się dość... późno, ale niestety jestem teraz strasznie zabiegana no i cud, że w ogóle znalazłam na to czas. Weekend spędzę z historią, choć to i tak nie koniec mej przygody z nią. No... W każdym razie miłego czytania!

Pozdrawiam, Czaki

piątek, 5 grudnia 2014

Sezon II: Odcinek pierwszy

ODCINEK PIERWSZY

Bill

Nie wierzyłem w co to widzę. Miałem nadzieję, łudziłem się, że ten jeden raz zasnąłem na plaży, a to wszystko to po prostu jakiś sen. A raczej koszmar, z którego zaraz Tom mnie obudzi, pocałuje i razem pójdziemy do wody, aczkolwiek nic takiego się nie wydarzyło. Czułem jak sztylet, który chłopak wbił w moje serce, wchodzi coraz głębiej i rozrywa je na pół. Szedłem do swojego pokoju z zamiarem spakowania swoich rzeczy, aż nagle ktoś złapał mnie za rękę. Wyrwałem ją szybko i odwróciłem się.
- Czego?! – warknąłem, ścierając wierzchem dłoni łzę z policzka. – Widzę, że zdążyłeś się ubrać! Idź, bo nie dokończyłeś chyba czegoś!
- Poczekaj, porozmawiajmy – powiedział lekko zdyszany i próbował dotknąć dłonią mego ramienia.
- Nie dotykaj mnie! Brzydzę się tobą, rozumiesz?! Te twoje wszystkie wymówki... – Pokręciłem głową, nie wierząc, że byłem aż taki naiwny. Wszystko przyjąłbym do siebie, ale nie to. Wyśmiałbym kogoś, gdyby powiedział, że Tom mnie zdradza. Szczególnie po tym, co się wydarzyło po tych całych dwóch miesiącach spędzonych razem. Po tym jak wyznał mi miłość w Paryżu, po tych wszystkich nocach spędzonych razem. Czyżby nic one dla niego nie znaczyły? Czyżbym ja dla niego nic nie znaczył…? - Zadowolony jesteś z siebie, co?! – Wszedłem do swego pokoju, trzaskając drzwiami i usiadłem na łóżku, chowając twarz w dłoniach i wybuchłem płaczem. Czułem jak coś trąca mnie z boku, zerknąłem w tamtą stronę i dojrzałem Bobika, który skamlał, jakby współczuł mi i chciał jakoś pocieszyć.
- Widzisz? Faceci to chuje – stwierdziłem, wzruszyłem ramionami. – A my jesteśmy wyjątkami, którzy to potwierdzają. 
Piesek szczeknął i pomachał ogonem, jakby się ze mną zgadzał, na co zaśmiałem się przez łzy. Nagle do pokoju wszedł Tom, a Bobik od razu zaczął warczeć i aż szczeknął na chłopaka, co mnie zdziwiło. Jakby naprawdę rozumiał, że Tom mi zrobił coś złego… Zacząłem drapać go za uchem i po plecach.
- Możesz ze mną chociaż pogadać?
Jaki on uparty jest! Nie rozumie, że tego nie chcę?
- A ty możesz dać mi święty spokój? Do tej pory doskonale ci to wychodziło!
- Tom? – Do pokoju weszła ów dziewczyna, a ja myślałem, że zaraz zwymiotuje. Jeszcze jej tu brakowało… Miała na sobie o wiele za dużą koszulkę, która pewnie należała do Toma i sięgała jej do połowy ud i naprawdę nie obchodziło mnie to, czy coś jeszcze miała na sobie. – Czemu twój współlokator tak krzyczy…?
- WSPÓŁLOKATOR?! – wydarłem się najgłośniej jak potrafiłem i aż wstałem. – Więc jestem dla ciebie tylko współlokatorem?! TYLKO WSPÓŁLOKATOREM?!
- Bill jest moim chłopakiem... – Wypuścił głośno powietrze z płuc i patrzył to na mnie, to na dziewczynę.
Naprawdę zawiódł mnie. Przekroczył linię i zaszedł tak daleko, że aż jej nie widział. Ale nie myślałem, że kiedyś będzie kryć się z tym, że jesteśmy razem. W szkole rozumiałem to, no bo jednak nie chcę, by nas wylali, ale poza nią…?
