poniedziałek, 7 lipca 2014

Odcinek trzeci

Witajcie.
Dzisiaj przemawia do Was Joll. :D Chciałam Wam powiedzieć, że wraz z Czaki postanowiłyśmy, że będziemy wstawiać odcinki dwa razy w tygodniu, skoro nas tak ładnie prosiłyście. Ale ja mam jedną uwagę. Jeśli nie będziecie komentować, to odcinki znów będą pojawiać się tylko raz w tygodniu, a kto wie... może rzadziej? W każdym razie - liczę na Was. I Czaki pewnie też.
A teraz - miłej lektury!

Pozdrawiam,
Joll.

~.*.~

Bill

W sumie, to dzisiejszy dzień był trochę... bardzo inny, niż pozostałe... Bo wiecie, zawsze to z niecierpliwieniem czekałem, aż skończą się lekcje - byle do domu. A dzisiaj jednak było trochę inaczej. Choć w sumie... To czekałem na lekcje z Tomem, no...! Byłem cholernie ciekaw, jak będą wyglądać. Oczywiście gdybym całkowicie puścił wodze fantazji, to mógłbym wyobrażać sobie siebie leżącego brzuchem na ławce, a za mną Toma, który by... No, nieważne. Moim problemem były teraz zaczerwienione policzki i pewnie gdybym nie siedział na przeciwko Toma we własnej osobie, nie miałbym nic przeciwko. Przetarłem je, mając nadzieję... a raczej modląc się w duchu, że to coś pomoże.
- Męczący dzień, prawda? - zaczął z uśmiechem. Cholera, zauważył...! A może nie...?
- Faktycznie, muszę przyznać panu rację. - Pokiwałem głową, nieco zawstydzony, jednak odwzajemniłem uśmiech.
- Uch, błagam cię... Jak będziemy sami, możesz mówić na mnie Tom, bo serio nie lubię tego "pana"... - zamyślił się. - Okej, nieważne.
Próbowałem ukryć zdziwienie, no bo bądź co bądź, to mnie zaskoczył! W moich myślach już dawno był "Tomem", ale o tym chyba nie musi wiedzieć, prawda? Tylko jak będę mówić tak do niego, to się przyzwyczaję i jak tak na lekcji fizyki wypalę?! Przecież dziewczyny, to mnie zabiją wzrokiem! Albo zadrapią tymi różowymi tipsami...! Ale wtedy w moją obronę stanie Tom i... Cholera, no...
- Nie no, jeśli chcesz, to mogę tak mówić... W sumie, to dla mnie nawet lepiej, bo wyglądasz dość młodo.
- Masz rację. Nie jestem wiele starszy od was. Sam jeszcze niedawno się tutaj uczyłem.
No i znowu mnie zaskoczył! On tutaj? Nieźle...
- Naprawdę? - wolałem się upewnić. A co, jeśli chce mnie tylko tak... no... podpuścić, o!
- Naprawdę. Ale chyba nie po o tu przyszedłeś.
A tak się już fajnie gadało...! Nie mów, że będziemy teraz wałkować jakieś wzory...
- Czy ja wiem... - mruknąłem i wzruszyłem ramionami. Tak jak jest, to jest naprawdę dla mnie dobrze!
- Mam rozumieć, że nie lubisz fizyki? - zapytał.
No czytasz mi w myślach, Tomulku! Przesadzam, no nie? Cholera...
- No... Nie bardzo. - Pokręciłem głową.
- Jak śmiesz?! - krzyknął. - Przecież to najwspanialszy przedmiot na świecie! - wykrzyknął, a ja wybuchnąłem śmiechem, widząc go takiego. No co jak co, ale poczucie humoru, to on miał! Naprawdę! Uwielbiałem takich ludzi. Bo choć może... No... Ja sam z siebie taki nie byłem, to przy takich właśnie ludziach świetnie się bawiłem.
- Widzę, że świetnie się bawicie, panowie Kaulitz - rzuciła, jakby z nutką ironii dyrektorka, która ni stąd ni zowąd pojawiła się w sali. O Boże, musiała przyjść tu ta szmata? Skierowałem oczy ku górze, jakbym pytał Boga za co on mnie tak pokarał taką dyrektorką. Pf...!
