piątek, 26 września 2014

Odcinek dwudziesty trzeci

Bill

Owszem – Tom był cholernie słodki. Ale nikt sobie nie wyobrażał, jak denerwował mnie, wręcz wkurwiał, gdy co chwilę wspominał o lekcjach i o szkole! Jeśli w wakacje ma być tak samo, to przyrzekam, że kopnę go w jaja. Może i przez tydzień, nie będzie mógł nic robić typu żadne „bum bum”, ale przez pozostały czas zapamięta, że przy mnie nie można takich rzeczy mówić! Odrobiłem w końcu te lekcje, choć marudziłem, jak nigdy dotąd. Podziwiam go za to, że wytrzymał to wszystko, no a potem ładnie poszliśmy spać. Oczywiście razem! Mówiłem, że nie będę spać u siebie. No, a przynajmniej nie sam.

***

- Bill? – Szturchał mnie ktoś za ramię. Wyburczałem coś i odwróciłem się na drugą stronę, chcąc uciec od tego natręta. – Billy…
- Idź ode mnie. – Machnąłem w powietrzu ręką, jakbym chciał odgonić muchę, a nie człowieka.
- Ale Bill… Musisz wstać do szkoły. – Wziąłem poduszkę, która była obok, otworzyłem jedno oko i zerknąłem na Toma, po czym wycelowałem w niego miękką rzeczą. – Nie przesadzaj!
- Nie idę dzisiaj nigdzie, Tommy. – Schowałem głowę pod swoją poduszkę, ale zaraz zrobiło mi się cholernie zimno… Ten baran ściągnął ze mnie kołdrę! Całe moje ciepło! Ejj! Oddawaj, złodzieju! I jeszcze zaczął ciągnąć mnie za nogi! - Tom! – wydarłem się i jakoś przekręciłem na plecy, co wcale nie było łatwe.
- Budzenie ciebie, to… powinienem medale za to dostawać! – Wyszczerzył się.
Ranny ptaszek od siedmiu boleści się znalazł!
- To ja za każde takie obudzenie powinienem walić cię tymi medalami w łeb!
Wstałem i poszedłem pod prysznic. O taak… Cieplutka woda… Uwielbiałem ciepło! Wyszedłem  z łazienki i od razu miałem lepszy humor! Już nawet nie byłem zły na Toma za tę całą pobudkę!
- Kawa dla mojego śpiocha. – Uśmiechnął się i cmoknął mnie w usta. Usiadłem przy stole i wziąłem łyk gorącego napoju oraz przyglądałem się kanapce z dżemem brzoskwiniowym. - Smacznego – powiedział, a ja skrzywiłem się.
- Mówiłem ci, że rano nie jem… Nie mogę, Tom – westchnąłem.
Czy on kiedykolwiek to zrozumie…?
- Proszę, Billy. Bo będę zły i żadnego buzi buzi nie będzie! – zagroził mi, na co aż otworzyłem oczy zaskoczony.
No jak on może mnie tak szantażować?! Wziąłem tę nieszczęsną kanapkę i wręcz wpychałem ją w siebie. W końcu, gdy zjadłem pół, stwierdziłem, że więcej nie mogę, bo po prostu to zwrócę i bilans wyjdzie wręcz ujemny. Tom na szczęście to zrozumiał. Znów jechaliśmy razem do szkoły, lecz kawałek przed nią wysiadłem z jego auta. Tak było po prostu bezpieczniej i nikt nie mógł nam niczego zarzucić. Niestety dzisiaj nie miałem lekcji z Tomem, ani nawet żadnego zastępstwa. Na korytarzu też ani razu go nie spotkałem, więc ciągle siedziałem gdzieś, podpierając ścianę, jakby to miało powstrzymać ją przed runięciem i rysowałem coś w zeszycie. Standardowo. Raz ktoś mnie zaczepił i rzucał w mą stronę jakieś uwagi, ale po prostu stwierdziłem, że nie będę marnować czasu na kogoś takiego i odszedłem. Kiedy siedem moich planowych lekcji minęło, zszedłem na dolny korytarz, by wyjść ze szkoły. Akurat na nim dyżur miał Tom, więc uśmiechnąłem się do niego niepewnie, aż nagle… wyrosła wręcz przede mną osoba. Miała dziwnie znajomą twarz.
- Bill…? – zapytał ten ktoś zdziwiony.
- Ehm… Tak, a ty to… - no, wolałem tak zagadać, niż: „Cześć, kopa lat!”, a potem przez cały czas zastanawiać się, kto to tak właściwie jest.
- Nie poznajesz mnie? – zapytał chłopak jakby ze smutkiem. – To ja, Ross – powiedział, a mi serce stanęło. Przyrzekam!
Zrobiło mi się dziwnie zimno i myślałem, że zemdleję. Ross… Moja poprzednia miłość… Jakieś dwa lata temu, gdy odkrywałem dopiero swój pociąg do chłopaków pojawił się on… Był moim pierwszym chłopakiem, więc wszystko było pierwsze… Typu pocałunek i tak dalej… Choć do niczego… większego nie doszliśmy. Pamiętałem wszystko bardzo dokładnie. W końcu nie było to dziesięć lat temu! Po pól roku dowiedziałem się, że musi wyjechać, bo przeprowadza się z rodzicami do Stanów. Od tamtej pory kontakt się po prostu urwał. Oczywiście, że nie byliśmy razem przez ten cały czas, to byłoby to bezsensu. Uzgodniliśmy, że się rozstaniemy, no bo kochać kogoś i czekać na niego, jest bezsensu, jeśli nawet nie wiemy, czy się pojawi. Uwielbiałem go. Był starszy ode mnie i bardzo mądry. Zawsze tłumaczył mi coś, czego nie wiedziałem. I miał tyle cierpliwości! Czasami naprawdę mu się dziwiłem, że nigdy przy mnie nie wybuchł. Był opiekuńczy w stosunku do mnie i zawsze robił wszystko, by to mi było najlepiej. Rozumiał mnie jak nikt inny… Długo po nim cierpiałem… Tak, jak po tamtej dziewczynie, jednak sprawę Rossa wolałem przy Tomie przemilczeć. Przed wszystkimi ukrywałem ją… To była moja… moja i Rossa tajemnica.
- Nie wierzę, że tu jesteś – pokręciłem głową.
- Przyjechaliśmy niedawno i przyszedłem po brata. Pamiętasz Matea?
- No tak! Rzeczywiście. Twój brat Mateo – pokiwałem głową, uśmiechając się, po czym przyjrzałem mu się dokładniej. 
Miał o wiele większe mięśnie, niż ostatnio. Musiał być stałym gościem na siłowni. I urósł! W ogóle stał się jakiś taki... bardziej męski! A nie to co ja…
- Może wyjdziemy dzisiaj do klubu wieczorem?
- Och… - zamyśliłem się na chwilę. Tom mi pozwoli? Po moim ostatnim wyjściu do klubu nie było za dobrze… – Wiesz… Zobaczę, czy będę mógł. Daj mi swój numer, a zadzwonię, hm?
- Jasne! – podałem mu swój telefon, w którym zapisał się. – To mam nadzieję, że do zobaczenia, Billy – powiedział i ni stąd ni zowąd mnie przytulił. Oczywiście oddałem ten gest i wróciłem we wspaniałym nastroju do domu, przygotowując się na rozmowę z Tomem.


