piątek, 28 listopada 2014

Odcinek trzydziesty drugi

Tom
Wakacje z Billem były naprawdę cudowne. I cholernie żałowałem, że już się skończyły. Przez ten czas między nami dużo się zmieniło. Oczywiście pozytywnie. Ten drobny chłopak podbił moje serce i wątpiłem w to, że komukolwiek uda się to teraz zrobić, bo bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Ostatni tydzień wakacji spędziliśmy w naszym domku w lesie, praktycznie nie odstępując od siebie ani na krok. A pierwszy września był dosyć... specyficznym dniem. W końcu rozpoczął się nowy rok szkolny, a Bill skończył osiemnaście lat! Ale ze względu na to, że następnego dnia musieliśmy iść do szkoły, to nie robiliśmy jakiejś wielkiej imprezy. Zaprosiliśmy Gustava, Georga i Rossa. Ledwo go zniosłem w naszym mieszkaniu, ale... Dałem radę ze względu na Billa. Chociaż niezła była akcja, gdy Bill chciał zabić Georga za pełne pudło lubrykantów, które dał mu w prezencie. Z resztą chłopaków mieliśmy niezły ubaw. Trochę wypiliśmy i na tym się skończyło. No, powiedzmy, że na tym. W końcu ja z Billem potem świętowaliśmy po swojemu w łóżku.
Przez kolejne dwa miesiące nic takiego się nie działo. Było naprawdę wspaniale. Całymi tygodniami chodziliśmy do szkoły, po szkole razem w domu odrabialiśmy lekcje, a potem zajmowaliśmy się sobą. Za to w weekendy często chodziliśmy na długie spacery wraz z naszym psiakiem, który już od dawna przestał wyglądać jak słodki szczeniaczek.
Lecz pewne spotkanie przewróciło wszystko do góry nogami...
- Tom? - usłyszałem kobiecy głos, gdy akurat wychodziłem z pracy, a na swym ramieniu poczułem coś ciepłego.
Odwróciłem głowę, by zobaczyć kto to. Przez chwilę nie mogłem przypomnieć sobie, kim jest ta drobna blondynka o pięknych błękitnych oczach i pełnych malinowych ustach.
- Lilith? - zapytałem niepewnie, jednak dziewczynka, która stała obok niej... Nie... Nie pasowała ona do mojej starej Lilith, choć była do niej łudząco podobna.
- A już myślałam, że mnie nie poznasz! - zaśmiała się, posyłając mi ten cholernie dobrze znany uroczy uśmiech. - Co ty tu robisz? - zapytała po chwili ciszy, przy której wpatrywaliśmy się w siebie.
- Pracuje jako nauczyciel fizyki w liceum, a ty?
- Właśnie wracam do domu z córeczką.
- To ona uczęszcza do tego przedszkola niedaleko? - zapytałem po chwili namysłu.
Ta mała nie wyglądała na więcej niż cztery, pięć lat, dlatego wiedziałem, że moje domysły mogą być słuszne.
- Owszem. Wraz z mężem wróciliśmy tutaj cztery miesiące temu. Ameryka nie jest dla mnie. – Wzruszyła ramionami, wciąż uśmiechając się szeroko.
- Długo jesteście razem? - spytałem, czując jakieś dziwne ukłucie w sercu.
- Rok po tym, jak wyjechałam poznałam Johna, zaszłam w ciąże... No i jakoś tak wyszło, więc policz teraz sobie – westchnęła, spuszczając głowę.
Wydawała się taka nieszczęśliwa... Z wyglądu może i nic się nie zmieniła, jednak jej zachowanie bardzo.
- Poznałaś go po tym, jak mnie zostawiłaś, tak? - pytałem dalej, krzywiąc się nieznacznie.
- Tom, to nie było tak... - powiedziała szybko, kładąc rękę na mym ramieniu.
- A jak? - pokręciłem głową, patrząc na nią smutno.
Wciąż pamiętałem dzień, kiedy mnie zostawiła, oznajmiając mi, że to nie to, że nie tego chce w życiu. Nawet pewnie nie zdawała sobie sprawy, jak mnie wtedy zraniła. Jak cholernie mocno ją kochałem... Myślałem, że nie można kochać mocniej, póki nie poznałem Billa.
- Może chcesz pójść na kawę jutro po pracy? Pogadamy o tym i o starych dobrych czasach – zaproponowała, a ja po chwili namysłu, przystałem na to.
Z jednego spotkania jednak wyszło kilkanaście innych... Spotykaliśmy się naprawdę często, wspominając wszystko, co było kiedyś i jak wielkie uczucie nas niegdyś łączyło. Przy niej czułem się tak, jakby we mnie odradzało się coś, co zepchnąłem po jej stracie na dalszy plan. Ona była nieszczęśliwa z Johnem i żałowała, że mnie wtedy zostawiła... A ja...? Ja nadal cholernie kochałem Billa, choć ostatnio poświęcałem mu coraz mniej czasu i wymyślałem coraz to nowsze wymówki, by tylko wymknąć się na spotkania z Lilith. Traciłem z chłopakiem kontakt, a do mojej byłej narzeczonej czułem o wiele więcej, niż powinienem, chociaż nadal pamiętałem, jak bolało mnie jej odejście. W tamtym momencie, nie wiedziałem już, co mam robić. Byłem w ślepym zaułku plątaniny własnych uczuć.



Bill
Czułem, że Tom przestał zwracać na mnie uwagę. Wydawało mi się, że traciliśmy powoli to, co mieliśmy. To, co było między nami. Całymi dniami go nie było w domu, a po jakimś czasie zorientowałem się, że wszystko co mówił, to tylko i wyłącznie głupie wymówki. Zawsze były jakieś rady w szkole, spotkania nauczycieli, korepetycje. A to musiał coś załatwić w banku, na poczcie, musiał pojechać gdzieś z Gustavem. Nie wiedziałem, co ukrywał przede mną, ale nie wypytywałem. Przecież mieliśmy sobie ufać, prawda? Będąc w domu samotny oglądałem dużo filmów, seriali, bajek, albo tego, co po prostu leciało w telewizji i napatoczyło mi się. Czytałem książki, a gdy naprawdę już nie było co robić, a nie chciało mi się spać, odrabiałem lekcje i uczyłem się. Może dlatego w szkole szło mi trochę lepiej. Oczywiście we wszystkim towarzyszył mi Bobik, który był niezastąpiony. Naprawdę coś miał w sobie ten pies. Gdy widział, że siedziałem przygnębiony na kanapie, od razu podchodził i trącał mnie nosem, albo przynosił piłkę i byłem po prostu zmuszany do rzucania jej. A gdy biegł do mnie z powrotem, zawsze zrobił coś, co powodowało, że się śmiałem. Raz usłyszał jak pies z reklamy szczeknął, więc odwrócił głowę i wpadł na kanapę! Chodziłem z nim na kilkugodzinne spacery, bo to było lepsze, niż siedzenie ciągle w domu. Na początku naprawdę było mi smutno i gdy potem próbowałem podjąć temat, Tom łatwo mnie spławiał, albo mówił, że to nic ważnego. Dawałem spokój sobie i w końcu się jakoś przyzwyczaiłem.
Przysypiałem już przed telewizorem, gdy usłyszałem, jak ktoś wchodzi do domu. Przetarłem zmęczone powieki i usiadłem, patrząc w tamtą stronę, a zaraz ujrzałem Toma.
- Gdzie byłeś? – zapytałem i wstałem.
- Musiałem coś załatwić – czyli znów to samo. Pokręciłem tylko głową, prychając.
- Jasne…! Ostatnio ciągle coś załatwiasz, Tom.
- Przeszkadza ci to? – uniósł brwi do góry, a ja patrzyłem na niego, nie mogąc uwierzyć, że to powiedział.
- Czy przeszkadza mi to, że nie ma cię całymi dniami?! No pomyślmy… Tak?! Ranisz mnie… Czuję, że cię tracę, Tom – wyszeptałem w końcu i poszedłem do swego pokoju, chowając się pod kołdrą i dając łzom upust, czego naprawdę długo nie robiłem.
Kiedy następnego dnia wróciłem do domu i zjadłem obiad – oczywiście w towarzystwie Bobika – dostałem od Toma wiadomość, że znów coś go zatrzymało. Miałem dość tego. Nawet nie chciało mi się słuchać tych banalnych wymówek. Niedługo staną się tak infantylne, że nawet dziecko by w nie nie uwierzyło. Napisałem mu tylko, że idę na noc do Georga i biorę ze sobą Bobika. Jemu też prawie w ogóle czasu nie poświęcał, choć w zasadzie był to jego pies.
- Cześć, Bill – powiedział chłopak i przytulił mnie na powitanie. – Woho! Stary, ale urosłeś! – zwrócił się tym razem do Bibika, na co się zaśmiałem.  – Wejdźcie.