- Właśnie pytałem Billa, jaki jest pierwszy postulat Bohra.
Moje oczy chyba właśnie wychodziły z czaszki. Wiecie, jak na tych kreskówkach, gdy ktoś zobaczy dupę jakiejś laski lub jest cholernie zaskoczony. Gdyby była to bajka, to tak właśnie bym wyglądał. Przysięgam...!
- Więc... Bill? Jaki jest pierwszy postulat Bohra?
No i musiała ciągnąć ten pieprzony temat o jakiś pieprzonych postulatach...! A skąd ja mam to, kurwa, wiedzieć...?! Nie wiem, czy było to dawno, czy niedawno, a może w ogóle tego nie było...? Dobra... Nad moją głową właśnie zapaliła się żółta żaróweczka, która miała oznaczać wpadnięcie na jakiś przegenialny pomysł. No, uwaga! Billy się wykazuje. I to przed dyrektorką. A niech cię, kurwa, zatka z wrażenia! Tak zatka, że aż nie odetka nigdy, o!
- Elektron nie może poruszać się w dowolnej odległości od jądra, ale wyłącznie po jednej ze ściśle określonych orbit. Podczas ruchu po takiej orbicie energia elektronu się nie zmienia - wydukałem jakoś, patrząc niepewnie na Toma, ale widząc, że z jego twarzy nie znika uśmiech, sam się po chwili wyszczerzyłem, dumny z siebie.
- Dobrze - potwierdziła ta baba, ale nic po sobie nie dawała poznać. Ja wieem, że ona by chciała, bym powiedział źle...! Bo wtedy miałaby kolejny powód, by się do mnie przyczepić. Oczywiście, że nie przyczepiłaby się do Toma, tylko do mnie. No bo w sumie, to i tak nie byłaby jego wina... A ona cholernie lubiła się mnie czepiać tak notabene. Ale niee...! Nie ma już tak łatwo!
- Podoba mi się pańska praca - powiedziała do mojego nauczyciela. - Oby tak dalej - dodała jeszcze tym swoim głosikiem i opuściła w końcu pomieszczenie. I tak była w nim za długo. Stanowczo za długo!
- Ona tak zawsze...? - zapytał Tom, a ja wzruszyłem ramionami.
- Po prostu mnie nie lubi... - odburknąłem. - To nie twoja wina, tylko moja... - Spuściłem głowę i zacząłem przyglądać się swoim dłoniom.
- Jak to? - W jego głosie było słychać zdziwienie.
- Nieważne, nie chcę o tym rozmawiać. Możemy przejść do tej cholernej fizyki? - powiedziałem już lekko zirytowany. No bo co, kurczę?! Znam go... W sumie to go nie znam i nie będę się aż tak mu zwierzać. Bo... Jeszcze pomyśli sobie nie wiadomo co... Choć pewnie i tak jak będzie naciskać, to nie wytrzymam i wybuchnę. Ale na razie nie chciałem, ani o tym mówić, ani o tym myśleć.
- A co ostatnio robiłeś z panią Goldmann? - zmienił temat, co spodobało mi się.
- Szczerze? To nie pamiętam. Częściej rozmawialiśmy, niż robiliśmy coś, co z fizyką związane. Zwłaszcza ostatnio, bo czuła się coraz gorzej... Chociaż nie przypuszczałem, że nas opuści, bo nawet ją lubiłem... - Zastanowiłem się przez chwilę i pokiwałem głową. Tak... Pani Goldmann była naprawdę w porządku. Wiedziała, że nie lubiłem, i w sumie dalej nie lubię, fizyki. Zrobiliśmy szybko zadanie domowe, a potem rozmawialiśmy. Nikt nam nie przeszkadzał, więc mogliśmy gadać o wszystkim. Mówiła mi o swojej chorobie, ale nie wiedziałem, że to aż tak poważne... Widocznie nie chciała mnie martwić, czy coś... Sam nie wiem...
- Rozumiem - powiedział, w jego głosie czułem współczucie. Naprawdę przywiązałem się do tej starej kobiety. Tom poklepał mnie po ramieniu, a ja automatycznie na niego spojrzałem. - Jak chcesz, to możemy się umówić tak, że będziesz przychodzić do mnie w te piątki i będziemy powtarzać cały materiał z tygodnia, potem będę pomagać ci do kartkówek lub klasówek, a już jak nie będziemy mieli co robić, to będziemy rozmawiać - zaproponował. No i znowu mnie zaskoczył...! On ma jakiś dar, tak? Czy o co w tym chodzi? - Co o tym myślisz?