- Nie mów czegoś, czego nie wiesz, okej? – mówiłem szorstko. Ale widząc minę Toma dodałem: - Zapomniałeś jeszcze dopowiedzieć „byłym”. Jestem twoim BYŁYM chłopakiem. I kto to w ogóle jest? – Wskazałem niedbale palcem na dziewczynę. – Nowa nauczycielka od biologii?
Gdy tylko zadałem te pytania, Tom od razu się zmieszał.
- To jest… to…
- No co jest?! Co się tak zaciąłeś! Przecież chciałeś gadać, do cholery! Dobra była?! Lepsza ode mnie?! No odpowiadaj, kurwa!
- Przestań, Bill. To jest… Lili to… To moja była narzeczona.
CO?! To z nią był zaręczony?! Nie dość, że mnie zdradził, to jeszcze z nią?! Opadłem aż na łóżko i złapałem się za głowę. Nie wierzyłem… Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie powiedział, że żałuje… Że ona nic dla niego nie znaczy… Czyli stara miłość nie rdzewieje… Musiała najwidoczniej być naprawdę silna, skoro po takim czasie odżyła, a Tom był w stanie dla niej zrezygnować ze mnie. Z nas… Tylko po co kłamał, że niby woli chłopców? Że mnie kocha?
- To miłego zakładania rodziny – wyszeptałem tylko, wziąłem torbę i zabrałem się za pakowanie. Nawet Bobik widząc co robię, brał moje ubrania z półek, które znajdowały się nisko lub które mógł dosięgnąć stojąc na łapach i w zębach wkładał ubrania do mojej torby. Boże… Ja nie zostawię go tu… Oczywiście, że nie!
- Bobik idzie ze mną. Jego też ostatnimi czasy miałeś w dupie – powiedziałem bez żadnych emocji i kiedy torba była pełna, a w środku znajdowało się wszystko, co było mi niezbędne, przerzuciłem ją przez ramię i wziąłem jeszcze smycz. - Powodzenia – rzuciłem tylko i skierowałem się w stronę drzwi, ale chłopak ponownie złapał mnie za rękę, choć wyrwałem ją i tym razem. - Nie życzę sobie, byś mnie dotykał, powiedziałem! – Cholera, mój głos dziś nieco ucierpi. – Nie chcę tłumaczeń, rozumiesz? Brzydzę się tobą i wszystkim, co jest z tobą związane. Żałuję, że byliśmy razem… Naprawdę tego żałuję. – Wypuściłem głośno powietrze z płuc, a głos powoli zaczynał mi się łamać. – Inaczej nie cierpiałbym tak, jak cierpię teraz… Nie cierpiałbym przez ciebie – wyszeptałem i wyszedłem.
Dopiero, gdy znalazłem się na świeżym powietrzu, usiadłem na pobliskiej ławce i schowałem twarz w dłoniach, dając upust całym emocjom. Płakałem jak dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę. Zabawkę, która okazała się należeć do kogoś innego… Bobik leżał tylko obok moich stóp, aż w końcu usiadł obok mnie i pozwolił mi się tulić. W końcu był jedynym, co pozostało po wielkiej miłości… Wielkiej miłości mojej i Toma… Był jedyną rzeczą, która będzie przypominać mi o Tomie… Będzie przypominać mi o tym, że to nie był sen, a coś realnego… Coś co wypaliło znamię na moim sercu. Pozostawił po sobie pustkę, którą nikt nie będzie w stanie do końca zapełnić. Spojrzałem na niebo. Miliony gwiazd, a w ich towarzystwie pełny księżyc, który rzucał srebrną poświatę na ziemię. Poczułem chłodny wiatr na ramionach. Zerknąłem na Bobika smutnym wzrokiem i kiedy przypomniałem sobie, że w końcu razem mieliśmy się nim opiekować, ponownie wybuchłem jeszcze większym płaczem.