- Czyli wychodzi na to, że cię olewa? – dopytywał Georg, upijając łyk piwa.
- Dokładnie. Ja już nie wiem co mam robić, naprawdę. A najgorsze jest, że nagle zaczął tak znikać. Ani się nie pokłóciliśmy, ani nic – zachodziłem w głowę, co takiego mogło się stać, że nagle nie chciał spędzać ze mną czasu. Bo właśnie na to wychodziło. Nawet od jakiegoś czasu razem nie spaliśmy. Naprawdę! Kiedy czekając na niego zasypiałem w salonie, to przenosił mnie podczas mego snu do mojego łóżka. A kiedy zasypiałem w jego sypialni, to sam spał na kanapie, więc po jakimś czasie zrezygnowałem z prób i zasypiałem w swym pokoju wraz z Bobikiem, któremu spodobało się me miękkie łóżko i się na dobre z nim zaprzyjaźnił.
- Myślisz, że mogłem mu się znudzić? – zapytałem w końcu, nie mogąc wytrzymać. – Znasz go w końcu dłużej…
- Nie wydaje mi się, Bill. On jest stały w uczuciach i naprawdę dziwi mnie to, że tak się zachowuje.
- Wiesz… Ja chyba jednak wrócę do domu… - powiedziałem w końcu i wstałem. Wypiłem tylko dwa piwa, więc ledwo to odczuwałem. – Może dzisiaj uda mi się jakoś z nim porozmawiać. Późno jest, więc może wrócił już do domu. Dzięki, że mnie wysłuchałeś – uśmiechnąłem się i poklepałem chłopaka po plecach, gdy przytulałem go na pożegnanie.
- Przestań, Bill. Nie ma za co. Jeśli ci się nie uda, to sam spróbuję przemówić mu do rozumu – puścił mi oczko, a ja zaśmiałem się. Wziąłem Bobika i wróciliśmy do domu. W kuchni świeciły się diody pod wiszącymi szafkami, co oznaczało, że chłopak był w domu, bo kiedy wychodziłem były zgaszone. Jednakże zdziwiło mnie to, że na stole znajdowały się dwa talerze, jakby ktoś jadł kolacje. Dwie osoby… Jedna długa, chuda świeca pośrodku stołu. Butelki po winie. Puste. Co tu jest grane?! Zmarszczyłem brwi i zobaczyłem jak Bobik drapie w drzwi od sypialni Toma. Podszedłem tam i nacisnąłem klamkę, a drzwi ustąpiły. I mimo, że światła nie były zapalone, to światło księżyca, które wpadało przez okno dawało wystarczającą jasność, bym dostrzegł wszystko, co musiałem dostrzec. Tom posuwający jakąś laskę, która bardzo głośno… się z nim zgadzała… I dopiero gdy Bobik zaszczekał, Tom odwrócił się w moją stronę. Nie mogłem uwierzyć…



Tom
Dzisiaj po raz kolejny miałem się spotkać z Lilith. Nie wiedziałem, jaki tym razem mam wcisnąć kit Billowi, więc postanowiłem, że po prostu napiszę mu, iż coś ważnego mi wypadło. Mieliśmy iść do kina, jednak gdy dostałem odpowiedź od Billa, zmieniłem zdanie i postanowiłem zabrać ją do mojego i chłopaka mieszkania. Po drodze kupiłem jakieś jedzenie, bo po prostu nie było czasu, bym mógł coś sam przygotować. A w chwilę później w moich drzwiach stanęła Lili we własnej osobie.
- Cześć – przywitałem ją, zapraszając gestem ręki do środka. - Strasznie dziś śnieg pada – powiedziałem, by zacząć jakąkolwiek rozmowę, a przy okazji zdjąłem z jej ramion płaszcz.
- Prawda – przytaknęła niezadowolona, ściągając ze swych nóg buty. - Ale przynajmniej niedługo święta! - wykrzyknęła radośnie, gdy już zerknęła w moją stronę.
- Heh – zaśmiałem się. - A... A co dziś powiedziałaś dla swojego męża? - zapytałem, wyszczerzając się.
Jakoś strasznie bawiła mnie ta cała sytuacja.
- Powiedziałam, że idę do koleżanki – mruknęła, omijając mnie i wchodząc w głąb mieszkania. Miałem wrażenie, że ma jakieś wyrzuty sumienia... - Ładnie tu - pochwaliła, wchodząc do salonu.
- Dziękuje – odparłem, a gdy dotarła do stołu, który był już przygotowany do jej przyjścia, posłałem kobiecie uśmiech i odsunąłem krzesło, by usiadła.
- Ale widzę też, że nie mieszkasz tu sam – stwierdziła po chwili, zajmując miejsce i patrząc na mnie wymownie.
- Eee... - bąknąłem głupio zmieszany i nerwowo podrapałem się po karku, zajmując zaraz swoje miejsce naprzeciwko niej. - Mieszkam ze współlokatorem – wymyśliłem pierwsze lepsze. - Wina? - zapytałem, chwytając za butelkę. Chciałem jak najszybciej zmienić temat.
- To gdzie on jest? - dopytywała namolnie, na co tylko westchnąłem. - I tak, poproszę wina.
- Poszedł do przyjaciela – uciąłem krótko, nalewając do kieliszków alkohol, a już po chwili życzyliśmy sobie smacznego i zaczęliśmy jeść.
Nie mam pojęcia, ile tak siedzieliśmy, pijąc te wino. Ale chyba wystarczająco długo, bo z tego, co udało mi się policzyć, to opróżniliśmy około trzy butelki, a mi przyjemnie szumiało w głowie od procentów. W dodatku ten alkohol działał na mnie ze zdwojoną siłą, bo dawno tak nie chlałem. I musiałem naprawdę być wstawiony, skoro nie pamiętałem, jakim cudem znalazłem się z Lilith w łóżku. Liczyło się tylko to, że było mokro i piekielnie przyjemnie, a ona wiła się pode mną jak kotka, gdy w niej dochodziłem. Jednak jeden psi głos zmienił wszystko. Głos Bobika. I wciągane głośno powietrze przez mojego chłopaka, gdy w końcu udało mi się na niego spojrzeć...
- O nie... - tylko tyle udało mi się powiedzieć, nim zniknął z progu mojej sypialni...

KONIEC SEZONU PIERWSZEGO



***


Dzień dobry,
Tak jak widać powyżej, jest to koniec pierwszego sezonu. Ale nie, spokojnie. Za tydzień normalnie pojawi się kolejny odcinek, więc wszystko zostaje po staremu. Mam nadzieję, że będziecie go wyczekiwać.
Nie piszę tu za często, co pewnie część z Was zauważyła. Ale chcę Wam z głębi serca podziękować za to, że jesteście, czytacie oraz komentujecie. Szczególnie te ostatnie daje nam niezłego kopa i motywuje do dalszej pracy. No... To chyba na tyle z mej strony, a przynajmniej jak na razie.


Pozdrawiam, Wasza Czaki

piątek, 21 listopada 2014

Odcinek trzydziesty pierwszy

Bill


Sam nie wierzyłem w to, co się działo. Z Tomem zatrzymaliśmy się jakby w czasie i wszystko działo się powoli między nami. Delektowaliśmy się każdą sekundą i nigdzie się nie spieszyliśmy z niczym. Poza tym chłopak coraz bardziej zaskakiwał mnie swymi wyznaniami, które tak bardzo mnie wzruszały, bo czekałem na nie bardzo długo.
A teraz leżałem na Tomie i obcałowywałem każdy milimetr jego ciała. Pieściłem jego delikatną skórę językiem, a co jakiś czas posyłałem mu słodkie uśmiechy, choć me oczy płonęły z pożądania i podniecenia. Może byłem jakiś dziwny, ale uwielbiałem tę całą grę wstępną i sprawiać w niej, że Tom wręcz nie mógł się już powstrzymać i rzucał się na mnie. O taak… W tę noc przy tych wszystkich migoczących światełkach w oddali, czułem się tak, jakbyśmy robili to pierwszy raz i… wszystko było inne, nowe. Jakbyśmy poznawali swe ciała od początku. Tom był szczególnie delikatny, gdy poruszał się we mnie, wręcz z pasją. Uwielbiałem jak stękał, gdy dochodził i wiedziałem, że sam widok mnie takiego wijącego się pod nim, podnieca go. Po wszystkim leżeliśmy obok siebie, a nasze palce były splecione ze sobą. Patrzyłem to na niebo, to na panoramę miasta, to na Toma, choć to właśnie na tym ostatnim mój wzrok zatrzymywał się najdłużej.
- Kocham cię – wyszeptał mi do ucha, a ja uśmiechnąłem się i musnąłem jego policzek.
- Ja ciebie też, ale czemu szepczesz?
- Bo szeptem się nie kłamie. Szczególnie w nocy, kiedy nie ma się na to sił. - 
Trącił nosem mój, a mi aż zaparło dech w piersi.
I jak go tu nie uwielbiać? W tej chwili nie potrzebowałem nic więcej, przysięgam.
- Wejdziemy do środka? – zapytałem, kiedy na swej nagiej skórze poczułem chłodny wiatr.
Tom tylko pokiwał głową i już po chwili leżeliśmy w łóżku pod kołdrą wtuleni w siebie i spaliśmy.