- Hm... Mi pasuje. - Wyszczerzyłem się. Mam nadzieję jednak, że cały ten czas nie zleci nam na powtarzaniu materiału, bo jednak gdybyśmy gadali, to poznałbym go...! I to lepiej, niż inni... Chyba, że teraz, jako że Tom będzie prowadzić te zajęcia, zbiegnie się masa jakiś lasek... Mam nadzieję, że nie...
- Czyli wychodzi na to, że możesz iść, bo jak na razie, nic na lekcjach takiego nie robiliśmy - Aha...! No podobno mieliśmy też gadać...! Dzięki, że mnie wyganiasz...! - Chybaaa, że chcesz mi pomóc sprawdzić testy, chociaż i tak nie ma co sprawdzać, bo połowa klasy ściągała. - No...! Więc jednak Billy zostaje...! Woho...!
- Widziałeś?
To co udawał takiego?!
- Owszem. I specjalnie dałem test, który było można znaleźć w internecie. Chciałem nie tylko sprawdzić waszą wiedzę, ale też uczciwość. - Jaka sprytna bestia...! Och... Genialnie to wymyślił...! - Po sobie wiem, że lepiej jest się uczyć, niż ściągać, dlatego też będę wymagać tego od moich uczniów. I cieszę się również, że zrezygnowałeś z tej opcji. - Puścił mi oczko, a ja poczułem, jak znowu moje policzki zaczynają mnie palić. Kurde, no! Przestań...
- T-to... Możemy sprawdzić te testy... - wyjąkałem, ale tak już mam, że jak się czuje zawstydzony, to się po prostu jąkam, dlatego łatwo rozróżnić, kiedy jestem zawstydzony. Spuściłem wzrok na swoje splecione palce, które trzymałem na blacie stolika.
- Dobrze! - Tom wziął wszystkie testy i podzielił je na dwie kupki, z czego jedną położył przede mną. Bill nauczyciel? Zobaczymy, jaka to przyjemność wystawiać pały! - Ty sprawdź to, a ja to. Tutaj masz wszystkie odpowiedzi. - Położył jakąś karteczkę przede mną, a ja pokiwałem głową. - Są tu odpowiedzi do zadań zamkniętych, więc tylko te sprawdzaj, a ja otwarte.
- W porządku - złapałem za czerwony długopis, która mi podał i od razu poczułem... przypływ mocy, o! Ha, i kto teraz może wystawiać pały?! Billy...! Oj taaak... Jeden punkcik w tą, czy w tą...! Nie no... Żartowałem... Chociaż... Nie noo...
- No, Kaulitz. Chyba aż tak bardzo nie są potrzebne ci te zajęcia dodatkowe - odezwał się po jakimś czasie.
- Jak to...? - zerknąłem na niego, oderwany od sprawdzania i zmarszczyłem brwi. O co mu znów chodzi?
- Masz cztery minus. Całkiem ładnie napisana praca.
- CO?! - krzyknąłem i wręcz wyrwałem mu swą pracę. Przeleciałem po niej wzrokiem, z czego i tak moją największą uwagę przykuła ocena, wypisana czerwonym długopisem i podpis Kaulitza. Swoją drogą, jak na mężczyznę, to najgorszego pisma nie miał...! Naprawdę...! Ale... I tak nie wierzyłem...! No tak... Ale w sumie po przestudiowaniu pracy, nie ma się co dziwić, że taka ocena... Jak większość punktów, które miałem, to uzyskałem z zadań zamkniętych. No więc nie ma się co dziwić, no nie? Wiadomo, że była strzelanka. No, może nie we wszystkich, bo jednak coś tam wiedziałem, no nie? Aż tak głupi nie jestem...! A jedno otwarte, to nawet miałem całe zrobione...! A nie dość, że zrobione, to jeszcze dobrze zrobione! No, mogłem być z siebie dumny...! Naprawdę dumny...! Spojrzałem na Toma i uśmiechnąłem się szeroko.