Siedziałem przy stole, odrabiając ładnie lekcje i czekałem na mego chłopaka. No co?! Chciałem, by zobaczył, że mi zależy na tym! W końcu do mych uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi, a już po chwili czułem czyjeś usta na policzku.
- No, no, no! Czy mnie oczy mylą? A może śnię? Robisz lekcje z własnej nieprzymuszonej woli? – zaśmiał się, a ja pokiwałem głową.
- Jasne! Tyle na ciebie czekałem, że prawie skończyłem!
- Przepraszam, ale jakąś głupią rade nam zrobili – prychnął i usiadł obok mnie. Dziwne, że nie wspomina o Rossie. A może nie widział nas?
- Tommy…? – zapytałem niepewnie robiąc słodkie oczka.
- Wiedziałem! – krzyknął, a ja otworzyłem szerzej oczy. Ale… co wiedział? – Wiedziałem, że ot tak byś nie robił lekcji. Czego chcesz? Jutro nie iść do szkoły?
- Mogę iść dzisiaj na imprezę…? – zapytałem ciszej, przygryzając wargę.
- Z kim?
- Z tym chłopakiem, co go dzisiaj w szkole spotkałem. Nie widziałem go szmat czasu i po prostu…
Widziałem, że Tom bije się z myślami, ale nie chce nic po sobie poznać.
- Jasne! Spędź z nim trochę czasu! – Uśmiechnął się, choć nie za bardzo mogłem określić, czy szczerze, czy nie. Klasnąłem w dłonie i aż podskoczyłem.
- Dziękuję! – cmoknąłem go w usta szybko i poleciałem do swego pokoju. Sięgnąłem po telefon i umówiłem się z Rossem. I zanim wziąłem prysznic, ogarnąłem się i wyszykowałem, to się ściemniło, a ja już musiałem wychodzić.
- To ja idę, Tommy. – Pocałowałem go namiętnie w usta, by przypadkiem przez ten cały czas, gdy mnie nie będzie, nie zapomniał o mnie.
- Dobrze. Nie śpiesz się, bo do mnie i tak przyjdą Georg z Gustavem, więc… będę mieć co robić! – Uśmiechnął się, a ja pokiwałem głową i wyszedłem. Na miejscu byłem nawet trochę szybciej, niż się umówiliśmy, więc dopiero po chwili przybył Ross, który znowu przytulił mnie na powitanie.
- Chodź do środka! – otworzył mi drzwi i weszliśmy do klubu.
Od zawsze znał dobre maniery i posługiwał się nimi. Imponował mi zawsze tym. I przy tym wcale nie miałem wrażenia, że traktuje mnie jak babę lub jak kogoś słabszego, choć nie wiem, jak on to robił.
- Napijesz się czegoś? – zapytał, krzycząc mi prawie do ucha, no ale inaczej to bym nie usłyszał przez tę głośną muzykę.
- Jasne! To ja usiądę!
Ross pokiwał tylko głową, a zaraz zjawił się z drinkiem.
- Opowiadaj co u ciebie!
- No nie wiem. Wiesz… Moi rodzice się rozwiedli, mama przyprowadziła do domu jakiegoś fagasa z córką, a tata wyprowadził się do Londynu, więc rodzina mi się trochę rozsypała – wzruszyłem ramionami. – Lepiej opowiadaj co u ciebie, stary! Ameryka! Co ty tam robiłeś?! I gdzie moje pamiątki?!
Zaśmiał się tylko na to.
- Jak przyjdziesz do mnie, to na pewno coś wygrzebię i ci dam. Potraktujesz to jako pamiątkę.
- Okej, ale nie zupkę chińską kupioną tam! – wytknąłem go palcem na co wybuchł śmiechem.
- Nie, nie dam ci zupki chińskiej kupionej w Ameryce, obiecuję! No i niedawno tutaj przybyłem i chyba już zostanę na stałe. Wiesz… Nie jest tam źle… Ale tęskni się za starymi śmieciami – pokiwał głową i upił łyk procentów. Sam uczyniłem to samo. – Chcesz, to mogę raz cię tam zabrać na tydzień! Przecież mój tata tam został, bo jednak ma pracę i obowiązki.
- Byłoby super! – wyszczerzyłem się. Naprawdę chciałbym tam polecieć. Najlepiej w zimie! Nie musiałbym znosić tego mrozu, tylko opalałbym się w słoneczku… Och… Po pierwszym drinku przyszła kolej na drugiego. I choć ja trzymałem się dobrze, to mój towarzysz był już lekko upity. Zawsze miał słabą głowę.
- Chodź potańczyć! – Wstał i pociągnął mnie za rękę w stronę parkietu. Oczywiście nie opierałem mu się, bo lubiłem się zabawić i powyginać na parkiecie, aczkolwiek nie uważałem, że byłem jakimś uzdolnionym tancerzem. Tańczyliśmy dość blisko, gdy nagle poczułem, jak Ross sięga rękoma do moich pośladów, które zaraz chwycił mocno. - Naprawdę za tobą tęskniłem, Billy – powiedział mi wprost do ucha.

Tom

Obudzenie Billa z rana wręcz graniczyło z cudem. Naprawdę. Tak samo było ze śniadaniem. Pod tym względem przypominał mi małego, pięcioletniego chłopczyka. Dobrze, że chociaż nie kłócił się ze mną, gdy wysiadał z auta, by iść do szkoły.
Lekcje tego dnia jakoś mi się dłużyły. Pewnie dlatego, że nie miałem żadnych zajęć z Billa klasą, a w dodatku chłopaka nigdzie nie było i tak jakoś tęskniłem za nim... Dopiero po siódmej lekcji mogłem go zobaczyć, gdy wychodził na główny korytarz, by wyjść ze szkoły. Ja jeszcze miałem mieć jakąś radę, więc nie mogłem wrócić z Billem. Ale widząc go, to na usta sam wkradł mi się uśmiech. Jednak zaraz owy uśmiech zbladł, gdy przed moim chłopakiem pojawił się jakiś inny, z którym czarnowłosy zacząć rozmawiać. Aż skręcało mnie w środku z zazdrości, gdy uśmiechał się do niego, a nie do mnie. I cholernie w tej chwili żałowałem, że nie mogę podejść bliżej, aby usłyszeć, o czym rozmawiają. Nie mam pojęcia, co działo się z nimi potem, bo musiałem iść, akurat wtedy, gdy chyba wymieniali się numerami. Do domu wróciłem koło szesnastej, a jak zobaczyłem Billa przy książkach, wiedziałem, że czegoś będzie chcieć. I jak się później okazało, nie myliłem się. Chciał iść z tym chłopakiem ze szkoły na imprezę. I chociaż wolałem, by został ze mną, bo chciałem spędzić z nim dzisiejszy wieczór i byłem o niego strasznie zazdrosny, to pozwoliłem mu iść, żeby udowodnić, iż mu ufam. Sam postanowiłem, że spotkam się z Gustavem i Georgiem, więc gdy tylko chłopak opuścił mieszkanie, w chwilę potem zjawili się moi przyjaciele.
- Cześć, stary – odezwał się pierwszy Gustav, ściskając mnie przy tym na powitanie, a zaraz zrobił to samo Georg.
- Dawno się nie widzieliśmy – powiedział ten drugi. - I wiesz co? Muszę się przyznać, że stęskniłem się za tobą, ty stary fiucie – dodał i zaraz parsknął śmiechem, gdy dostał ode mnie kuksańca w ramię.
- Ja przynajmniej mam tego fiuta, w porównaniu do ciebie – odgryzłem się, na co tym razem wszyscy zgodnie wybuchnęliśmy śmiechem. - No wchodźcie i rozgośćcie się – powiedziałem, gdy już się nieco opanowałem. - Czego się napijecie? Piwo, drinki? - zapytałem, nie mogąc przestać się szczerzyć.
- W zasadzie, to z Gustavem myśleliśmy, by iść do klubu i trochę zaszaleć. Wyrwać jakieś laski i takie tam – powiedział szatyn i puścił w moją stronę oczko.
- Jak chcesz, to przecież Bill też może z nami iść – wtrącił Gus.
- Nie ma go – mruknąłem, krzywiąc się. - Wyszedł z jakimś chłopakiem, którego ponoć nie widział kupę czasu.
- Miej nadzieję, że to nie Ross – powiedział Geo, a zaraz zatkał sobie usta, jakby palnął coś naprawdę głupiego.
- Ross? - podłapałem, patrząc na niego podejrzliwie. - Kto to ten Ross?
- Nie wiem, czy powinienem ci o nim mówić... Z resztą... Bill mnie prosił, bym o tym nikomu nie mówił, bo tylko ja znam ten cały jego sekret – mruknął, drapiąc się po głowie.
- Mów – poprosiłem, ale patrzyłem na niego tak, jakbym kazał mu to zrobić.
- Ale w razie co, to ty nic nie wiesz, jasne?
- Mhm – burknąłem, splatając ramiona na klatce piersiowej.
- Ross, to pierwsza miłość Billa. Półtora roku temu wyjechał do Ameryki i ich kontakt się urwał, chociaż młody długo nie mógł się pozbierać po ich rozstaniu. To tyle.
- Dlatego tak się cieszył... - szepnąłem, czując, jakby cały grunt pod moimi stopami zwyczajnie uciekał. Uginały mi się nogi, gdy zrozumiałem, że mogę go teraz stracić...
- Stary, wszystko w porządku? - zapytał Gustav, w końcu zabierając głos.
- Tak... Tak... - mamrotałem, po czym zerknąłem na nich. - To do którego klubu idziemy?


W pół godziny później byliśmy już w klubie. Chłopaki wyrwali sobie dwie niezłe laski, a ja siedziałem przy barze, pijąc już trzeciego drinka tego wieczoru. Próbowałem utopić swój smutek w alkoholu. Nie chciałem myśleć teraz o Billu. I w sumie, to teraz sam powinienem był wyrwać jakąś laskę, by się na nim odegrać, ale nie potrafiłem... I nie wiem, ile tak siedziałem, gdy w końcu ich zobaczyłem. W tej chwili nie było już nic. Nawet nie słyszałem tej ogłuszającej muzyki. Jedyne, co teraz do mnie docierało, to widok tej dwójki tańczącej na środku parkietu. I ręce Rossa na tyłku Billa. Automatycznie zerwałem się ze swojego miejsca i podszedłem do nich szybkim krokiem, przeciskając się przez tłum, a raczej odpychając wszystkich na boki.
- Tom...? - usłyszałem, gdy czarnowłosy po jakimś czasie raczył na mnie spojrzeć, gdy ja wręcz sapałem ze wściekłości.
- Kto to? - zapytał ten cały Ross, gdy poczuł, że Bill się od niego odsunął. - Znacie się? - zadał kolejne pytanie, patrząc to na mnie, to na czarnego.
- Tak! A ty zaraz zapoznasz się z moją pięścią! - warknąłem, w chwilę potem uderzając ową pięścią w jego twarz.
- Tom, pogrzało cię?! - wydarł się Bill, odciągając mnie od Rossa, gdy chciałem uderzyć go po raz kolejny.
- Tak! Pogrzało! - krzyczałem, patrząc wściekły na chłopaka. - I lepiej wybieraj! Albo ja, albo twój kochaś! - dodałem wrzeszcząc, zanim dorwali mnie ochroniarze.