- Chłopcy? – pytał tata, pukając głośno do pokoju. – Zejdziecie na śniadanie?
Usiadłem i przetarłem oczy. Spojrzałem na Toma, który jeszcze słodko spał. Wstałem i włożyłem na siebie bokserki. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je.
- Dzień dobry – powiedziałem jeszcze zaspanym głosem i uśmiechnąłem się.
- Oj, obudziłem was? Przepraszam.
- Ależ nic się nie stało. Zaraz zejdziemy.
- Dobrze, poczekamy. – Sam się uśmiechnął i odszedł, a ja zamknąłem drzwi.
Poszedłem się odświeżyć i ubrałem do końca, po czym nachyliłem się nad Tomem i musnąłem czule jego wargi.
- Wstawaj – wyszeptałem mu do ucha i je również musnąłem. Tom tylko zaczął macać ręką po łóżku, a gdy wymacał mnie, to przytulił mnie do siebie mocno, na co się zaśmiałem. - Tata nas woła na śniadanie. – Pogłaskałem go po policzku, chcąc go jakoś wybudzić, aż w końcu otworzył oczy.
- Wolałbym ciebie na śniadanie.
Pokręciłem głową, rumieniąc się lekko. Dopiero po chwili wstał, wziął prysznic, ubrał się i zeszliśmy na dół.
- Dzień dobry – przywitałem się z Carol, która na samym wejściu powitała nas miłym uśmiechem. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść po powiedzeniu sobie „smacznego”. Czułem, że coś jest nie tak, bo tata przyglądał się dziwnie mi oraz Tomowi i uśmiechał szeroko, co mnie krępowało, bo zupełnie nie wiedziałem o co chodzi.
- I jak się wam spało? – zapytał w końcu, choć było po nim widać, że bardzo się męczył, by od razu z tym nie wypalić.
- Bardzo dobrze – odpowiedziałem, a Tom pokiwał głową na potwierdzenie.
- Nie było wam za zimno na tym balkonie? – kontynuował, a mi w głowie zapaliła się czerwona lampka, a po plecach przebiegł dreszcz.
- Na b-balkonie? – zapytałem, jąkając się.
- No wtedy gdy tak się czymś męczyliście, bo strasznie sapaliście – dodał, a mi serce stanęło.
Naprawdę stanęło! Czułem, jakby dusza opuściła me ciało. Ż-Że co proszę?! Spojrzałem na Toma, ale on miał podobną minę do mojej.
- Ja… My… Po prostu Tom się ze mną droczył i… Ja… - dukałem i czułem, jak cały oblewam się krwistoczerwonym kolorem. No jak burak wyglądałem!
- Bardzo dogłębnie? – zaśmiał się tata, a ja rzuciłem sztućcami i odsunąłem krzesło, wstając. – Bill, usiądź. Przecież żartuję – powiedział już bardziej poważnie.
- Jakoś nie podobają mi się te żarty, wiesz? – dałem ręce na biodra, a atmosfera jakby zrobiła się bardziej napięta.
- Wiesz, że nie mam nic do tego, ani do tego co robicie. To jest wasza sprawa.
- Nasza sprawa?! – podniosłem głos i stawałem się coraz bardziej nerwowy i zdenerwowany. – W ogóle jakim cudem mogłeś cokolwiek widzieć lub słyszeć?!
- Mam balkon trochę wyżej od waszego po prawej stronie.
Czyżby teraz on się zawstydził? A powinien! Jak mogłem nie zauważyć tego balkonu?! JAKIM CUDEM?!
- I musiałeś łamać naszą prywatność, zamiast ją uszanować?!
- Uszanowałem! Kiedy tylko cokolwiek… zauważyłem, to wszedłem do środka! – bronił się, na co tylko prychnąłem. – Bill, przestań. Wiesz, że naprawdę nie mam nic do tego. Czy robisz to z facetem, czy dziewczyną… Tylko zależy mi na twoim szczęściu. Jesteś prawie dorosły i sam podejmujesz za siebie takie decyzję.
Jakoś uspokoiło mnie to, więc usiadłem z powrotem i dalej jadłem, choć już nic się nie odzywałem. Po skończonym śniadaniu posprzątałem po sobie i poszedłem na górę, nie zwracając uwagi na innych.
Usiadłem na łóżku i schowałem twarz w dłoniach. Co za wstyd… Przecież ja tam już nie zejdę… Nie chce im się na oczy nawet pokazywać.
- Bill? – Kiedy podniosłem wzrok, dostrzegłem Toma, który patrzył na mnie niepewnie, a w końcu usiadł obok mnie i po prostu mnie przytulił. Schowałem się w jego umięśnionych ramionach i władowałem się na kolana. – Nie przejmuj się.
- Nawet nie wiesz jak mi jest wstyd – wyszeptałem i pokręciłem głową, dalej nie mogąc w to uwierzyć.
- Przestań. Sam słyszałeś co mówił – zaczął mnie pocieszać. – Bill, wszyscy jesteśmy dorośli, a dorośli robią takie rzeczy, wiesz? – Przejechał nosem po mojej szyi, a ja się uśmiechnąłem.
- I nie będzie na mnie dziwnie patrzył i nie będzie mówić o tym ciągle?
- Oczywiście, że nie. – Musnął me usta, co przekonało mnie całkowicie. - A może teraz skorzystamy z mojego samochodu i pojedziemy pozwiedzać? Co ty na to? I przy okazji pobuszujemy po sklepach!
- O taak! – ,Moje oczy od razu się zaświeciły. Szybko przebrałem się w jakieś luźne ciuchy, wziąłem torebkę i stawiłem się przed Tomem, który się śmiał. - Chodźmy! – krzyknąłem i wręcz wybiegłem z pokoju, a następnie z domu. Słyszałem jeszcze tylko, jak Tom mówi Jorgowi gdzie idziemy. Następnie wpakowaliśmy się do auta, nie zapominając oczywiście o Bobiku, który notabene bardzo polubił Carol. No ale cóż się dziwić, jak tak rozpieszcza go? Brała na kolana, głaskała, drapała, dawała jakieś przekąski do pyska. Kto by tak nie chciał?! - Gdzie jedziemy?! – zapytałem podekscytowany, zupełnie zapominając o tym, co wydarzyło się przy śniadaniu.
- No jak to gdzie?! Podbijać Big Bena! – zaśmiał się, a ja poruszyłem brwiami, zerkając na jego krocze.
- Ty też masz Big… Toma? – wybuchłem śmiechem, ale Tom niewzruszony uniósł jedną brew do góry.
- A niee? Big, Big Toma!
- Wariat! – Zmierzwiłem mu włosy i oparłem się, kręcąc głową i nie przestając się uśmiechać.