- Myślałem, że dostanę jeden... - powiedziałem dość nieśmiało i przygryzłem wargę.
- Stać cię na więcej, niż myślisz, Bill. - Odwzajemnił mój uśmiech i razem powróciliśmy do sprawdzania testów. Kiedy wszystkie były już sprawdzone, a oceny wpisane do dziennika, co wcale nie zajęło nam aż tak dużo czasu, chwyciłem za plecak i podniosłem się.
- Idziesz już? - zapytał mój nauczyciel, a ja wzruszyłem ramionami.
- Chyba tak... W końcu na mnie już pora, prawda? - Uśmiechnąłem się dość sztucznie, mając nadzieję, że tego nie zauważy. W końcu nie zna mnie za dobrze, no nie?
- Wiesz... Jak chcesz, to mogę cię podwieźć, bo w sumie sam już zwijam się do domu.
Skąd taka propozycja? Ale w sumie... Nie chciałem za bardzo go opuszczać, a tym bardziej samotna droga do domu mnie nie przekonywała.
- Jeśli to nie problem...
No co?! Trzeba pokazać chociaż trochę tej... no... jakiejś kultury...! Przecież nie wypalę z tekstem: "No pewnie! Sam miałem o to pytać, ale za bardzo zająłem się myśleniem o twoich pośladkach!" O Boże... Ja naprawdę powiedziałem to w myślach?! Bum! Kolejne rumieńce do kolekcji...
- Jasne, że nie! Chodź! - Wyszliśmy z klasy, po czym Tom ją zamknął. Poczekałem na niego chwilę, gdy zniknął w pokoju nauczycielskim, a potem wyszliśmy ze szkoły. Mam nadzieję, że nikt nas nie widział, chociaż raczej romansu nam nie zarzucą, no nie?! Może gdybym był dziewczyną... A przynajmniej gdyby Tom był homo... A przynajmniej bi...! No, nieważne. Jaki ty masz samochód, hm? Bo nie wyglądasz na takiego, co byłby posiadaczem Fiata 125 p. Szedłem za Tomem, a po chwili zatrzymaliśmy się przy
czarnym, błyszczącym Cadillacu Escalade...! Wyglądał tak, jakby przed chwilą co najmniej z salonu wyjechał! Przysięgam! Matko! Skąd on ma taką furę?! Po co mu taki wielki samochód?!Ba...! Skąd on ma na niego kasę?! W tak młodym wieku się dorobił?! A co on, kurwa, szefem Apple jest?! A może w totka wygrał? Chyba, że rodziców ma ustawionych...! To to już inna sprawa!
- Zamknij tę buzię, bo ci mucha wleci. Zapraszam - powiedział, śmiejąc się, a ja podskoczyłem wręcz, gdy usłyszałem jego głos przy swoim uchu. Czyżby mnie podrywał...? Ale i tak mnie wystraszył. I wcale nie miałem otwartej buzi...! A może miałem, a po prostu za bardzo się zamyśliłem? Cholera... Muszę się chyba przy nim bardziej kontrolować. Tom okazał się być bardzo kulturalny, gdyż otworzył mi drzwi, a gdy siedziałem już w środku na fotelu pasażera, zamknął je, obszedł auto i usiadł za kierownicą. Odpalił pojazd i musiałem przyznać, że silnik chodził bardzo cicho. Przyjemnie wręcz...! No... Cokolwiek to znaczyło... Zapiąłem pasy, no bo jednak tak wypadało, no nie? Uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem na Toma. W ogóle nie wyglądał jak nauczyciel. Bardziej jak jakiś student, który chce szaleć.
- To jaki jest nasz cel? - zapytał, zerkając w moją stroną. Domek nad jeziorkiem, gdzie będziemy sami - oczywiście nie powiedziałem tego! Ale myśleć mogę chyba co chcę, no nie?! Podałem mu za to mój adres, a samochód ruszył. W sumie to sam nie wierzyłem, że mogę podrywać aż tak w myślach faceta, którego prawie nie znałem...!
- Opowiesz mi o tej dyrektorce? Wiesz... Wolę wiedzieć z kim mam do czynienia! - powiedział, chcąc chyba rozluźnić atmosferę, która nagle uległa zmianie. Poruszyłem się niespokojnie na fotelu i przygryzłem wargę. Chyba nie miałem wyjścia...