Jak mogło mi się to przytrafić?
Popełniłem błędy
Nie mam gdzie uciec
Noc trwa, kiedy marnieję
Mam dość tego życia
Chcę tylko krzyczeć
Jak mogło mi się to przytrafić…?


Tom


Kiedy Bill wycofał się z mojej sypialni, wiedziałem, że wszystko przepadło, a alkohol już dawno wyparował z mego organizmu. Czym prędzej odepchnąłem od siebie Lilith, nałożyłem bokserki pobiegłem do niego. Lecz on nawet nie chciał mnie słuchać. Nawet MÓJ pies był na mnie wściekły, choć od początku za pana wybrał sobie Billa. Zostawił mnie samego z Lilith i pustką w głowie.
- Dlaczego mnie okłamałeś? - zapytała z wyrzutem, gdy usiadłem na kanapie.
Jakoś nogi odmawiały mi posłuszeństwa i uginały się pod moim ciężarem...
- Nie chciałem ci o nim mówić. Nie chciałem czuć wyrzutów sumienia, że go ranię... A teraz...? Teraz mi tego nigdy nie wybaczy... - wyszeptałem, ukrywając twarz w dłoniach i dając upust łzom, które paliły mnie pod powiekami od dłuższego czasu. - Co ja najlepszego narobiłem... - zacząłem mamrotać pod nosem jak jakąś mantrę i nie mogąc powstrzymać łez.
- Powinnam cię teraz zostawić, bo mi też zrobiłeś niezłe świństwo, ale wiem, że nie jestem lepsza – powiedziała, siadając obok mnie. - Kochasz go, prawda?
- A jak myślisz?! - wrzasnąłem, znów patrząc na nią. - Czy gdybym go nie kochał, ryczałbym teraz jak jakaś baba?! Dobrze wiesz, jaki jestem... - ostatnie słowa już wypowiedziałem nieco łagodniej, wycierając łzy ze swych policzków.
- To dlaczego go zdradziłeś? - zapytała, a ja popatrzyłem na nią jak na idiotkę.
- Ty słyszysz, kurwa, co ty mówisz?! Gdybyś się nie pojawiła, wszystko byłoby, kurwa, dobrze! Ale musiałaś tu wrócić i namieszać w głowie! - wrzeszczałem, a po chwili w furii chwyciłem ze stołu kieliszek od wina i rzuciłem nim o ścianę, nie mogąc nad sobą zapanować. Byłem wściekły na siebie i na nią.
- Tom, uspokój się... - poprosiła, spoglądając na mnie z malującym się w oczach strachem.
- Łatwo ci, kurwa, mówić! Ty w ogóle żałujesz, że zdradziłaś swojego męża?! - zapytałem, wciąż krzycząc. Nie panowałem nad sobą. I wiedziałem, że gdybym został sam, to byłbym gotów zrobić coś naprawdę głupiego.
- Nie – odparła szczerze, patrząc prosto w moje oczy. - Nie kocham go i jestem z nim tylko i wyłącznie ze względu na Jess. Dobrze o tym wiesz. Tak naprawdę, to nigdy nie przestałam kochać ciebie. I nawet nie masz pojęcia, jak bardzo żałowałam tego, co zrobiłam i ile łez wypłakałam...
- Wiem... - wyszeptałem słabo. - Wiem, co wtedy czułaś i nawet nie wiesz, jak cholernie żałuję tego, co się stało... - załkałem, podchodząc do niej. - Ja nie mogę go stracić...
Dziewczyna popatrzyła na mnie smutno, gdy klęknąłem przed nią. Wiedziałem, że boli ją to, iż nie odwzajemniam jej uczuć i już nigdy tego nie zrobię. Ale cieszyłem się, że jednak jest tu przy mnie, bo wiedziałem, że teraz wszyscy się ode mnie odwrócą.
- Gdybyś mi o nim powiedział, nie pozwoliłabym na to, do czego doszło – powiedziała łagodnie, przeczesując palcami moje włosy, gdyż moja głowa spoczywała na jej udach, a z mych oczu wciąż wypływały słone łzy.
- Ja nie chcę żyć bez niego...
- Tom, jesteś idiotą wiesz? Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej. A teraz? Nawet ja nie jestem w stanie ci pomóc. Pomyśl tylko, co ten biedny chłopak czuje... - wyszeptała, jakby sama wiedziała, jak to jest.
- John cię zdradził, prawda? - zapytałem, podnosząc głowę.
- Żeby to tylko raz... - odparła, kręcąc głową na boki i śmiejąc się. Lecz był to śmiech przepełniony bólem...
- To czemu z nim nadal jesteś? - dopytywałem, nie rozumiejąc tego.
- Bo mamy córkę, mówiłam. Gdyby nie ona, pewnie już dawno bym go zostawiła. Myślałam, że między nami coś wyjdzie... Chciałam go dla ciebie zostawić, wiesz...? - pytała, choć wiedziałem, że nie oczekuje odpowiedzi. - Ale ty już nigdy nie będziesz mój. Ja już straciłam swoją szansę. Ale ty... Możesz jeszcze zawalczyć o swoją miłość.
- Jak? - zapytałem, patrząc na nią, jakby była moją ostatnią deską ratunku. - On nawet nie chce mnie słuchać... Pewnie gdybym teraz za nim pobiegł, to kazałby mi spierdalać... On mnie pewnie teraz nienawidzi... - wyszeptałem, spuszczając głowę.
- Nie wiem, Tom. Ale postaram się pomóc. Widziałam, jak ten chłopak na ciebie patrzył. Widziałam ból w jego oczach, ale też miłość. Oboje wiemy, że będzie ciężko, ale nie pozwolę ci... Wam upaść i poddać się. Swoją sprawę już dawno spierdoliłam i wiem, jak to teraz może brzmieć... - zaczęła, ale urwała, śmiejąc się, lecz zaraz mówiła dalej: - Ale nie pozwolę, byś go stracił. Choćby zwyzywał mnie od najgorszych, no bo w sumie, to będzie miał rację, to jednak... Chcę, byś był szczęśliwy, Tom.