Tom


Gdy rano zostałem obudzony, czułem się jak nowo narodzony. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze mi się spało. I chociaż nie byłem jakoś wyjątkowo głodny, to śniadanie i tak zjadłem ze smakiem. Ale byłem w niemałym szoku, gdy ojciec Billa zaczął żartować na temat naszych igraszek na balkonie. W dodatku Bill się wściekł, a to nie wróżyło nic dobrego. Chłopak naprawdę szybko się denerwował i w sumie to byłem już przyzwyczajony do tego. Jednak potem udało mi się go jakoś udobruchać i postanowiłem, że zabiorę go na zakupy, by o tym nie myślał. A przy okazji mieliśmy trochę pozwiedzać. Akurat jechaliśmy sobie samochodem, przy szeroko otwartych oknach. Bill słuchał sobie muzyki i mając zamknięte oczy machał głową na boki. W dodatku wiatr rozwiewał jego włosy i przez to wyglądał naprawdę zabawnie. Wręcz nie mogłem powstrzymać chichotu, który wydobywał się z moich ust, gdy na niego spoglądałem. I chyba raz za głośno się zaśmiałem, bo chłopak spojrzał na mnie, marszcząc przy tym czoło.
- Co cię tak bawi? - zapytał, patrząc na mnie gniewnym wzrokiem.
- Ty – odparłem, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Tom! Zatrzymaj się! - zawołał nagle, patrząc w moją boczną szybę, więc szybko zaparkowałem auto na poboczu, a Bill od razu wyskoczył z tego samochodu, piszcząc jak mała dziewczynka. W chwilę potem dołączyłem do niego. - Ale on jest ogromny... - powiedział chłopak, wzdychając cicho i przyglądając się wierzy zegarowej z zachwytem.
Staliśmy od niej dobry kawał drogi, ale i tak mieliśmy na nią wspaniały widok.
- Jest imponujący. Tylko pomyśl, ile trzeba wkładać pracy i wysiłku, by dbać o takie cudo.
- Wiem. Tata mi nawet opowiadał, że zatrzymał się chyba kilka razu, nie pamiętam dokładnie – mruknął i wzruszył ramionami, jednak zaraz się ożywił. - Tom, Tom! Zrobisz mi zdjęcie?! - poprosił, wyciągając ze swej torby lustrzankę i podał mi ją.
- Jasne, nie ma problemu – zgodziłem się, a chłopak odsunął się ode mnie na odpowiednią odległość i ustawił się tak, że w lustrzance wyglądało to tak, jakby był większy od Big Bena i opierał się o niego. - Nieźle – skomentowałem, śmiejąc się. Potem zrobiliśmy razem parę zdjęć, robiąc do nich głupie miny. - Jak wrócimy do domu, to kupimy sobie ogromny album i powklejamy tam wszystkie zdjęcia z wakacji – rzuciłem, gdy już wsiadaliśmy do auta.
- O taaaak! - zawołał czarnowłosy, kiwając energicznie głową i pakując się na swoje miejsce. - Podoba mi się ten pomysł!
- Mi również – uśmiechnąłem się. - To gdzie teraz? - zapytałem po chwili, ruszając.
- Na zakupyy...! - wykrzyknął, ciesząc się jak dziecko. - A po drodze możesz zahaczyć o Pałac Buckingham. Chcę zobaczyć go z bliska.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, królewiczu Billu pierwszy – zażartowałem, na co chłopak parsknął śmiechem.
Kiedy przejeżdżałem obok pałacu, Bill z przylepioną do szyby twarzą podziwiał tę „perłę późnego baroku”. Aż się dziwiłem, że z takim zapałem podziwiał sztukę – o ile to tak można nazwać. Akurat było dość wcześniej, koło godziny dwunastej, bo zmieniała się właśnie warta. Bill wręcz skakał na swoim miejscu, widząc, jak wiecznie nieruchomi strażnicy, nagle ożyli, by się zmienić. Później udało mi się trafić do centrum handlowego, gdzie mieliśmy iść na podbój wszystkich sklepów. Wiedziałem, że Bill był w swoim żywiole. Chyba naprawdę lubił zakupy. I czasami pod wieloma względami mój chłopak przypominał mi kobietę... No cóż.
- Bill? A może to chcesz? - zapytałem, kiedy weszliśmy do jednego ze sklepów, a ja znalazłem się w dziale damskim.
- Niby co? - spytał, podchodząc do mnie i spoglądając w moją stronę z dziwną miną.
-To – powiedziałem, pokazując mu biustonosz z najmniejszą miseczką, jaką udało mi się znaleźć.
- A idź ty – żachnął się, a ja wybuchłem śmiechem. - Nie gadam z tobą.
- A może chcesz kupić nowe kąpielówki i przymierzyć je, hęęę...? - zapytałem, unosząc sugestywnie brew, a już po chwili uśmiechnął się szeroko i zerkał na mnie tymi błyszczącymi oczami. Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę owych kąpielówek. Wybrał jakieś czarne, po czym zaciągnął mnie do przebieralni.
Cholera, jak on mnie dobrze zna... - pomyślałem, gdy ściągnął z siebie koszulkę, a ze swego tyłeczka zsunął spodenki i bokserki. Wtedy już wiedziałem, co robić. Zwłaszcza, że wypiął się w moją stronę. Szybko rozpiąłem swoje spodnie, uwalniając gotową męskość na wolność. Nawet nie wiem, kiedy zdążyłem się tak napalić, ale już po chwili znalazłem ukojenie w ciasnym wnętrzu chłopaka. Przypierałem jego wątłe ciało do lustra, swoim umięśnionym i całowałem jego szyję. Jedną dłonią pieściłem członka czarnowłosego, a drugą zatykałem mu usta, by nikt nas nie usłyszał. Nie wiem, co się ze mną działo. Nawet będąc nastolatkiem nie byłem taki napalony, jak byłem teraz nieustannie na Billa. Najchętniej, to nie wychodziłbym z łóżka, mając go przy sobie. Gdy obaj doszliśmy, byłem totalnie wykończony i cały mokry od potu. Ta pozycja nie była najwygodniejsza, ale myśl, że w każdej chwili mógłby ktoś nas tutaj nakryć, była cholernie podniecająca.
- Kurwaa... Bill, masz chusteczkę? - zapytałem, gdy już się ubrał.
- Nie, a co? - zapytał, a gdy pokazałem mu lustro, które było w lewym dolnym rogu pobrudzone, parsknął śmiechem.
- Ale śmieszne, ha-ha-ha! - burknąłem. - Jak to ktoś zobaczy, to... - urwałem, kręcąc głową.
- To co, Tommy? - zapytał, nie przestając się śmiać.
- Jajeczko – powiedziałem, krzywiąc się.
- Mmm, twoooje...? - poruszył brwiami, a ja tylko zmarszczyłem czoło, patrząc na niego z politowaniem. - Nie przejmuj się, nikt nie zauważy. Zapłacę za te kąpielówki i wyjdziemy stąd.
- To ja poczekam przed sklepem – rzuciłem, a chłopak szczerząc się poszedł zapłacić.
Później poszliśmy do łazienki, a potem coś zjeść. Dopiero po trzech godzinach wsiedliśmy do samochodu cali obładowani torbami.
- Boże, jestem wykończony – powiedziałem, odpalając silnik.
- Nooo, ja też. Najchętniej to poszedłbym spać i nie wstawałbym do jutra – mruknął, zapinając pas.
- Dobry pomysł! - rzekłem, szczerząc się. - Ale nim wrócimy do domu, to chcę zobaczyć Tower Bridge!


Bill


Tom mnie zadziwiał, naprawdę! Ja prawie zasypiałem na stojąco, a on jeszcze chciał oglądać jakieś mosty…! Aczkolwiek, kiedy się już tam znaleźliśmy, musiałem przyznać mu rację. Tower Bridge nocą jest o wiele bardziej przekonujący! Taki oświetlony… Odznaczał się wyraźnie i przykuwał uwagę. A na pewno uwagę turystów.
- To co? Wracamy? – zapytał, a ja tylko pokiwałem głową, skulając się w fotelu.
- I idziemy spać – wymamrotałem zaspanym głosem.
- A może przed snem jeszcze coś… porobimy? – Naprawdę?! Serio?! Zerknąłem na niego, unosząc jedną brew do góry, na co Tom tylko się zaśmiał. – Żartuję! Przecież nie chcę, byś w połowie zasnął!
- Nie wiem, czy da się przy tym zasnąć.
To w sumie ciekawy wątek do rozważań. Bo jeśli człowiekowi jest miło… Załóżmy, że znajduje się na leżaku w cieniu, a dodatkowo jest mu przyjemnie, bo na przykład słucha muzyki lub ktoś robi mu masaż… To jest duże prawdopodobieństwo, że ktoś zaśnie! Szczególnie, że jest zmęczony, więc czy ja byłbym w stanie? Niee… Przecież nie leżałbym bezczynnie! I właśnie zastanawiając się na tym, sam zasnąłem.



Czułem, że coś dziwnie podskakuję. Otworzyłem jedno oko i okazało się, że Tom wnosił mnie po schodach. Objąłem jego szyję mocno i wdychałem jego zapach. Nie wiem, czego on dokładnie używał, ale powalało z nóg. Szczególnie, że jestem typem „wąchacza”, który wszystko lubi wąchać. Naprawdę! Kupię nową książkę – otwieram w połowie i wącham ją. Nowe ubranie? Tak samo. Cokolwiek, co mnie zainteresuje. Oczywiście nie jest to tak, że podchodzę do pierwszy lepszej osoby na ulicy, która ładnie pachnie i ją obwąchuję, no bo ludzie! Psem nie jestem. Jestem normalny!
- Bobik, posuń się – wyszeptał, a już po chwili czułem, że kładzie mnie na coś miękkiego. Otworzyłem oczy i choć Tom wydawał mi się bardzo rozmazany, to i tak uśmiechnąłem się do niego szeroko. - Śpij, maluszku. – Nachylił się nade mną i musnął mnie w czoło. Skuliłem się, przytuliłem do siebie Bobika i poszedłem spać.



U Jorga spędziliśmy jeszcze tydzień i – o dziwo – nikt już nie wspominał o tym, co robiliśmy z Tomem wtedy na balkonie. Carol też wydała się jakaś sympatyczna i wiedziałem, że nie leci na kasę taty, no bo jednak sama pracowała i jakoś nie starała się od niego jej wyłudzać, co mnie cieszyło. Resztę wakacji albo spędzaliśmy w domu, albo na plaży. Wtedy leżałem na brzuchu, a mój kochany chłopak smarował mi plecy olejkiem do opalania, jednocześnie robiąc mi masaż, a ja ani razu nie zasnąłem. Potem szliśmy do wody i naprawdę mieliśmy niezłą zabawę. Pamiętam jak raz Tom mnie wystraszył, gdy nagle zniknął pod wodą, a następnie wyrósł… pode mną! I siedziałem mu na barkach. Nie wiem co on z tym ma. Na zakupach też byliśmy kilka razy i wróciliśmy jak zwykle obładowani. Kto by pomyślał, że nawet zwykłe zakupy potrafią być męczące. Aczkolwiek zrozumiałem, czemu w dużych centrach handlowych są ruchome schody. Gdy raz byliśmy, to były zepsute i uwierzcie mi na słowo – wchodzenie na piętro wyżej nie należy do najłatwiejszych zadań. A przynajmniej dla mnie.
Niestety – wszystko co dobre, szybko się kończy. Nawet nie zauważyłem, kiedy wakacje zleciały, a ja stałem w księgarni i kupowałem książki do następnej klasy. Przytłaczało mnie to, no bo jednak kogo nie. Ale Tom był bardzo dzielny i pocieszał mnie w tym wszystkim, za co byłem mu wdzięczny. Nie wiem, jak wytrzymam w szkole te kilka godzin bez niego, bo jednak podczas wspólnie spędzonych dwóch miesięcy bardzo się zbliżyliśmy do siebie, a nasz związek bardzo rozkwitł. Dużo się o Tomie dowiedziałem, szczególnie podczas naszych nocnych rozmów. Czułem, że kocham go coraz mocniej i z każdym dniem spędzonym wspólnie odkrywałem w nim coś nowego – dobrego. Oczywiście zdarzały się nam kłótnie lub sprzeczki, ale nie trwały one więcej, niż dzień. Zawsze któryś z nas pękał i przepraszał tego drugiego. Nie ma związku idealnego. Tak samo, jak nie ma człowieka bez wad. I myśl, że przez te kilka godzin w szkole nie będę mógł na Toma zwracać większej uwagi, by nikt się nie domyślił, doprowadzała mnie do szału. No ale co miałem zrobić? Nic. Mogłem tylko czekać do wieczora, gdy znów będziemy razem…


~.*.~

Witam wszystkich.