Bill

Siedziałem na zimnej barierce przed klubem i kręciłem głową, nie mogąc uwierzyć w to wszystko, co się wydarzyło niedawno. Tańczyłem z Rossem, aż tu nagle zjawił się Tom i… wtedy to dopiero była impreza! A teraz siedzieliśmy wszyscy, tj. ja, Tom, Ross, Georg i Gustav przed klubem, bo nas po prostu wyrzucili, a ochroniarz był tak miły, że nie wezwał policji i powiedział, byśmy sami to załatwili między sobą. Zerknąłem na mego bohatera i prychnąłem. A podobno mieliśmy darzyć się zaufaniem! Widać! Nawet nie dał mi szansy na odtrącenie Rossa, tylko sam od razu wkroczył do akcji! A jeszcze wyskoczył z tekstem, że mam wybierać!
- To co się tak właściwie stało? – zapytał Georg, chcąc chyba przerwać tę niezręczną ciszę.
- Podszedł i uderzył mnie! – obudził się Ross, wskazując palcem na Toma.
- Sorry, że dostałeś za obmacywanie mojego chłopaka!
I nagle każdy wielce się zdziwił. Powinienem podejść do niego i trzepnąć go w ten łeb, no przysięgam! Czy nagle każdy musi wiedzieć, że jesteśmy razem?! Serio?! Naprawdę chce, by to się rozeszło?! Pokręciłem głową, marząc o tym, by stać się niewidzialnym.
- Nie wiedziałem, że jesteś jego chłopakiem – powiedział jakby ze skruchą.
Mówiłem, że ma zasady?!
- Tom – zacząłem, chcąc przerwać ich tę rozmowę – nie miałeś prawa podchodzić i go uderzać! Czy naprawdę nie mogę z nim spędzić trochę czasu? Sam się zgodziłeś! A gdybyś nie wkroczył nagle do akcji, to sam bym odepchnął jego ręce!
- No tak! Sorry! Sorry, że przeszkodziłem twej wielkiej, pierwszej miłości obmacywać cię za tyłek! – wykrzyczał, a ja zrobiłem wielkie oczy.
- Skąd ty… - zacząłem, ale urwałem patrząc na Georga, który tylko patrzył w ziemie i kreślił stopą na ziemi jakieś szlaczki. – Ty…! – krzyknąłem, wskazując na niego palcem. – Ty dupku! Jak mogłeś?! Jak mogłeś?! Ufałem ci! – podszedłem do niego i zacząłem uderzać go w klatkę piersiową, ale zaraz Gustav odsunął mnie od niego. – Nie cierpię was! Ciebie – uderzyłem wskazującym palcem Toma w mostek – że zacząłeś go bić, nie dając mi nic zrobić i wykazałeś całkowity brak zaufania. Ciebie – uderzyłem Rossa – że w ogóle mnie dotykałeś! Ciebie – wskazałem na Georga – że jesteś najgorszym dupkiem i człowiekiem, któremu nie można zaufać, by wyda twój największy sekret! I w końcu ciebie – wskazałem na Gustava i zamyśliłem się… No… A jego czemu…? O, mam! – Że nie powstrzymałeś tego debila przez wyjawieniem sekretu mojego życia! I już miałem odejść, gdy nagle ktoś chwycił moje przedramię i zatrzymał mnie.
- Czemu nie powiedziałeś mi o nim wcześniej, co? Podobno mieliśmy sobie ufać! – powiedział z żalem w głosie Tom.
- Czemu?! Bo nie zamierzałem ciebie stracić! A jakbyś na to zareagował, co? Jakbyś wiedział kim dla mnie jest pozwoliłbyś mi iść? Wątpię, Tom!
- Wybierz, Bill! Wybieraj! Albo ja, albo on! – Wskazał na Rossa, a ja prychnąłem.
- Jak możesz w ogóle kazać mi wybierać? – pokręciłem głową, niedowierzając.
- Normalnie?! – krzyknął oburzony.
- Ty jesteś moją obecną miłością, on poprzednią! Chciałem tylko się dowiedzieć, co u niego słychać! Więc sam zdecyduj, kto dla mnie jest ważniejszy! I w ogóle to zostawcie mnie wszyscy – krzyknąłem i kiedy wyrwałem się z uścisku Toma, pobiegłem przed siebie.
Chciałem uciec od tego wszystkiego… Naprawdę nawet zwykłe wyjście do klubu musiało stać się katastrofą…? Teraz Ross się odwróci, bo – wedle jego zasad – stwierdzi, że nie będzie się mieszać między kogoś, Georg przestanie się do mnie odzywać za to, jak go zwyzywałem, Gustav pewnie do niego dołączy, a Tom… Tom będzie na mnie zły milion lat i jeden dzień dłużej o to, że przemilczałem całą sprawę z Rossem i w ogóle mnie nie zrozumie… I co miałem zrobić…? Wróciłem do naszego mieszkania, gdyż w końcu miałem swój klucz, poszedłem do siebie i w ubraniach poszedłem spać, chcąc zapomnieć o tym wszystkim… Poza tym wiedziałem, że jak przybędzie Tom, to zrobi mi mega awanturę, której już się bałem…

piątek, 19 września 2014

Odcinek dwudziesty drugi

Tom

Nie podobało mi się zachowanie Billa. Chciałem, by było między nami dobrze, bo zależało mi na nim, ale już nie mogłem ścierpieć tego, jak chłopak czasami zachowywał się dziecinnie. Może nie był dorosły, ale dzieckiem też nie. Wkrótce sam miał zacząć dorosłe życie, a wciąż zachowywał się jak mały chłopczyk. I chociaż chciałem pozostać twardy i obojętny, to nie mogłem, gdy do moich uszu dobiegł jego szloch, a Bobik zaczął drapać w jego drzwi, piszcząc przy tym. Podniosłem się więc z tej kanapy i podszedłem do drzwi od pokoju Billa, w które zaraz zapukałem.
- Zostaw mnie! - krzyknął, nadal szlochając.
- Wiem, że tego nie chcesz, Bill – odparłem. - Mogę wejść? - zapytałem zaraz, jednak nie uzyskałem odpowiedzi, więc sam pozwoliłem sobie do niego wejść. - Nie płacz – poprosiłem, siadając obok niego na łóżku i zacząłem dłonią gładzić włosy chłopaka.
- Bo co? - parsknął, patrząc na mnie mokrymi od łez oczami.
- Bo wolę jak się uśmiechasz – odparłem, na co pociągnął tylko nosem.
- Dlaczego to zrobiłeś...? - zapytał po chwili.
- Dobrze wiesz dlaczego - powiedziałem i westchnąłem. - Chyba podjąłem zbyt pochopną decyzję, zabierając ciebie do siebie. Choć w sumie, to działałem pod presją, bo nie wyobrażałem sobie, że już cię więcej nie zobaczę, gdybyś jednak zdecydował się pojechać do tego Londynu.
- Więc mam rozumieć, że żałujesz, iż tu jestem...? - zapytał cicho, patrząc na mnie ze smutkiem w oczach.
- Nie. Nie to miałem na myśli, Bill. Nie słuchasz mnie – westchnąłem, kręcąc przy tym głową na boki.
- Więc? - spytał, siadając na łóżku i podciągając pod brodę nogi.
- Cieszę się, nawet bardzo, że tu jesteś, że mogę zatrzymać ciebie przy sobie, bo chyba nie zniósłbym tego, gdybyś był daleko. Tylko po prostu... Za szybko niektóre rzeczy wydarzyły się między nami. I nie. Nie żałuję, że się z tobą kochałem. Nie żałuję, że spędziłem z tobą tyle czasu i nie żałuję, że ciebie poznałem. Jesteś naprawdę wspaniałym chłopakiem, ale mam wrażenie, że nie wiesz jeszcze, czego tak naprawdę chcesz. Ja już mam swoje lata, nie mówię tu oczywiście, że jestem jakiś stary, nie, nie – pokręciłem głową i zaraz mówiłem dalej: - ale ja potrzebuję już się ustatkować. Być z kimś, kto jest dojrzały i nie będzie czepiać się mnie o jakieś dziecinne pierdoły; kto wie, czego naprawdę chce od życia i czego oczekuje ode mnie, ale bez przesady. I nie oszukujmy się... Ty jesteś jeszcze dużym dzieckiem... I chociaż zależy mi na tobie, jestem tobą oczarowany, zauroczony, może nawet zakochany, ale nie mogę ci powiedzieć, że cię kocham... Bo to jeszcze za wcześnie, a ty zbyt dużo ode mnie wymagasz, Bill... Wiem, że to trudny okres. Być nastolatkiem. Wiem, jak to jest, bo w końcu sam nim kiedyś byłem. Może to wydaje się niemożliwe, ale jednak – zaśmiałem się, chcąc choć trochę rozładować atmosferę, lecz Bill pozostał niewzruszony i czekał, aż będę mówić dalej. - I wszystko odczuwa się mocniej i silnej – kontynuowałem. - Wtedy nad wszystkim przeważają emocje, niż zdrowy rozsądek, więc mogę zrozumieć twoje niektóre zachowania. Ale ty musisz zrozumieć też mnie. Nie mówię, byś dorósł w pięć minut, ale chcę, byś spojrzał na to trochę z drugiej strony, rozumiesz? - zapytałem na koniec, mając nadzieję, że tak. Chociaż sam nie wiem, czy zrozumiałbym coś z tego bezsensownego bełkotu...