Bill

- O Boże! Co ci się stało, Bill?! – zawołał Georg, gdy zobaczył mnie w opłakanym stanie z Bobikiem i torbą na ramieniu. Od razu wpuścił mnie do środka i dopiero, kiedy znaleźliśmy się w jego pokoju, próbowałem powiedzieć mu, co się stało. A przynajmniej chciałem… Ale za każdym razem, gdy chciałem cokolwiek z siebie wydusić, choćby słowo, to głos odmawiał mi posłuszeństwa, albo w gardle czułem wielką gule. - Billy… - powiedział łagodnie chłopak, a ja byłem mu tak cholernie wdzięczny… Traktował mnie jak młodszego brata. Przyszedłem do niego w środku nocy, a ten mnie po prostu przyjął bez słowa.
- Widzisz… - Pociągnąłem nosem i wziąłem jaśka, którego Georg miał na łóżku, po czym przycisnąłem mocno do siebie. – Już wiem, czemu Tom tak znikał cały czas…
- Czemu?! – zainteresował się chłopak, który siedział naprzeciwko mnie na fotelu.
- Zdradzał mnie, Geo… Wszedłem do domu, to był tam z nią… Nakryłem ich na pieprzeniu się, rozumiesz?! – wydusiłem z siebie i wybuchłem płaczem, a Georg zaraz znalazł się obok mnie na łóżku i mocno przytulił.
- Co ty gadasz, Bill? – Zerknąłem na niego mokrymi oczyma i widziałem, że jest w szoku. Bardzo dużym szoku. – To niemożliwe…
- Dalej sam nie mogę w to uwierzyć… - wyszeptałem i pokręciłem głową. – Ale to w końcu jego była narzeczona…
- Zdradził cię z Lilith?! – Aż wstał z wrażenia i patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. – Żartujesz sobie? Zapierdolę go! – krzyknął i skierował się do drzwi, ale szybko do zatrzymałem.
- Przestań… Nie chcę mieć z nim nic do czynienia. Nie mów przy mnie o nim, dobrze?
Chłopak tylko westchnął i pokiwał głową.
- Przykro mi, Billy. Nie wiedziałem, że Tom okaże się takim chujem.
- Przenocujesz mnie jakiś czas u siebie? – zapytałem z nadzieją w głosie, choć było mi trochę głupio prosić go o coś takiego.
- Jasne! Przecież do matki nie pójdziesz! – prychnął, na co uśmiechnąłem się słabo. – I tak bym cię nie wypuścił nigdzie.
- Dzięki, Geo.