W zasadzie to miałam nic tutaj nie pisać, ale... Widzę, że bardzo podoba Wam się to, co dzieje się teraz. Niki oczywiście szuka tutaj podstępu i doszukuje się kiedy coś tu się wydarzy i... Mogę powiedzieć Wam jedno - jeszcze wiele rzeczy się wydarzy i wiele razy Was zaskoczymy. Tego możecie być pewne. I zapewne nie raz będziecie chciały zabić jedną z Nas. ^.^

Pozdrawiam,
Joll.


piątek, 14 listopada 2014

Odcinek trzydziesty

Tom
Byłem cholernie ciekawy, jak przebiegnie cała ta rozmowa z ojcem Billa. Nie bałem się tego, jak zareaguje Jorg. No... Może trochę. Jednak, gdy dotarliśmy do jego mieszkania, a raczej willi i Bill po kilku minutach rozmowy powiedział mu o nas, to pomyślałem, że zaraz uduszę się tą wodą, którą piłem. Lecz to, co wydarzyło się potem, totalnie mnie zaskoczyło. Jeszcze niedawno zwyzywał mnie od różnych, a teraz dziękował. Ale nie powiem – było to cholernie miłe...
- Ja... Ja nie wiem co powiedzieć – wymamrotałem, gdy już mężczyzna odsunął się ode mnie. - Mogę jedynie panu obiecać, że nie pozwolę skrzywdzić Billa – dodałem, w tym momencie patrząc na chłopaka.
- No, ja mam nadzieję! - zaśmiał się. - To teraz może chcecie odpocząć, hm? W końcu macie za sobą długą podróż.
- W zasadzie, to wyjechaliśmy parę godzin temu – odezwał się Bill.
- Ale jazda w samochodzie nie jest wcale taka wygodna, jak niektórym się wydaje – mruknąłem, krzywiąc się. - No co? Bolą mnie plecy – dodałem, widząc minę chłopaka.
- Zaprowadzę was do pokoju. Prześpijcie się, a my z Carol przygotujemy kolację – powiedział, biorąc Billa walizkę i zaczął kierować się w stronę schodów prowadzących na górę, więc ruszyliśmy za nim. Potem szliśmy długim korytarzem, aż w końcu dotarliśmy do ostatnich drzwi w tym korytarzu. Jorg otworzył je, a mi totalnie zaparło dech w piersi. Pokój był ogromnych rozmiarów. Po środku, przy lewej ścianie stało równie ogromne łoże, po obu stronach tegoż łóżka stały szafki nocne, a naprzeciwko znajdowała się duża szafa z lustrem Boże... Już wyobrażałem sobie, co to będzie działo się w nocy... Jaki wtedy będzie widok... Ekhem... No, na podłodze leżał puchaty kremowy dywan, a po prawej od szafy było wejście do drugiego pomieszczenia – jak się później okazało – łazienki. A najlepsze, co chyba tu było, to balkon z widokiem na miasto. - I jak się wam podoba? - zapytał po dłuższej chwili.
- Wow, tato... Tu jest... Pięknie. Ale myślałem, że największy pokój, to sobie zostawisz.
- Jest kilka podobnych pomieszczeń w tym domu. Tu jednak jest najładniejszy widok, więc pomyślałem, że najbardziej przypadnie ci do gustu, także... Zostawiłem go specjalnie dla ciebie – wytłumaczył, posyłając mi szeroki uśmiech.
- Och! Dziękuję! Kochany jesteś! - zawołał i przytulił się do niego.
- A tobie, Tom, jak się podoba? - zwrócił się do mnie.
- Bardzo mi się podoba. Uwielbiam takie miejsca. I... dziękuję. Dziękuję za gościnę.
- Ależ nie ma za co – odparł, nie przestając się uśmiechać. - Ach, cholera! Prawie bym zapomniał! - mruknął, a zaraz sięgnął po jakiś pilocik, który leżał na stoliku. - Tutaj macie pilot kontrolny. Możecie ustawić sobie klimatyzację, ogrzewanie, bo wiecie, że w Wielkiej Brytanii to temperatura bywa jednak różna. A, możecie ustawić sobie te rolety w oknach. No i najlepsze! - wykrzyknął, szczerząc się. Już wiem, do kogo Bill jest bardziej podobny... - Wysuwający się telewizor! - dokończył, śmiejąc się jak jakiś szaleniec. Ale gdy nacisnął jakiś przycisk, faktycznie z górnej części owej szafy wysunął się pięćdziesięcio calowy telewizor. Popatrzyliśmy tylko z Billem po sobie.
- Nieźle – skwitował chłopak. - A skąd mamy teraz wiedzieć, który przycisk jest do czego? - zapytał, patrząc na ojca.
- W szafce w nocnej jest instrukcja. Poradzicie sobie – puścił nam oczko. - A teraz zostawię was samych. Prześpijcie się. Wieczorem po was przyjdę – powiedział, po czym opuścił pokój. Ja za to poszedłem do drzwi i przekręciłem klucz, by je zamknąć.
- Co ty robisz? - zdziwił się czarnowłosy.
- A jak myślisz? - zapytałem, patrząc na niego, jakbym chciał go pożreć wzrokiem. A podchodząc do niego, zrzuciłem z siebie górną część garderoby.
- Myślę, że to mi się podoba – stwierdził, zmysłowo oblizując wargi i chwytając za mój pasek od spodni, który rozpiąłem.
 Bill

Pokój, w którym mieliśmy tymczasowo mieszkać był po prostu… jak z jakiegoś naprawdę romantycznego filmu. A widok z balkonu? Nie mogłem się doczekać nocy, by na to wszystko spojrzeć. A teraz leżałem na Tomie i całowałem go namiętnie. Oczywiście byliśmy już nadzy.
- A może przysłonimy lekko okna? – wymruczał, a ja uśmiechnąłem się i nie przestając go całować, sięgnąłem po pilot. Przelotnie na niego spojrzałem i kliknąłem coś, a zaraz do moich uszu doszła bardzo głośna muzyka. O ile to łupanie można było nazwać muzyką. Tak się przestraszyłem, że aż cały podskoczyłem. Zresztą Tom też. Okazało się, że włączyłem telewizor i musiała minąć naprawdę długa chwila, zanim jakoś to odkręciłem.
- Może sobie jednak odpuścimy z tymi roletami? – zapytałem i odrzuciłem pilota gdzieś na bok, ponownie wpijając się w Toma usta.

- Wiesz, że byłeś cudowny? – zapytał, gdy było już po wszystkim, a ja leżałem wtulony w niego. Unosiłem się delikatnie wraz z jego klatką piersiową i patrzyłem za okno. Cmoknąłem go w odpowiedzi w rękę, którą trzymałem i uśmiechnąłem się.
- Tom? – przewróciłem się na brzuch i spojrzałem na niego z iskierkami w oczach.
- No co znowu zrodziło się w tym twoim móżdżku? – zaśmiał się, a ja prychnąłem i odwróciłem się do niego plecami. – Tak, tak. Wiem, że okres to te trudne dni dla ciebie, ale spokojnie – przytulił się do mnie od tyłu. Jasne, dalej się ze mnie nabijaj! Śmiało. – Co takiego chciałeś mi powiedzieć, kocurku?
- Że chciałbym się kochać w nocy na balkonie. Przy tych wszystkich migoczących światełkach w oddali – powiedziałem rozmarzonym głosem i odwróciłem się przodem do mego kochanka.
- Kto wie – odpowiedział tajemniczo, a ja się wyszczerzyłem i skradłem mu buziaka. Już po chwili leżeliśmy wtuleni w siebie i słodko spaliśmy.

- Bill? Tom? – ktoś pukał do drzwi, jednak jako że były zamknięte na klucz, nie chciały ustąpić. – Wszystko w porządku? – dochodziły te słowa do mnie jak z jakiegoś odległego miejsca. Co jest? – Bill! – pukanie nie ustępowało. Ba! Z każdą chwilą stawało się coraz bardziej irytujące. No co jest?
- Już idziemy! – wykrzyczał Tom, który o wiele lepiej kontaktował ode mnie. – Bill, wstawaj! Idziemy na kolację – szturchnął mnie, a ja otworzyłem leniwie oczy.
- Zjadłem ciebie i nie chcę wstawać – wymamrotałem i nakrywając się po same uszy, obróciłem się na drugi bok.
- Proszę cię – ściągnął ze mnie ową puchową rzecz, która tak przyjemnie mnie grzała, a ja czułem się jak noworodek, który właśnie opuścił łono swej matki. Ciepłe łono. Nawet tak samo nagi byłem. Wstałem niechętnie i ubrałem się, po czym poszedłem do łazienki i poprawiłem swój makijaż, by wyglądać jak człowiek. W końcu zeszliśmy, a ta jego lalunia naprawdę się postarała, bo na stole to… chyba wszystko można było znaleźć, naprawdę! I jeszcze tak ładnie było wszystko przyozdobione. Usiedliśmy wszyscy razem przy nim. Ja obok Toma, a naprzeciwko tata z tą całą Carol.
- Smacznego – powiedział, na do zawtórowaliśmy i zaczęliśmy jeść. Od razu nałożyłem sobie sałatkę i zacząłem ją konsumować. Nawet nie wiedziałem, że byłem aż tak głodny. A teraz to czułem, że mógłbym wręcz włożyć w siebie całego kurczaka!
- I co nic nie mówicie? – zapytał Jorg, a ja wzruszyłem tylko ramionami. No co? Jakbym otworzył buzię, to by mi się połowa wysypała na zewnątrz. Jeszcze pomyśleliby, że wymiotuję!
- Przepyszne jedzenie – pochwalił Tom kobietę i zaczął dalej jeść, choć nie wiem co. Dziwnie to wyglądało i widziałem to pierwszy raz na oczy. Oby się tylko nie zatruł.
- To Carol wszystko ugotowała. Jest znakomitą kucharką. – Ojojoj! No niech się nie posra! Zobaczymy czy po tym następnego dnia nikt nie będzie mieć rozwolnienia.
- Opowiedz o niej – poprosiłem grzecznie. No bo sama to nie zacznie mówić. Języka nie ma? Nie wiem czemu, ale od początku miałem jakieś złe przeczucia co do niej. Nie wiem czy słuszne, czy nie, ale…
- Poznałem ją już z pół roku temu, ale dopiero niedawno się wprowadziła do mnie. Jest angielką i gdy mówi po angielsku to ma przesłodki akcent – ehe! Jakby miała kluski w mordzie. No przesłodko, rzeczywiście. Też mogę sobie napchać czegoś do buzi i wyglądać jak mówiący chomik. Będę słodki? – Jest bardzo porządna, spokojna i cierpliwa.
- A czemu ona nie mówi, tylko ty musisz ją wyręczać?  - odparłem już mniej miło, na co Tom spojrzał tylko na mnie tak dziwnie, ale po chwili dalej jadł.
- Bo jestem dość nieśmiała – no! W końcu doczekałem się jakiś słów z jej strony. Niech jej tam będzie…