Bill

- Tom, ale… Ty oczekujesz, że dorosnę w trzy dni…? – pokręciłem głową, wycierając zaschnięte łzy z policzka. – Nie stanę się bardziej dorosły… Nie mogę nabrać doświadczenia życiowego… Zawsze będę gdzieś za tobą… A jeśli chcesz się ustatkować, to nie jestem dla ciebie odpowiedni – pociągnąłem nosem i wstałem, podchodząc do okna, przez które patrzyłem pustym wzrokiem. – Powinieneś znaleźć kogoś odpowiedniego… Odpowiedniego na swój wiek… Jakiegoś dorosłego mężczyznę, a nie gówniarza, który za mało przeżył i tak się zachowuje…
- Przestań, Bill – warknął niemal na mnie. – Nie o to mi chodziło, do cholery! Wszystko potrafisz przekręcić, a potem się dziwisz!
- Przestań na mnie krzyczeć! – tym razem to ja się wydarłem, zaciskając dłonie w pięści i odwróciłem się do niego gwałtownie. – Myślisz, że kim ja jestem, co?! Jakąś zabawką bez uczuć, z którą można się tylko kochać, tak? Może i jestem gówniarzem jak dla ciebie, ale też chcę jakiś zapewnień, że nie kopniesz mnie w dupę za tydzień!
- Przecież mówiłem, że jestem w tobie zakochany!
- Zakochać i odkochać można się zawsze! – Machnąłem ręką, jakby to nic nie znaczyło.
- No taak! Bo zakochuję się w każdym pierwszym!
- Jakoś nie przeszkadzają ci laski siedzące na twoim biurku!
Jakby nie pamiętał! Ja doskonale pamiętałem ją! I tę szmatę ze schroniska również!
- Nie interesują mnie dziewczyny! Boże, Bill! Nie ograniczaj mnie tak! Nie zrezygnuję dla ciebie ze wszystkich ludzi na tej ziemi! Muszę z kimś rozmawiać!
Prychnąłem i pokręciłem głową. Jasne… Gdyby on tylko rozmawiał… Ale ślinił się na ich widok… Przynajmniej w moim mniemaniu. I nie chciałem „ograniczać go” – jak sam to nazwał. Ale nie mogłem znieść tego widoku… Szczególnie, jeśli dodam do tego fakt, że Tom podoba się im wszystkim… A myśl, że wszystkie z nich są o wiele bardziej pociągające i atrakcyjniejsze ode mnie. Nie tylko z wyglądu… Pewnie znalazłoby się też kilka idealnych z charakteru… Mężczyzn też, którzy tylko myślą o seksownym tyłku Toma. I wiem, że w starciu z nimi nie miałbym szans… I chciałem wykorzystać fakt, że to właśnie ze mną się zbliżył tak bardzo… Więc nie chciałem, by zbliżył się z kimś innym… I by dostrzegł, że ten ktoś jest lepszy… Bo wtedy by ze mnie zrezygnował – to jasne… I nie chcę go stracić. Może i byłem dla niego dużym dzieckiem… Ale wiedziałem co to miłość…
- Widzisz, Tom… - zacząłem dość łagodniej, jakbym został wyrwany z jakiegoś amoku. – Kiedyś, jak byłem o wiele mniejszy i jeszcze nie odkryłem w sobie tej… odmienności, jaką jest pociąg za mężczyznami, to miałem dziewczynę… O ile można to tak nazwać… Zawsze byłem trochę bardziej dojrzały. Od moich rówieśników! – dodałem od razu, by nie wyszło, że dojrzały jak trzydziestolatek! – Była trzy lata starsza, ale w normalnej rozmowie nie było tego widać. I też mówiła, że to za szybko… Że jeszcze nie… Że jest zakochana, ale nic więcej nie może mi obiecać na razie. A potem lizała się z jakimś chłopakiem… A raczej chłopakami… Powiedziała, że zakochać i odkochać można się zawsze. - Wzruszyłem ramionami i patrzyłem gdzieś na ścianę przed siebie. – Wiesz… To niby nic, ale do tej pory pamiętam, jak bardzo mnie to bolało… Poprzysiągłem sobie, że od tamtego momentu będę w sobie dusić wszystkie emocje… Że je zabiję, by więcej nie cierpieć… I udawało mi się… Póki nie zjawiłeś się ty, Tom…


Tom

Westchnąłem tylko cicho i podniosłem się ze swojego miejsca, by podejść do chłopaka i spojrzeć mu prosto w oczy.
- Doskonale wiesz, że nie każę dorosnąć ci w pięć minut – zacząłem spokojnie. - Po prostu chciałbym, byś mi zaufał, nic więcej, rozumiesz? - zapytałem, dotykając przy tym czule jego policzek. - Niczego więcej od ciebie nie chcę, tylko zaufania. Bo na tym powinien opierać się związek. Wiem, że możesz być o mnie zazdrosny i to rozumiem, ale musisz wiedzieć, że moje serce już należy do ciebie. Do nikogo innego, tylko do ciebie...
- Och... Tom... - szepnął, jakby wzruszony tym, co powiedziałem i dotknął swoją dłonią moją dłoń, by zaraz wtulić w nią policzek.
- Więc ufasz mi, Billy? - spytałem szeptem, patrząc uważnie w jego piękne oczy.
- Ufam – odpowiedział pewnie, zaraz wtulając się we mnie mocno.
Nie wiem, ile tak staliśmy, wtuleni w siebie, ale chyba długo, bo Bill zaraz zaczął przysypiać na stojąco, opierając głowę na moim ramieniu.
- Śpiący jesteś? - zapytałem, zerkając na jego twarz.
- Mhm – mruknął tylko, wtulając się we mnie jeszcze mocnej.
- To chodź do kuchni, musisz się trochę rozbudzić – powiedziałem i zaraz zacząłem kierować się z nim w stronę drzwi.
- Po cooo...? - jęknął, łapiąc mnie za dłoń i zapierając się. - Zostańmy tutaj i chodźmy spać... - prosił, spoglądając na mnie błagalnie.
- Ach tak? Jeszcze niedawno mówiłeś, że nie będziesz tu spać – przypomniałem, unosząc wysoko brew i uśmiechając się szeroko. Chciało mi się śmiać. - Czyżbyś zmienił zdanie?
- Ale śmieszne, ha, ha, ha – burknął, wychodząc zaraz z pokoju. - I nie! Nie będę spać! - krzyknął. - Idę spać do naszego łoża – dodał, kierując się w stronę sypialni, ale zaraz go zatrzymałem.
- Co to to niee – pokręciłem głową, przyciągając go do siebie. - Lekcje się same nie zrobią, kochany.
- No weeź... Chodź raz mógłbyś mi odpuścić... - westchnął, gdy sadzałem go na krześle w kuchni.
- Kawki, herbatki, czy może gorącej czekolady? - zapytałem, przeglądając szafki, by wyciągnąć potrzebne rzeczy.
- Czekolady! - wykrzyknął, jakby sama myśl, że zaraz skosztuje tej słodkiej cieczy, rozbudziła go.
- To ja zrobię nam czekolady, a ty przygotuj jakieś kanapki. W końcu z pustym żołądkiem nie da się myśleć – poprosiłem i o dziwo, chłopak nie kłócił się o to, że nie będzie jeść. Albo był głodny, albo w końcu zrozumiał, że i tak mu nie odpuszczę.