Po dłuższych rozmyślaniach, szczególnie w nocy, gdy nie mogłem spać, doszedłem do wniosku, że zmienię szkołę i przeprowadzę się do taty. Tak będzie łatwiej. A przynajmniej miałem taką nadzieję… Wiedziałem, że o Tomie ot tak nie zapomnę. W ogóle o nim nie zapomnę… Ale wiedziałem jedno – nie chcę go widzieć, ani mieć z nim nic do czynienia. U Georga spędziłem kilka dni, a bilet na samolot do Londynu miałem zabukowany oraz zapłacony. Pozostało mi tylko zrobić odprawę. Poszedłem do sklepu, by kupić sobie jeszcze kilka potrzebnych rzeczy, aż nagle ktoś mnie zaczepił. Och, nie chcę brać udział w żadnej ankiecie, ani nie chcę niczego spróbować, ani nawet przetestować. I już miałem sztucznie miło powiedzieć: „Nie, dziękuję”, ale głos ugrzązł mi w gardle.
- Nie uciekaj – powiedział Tom, jakby bał się, że ucieknę z krzykiem ze sklepu.
Uniosłem tylko brew i patrzyłem tak na niego, czekając na dalszą treść. Chyba nie będzie teraz się tak gapić na mnie w nieskończoność, prawda?
- No? – popędziłem go dość niemiło.
- Możemy porozmawiać w jakimś innym miejscu? – zapytał z nadzieją w głosie. Miał worki pod oczyma, które notabene były zaczerwienione. Pomyślałem, że może od ciągłego płaczu… Ale nie wiedziałem czy Tom należy do facetów, którzy umieliby płakać kilka nocy oraz dni z rzędu.
- Nie mamy o czym rozmawiać. – Wzruszyłem ramionami, jakbym był całkowicie obojętny.
Choć, cholera, nie byłem! I strasznie ciężko było mi udawać takiego, co się niczym nie przejmuje. Jakby Tom nie wzbudzał we mnie żadnych uczuć, odczuć, czegokolwiek.
- Proszę cię… - wyszeptał, próbując dotknąć mnie, ale od razu odsunąłem się, chcąc zachować dystans. Nie chciałem, by mnie dotykał z dwóch powodów. Po pierwsze dotykał tej zdziry, a po drugie… nie chciałem przypominać sobie, jak to jest czuć jego bliskość… Wiedziałem, że z tym koniec. Że już nigdy nie będzie tak, jak kiedyś…
- Przykro mi, ale muszę już iść. – Odwróciłem się, wziąłem z półki ostatnią rzecz, jaka znajdowała się na mej liście zakupów i skierowałem się do kas. O dziwo Tom nie zatrzymywał mnie, ale odpowiedź na pytanie „czemu?” otrzymałem bardzo szybko, a mianowicie zaraz po wyjściu ze sklepu, gdyż właśnie przed nim na mnie czekał. Westchnąłem tylko w myślach. Musiałem być twardy. Ten ostatni raz…
- Bill, poczekaj – zawołał, gdy ominąłem go bez słowa. – Daj mi chociaż coś powiedzieć.
- Nie, to ty mi daj coś powiedzieć – zacząłem i widząc, że umilkł - kontynuowałem. – Wieczorem przyjdę po resztę swoich rzeczy, których poprzednio nie wziąłem. To będzie ostatni raz, kiedy będziesz musiał na mnie patrzeć. Przeprowadzam się do taty, więc nawet w szkole nie będziesz mnie spotykać. Możesz pieprzyć kogo chcesz.
- Ale jak to? Bill, ty nie możesz wyjechać… Ja cię kocham, rozumiesz? – powiedział desperacko i spojrzał na mnie tak błagalnie… Tymi swoimi pięknymi tęczówkami…
- A ja cię nienawidzę – wysyczałem i odwróciłem się, po czym odszedłem, a po policzkach spływały mi łzy…

~.*.~

Witajcie.
Przybywam do Was z pierwszym odcinkiem nowego sezonu i... Postanowiłam, że coś tutaj napiszę. ;)
Był komentarz, że opowiadanie ciągnie się... Huh, no muszę przyznać tutaj rację. Ale było mi i Czaki na tyle ciężko rozstać się z tym opowiadaniem, że tak wyszło. Ale nie bójcie się, nie będzie to druga "Moda na sukces". XD Opowiadanie jest już zakończone i tylko czeka, kiedy pojawi się na blogu. ;) I nie rozpędzajcie się tak z tymi domysłami... :D Na wszystko przyjdzie jeszcze czas, kochani.

To teraz zapraszam do komentowania!

Pozdrawiam serdecznie,
Wasza Joll.

PS Zaległości na waszych blogach postaram się nadrobić jak najszybciej.