***

- A pamiętasz, Bill, jak byłeś mały? – zapytał tata i zaśmiał się, a ja upiłem łyk wina, które niedawno Jorg podał do kolacji. Okazało się, że ta cała jego… dziewczyna nie jest wcale taka najgorsza, aczkolwiek całkowicie się do niej jeszcze nie przekonałem. – Latałeś nagi po podwórku i krzyczałeś, że masz robaczka między nogami! – wszyscy wybuchli śmiech, łącznie z Tomem, a ja tylko spuściłem głowę, rumieniąc się.
- To nie robaczek! – od razu zacząłem się bronić. – To pyton! – zawołałem. I Tom powinien o tym najlepiej wiedzieć.
- Albo jak przerabiałeś swe koszulki na spódniczki i kazałeś na siebie wołać Bunia!
- To nieprawda! – aż się poderwałem do góry. – Nie było tak.
- Mam iść po album? Znajdę cię w kapeluszu i spódniczce. A i przy okazji napatoczy się pewnie kilka równie ciekawych zdjęć.
- O nie, nie! – zawołałem od razu i uniosłem ręce jakbym się poddał. – Po prostu dokończmy w spokoju posiłek. – Bo inaczej spalę się ze wstydu przed Tomem. Choć i tak pewnie myślał już sobie o mnie różne rzeczy.



Tom
Uwielbiałem kochać się z Billem. A wizja wspólnej nocy na balkonie wydawała mi się naprawdę cudowna. Za to kolacja... Była przezabawna! Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się uśmiałem. A Bill był naprawdę słodki, kiedy rumienił się ze wstydu. A przy okazji mogłem dowiedzieć się paru szczegółów z jego dzieciństwa oraz było mi dane skosztować tych wszystkich smakołyków. Co jak co, ale ta cała Carol była całkiem niezłą kucharką.
- Bill? - mruknąłem, wycierając usta chusteczką i zerkając przy tym w stronę zegarka, który wskazywał godzinę dwudziestą drugą.
- Hm? - zerknął na mnie.
- Może my już będziemy się zbierać? - zapytałem, unosząc sugestywnie brwi.
- Och... - bąknął tylko, ale jego oczy zabłyszczały dziwnym blaskiem, więc wiedziałem, że już zrozumiał.
- Tak wcześnie? - zdziwił się Jorg i aż sam zerknął na zegarek.
- Może chłopcy są po prostu zmęczeni, kochanie? - wtrąciła się Carol. Rzadko się odzywała, co mnie osobiście dziwiło, ale w tej chwili po prostu miałem wielką ochotę uścisnąć ją w podzięce za ratunek.
- No dobrze, dobrze – burknął Jorg, posyłając niezręczny uśmiech swojej... „sympatii”.
- To może my z Billem posprzątamy – zaproponowałem, wstając ze swojego miejsca, po czym zacząłem zbierać naczynia.
- No co ty, chłopie! - zawołał Jorg, zabierając to, co trzymałem już w dłoniach. - My wszystko zrobimy, spokojnie! W końcu wy jesteście naszymi gośćmi.
Popatrzyłem tylko na Billa z dziwnym wyrazem twarzy i życząc im dobrej nocy, zgarnąłem chłopaka, by popędzić z nim na górę.
- To ja pójdę się umyć – rzuciłem do chłopaka, gdy już weszliśmy do pokoju, a ja zamknąłem za nami drzwi na klucz. Nie chciałem, by nam ktokolwiek przeszkadzał.
- Okej – odpowiedział mi krótko i nim zniknąłem w łazience, zauważyłem, że idzie na balkon.
Po jakiś dziesięciu minutach wyszedłem spod prysznica, osuszyłem swe mokre ciało, ubrałem bokserki, po czym opuściłem łazienkę i swe kroki skierowałem od razu do Billa.
- Boże, Tom! - krzyknął, podskakując przy tym, kiedy niespodziewanie objąłem go od tyłu.
- No co? - zaśmiałem się, całując jego szyję.
- Nie strasz mnie tak więcej – poprosił, zerkając na mnie z lekkim uśmiechem na ustach. - Chyba, że chcesz, bym umarł na zawał – dodał, wyszczerzając się. Zmarszczyłem tylko na to czoło, przekazując mu tym samym, co o tym myślę, więc po chwili znów zaczął przyglądać się całemu miastu, które rozpoczynało swe nocne życie. - Pięknie tu, prawda? - zapytał, opierając głowę na mym ramieniu. - Uwielbiam takie widoki. Zwłaszcza nocą – mówił dalej, patrząc rozmarzonym wzrokiem przed siebie.
- Owszem, jest tu pięknie – odpowiedziałem na jego wcześniejsze pytanie. - Ale ty jesteś piękniejszy od tego wszystkiego – wyszeptałem mu wprost do ucha, a już po chwili odwrócił się w moją stronę i patrzył na mnie z szeroko otworzonymi oczami.
- Na...Naprawdę tak uważasz...? - zapytał zdumiony moim wyznaniem, kładąc przy tym dłonie na moich ramionach.
- Naprawdę – potwierdziłem. Wyciągnąłem rękę w jego stronę, by opuszkami palców pogładzić czule jego policzek. W ten sposób za każdym razem mu przekazywałem, ile dla mnie znaczy... - Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego. Nigdy wcześniej moje uczucia nie były tak silne. Przy tobie czuję się... jakbym potrafił dokonać wszystkiego. A z tymi motylami w brzuchu, pewnie umiałbym wznieść się do chmur, przysięgam! - pokręciłem głową, uśmiechając się szeroko. Jednak widząc łzy w oczach chłopaka – spoważniałem. - I nigdy nie kochałem tak, jak kocham ciebie, Bill – ostatnie słowa niemalże wyszeptałem, wciąż obserwując jego twarz. Przez dłuższą chwilę milczał, lecz zaraz wybuchł płaczem i rzucił się na mnie, by wtulić się mocno w moje ciało. - Billy...? Co powiedziałem nie tak...? - zapytałem niepewnie, obejmując go. Nie wiedziałem, co mam zrobić.
- Nie, Tom – wyłkał, kiedy w końcu znowu na mnie spojrzał. - Po prostu usłyszałem to, na co czekałem tak długo... Ja też cię kocham... Nawet nie wiesz jak bardzo...
Popatrzyłem na niego, wiedząc, że widzi również uczucie i w moich oczach, co było dla mnie cholernie ważne. Przyłożyłem swe czoło do czoła chłopaka i przymknąłem powieki, by po chwili pocałować go delikatnie, co szybko odwzajemnił. Nie śpieszyliśmy się z niczym. Całowaliśmy się powoli, pozbywając się przy tym swych ubrań, chociaż ja niewiele miałem na sobie. A kiedy byliśmy już zupełnie nadzy, oderwałem się niechętnie od chłopaka, by z łóżka ściągnąć kołdrę i rozścielić ją na balkonie. Wtedy wróciłem do całowania chłopaka, by już w parę sekund później, zwisać nad jego delikatnym, drobnym ciałem, gdy on leżał wygodnie pode mną. Patrzyłem z uwielbieniem na niego i czułem się tak, jakbym dotykał go pierwszy raz, a gdy błądziłem dłońmi po jego nagim ciele, miałem wrażenie, że dopiero je poznaje, choć już od dawna je znam i od dawna jest tylko moje. Tej nocy wszystko wydawało się inne. Delikatne i czułe. Stare, ale jakby nowe. Tej nocy poczułem prawdziwą miłość. I już wiedziałem, że jest to cholernie silne, mocne i gorące uczucie. Tak gorące, jak w tej chwili byliśmy my obaj, gdy nasze spocone i spragnione ciała ocierały się o siebie w tym miłosnym uścisku.

piątek, 7 listopada 2014

Odcinek dwudziesty dziewiąty

Bill



- Toom? – zapytałem, jedząc spaghetti.
- Tak? – zerknął na mnie i uśmiechnął się.
- A to nie trzeba już rezerwować biletów na samolot? A jak już wszystkie są wyprzedane?! – uniosłem się, przestraszony.
- Ale one są nam nie potrzebne, kocie – pokręcił głową, wyszczerzając się. – Pojedziemy autem! Przecież wtedy będziemy niezależni, prawda? Owszem, będziemy długo jechać, ale kiedy już się znajdziemy u twojego taty, to będziemy mogli jeździć wszędzie i nie pożyczać od nikogo auta. Co ty na to? – Pokręciłem głową, nie mogąc uwierzyć. – Coś nie tak?
- Nie wierzę, że wszystko zaplanowałeś - Aż łzy mi w oczach stanęły. Jednak zaraz uśmiechnąłem się i jadłem dalej. - I zrobimy tacie niespodziankę! – krzyknąłem po długiej chwili ni stąd ni zowąd, a Tom aż podskoczył na krześle.
Ups. Chyba się tego nie spodziewał, bidulek.