- Widzisz... - zacząłem i zamyśliłem się, jednak Tom nic nie mówił i czekał cierpliwie. - Nie widzisz jaka ona jest? Jest... A przynajmniej kreuje się na perfekcjonistkę. Chce, by wszystko było idealne i po jej myśli. Chce mieć idealną szkołę z idealnymi uczniami, którzy będą mieścić się w kanonie, który sama ustaliła... Mam na myśli zachowanie jak i charakter. No i nagle przychodzę taki ja... No sam spójrz... Jak ja wyglądam? Jestem odłamaniem... Myśli, że robię to specjalnie... Ale ja taki po prostu jestem...! Nie zmienię się dla niej i już jej to udowodniłem... Hah... Pamiętam, jak kiedyś przyszedł ktoś no... na taką kontrolę, a ja jeszcze bardziej chciałem zrobić jej na złość... I w sumie jej mina była bezcenna, gdy zobaczyła mnie w spodniach z dziurami, z włosami postawionymi i w ogóle... Od tej pory mści się na mnie jeszcze bardziej... Na każdym kroku... Dlatego taka jest... - Spuściłem głowę, a zaraz poczułem dłoń Toma na udzie. Uśmiechnąłem się delikatnie. Chyba jednak będziemy mieć dobry kontakt. Samochód się zatrzymał, a ja podziękowałem i uśmiechnąłem się ostatni raz. Wziąłem plecak i wysiadłem.
- To do poniedziałki, Bill - pożegnał mnie, po czym puścił mi oczko i odjechał.
- Do poniedziałku, Tom... - powiedziałem już bardziej do siebie, niż do niego i skierowałem się w stronę domu. Plecak zostawiłem chyba gdzieś na korytarzu... A raczej w jego kącie. Wszedłem do salonu, a moi rodzice siedzieli z grobowymi minami. Co jest? A dodatkowo obok mamy siedział jakiś facet, którego pierwszy raz na oczy widziałem.
- Co tak długo? - zapytała mama głosem bez żadnych emocji. A może się myliłem? Może w jej głosie było aż za dużo emocji? Jednak ja rozpoznałem przede wszystkim strach.
- Przecież chodzę na korki z fizyki, zapomnieliście? Nie jestem jakimś geniuszem z przedmiotów ścisłych... A raczej nie jestem ekspertem z fizyki... - Wzruszyłem ramionami i już miałem wychodzić, ale jednak nie...
- Chcemy z tobą porozmawiać, Bill - powiedział tata, a ja dałem dłonie na biodra i zmarszczyłem brwi.
- Przy nim? - Wskazałem brodą na nieznajomego faceta. Kim on w ogóle, do cholery, jest?! Może ja nie chce przy nim rozmawiać, hę?
- Bill, proszę... - poprosiła mama, a ja przewróciłem oczami i jako grzeczne dziecko, usiadłem na fotelu naprzeciwko nich. I w tym momencie zapanowała niezręczna cisza. O matko.,. Chcą porozmawiać, a się nawet nie odzywają. Spojrzałem za okno i spostrzegłem, że na zewnątrz zrobiło się już ciemno...
- Rozwodzimy się z mamą - wydusił w końcu z siebie tata, a ja spojrzałem na niego, jakby przynajmniej powiedział mi coś w stylu: "Mieszkamy na księżycu". Albo coś jeszcze bardziej surrealnego! Moje oczy już drugi raz tego dnia prawie wychodziły z czaszki.
- CO?! - krzyknąłem, a moje dłonie zacisnęły się na udach.
- Bill, tu nie chodzi o ciebie...! - od razu wtrąciła mama. - Tu chodzi o nas. My już z tatą nie czujemy do siebie tego samego, co te kilkanaście lat temu. Po prostu to wygasło... - Prychnąłem i pokręciłem głową. Aż taki ślepy byłem? A może oni to doskonale ukrywali? Opadłem na fotel i skrzyżowałem ramiona na piersi. - Razem z Paulem...
- Kim?! - mój ton ani trochę nie zniżył się, a wręcz przeciwnie - zrobił się jeszcze bardziej donośny.
- No z Paulem... - powtórzyła bardziej niepewnie i wskazała na tego faceta. Zmierzyłem go najbardziej pogardliwym wzrokiem, na jaki było mnie w tej chwili stać. - Bill przestań...