***


- W zasadzie, to dobrze, że zrobiłem ten pokój – powiedziałem, gdy stawiałem kubki z gorącym napojem na stół, gdzie już czekały słodkie przekąski przygotowane przez Billa.
- Niby czemu? - prychnął, spoglądając na mnie tak, jakby chciał zabić mnie wzrokiem.
- Bo nawet biorąc pod uwagę, że nie musisz w nim spać, to musimy stwarzać pozory, że tylko u mnie mieszkasz, prawda? - zapytałem, biorąc jedną kanapkę, która była posmarowana masłem orzechowym.
- No... W zasadzie to tak – przyznał mi rację, samemu biorąc kanapkę.
- Widzisz, jaki jestem mądry? - wyszczerzyłem się, poruszając brwiami. - A teraz wcinaj, a potem bierzemy się za lekcje!

piątek, 12 września 2014

Odcinek dzwudziesty pierwszy

Bill

Toma już totalnie pojebało. Mógłby dać mi jeden dzień wolnego, ale nie! Tatulek się znalazł! Poszedłem do łazienki i wykonałem poranną toaletę. Choć myć się w sumie nie musiałem, bo „kochany” Tommy przyniósł wodę do mnie. Wziąłem torbę z książkami i wszedłem do kuchni, gdzie owy osobnik się znajdował. Wziąłem szklankę i nalałem do niej wody. Wspominałem, że łeb mnie wręcz napierdalał? Ledwo wytrzymywałem, ale przyrzekłem sobie, że nie okażę tego po sobie przy Tomie, dlatego dopiero teraz sięgnąłem po tabletkę.
- Kac? – zapytał jakby od niechcenia.
- Nie mam po czym mieć kaca. Boli mnie brzuch – skłamałem i prychnąłem.
Niech wie, że potrafię pokazać pazurki i nie jestem zawsze słodki!
- Śniadanie zjedz.
Spojrzałem na jedzenie, ale już od samego widoku było mi niedobrze.
- Nie, dzięki – mruknąłem i usiadłem przy stole chowając twarz w dłoniach.
Miałem jeszcze chwilę czasu, a siedzieć z tymi debilami w szkole więcej, niż musiałem,  nie zamierzałem. Zacząłem masować delikatnie skronie i próbowałem się wyciszyć.
- Masz je zjeść.
Boże, co on jest taki uparty?! Nie rozumie słowa „nie”?
- Nie chcę, Tom. – Zerknąłem na niego całkiem poważnie.
- Śniadanie, to jeden z najważniejszych posiłków w ciągu dnia, więc myślę, że… - zaczął, ale ja tylko prychnąłem i uderzyłem ręką w stół.
Jakiż on jest denerwujący!
- Nie zjem tego jebanego śniadania! Nie będę robić wszystko, czego chcesz, zrozum! Niedługo będziesz mi ustalać ile mam brać wdechów na minutę!
- Przygotuj się na poprawę oceny z odpowiedzi – mruknął, a ja zerwałem się z krzesła.
- Nienawidzę cię! – krzyknąłem i wyszedłem z mieszkania, trzaskając drzwiami.
Nie wiem, co Tom sobie teraz myślał. Czy go to zabolało, czy to olał… Oczywiście, że była to nieprawda. Miało to mieć inny sens. Nie wiem czemu, ale obecność Toma i jego zachowania męczyły mnie… Zachowywał się tak, jakby chciał się na mnie odgryźć. Tak jak z tym, że koniecznie i za wszelką cenę muszę iść do szkoły. Najchętniej, to nie szedłbym na fizykę, ale chciałem mu udowodnić. Chciałem mu pokazać, że jednak umiem. Że jak chcę, to potrafię. Że nie zagnie mnie. Na szczęście fizyka nie była moją pierwszą lekcją dzisiaj, więc wszystkie przed nią opuściłem. Siedziałem w parku i uczyłem się tej jebanej fizyki. Tom pewnie myśli, że nie dam rady. Pfff! To mnie tylko motywuje. Zawsze tak miałem, że jeśli ktoś mówił, że czegoś nie zrobię, a nie było to na tyle głupie, jak na przykład skoczenie z mostu, to robiłem to. By tylko udowodnić komuś, że potrafię.
Podszedłem pod klasę Toma i czekałem na dzwonek. W końcu nastała przerwa, która zadziwiająco dłużyła mi się, co raczej mi się nie zdarzało. Czułem stres… Że Tom znów zada pytania z dupy wzięte i nie będę umieć na nie odpowiedzieć. I cała moja nauka pójdzie w las. Poza tym wystąpienie przed całą klasą również mi się nie uśmiechało. W końcu zadzwonił dzwonek i każdy wszedł do środka. Oczywiście wszedłem jako pierwszy i pierwsze, co zauważyłem to… Jakaś dziewczyna z klasy, która siedziała na Toma biurku z nogą na nodze. Co?! Ja rozumiem, że może nie idzie nam idealnie i ja sam nie jestem doskonały, ale bez przesady! Najpierw nie chce dać mego numeru temu chłopakowi co mi pomógł, a teraz… Najchętniej, to wycofałbym się i wyszedł. Ale zamiast tego usiadłem grzecznie w swojej ławce. I choć łzy cisnęły mi się do oczu, to to zignorowałem. Kiedy Tom wyczytał obecność, zwrócił się do klasy.
- Chce ktoś teraz poprawić swą ocenę z diagnozy wstępnej? – I co? Czemu patrzysz się na mnie, hę? Nie mamy zajęć indywidualnych, a ja nie jestem sam w klasie! – Bill?
- Ależ oczywiście, PROSZĘ PANA – zaakcentowałem ostatnie wyrazy, podniosłem się i poszedłem na sam środek klasy. Wiedziałem, że Tom jest zdziwiony moją pewnością siebie, ale nie dawał nic po sobie poznać.
- Więc – zwrócił się ponownie do pozostałych – zróbcie te zadania na tablicy – wypisał w rogu tablicy strony i numery zadań. – Więc… Wymień mi prawa Keplera.
- Pierwsze prawo: Każda planeta Układu Słonecznego porusza się wokół Słońca po orbicie w kształcie elipsy, w której w jednym z ognisk jest Słońce. Drugie prawo: W równych odstępach czasu promień wodzący plany, poprowadzony od Słońca, zakreśla równe pola. Trzecie prawo: Stosunek kwadratu okresu obiegu planety wokół Słońca do sześcianu wielkiej półosi jej orbity jest stały dla wszystkich planet w Układzie Słonecznym – wyrecytowałem.
Tom zadał mi jeszcze kilka pytań, na które oczywiście znałem odpowiedź i dostałem pięć! Poprawiłem na piątkę! Byłem z siebie taki dumny. A Tom nawet nie musiał mi pomagać! Ani w uczeniu się, ani w trakcie odpowiedzi. Byłem cholernie ciekaw, co teraz sobie myśli.

Tom
- Nienawidzę cię! - krzyknął, nim wybiegł z mieszkania, a ja nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. Nie powiem, że mnie to nie zabolało, bo bolały jego słowa... I to nawet bardzo. Ale co ja mogłem? Nic. Niedługo potem sam też ruszyłem do szkoły.


Lekcje tego dnia nudziły mnie jak nigdy wcześniej, ale przynajmniej miałem jakieś zajęcie na laptopie. W końcu miałem zamiar przygotować pewną niespodziankę dla Billa.
Kiedy w końcu zaczęła się szósta lekcja, nie wiedziałem, czego mam się spodziewać. Zwłaszcza, że to była lekcja z Billem, a chłopak zachowywał się arogancko, gdy poprosiłem go do odpowiedzi. I widziałem, jaki był dumny z siebie, kiedy dostał piątkę. Sam byłbym z niego dumny, gdyby nie fakt, że Bill chciał mi zwyczajnie dopiec. Było mi naprawdę z tego powodu przykro. Po tej lekcji postanowiłem zwolnić się i iść do domu. Powiedziałem, że źle się czuje, na co dyrektorka patrzyła tylko na mnie krzywo, ale w tej chwili miałem to totalnie w dupie. Po prostu dzisiaj nie byłem w stanie zostać dłużej w tym budynku. Czułem się źle. Psychicznie.
Po drodze do mieszkania skoczyłem do ślusarza, by dorobić Billowi klucz, a kiedy do niego w końcu dotarłem i przyjechali ludzie z rzeczami, które zamówiłem przez internet, zabrałem się do pracy. Wkrótce moja nieużywana garderoba przemieniła się w nowy pokój Billa w zaledwie trzy godziny. Nie było to jakieś wielkie pomieszczenie, ale wystarczające dla nastolatka. Przynajmniej tak myślałem. Kolory ścian były w jasnych kolorach, gdyż ich nie przemalowywałem, a dużych rozmiarów okno, które znajdowało się naprzeciwko drzwi, sprawiało, że owe pomieszczenie było jeszcze jaśniejsze. W dodatku z tego miejsca było widać całą panoramę miasta, więc w nocy naprawdę musiał być to całkiem fajny widok. Pod oknem oczywiście mieściło się biurko z ciemnego drewna, a na nim stała lampka, drukarka i laptop, by chłopak miał jakąś pomoc do nauki, a przed biurkiem stało obrotowe krzesło. Z prawej strony znajdowała się duża i pojemna szafa z lustrem, a naprzeciw niego, po lewej stronie, stało łóżko z ogromną ilością poduszek, a obok niego była szafka nocna. Jeśli chodzi o resztę dodatków, to tym musiał już zająć się Bill, bo nie miałem pojęcia, co mógłbym tam jeszcze dać. Następnie, co zrobiłem, to wziąłem się za przygotowywanie obiadu. W końcu niedługo miał pojawić się mój współlokator. I byłem naprawdę ciekawy, jak zareaguje.