***


- Tom, nieee! Ja muszę się tam dostać! Mam tam dużo rzeczy! – waliłem pięściami w drzwi od łazienki. – Otwieraj! Muszę zabrać kosmetyki i suszarkę! I ręczniki!
- O podpaskach nie zapomnij! – odkrzyknął mi, a ja aż poczerwieniałem ze złości.
- Jak wyjdziesz, to cię zabije! Wyłaź, Tom! Chcę wziąć stamtąd moje rzeczy!
- A mi się chce lać!
- Oby nie srać! Bo nie zamierzam tyle czekać! – uderzyłem ostatni raz pięścią w drzwi i aż jęknąłem z bólu. Wróciłem do swego pokoju i pakowałem się dalej. Po jakimś kwadransie Tom łaskawie wyszedł z łazienki, a ja mogłem dopakować ostatnie rzeczy. W końcu przede mną stały dwie, wielkie walizy, a ja byłem dumny, że tylko tyle miejsce mi zajęły te wszystkie rzeczy. Dobrze, że owe walizki miały kółka, bo sam to bym chyba ich nie podniósł! Pociągnąłem je aż do drzwi i spojrzałem na Toma, który również miał dwie walizki. Wyszczerzyłem się i cmoknąłem jego usta. - Tom? – zapytałem, drapiąc się po głowie, a zaraz zrobiłem słodkie oczka. – Ale zabierzemy ze sobą Bobika, prawda?
- Prawda, prawda. Nawet patrz! – uniósł wielką torbę, w której znajdowało się dla niego posłanie, karma oraz miski.
- Bobiik! – krzyknąłem. – Jedziesz z nami, stary!
Wziąłem psa na smycz i swą jedną torbę. Zjechałem windą na dół i podszedłem do auta, a zaraz przybył Tom i jakimś cudem był w stanie sam wszystkie trzy walizki przywlec! Otworzył auto, a gdy otworzyłem tylne drzwi, to Bobik od razu wskoczył tam! Zamknąłem je i podszedłem do bagażnika. Chwyciłem swą torbę i już chciałem wrzucić ją, ale… nawet nie byłem w stanie jej podnieść!
- Oj, takie rzeczy zostawia się dużym chłopcom. – Pokręcił głową mój chłopak, biorą me walizki, jakby co najmniej były puste! Prychnąłem i zająłem swe miejsce obok kierowcy, a Tom zaraz usiadł za kierownicą. - Gotowy?
- Pewnie! – Uśmiechnąłem się i włączyłem radio, po czym ruszyliśmy.


***


- Jeśli nie zrobimy postoju, to tyłek mi odpadnie zaraz! – warknąłem, zerkając na Toma, a ten się tylko zaśmiał!
Pff! Zapamiętam to sobie! Zatrzymał się w końcu po chwili, a ja wyskoczyłem wręcz z auta. Rozprostowałem się i wziąłem Bobika, by załatwił swą potrzebę. Dałem mu pić i jakąś pałkę, by miał zdrowe, piękne zęby. Pochodziłem trochę i ruszyliśmy w dalszą podróż.

***


- Tom? – zapytałem, obracając się w każdą możliwą stronę. – Jak tu można fotel… no… do tyłu odchylić?
Chłopak kliknął coś, a fotel zaczął automatycznie odchylać się do tyłu, do momentu, aż powiedziałem, że tak wystarczy.
- Śpij, maluchu. – Uśmiechnął się do mnie i włączył ogrzewanie, bo jednak gdy człowiek leży to nie jest za ciepło. Zamknąłem oczy i już po chwili odpłynąłem do krainy Morfeusza.



Kiedy otworzyłem oczy, było mi nadzwyczaj wygodnie. Nakryłem się kołdrą i przekręciłem na dru… CO?! Jaka kołdra?! Usiadłem gwałtownie i rozglądnąłem się. Gdzie ja jestem?! Porwali mnie, czy co? Ale zaraz wyszedł Tom, jak się domyśliłem, z łazienki, gdyż na biodrach miał przewiązany ręcznik i mokre włosy.
- Gdzie jesteśmy? – zapytałem, zupełnie nic nie pamiętając.
- Chodź. – Chłopak wyciągnął rękę w moją stronę, a ja zaraz ją złapałem. Drugą swą dłonią zasłonił mi oczy i zaczął gdzieś prowadzić, a ja po chwili poczułem lekki wiaterek na swej skórze. Aż w końcu Tom odsłonił mi oczy… A to co zobaczyłem…
- Ty żartujesz?! – Odwróciłem się do niego przodem, a w oczach miałem łzy. – Tom! – rzuciłem mu się na szyję i objąłem mocno, a zaraz znów odwróciłem się przodem do barierki balkonu. Przede mną rozpościerała się panorama Paryża nocą. Wszystko było oświetlone, choć największą uwagę skupiała się sobie Wieża Eiffla. Była… oszałamiająca. I o wiele lepsza, niż z obrazka. Ba, nie umywała się do niego! - Chodźmy tam, błagam!
- Daj mi się ubrać tylko i wysuszyć włosy.
Musnął mnie w nos, a ja sam się szybko ogarnąłem, no bo jednak niedawno wstałem.Dobrze, że Tom przytargał tu moje walizki, więc przebrałem się jeszcze. Wziąłem małą torebkę i wyszliśmy. Noc jednak była piękna i tajemnicza. Zapierająca dech w piersi. I to miejsce również. Magiczne. Chodziłem w Tomem uliczkami, których układ był gwiaździsty. W końcu znaleźliśmy się pod samą budowlą, a ja nie posiadałem się z radości. Tom od razu zaczął robić mi zdjęcia, a ja śmiałem się i pozowałem mu, robiąc czasami różne głupie miny i pozy, z których sam się śmiał. Choć i tak najlepsze zdjęcie było, gdy się całowaliśmy, a za nami w pewnej odległości znajdowała się Wieża Eiffla, oświetlona. Tom zabrał mnie jeszcze w jedno miejsce, choć zanim mi nie powiedział, to nie za bardzo wiedziałem, czemu akurat się tutaj znaleźliśmy.
- To most Pont des Arts – powiedział mój chłopak, a ja tylko zmarszczyłem brwi. – Inaczej zwany mostem zakochanych. Przynosi się tutaj kłódki ze swoimi imiona, zaczepia, a potem kluczyk wyrzuca do rzeki. Symbolizuje to trwałość miłości. Spójrz – Tom wyjął z kieszeni kłódkę, na której było napisane „Bill + Tom”. Wziął mnie za rękę, gdyż sam nie byłem w stanie się ruszać i przyczepił kłódkę, co było naprawdę ciężkie, bo prawie nie było miejsca tam…! Tyle było tych kłódek… - Proszę – podał mi kluczyk, a ja wziąłem go w drżącą rękę. – Wyrzuć, a będzie tu wisieć na zawsze– wyszeptał mi do ucha, a ja przymknąłem powieki, a spod jednej wypłynęła mała, przezroczysta kropelka. Zamachnąłem się i wyrzuciłem mały, metalowy przedmiot do Sekwany, po czym wtuliłem się z całych sił w Toma.

Tom

- Chodź, pójdziemy coś zjeść – powiedziałem, odsuwając od siebie chłopaka, który w oczach miał łzy szczęścia. Pocałowałem go czule, a po chwili powiedziałem jego imię, chcąc mu coś powiedzieć: - Bill...?
- Hm...? - mruknął, spoglądając na mnie z lekkim uśmiechem.
- Ja... Ja... Chcę ci powiedzieć, że... Uhm... Kocham cię, Billy... - wyszeptałem, a na te słowa z chłopaka oczu ponownie popłynęły łzy.
- Ja ciebie również kocham, Tom – odparł i ponownie złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Kiedy oderwaliśmy się już od siebie, powiedział: - Chodźmy, jestem trochę głodny.
- Dobrze – powiedziałem, odwzajemniając uśmiech, który posłał mi czarnowłosy, a po chwili ująłem jego dłoń i ruszyliśmy, by zagościć tym razem w najlepszej restauracji w mieście.


Następnego dnia zwiedziliśmy wszystko, co było warte obejrzenia w Paryżu. I jedliśmy dosłownie wszystko, co tak ludzie zachwalali. W tym miejscu było naprawdę cudownie. Krótko, bo już następnego dnia musieliśmy jechać w dalszą podróż, choć z żalem żegnałem się z tym wspaniałym miejscem, ale jednak było cudownie. Ostatnio nawet zauważyłem, że za bardzo rozczulam się nad takimi drobnostkami. Czułem się jak jakiż zakochany gówniarz. Ale za to coraz lepiej czułem się w towarzystwie Billa, chociaż wciąż zdarzały nam się drobne sprzeczki...