- Ehe - odburknąłem. W sumie to brzmiało to tak, jakbym powiedział to na odpierdol. No i dobrze, o!
- Bill, dajemy ci wybór. Możesz mieszkać z nami tu - w Berlinie, a możesz wyprowadzić się z tatą do Londynu.
To tata się wyprowadza?! Nie no...!
- Zajebiście...! Ale wam zależy na mnie...! Tak bardzo, że aż wcale! Jakbyście nie mogli się normalnie zachowywać! Jeszcze pewnie nie macie rozwodu, a ty co?! - Wstałem i zacisnąłem dłonie w pięści. - Już zadajesz się z jakimś Paulem - Sraulem z dupy wziętym! - Nie, wcale, a wcale nie przebierałem w słowach.
- Opanuj się...!
- Pff! - Pokręciłem głową i wybiegłem z domu, trzaskając drzwiami. I co ja mam teraz zrobić?! W sumie, to zawsze chciałem stąd się wyrwać... Wyrwać się od tych wszystkich ludzi, którzy krzywo na mnie patrzyli i w ogóle... Ale to się zmieniło... Zmieniło się przez Toma... W końcu poczułem, że jest ktoś, kto może choć trochę mnie zrozumie. Poza tym... Nagle mam mieszkać w domu z jakimś obcym facetem?! Widzieć go rano i wieczorem? Widzieć go prawie jebane dwadzieścia cztery godziny na dobę?! Mam korzystać z nim z tej samej wanny i kibla?! A jak się czymś zarażę?! Usiadłem w końcu skulony na jakiejś ławce i wybuchnąłem płaczem. Niee...! Bardzo rzadko to robiłem, naprawdę. Ale teraz już nie wytrzymywałem...
- Bill...? - usłyszałem nad sobą niepewny głos, a gdy uniosłem głowę, ujrzałem... Toma... Przełknąłem głośno ślinę i przygryzłem wargę.


Tom

Fajnie rozmawiało mi się z tym dzieciakiem. Widać było, że jest zamknięty w sobie, ale o dziwo przy mnie się otworzył. I w sumie to zastanawiało mnie, dlaczego akurat mnie wybrał na swojego rozmówcę, ale... Nie przeszkadzało mi to jakoś specjalnie, a wręcz przeciwnie. Bo jeśli mam być szczery, to coś ciągnęło mnie do Billa odkąd go tylko zobaczyłem, ale jeszcze nie wiedziałem, co to jest... Pewnie sam się zastanawiał, dlaczego jestem dla niego taki miły. Po prostu... Nie mogłem nic poradzić na to, że większy pociąg fizyczny czułem do tej samej płci, a Bill ... Bill mi się spodobał - i tyle. Chociaż wiedziałem, że nie powinienem z nim tak rozmawiać, to nie mogłem inaczej. Nie potrafiłem... Gdy już odwiozłem go do domu, to strasznie nie chciałem odjeżdżać z jego posesji, lecz wiedziałem, że muszę to zrobić, więc kiedy tylko pożegnałem chłopaka - odjechałem, ale niedaleko. W pobliżu był sklep, a że musiałem zrobić zakupy, bo w mej lodówce wręcz świeciło się pustkami, to zatrzymałem się niedaleko od jego domu, tak, żeby nie mógł wypatrzeć mego auta z okna, czy coś... Po zrobieniu zakupów zacząłem załadowywać reklamówki na tylne siedzenia samochodu, by później do niego wsiąść i ruszyć. Jednak nie zajechałem daleko, gdyż przejeżdżając obok małego parku, moją uwagę przykuła skulona postać na ławce i coś mi mówiło, że znam tę osobę i powinienem się zatrzymać, więc tak też zrobiłem. Zaparkowałem auto, wysiadłem z niego i ruszyłem ku mojemu celowi, a będąc już blisko, wiedziałem, że to nie kto inny, jak płaczący...
- Bill? - odezwałem się niepewnie, a gdy spojrzał na mnie mokrymi od łez oczami - ścisnęło mi się boleśnie serce. - Co się stało...? - zapytałem cicho, siadając obok niego na ławce.