Bill

Po szkole skierowałem się do naszego mieszkania. Zadzwoniłem dzwonkiem i czekałem, aż Tom łaskawie otworzy mi drzwi. Kiedy w końcu pojawił się przede mną coś ścisnęło moje serce. Przygryzłem wargę i spuściłem wzrok. Nie mogłem patrzeć na te smutne oczy Toma, które patrzyły prosto na mnie. Bobik zaczął skakać po mnie, witając mnie. Kucnąłem i zacząłem go głaskać, okazując swe zainteresowanie. I dopiero teraz dostrzegłem, jak on przez ten czas urósł! Może do tej pory nie zauważyłem tego, bo cały czas byłem z nim, ale teraz… Musiałem bardziej mu się przyjrzeć.
- Mam niespodziankę dla ciebie – powiedział cicho chłopak, a ja wstałem i spojrzałem na niego, nie za bardzo wiedząc o co chodzi.
Myślałem, że będzie mieć dla mnie karę, będzie obojętny, a nie, że będzie mieć dla mnie niespodziankę!
- Co to takiego? – zapytałem równie cicho co on i patrzyłem na niego niepewnie.
- Zajrzyj do garderoby – odrzekł i poszedł do kuchni.
Może przygotować obiad… A może już kolację? Tak jak mówił, tak zrobiłem. Poszedłem do garderoby, a to, co tam ujrzałem… Moje oczy prawie wyszły mi na wierzch. C-Co to miało być?! Miałem mieć tu swój własny pokój? Nie, żeby mi się nie podobał, bo naprawdę był wykonany z gustem, choć kilku dodatków mi tu brakowało, ale to tak jakby… Tom chciał się co najmniej ode mnie odgrodzić. Jakby wyznaczał mur między nami. Do oczu od razu naszły mi łzy. Nie wierzyłem, że będzie w stanie coś takiego zrobić. Owszem! Może ostatnio nie dogadywaliśmy się tak, jak na początku, ale to nie znaczy, że… od razu mamy się ogradzać od siebie i zapominać o tym, co było. Starłem szybko łzę, która wydostała się na zewnątrz i wyznaczała samotną drogę na mym policzku. Postanowiłem być twardy. Musiałem być twardy. Poszedłem do salonu i usiadłem na kanapie, włączając telewizor. Miejsce obok mnie zaraz zajął Bobik, którego głaskałem i czochrałem za uszkiem, co najwidoczniej spodobało mu się, bo co jakiś czas wydawał z siebie pomruki lub mnie lizał.
- I jak ci się podoba? – zapytał Tom, który po chwili siedział po mojej drugiej stronie.
- Może być. – Wzruszyłem ramionami, jakbym był obojętny na to wszystko, choć, cholera, nie byłem! Owszem, starałem się, ale chyba słabo mi wychodziło. Najważniejsze, że jeszcze głos nie zaczął mi się łamać!
- Możesz go urządzić po swojemu oczywiście. – Uśmiechnął się, gdy na niego spojrzałem.
- Nie będę tam spać. Już wolę tu z Bobikiem.
- Dlaczego?
Pff! I jeszcze wielce zdziwiony! Jasne! No zastanów się, Tom! Skoro jesteś nauczycielem, i to fizyki, to powinieneś mieć choć odrobinę tych szarych komórek!
- Bo nie! – krzyknąłem, gdyż powoli puszczały mi nerwy.
- To w takim razie nie wiem, gdzie chcesz trzymać ubrania i wszystkie swoje rzeczy. A spanie tutaj na dłuższą metę, uwierz mi, nie jest wygodne. – Skrzyżował ręce na piersi i patrzył na mnie. Co on nagle taki pewny siebie się stał?
- Myślałem, że chcesz jednak ze mną mieszkać, a nie…
- Mieszkamy razem, Bill.
- Ale nie w jednym pokoju.
Miałem ochotę tupnąć wręcz nogą, jednak się powstrzymałem. Nie lubiłem, gdy coś szło nie po mojej myśli. Nie mogłem znieść myśli, że już nie będziemy razem spać… Że nie będę zasypiać, wtulony w jego muskularne ciało.
- Nie zachowuj się dziecinnie, Bill – mruknął obojętnie.
- Wolę się zachowywać dziecinnie, niż tak, jak ty. – Wstałem i poszedłem do swojego nowego pokoju, mocno trzaskając drzwiami, jednocześnie zostawiając Toma w totalnym oniemieniu. Rzuciłem się na łóżko i wybuchłem głośnym płaczem.

~.*.~

Witajcie.
W zasadzie nie powinnam nic tu pisać, bo... no dzisiaj odcinek powinien być publikowany przez Czaki i zapewne będzie na mnie o to zła, ale no... Po prostu muszę coś napisać, bo zdaję sobie sprawę, że to, co się teraz dzieje... No jest krótko, nudno i praktycznie wciąż to samo. Ale poczekajcie. Bill teraz się ostro buntuje, ale potem sprawy się nieco... Odwrócą, poczekajcie jeszcze trochę. I żałuję, że nie możemy wstawiać odcinków częściej, ale nawet nie mamy kiedy pisać. Ja mam praktyki, Czaki szkołę - masakra totalna. Wcześniej pisałyśmy jeden odcinek w ciągu dwóch dni, teraz każda z nas daje tylko swoją jedną część na tydzień, więc jest naprawdę źle... Więc... Chciałam podziękować w swoim, jak i Czaki imieniu tym, co są, wytrzymują to jakoś i wspierają nas swoimi komentarzami. Jesteście naprawdę wielcy!

Pozdrawiam was wszystkich serdecznie,
Joll i gdzieś tam Czaki ♥

piątek, 5 września 2014

Odcinek dwudziesty

Tom

Kiedy usłyszałem trzask rozbijanego szkła, a potem zamykające się z hukiem drzwi, wiedziałem już, iż Bill opuścił mieszkanie. Wszedłem chwilę potem do salonu i westchnąłem cicho, po czym zacząłem sprzątać cały ten bałagan. Kompletnie nie rozumiałem zachowania chłopaka. Nawet nie wiedziałem, co zrobiłem źle, że tak postąpił. Niby mówią, że to kobiety są skomplikowane, ale Bill jest chyba jeszcze bardziej...
Gdy skończyłem sprzątać, nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić, więc wziąłem szybki prysznic, a potem zabrałem się za sprawdzanie kartkówek i przygotowywanie nowych. Nie mam pojęcia, ile nad tym siedziałem, ale chyba naprawdę długo, bo sprawdziłem dosłownie wszystko i przygotowałem sporo zagadnień na przyszłe kartkówki, a nawet ułożyłem parę testów! Przynajmniej miałem jakieś zajęcie i nie myślałem tak o Billu, chociaż muszę przyznać, że cholernie się o niego martwiłem... I coraz bardziej się niepokoiłem, bo zegarek wskazywał już naprawdę późną godzinę. Gdy dochodziła trzecia, myślałem, że zaraz oszaleję. Zwłaszcza, że od półtora godziny pisałem sms'y lub dzwoniłem do Billa, a on ani nie odbierał, ani nie raczył mi odpisać. Bardzo się martwiłem... Powoli wychodziłem z siebie, więc postanowiłem, że zacznę go szukać. I akurat miałem wychodzić z mieszkania, gdy nagle rozbrzmiał się dźwięk dzwonek.
- Przyprowadziłem twoją zgubę – usłyszałem od jakiegoś obcego chłopaka, gdy już otworzyłem drzwi i go zobaczyłem.
Co gorsza, owy chłopak tulił do siebie totalnie zalanego Billa. Widać było, że ledwo kontaktuje.
A ja nie wiedziałem, co w tej chwili tak naprawdę czułem. Złość? Zazdrość? Gniew? Ulgę? Nie mam pojęcia. Bardzo prawdopodobne jest to, że czułem wszystko naraz. W dodatku miałem cholerną ochotę pobić tego gnoja, za to, że tak przyciskał się do MOJEGO Billa, ale zarazem czułem wdzięczność do niego, bo w końcu zaopiekował się nim i przyprowadził tutaj. A co do samego Billa... To zawiodłem się na nim. I to bardzo.
- Dzięki – powiedziałem dość spokojnie, starając się ukryć wszelkie emocje, które mną targały i zaraz przyciągnąłem do siebie czarnowłosego, wpuszczając go do środka. - Mogę się jakoś odwdzięczyć za pomoc? - zapytałem, chcąc być choć trochę uprzejmy, chociaż miałem ochotę sprać go na kwaśne jabłko. W końcu widziałem, jak patrzył na Billa. A sam też nie był brzydki. Można nawet powiedzieć, że był przystojny. Jego duże niebieskie oczy, same przyciągały spojrzenia innych, pełne usta zachęcały wręcz do pocałunków i miał też zgrabny nosek oraz półkrótkie blond włosy, które dodawały mu trochę jeszcze dziecinnego wyglądu, ale też uroku. W dodatku był lekko umięśniony, przez co wydawał się jeszcze bardziej atrakcyjny.
- No... - zaczął mało inteligentnie, patrząc na mnie niepewnie. - Jeśli mógłbyś być taki miły i podałbyś mi numer twojego brata, to to w zupełności w podzięce by wystarczyło.
- Mojego co...? - spytałem, niedowierzając w to, co usłyszałem.
- Brata – powtórzył, marszcząc czoło.
- Dla twojej wiadomości – zacząłem, niemalże warcząc na niego – to nie jest mój brat, tylko chłopak i jak jeszcze raz zobaczę cię w jego towarzystwie, to nie będę wtedy odpowiadać za swoje zachowanie i twoje połamane gnaty. A teraz spieprzaj! - krzyknąłem i zatrzasnąłem mu przed nosem drzwi. - A ty co? Masz coś na swoje usprawiedliwienie? - zapytałem obojętnym tonem głosu, odwracając się w stronę chłopaka, który ledwo utrzymywał się na swoich chwiejnych nogach.