***

- Tom...? - usłyszałem szept chłopaka, gdy minęliśmy znak powitalny, który informował, że znaleźliśmy się już w samym Londynie.
- Hm? - zapytałem, zerkając na niego przez ramię. Było widać, że jest jakiś podenerwowany. - Co jest?
- Boję się... - wyszeptał, spoglądając na mnie przerażonym wzrokiem i tarmosząc przy tym swą koszulkę.
- Czego, kochanie? - spytałem czule i aż zatrzymałem samochód pod jakimś motelem, by z nim porozmawiać. I tak zostało nam jeszcze kawałek drogi do domu ojca Billa, a był już wieczór, więc na pewno przyda nam się trochę odpoczynku.
- Tego, że tata nas nie zaakceptuje – rzekł, zagryzając wargę.
- Więc mam rozumieć, że chcesz mu o nas powiedzieć? - uniosłem brwi ze zdziwienia.
- A dlaczego nie, Tom? Twoi rodzice o nas wiedzą, poza tym przyjedziemy do niego razem i nie chcę ukrywać się przez ten cały czas ze swoimi uczuciami... Nie wiem tylko, czy on zdaje sobie sprawę z tego, że wolę chłopców... A w dodatku jesteś moim nauczycielem i... - zaczął, lecz nie był w stanie dokończyć, gdyż wybuchł donośnym płaczem.
- Cii... - szeptałem uspokajająco, gdy przygarnąłem tego drobnego chłopaka i zakleszczyłem go mocnym objęciem. - Wszystko będzie dobrze – zapewniłem go, delikatnie głaszcząc jego plecy, a czasami też przeczesując palcami czarne włosy. Dopiero po dłuższej chwili odsunąłem się od niego, by spojrzeć w oczy młodego. - Może chcesz się przespać? Zmęczony pewnie jesteś, hm? - zapytałem, głaszcząc przy tym opuszkami palców jego policzek.
- Możemy się tu zatrzymać – odparł, pociągając nosem, a zaraz uśmiechnął się lekko. - Chcę spędzić dzisiejszą noc tylko z tobą... I chętnie też coś zjem – dodał po chwili namysłu, gdy nagle zaburczało mu w brzuchu.
- Wof! - zaszczekał Bobik, chcąc się wtrącić do naszej rozmowy.
- I Bobik chyba też upomina się o swoje – powiedział Bill, wybuchając śmiechem.
- Uwielbiam chwile, gdy mogę słyszeć twój śmiech lub widzieć twój uśmiech... - wyznałem, patrząc się w niego, niemal jak w jakiś najpiękniejszy cud świata.
Bo był cudem.
Moim cudem...

Bill

Sam nie wierzyłem w to, co się wydarzyło. Tom w końcu wyznał mi miłość, a ja byłem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. A i w całym Wszechświecie! Ba! Dodatkowo zrobił to w mieście miłości. A teraz pakowaliśmy nasze walizki do bagażnika, a ja coraz bardziej się denerwowałem wizytą u mojego taty. Do tego stopnia, że aż ręce zaczęły mi się pocić!
- Przecież najpierw możesz zrobić małe… rozeznanie – doradził mi Tom, a ja zerknąłem na niego dziwnie. – Nie musisz na wejściu mu tego mówić – trącił nosem mój i uśmiechnął się, przytulając mnie do siebie mocno.
- Tom? – zapytałem i zerknąłem na niego, przygryzając wargę i dopiero po chwili kontynuowałem. – A… No… Będziesz ciągle przy mnie? – Chyba zdziwiłem go tym pytaniem.
- Zawsze – wyszeptał i musnął moje usta, po czym wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy.
I na moje nieszczęście w domu taty znaleźliśmy się o wiele szybciej, niż sobie wyobrażałem. Nawet psychicznie nie zdążyłem się na to przygotować. Wysiadłem z pojazdu, a nogi miałem jak z waty. Wziąłem Bobika na smycz i podszedłem wraz z Tomem do drzwi, w które zapukałem delikatnie, a już po chwili otworzyła mi... jakaś kobieta!
- Tak? – zapytała z angielskim akcentem, który brzmiał tak, jakby miała w buzi garść klusek jakiś lub czegokolwiek innego. Kobieto, wypluj to! I nie mów do mnie po angielsku, bo nic nie rozumiem. Niemiecki proszę!
- Ja… Jest może Jorg? – zapytałem niepewnie, zerkając nerwowo na Toma.
- A panowie w jakiej sprawie…?
O! Jednak zna niemiecki! Boże, czy to twoja sprawa?! Nie utrudniaj mi tego, bo zaraz stąd ucieknę!
- Bill? – zapytał ktoś z głębi pomieszczenia, a kobieta odsunęła się, przez co mogłem dostrzec swego tatę, do którego podbiegłem i rzuciłem się wręcz na szyję. No… Jestem dość wrażliwy, a za bliskimi osobami naprawdę potrafię tęsknić.
- Niespodzianka – wydusiłem z siebie, na co mężczyzna się przycisnął mnie do swego ciała jeszcze mocniej.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. - Co za ulga! Kamień spadł mi z serca, a raczej połowa kamienia, no bo jeszcze mój związek z Tomem… - A kogoż ty tu przyprowadziłeś? – zerknął na Toma, który trzymał smycz.
- Toma i Bobika! – wyszczerzyłem się, ale zaraz zmierzyłem lodowatym wzrokiem kobietę, która otworzyła mi drzwi. - To twoja gosposia? – zapytałem nie za miło.
No co? A jak go okradała?!
- Chyba musimy pogadać, Billy. Zapraszam, wchodźcie, wchodźcie – zwrócił się do Toma, któremu podał dłoń, a Bobika poczochrał. Usiedliśmy wszyscy razem. Tak! Mówiąc wszyscy, wliczam w to tę gosposię – niestety. Od samego początku mi się nie podobała. - Napijecie się czegoś? – zapytał Jorg, a ja energicznie pokiwałem głową.
O tak! Ugaście me pragnienie!
- Poproszę szklankę wody z lodem – zwróciłem się do tej kobiety. No, skoro jest gosposią, to chyba picie też może przynieść, prawda? – A ty? – zerknąłem na Toma.
- To samo. – Uśmiechnął się i pokiwał głową.
Jednak rzecz, która mnie zdziwiła to to, że to właśnie mój tata poszedł po ów picie, a nie ona! Co tu jest grane? Już po chwili trzymałem zimną w szklankę w dłoniach i piłem wodę, która mnie orzeźwiała.
- Widzisz, Bill… Carol jest moją… Jak wy to młodzi mówicie – zaśmiał się, a ja tylko patrzyłem na niego dziwnie – moją sympatią! – powiedział w końcu, a ja tylko zrobiłem głupią minę.
- Aha! No tak! Mama ma jakiegoś fagasa, ty masz jakąś cizię, a na Billa nie ma nigdzie miejsca! Chodź, Tom! W ogóle nie powinniśmy tu przyjeżdżać! – zerwałem się i skierowałem się do wyjścia.
- Bill! – zawołał tata i złapał mnie za nadgarstek. – Zawsze tutaj jesteś mile widziany i gdziekolwiek będę, to zawsze znajdzie się dla ciebie miejsce. Wiesz, że jeśli tylko będzie cię źle traktować, to… nie będzie jej. Wiesz, że jesteś najważniejszy.
Otworzyłem szeroko oczy i przełknąłem głośno ślinę, no… bo jednak się tego nie spodziewałem. Że tak… No… Że ja ważniejszy od wszystkiego innego… Tak… Dziwnie…
- Naprawdę? – zapytałem jak jakiś debil, a Jorg tylko pokiwał głową. Wróciliśmy na swe poprzednie miejsca, a ja zerknąłem na Toma, który głaskał leżącego obok Bobika.
- To… Ja… - zacząłem dukać, aż w końcu wziąłem haust powietrze do płuc. – Ja jestem z Tomem. W związku. Kocham go… - wydusiłem z siebie, a już po chwili usłyszałem, jak ktoś dławi się. Zerknąłem na Toma, który właśnie krztusił się wodą, którą chyba przed chwilą pił. Poklepałem go po plecach i zerknąłem w jego oczy, ale nie mogłem zgadnąć, co chłopak tak właściwie teraz czuje i myśli.
- Ten co tutaj siedzi? Twój nauczyciel? – zapytał dziwnie, jakby myślał co najmniej, że się z niego nabijam.
- Nie jest jakiś stary – powiedziałem, jakby na swą obronę, a tata wypuścił głośno powietrze z płuc i przeczesał dłonią włosy.
- Tom? – zwrócił się w stronę mojego chłopaka, a on od razu się wyprostował i spojrzał na niego. Cholernie byłem ciekawy, co teraz myślał… Jorg wstał, a z nim razem mój chłopak. O Boże! Oni chyba nie zamierzają się bić?! Ej! Stop! Nie, nie, nie! Bo ja nie jestem na tyle silny, by ich powstrzymać! No ludzie! Mój tata podszedł do Toma, a ja patrzyłem na to wszystko, choć w głowie kumulowało mi się milion sytuacji. Złych sytuacji. – Dziękuję – CO?! – Dziękuję, że opiekujesz się moim małym chłopcem – powiedział i przytulił go! – Ale jeśli go skrzywdzisz, to już nigdy ci tego nie daruję, Tom.