- Nic... - odburknął, odwracając ode mnie wzrok i pociągając swym nosem.
- Chcesz? - spytałem, wyciągając w jego stronę paczkę z chusteczkami, które znalazłem w kieszeni swych spodni.
- Dzięki - mruknął, biorąc jedną i zaraz dmuchając w nią.
- Lepiej troszkę...? - Nie wiem skąd brała się u mnie ta troska o niego... A może... Może po prostu zrobiło mi się go żal...? W końcu był moim uczniem i stała mu się krzywda, prawda?
- Nie - odparł w końcu, wyrzucając zużytą chusteczkę do kosza, który znajdował się obok ławki. - Nie będzie lepiej - dodał cicho.
- Powiesz mi, co się stało? Może mogę ci jakoś pomóc, hm...? - pytałem uparcie dalej, wpatrując się w jego czerwoną twarz. Miałem ochotę wyciągnąć do niego dłoń i pogładzić jego policzek, albo chociaż go przytulić...
- Nie pomożesz mi... Chyba, że przekonasz moich rodziców, żeby się nie rozwodzili - powiedział, po czym wybuchnął głośnym płaczem i rzucił się w moją stronę, by mocno wtulić się we mnie. Nie broniłem się. Objąłem mocno jego wątłe ciało, mając nadzieję, że doda mu to trochę otuchy i poczuje się lepiej - a przynajmniej tak usprawiedliwiałem swoje zachowanie, co do tego chłopaczka.
- Ciii, wszystko będzie dobrze, zobaczysz - szeptałem mu do ucha, czując jak moczy mi moją koszulę swymi łzami i... i smarka mi się w nią... Ugh...! To się nazywa poświęcenie!
- Nie... - wybełkotał tylko, wciąż tuląc się do mnie. Nie odpowiedziałem mu na to, no bo co miałem mu powiedzieć, skoro on i tak wiedział lepiej...? Czekałem tylko, aż w końcu się uspokoi, żebym mógł z nim trochę porozmawiać. Dobrze, że nie było jeszcze tak zimno na dworze...
- Przepraszam... - szepnął, gdy już w miarę normalnie oddychał i nie płakał, odsuwając się przy tym ode mnie na bezpieczną odległość.
- Za co? - zdziwiłem się.
- Nie powinienem był się tak przy tobie zachowywać i rzucać się na ciebie, bo w końcu jesteś tylko moim nauczycielem - rzucił, jakby z nutką żalu w głosie, patrząc wciąż uparcie przed siebie.
- Przecież nic się nie stało - odparłem i uśmiechnąłem się, gdy na mnie spojrzał. - Naprawdę - dodałem, widząc jego oczy, które jakby oczekiwały tego potwierdzenia. - Mam odprowadzić cię do domu? - zapytałem, gdy dłuższą chwilę się nie odzywał, a cisza stała się już dla mnie naprawdę męcząca.
- Nie... Nie chcę tam wracać... Wolę już spędzić cały weekend na tej ławce, niż patrzeć, jak mój ojciec pakuje swoje rzeczy, a matka migdali się ze swoim nowym facetem - powiedział i prychnął na koniec, jakby co najmniej miał to w dupie, co się teraz stanie.
- To co teraz zrobisz?
- Nie wiem - wzruszył ramionami.
- A masz gdzie przenocować? Bo skoro nie chcesz widzieć swoich rodziców... - zasugerowałem.
- Mogę zadzwonić do przyjaciela, ale nie chcę mu się narzucać...
- Chcesz, to mogę ja cię przenocować, hm? Mam duże mieszkanie i jestem tam sam... Przyda mi się w sumie towarzystwo. - Uśmiechnąłem się.
- Ale... N-na pewno...? - spojrzał na mnie tak, jakby co najmniej usłyszał, że wygrał milion. Jego oczy świeciły się jak małe diamenciki i wręcz nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który cisnął mi się na usta. Taki Bill bardziej mi się podobał.
- Jasne. O ile chcesz i wcześniej powiadomisz swoich rodziców.
- Nie chce tam iść... - uparcie trzymał się przy swoim. - Mogę jedynie dać im znać, że nie wracam do domu i żeby się o mnie nie martwili. W końcu jestem już dużym chłopcem - dodał na koniec, szczerząc się.