Bill

- To raczej ty się wytłumacz! – zarzuciłem mu, wytykając go palcem.
Zachwiałem się, ale w porę przytrzymałem ściany.
- A niby z czego ja mam się tobie tłumaczyć?
Wyglądał na dość zszokowanego. I jeszcze się pyta! Pff! Bezczelny!
- Czemu mnie miałeś w dupie! Nawet się nie zainteresowałeś, czemu nie ma mnie tak długo!
- No taak! Bo wcaale do ciebie nie dzwoniłem i nie wysłałem chuj wie ile wiadomości!
Wyciągnąłem telefon z kieszeni. Rzeczywiście… Ale to się nie liczy! Nie słyszałem!
- Jakoś nie było cię przy mnie przez ten cały czas! A gdyby ktoś mnie zgwałcił?!
- No przepraszam, ale nie wiedziałem, że masz pięć lat i wszędzie trzeba za tobą chodzić!
Oj, czyżby Tommy stracił cierpliwość? Ojojoj.
- I czemu nie dałeś temu chłopakowi mojego numeru, co? Jak mogłeś go tak potraktować po tym, co dla mnie zrobił? – Pokręciłem głową. Owszem, chciałem wywołać w nim zazdrość. Nawet bardzo. – To wszystko, czego oczekiwał. A tymczasem nie dostał nic za pomoc – kontynuowałem, na co Tom prychnął.
- A co, zamierzasz się z nim pieprzyć? – Uniósł brew i pokręcił głowę. Nie jestem dziwką! – Poza tym, co to jest w ogóle za rozmowa?! Mieszkasz pod moim dachem i albo będziesz przestrzegać pewnym moich zasad, albo wrócisz do mamy lub polecisz do taty, rozumiesz?! Nie będę cię niańczyć, Bill, przykro mi. Skoro chcesz się z nim pieprzyć, to proszę bardzo – ja to przeboleję. Ale myślałem, że łączy nas jednak coś więcej – powiedział i wszedł w głąb mieszkania. Chciałem naturalnie pójść za nim, jednak gdy zrobiłem krok do przodu po prostu… runąłem jak długi, co oczywiście zwróciło uwagę Toma. Zaraz do mnie podszedł i pomógł mi wstać. Na nim również się uwiesiłem. - Zobacz, jak ty wyglądasz – westchnął i pokręcił głową.
- A co, nie podniecam cię taki? – Uniosłem do góry brew, co w moim stanie musiało wyglądać dość komicznie.
- No popatrz, bo nie – powiedział to zupełnie naturalnie. Jakby oznajmiał najbardziej oczywistą rzecz.
- Jak to?! – Zatrzymałem się i odsunąłem się od niego, choć dalej przytrzymywałem. – Jak możesz?!
- Bill, jesteś zalany w trupa… Nasza konwersacja nie ma najmniejszego sensu.
- Otóż ma! – tupnąłem nogą, przez co musiałem wyglądać dziecinnie. – No proszę! Rozmawiaj ze mną!

Tom

- Nie będę z tobą rozmawiać w tym stanie. A po drugie, to i tak idziesz spać. I dla twojej wiadomości, to zostało ci już mało czasu, bo w sumie niedługo musisz iść do szkoły, ale chociaż się zdrzemnij.
- C-co...? - zająknął się tylko, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- A myślałeś, że co? Że pozwolę zostać ci w domu? Nie ma mowy. Teraz to sobie nagrabiłeś, młody. I jeśli nie będziesz się mnie słuchać, to pogadamy zupełnie inaczej – mruknąłem, prowadząc przy tym chłopaka do sypialni. A gdy już tam dotarliśmy, zacząłem ściągać z niego te śmierdzące alkoholem i papierosami ubrania.
- Tom...? - szepnął nagle i położył dłonie na mój tors.
- Hm? - bąknąłem, ściągając z niego ostatnią rzecz, czyli spodnie.
- A jeśli powiem ci, że mam na ciebie ochotę...? - zapytał, wsuwając swoje lodowate dłonie pod moją koszulkę, jednak zaraz szybko je stamtąd wyciągnąłem i posadziłem chłopaka na łóżko.
- Nie mam ochoty. A przynajmniej nie teraz, gdy jesteś zalany. I w dodatku jestem zmęczony – rzuciłem, naciągając na czarnowłosego kołdrę.
- Ale Tom...
- Dobranoc, Bill – powiedziałem na odchodnym, po czym zgasiłem światło i ruszyłem na kanapę stojącą w salonie. Musiałem choć trochę się przespać przed pracą.


Pobudka z rana była czystą katorgą. Czułem się tak, jakbym co najmniej miał kaca. Strasznie napieprzał mnie łeb. I miałem ogromną ochotę zostać w domu i spać do południa. Jednak wiedziałem, że muszę wstać. W dodatku dla Billa należała się nauczka i musiałem dopilnować, by i on zwlekł się z łóżka. Więc kiedy już podniosłem się ledwo z kanapy, ruszyłem w stronę kuchni, by przygotować kawę oraz śniadanie i coś do szkoły, a dla Billa dodatkowo tabletki na kaca, po czym ruszyłem do sypialni, chcąc go obudzić. Aczkolwiek chłopak za cholerę nie chciał wstać. Dopiero szklanka zimnej wody postawiła go na nogi.
- Kurwa, pojebało cię już kompletnie?! - wydarł się, zrywając się przy tym z łóżka, jakbym polał go kwasem a nie wodą.
- W kuchni czeka na ciebie śniadanie – odparłem spokojnie, nawet na niego nie patrząc, gdyż poprawiałem łóżko.
- Nigdzie nie idę – powiedział pewny, że to coś da.
- Idziesz i to bez gadania – rzuciłem, po czym wróciłem do kuchni, by samemu zjeść spokojnie śniadanie, chociaż zupełnie nie miałem apetytu. Czułem się fizycznie i psychicznie wykończony, a jeszcze czekał na mnie długi i męczący dzień.

poniedziałek, 1 września 2014

Odcinek dziewiętnasty

Bill

Siedziałem tak na tej ławce jak ten ostatni debil. Ludzie przechodzili, a niektórzy nawet dziwnie się na mnie patrzyli. W końcu wstałem i postanowiłem wrócić do mieszkania. Jednak nie zamierzałem rozmawiać z Tomem. Nie po tym, co zrobił. Wróciłem więc, choć niechętnie. Choć gdyby było jasno, to bym został! Ale trochę się bałem być tam sam… Kiedy w końcu znalazłem się przed drzwiami, zapukałem i czekałem. Po chwili Tom otworzył mi i spojrzał na mnie z jakimś smutkiem w oczach. Już zamierzałem go ominąć, jednak złapał mnie za rękę i zmusił wręcz, bym na niego spojrzał. Westchnąłem i niechętnie to uczyniłem.
- Możemy porozmawiać? – zapytał ze skruchą w głosie, a ja tylko prychnąłem.
- Teraz chcesz pogadać? A gdzie byłeś do tej pory? Gdzie byłeś te cholerne kilka godzin, co? Jakoś nie widziałem, byś się o mnie martwił, Tom! – wykrzyczałem, a do oczu naszły mi łzy. – Naprawdę tak mało dla ciebie znaczę?!
- Przestań. Byłem zajęty, ja… - zaczął, ale nawet nie dałem mu skończyć. Nie miałem zamiaru tego słuchać.
- Zajęty czym?! „Przepytywaniem” Katy? A może semestr u ciebie zaliczała, co?! A może w ogóle cały rok! – krzyczałem tak głośno, jak tylko umiałem.
Tom podszedł do mnie, złapał mnie mocno za ramiona i wpił się w moje wargi. Całował mnie tak żarliwie… Uhm… Kiedy się w końcu oderwał od mych ust, czułem, że cały świat wiruje.
- Dasz mi się przeprosić? – zapytał cichutko, a ja tylko pokiwałem głową.
Matko, co on potrafi ze mną zrobić… Bill, otrząśnij się!
- Ale jeśli myślisz, że jakaś róża wystarczy, to się gru… - zacząłem, ale nie dokończyłem nawet, bo w międzyczasie gdy mówiłem, Tom pociągnął mnie do salonu. A to, co tam ujrzałem… O matko… No dobra…! Ja od razu przyjmuję przeprosiny. Cholera! W ogóle jak to jest, że on doskonale wie, co na mnie działa?! Tom pomógł mi usiąść, a sam usadowił się naprzeciwko mnie. Uniósł kieliszek – jak się domyśliłem – z winem do góry.
- To za co pijemy? – zapytał i spojrzał na mnie śmiertelnie poważnie.

Tom

- No nie wiem... - mruknął i zamyślił się, unosząc swój kieliszek i przez chwilę przyglądał się jego zawartości, aż w końcu powiedział: - Za nas. Za wspólnie spędzone chwile i za naszą przyszłość – gdy skończył mówić, stuknął swym kieliszkiem o mój, po czym przytknął go do ust, by upić łyk alkoholu, a zaraz uczyniłem to samo.
Przez całą kolację praktycznie milczeliśmy. Jedliśmy spaghetti i popijaliśmy to winem, czasami tylko spoglądając sobie w oczy. Atmosfera nadal była dość napięta. Coś czułem, że jest nie tak, ale co miałem powiedzieć? Widocznie zasłużyłem na karę. Kiedy zjedliśmy danie główne, zakomunikowałem, że idę do kuchni i zaraz wrócę, a gdy wróciłem do salonu z deserem, zauważyłem, jak Billa oczy zabłyszczały.
- Och, pycha! - mruknął i zaraz zaczął wcinać. - Jednak co prawda, to prawda! - powiedział z pełną buzią orzechów.
- Co masz na myśli? - zapytałem, unosząc swą lewą brew.
- Noo, że przez żołądek do serca – rzekł, szczerząc się w moją stronę.
- Uuu, więc mam rozumieć, że zdobyłem twoje serce?
- Mhm – mruknął i na mych oczach oblizał łyżeczkę.
Wiedziałem, że specjalnie to zrobił, a gdy poczułem jego stopę między swymi nogami, to omal się nie udławiłem tymi lodami.
- Bill – powiedziałem jego imię mocno zachrypniętym głosem, więc odchrząknąłem.
- Hm?
- Bo zaraz, zamiast tego wszystkiego, to ty znajdziesz się na tym stole i obydwoje będziemy mieli zaległości w szkole...
Gdy to powiedziałem, chłopak tylko uśmiechnął się prowokująco, a jego stopa zaraz zaczęła ugniatać moje krocze. No kurwa...! Ja tu jem, ludzie...!
- Oj, Tommy... Jebać lekcje – westchnął i odsunął się od stołu, a zaraz podszedł do mnie, odsunął ode mnie lody i usiadł na mych kolanach. - Ach... Przepraszam... Zaraz ty będziesz jebać coś, a raczej kogoś innego... - zamruczał i wpił się w moje wargi, a przy tym intensywnie ocierał się o moje krocze.
Nie powiem, że mi to się nie podobało, ale coś czułem, że jest nie tak, więc mimo że mój członek powoli stawał na baczność, to odsunąłem od siebie chłopaka.
- Powiesz, o co chodzi? - zapytałem patrząc prosto w jego oczy.
- O nic. Chciałem zapracować na dobrą ocenę z fizyki. A przy tym może nikt mi ciebie nie odbije – odpowiedział i znów chciał mnie pocałować, ale nie pozwoliłem mu na to.
- Bill, co ty gadasz? Odbiło ci? Myślisz, że ja taki jestem? Serio? - zapytałem i wstałem, odpychając go od siebie. - Wiesz co...? Nie spodziewałem się tego po tobie. Owszem, mógłbym mieć każdą, jaką zechcę, ale myślałem, że wiesz, iż zakochałem się w tobie. A teraz weź się za lekcje, a ja tu posprzątam. I śpię dzisiaj w salonie – rzuciłem i poszedłem do kuchni. Chociaż zachowywałem się nad wyraz spokojnie, to miałem cholerną ochotę coś rozjebać o ścianie.

Bill

Siedziałem tak i patrzyłem przed siebie pustym wzrokiem. Super! Nikt nie każe mu ze mną spać! Niby taki zakochany, a widziałem, jak uśmiechał się do tej pierdolonej Katy, wpisując jej dobrą ocenę! A ja?! Nawet uwagi na mnie wtedy nie zwracał! Ale… Proszę bardzo, skoro chce wojny, to będzie ją mieć! Wziąłem kieliszek i rzuciłem nim w podłogę, po czym wyszedłem z mieszkania, trzaskając drzwiami, nawet nie oglądając się za siebie. I miałem głęboko gdzieś, czy mi się coś stanie, czy nie. Oczywiście, że nie chodziło mi wtedy o to, co powiedziałem. Niedokładnie. Chciałem zobaczyć Toma reakcje na to wszystko. Czemu nie powiedział czegoś na kształt: „Ale ja nie chcę jej, a ciebie, kochanie. A do fizyki pomogę ci się nauczyć”. Ależ nie! On musiał inaczej! I doskonale wiedział, że uwielbiam z nim spać, a nie jestem dzieckiem, któremu miałby dawać jakieś kary. Poszedłem do klubu. Jedyne miejsce, w którym mogłem o wszystkim zapomnieć. Jak dobrze, że w kieszeni miałem jakąś kasę. Załatwiłem sobie alkohol i tańczyłem. Długo. Piłem, tańczyłem, piłem i tańczyłem, tracąc zupełnie poczucie czasu.
- Wszystko okej? – zapytał mnie jakiś chłopak, gdy powoli zaczęło kręcić mi się w głowie.
Był dość młody i nie wyglądał groźnie. Zachwiałem się lekko i pokręciłem głową.
- Nic nie jest okej!
I jak dobrze, że był obok, bo gdyby nie on to… to po prostu bym się przewrócił.
- Chodź, pomogę ci się dostać do domu.
Wziął mnie po pachę i wyprowadził z klubu. Świeże, zimne powietrze trochę mnie otrzeźwiło. W drodze powrotnej zastanawiałem się, czy Tom choć trochę się o mnie martwi, czy ma mnie gdzieś i ogląda sobie coś, albo po prostu śpi. Sam odpłynąłem w słodką krainę Morfeusza, wracając z ów chłopakiem taksówką do domu. Obudziło mnie po jakimś czasie mocne szturchanie w ramie. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się. Byliśmy na miejscu.
- Nie wiem jak mam ci dziękować! – wybełkotałem.
Wysiedliśmy razem z pojazdu i przytuliłem chłopaka.
- Dasz radę dojść? – zapytał, jakby się o mnie bał.
- Jasne!
Zrobiłem krok i znów, gdyby mnie nie złapał, to bym poleciał jak długi.
- To ja ci może jednak pomogę… - mruknął i znów objął mnie. – Na którym piętrze mieszkasz?
- Ostatnim. 
Uwiesiłem się wręcz na nim i przymknąłem powieki. Dobrze, że była winda, bo inaczej nie wiem, jak on by mnie tam zaciągnął. Wcześniej w aucie opowiadał coś o sobie, czemu w ogóle mi pomaga, ale zupełnie tego nie pamiętałem. Gdy znaleźliśmy się na odpowiednim piętrze, wskazałem palcem na drzwi, przed którymi po chwili się znaleźliśmy. Przez ten alkohol kręciło mi się strasznie w głowie, ale jednocześnie było tak… lekko. Nieznajomy chłopak zapukał do drzwi, w których zaraz pojawił się Tom.
- Przyprowadziłem twoją zgubę – powiedział, a ja nie mogłem odczytać, jakie emocje wyrażała twarz Toma.


~.*.~

Witajcie.
Dzisiaj jest już początek roku szkolnego, więc wypadałoby tu coś napisać, ze względu na to, że... No nie ma co ukrywać - zaczęła się szkoła i teraz będzie o wiele mniej czasu na pisanie, czytanie, komentowanie itd...  Więc musimy niestety ogłosić, że teraz odcinki będą pojawiały się raz w tygodniu - w piątek. Materiału mamy sporo, ale czasu już nie, więc wolimy wstawiać odcinki rzadziej, niż potem miałoby nam ich zabraknąć.
Poza tym dziś wielki dzień, bo nasi bracia Kaulitz kończą już 25 lat! Warto to uczcić, wrzucając kolejną część naszego opowiadania (krótko, ale jest)! Życzymy im sto lat i wszystkiego najlepszego! I żeby w końcu pojawiła się ta nowa płyta, bo ileż można czekać?! Jednocześnie wierzymy, że zaraz po płycie przyjdzie trasa koncertowa i wszyscy chłopcy zawitają u nas.
To tyle od Nas.

Pozdrawiamy,
Czaki&Joll. ♥