Kiedy załatwiliśmy sprawę z jego rodzicami, ruszyliśmy w stronę mojego apartamentu. Bill szybko się z nimi dogadał, bo w sumie... To nie dał im dojść do słowa. I pewnie stwierdzili, że najlepiej będzie, jak ich syn ochłonie. W sumie, to nie dziwiłem się Billowi, bo sam kiedyś przeżyłem to samo... Po jakiś dziesięciu minutach podróży dotarliśmy na miejsce. Bill pomógł mi z zakupami, za co byłem mu cholernie wdzięczny, bo mało to ja tego nie miałem, a nie chciałem po raz kolejny prosić portiera
o pomoc, który jak zwykle przywitał mnie, jak i mojego towarzysza, uprzejmym uśmiechem, otwierając nam drzwi od budynku. Podziękowałem mu skinieniem głowy i wraz z chłopakiem ruszyłem do windy. Nie mówiliśmy nic, bo wiedziałem, że młody potrzebuję chwili do namysłu. Jednak kiedy dotarliśmy już do mojego mieszkanka, a za nami drzwi się zamknęły, Bill nie wytrzymał i krzyknął:
- ALE BOMBA! I ty sam tu mieszkasz?! - zwrócił się do mnie, oglądając wszystko, co tylko dosięgał wzrokiem.
- Niestety - odparłem, śmiejąc się z jego reakcji.
- No wierzyć mi się nie chce, że z pensji nauczyciela masz taką ekstra chatę!
- To nie tak do końca moje pieniądze, ale nie mówmy o tym - westchnąłem, ruszając w stronę kuchni, by poukładać zakupy na ich miejsce, a w ślad za mną ruszył chłopak.
- To co chcesz porobić? - zagaiłem, wkładając produkty do lodówki.
- Nie mam pojęcia - odparł, wyciągając resztę zakupów na blat stołu. - W końcu ty tu jesteś gospodarzem, więc myśl! - wytknął mi język, gdy spojrzałem na niego groźnie przez ramię.
- Może film?
- Świetnie!


Bill

To chyba jakieś przeznaczenie, że akurat tam był Tom. No przysięgam! Zdziwiło mnie to, ale jednocześnie... Poczułem swego rodzaju ulgę. Bo dzięki niemu nie spędziłem nocy samotnie w parku i nie wylałem morza łez. A jakby ktoś chciał mnie zgwałcić? Już nie raz brali mnie za kobietę... No, nieważne.
I w sumie to sam się sobie zdziwiłem, że potrafiłem okazać mu taki przypływ emocji i się na niego rzucić. No bo nie oszukujmy się - za długo to my się nie znamy. Tom miał bardzo miłą w dotyku koszulę i najchętniej to nie oddalałbym się od niego, no ale już bez przesady. Gorzej by było, gdyby ktoś to zobaczył. Zdziwiło mnie również to, że zaproponował mi u siebie nocleg, a ja po prostu się zgodziłem. W sumie, to z każdym naszym kolejnym spotkaniem coraz bardziej mnie do niego ciągnęło. I choć nie wiedziałem o nim za dużo, to chciałem się wszystkiego dowiedzieć. Ciekawił mnie. Ciekawiło mnie wszystko, co z nim związane. Poza tym umiał poprawić mi humor jak nikt inny.
Kiedy tylko weszliśmy do domu - nie mogłem uwierzyć. Z pensji nauczyciela on naprawdę miał taki dom? Naprawdę?! I to dopiero pracę zaczynał! Oczywiście wiedziałem, że muszę wyciągnąć z niego informacje, jak, skąd, dlaczego... No i... w ogóle... Może zachowywałem się przez chwilę dość infantylnie, ale nie mogłem się powstrzymać. Tom miał dom pełen różnych gadżetów, aż czasami nie wiedziałem, co do czego służy. A najlepsze w tym wszystkim było to, że wszystko było zrobione po prostu... z klasą. Musiał mu ktoś przy tym pomagać, bo nie wierzyłem, że ma aż takie poczucie stylu. Choć ubrać również się potrafił i to tak, że szczękę to ja z podłogi mogłem zbierać. I najgorsze w tym wszystkim było to, że ja chyba powoli zaczynałem do niego coś czuć. Coraz więcej czuć. I to już nie chodzi o nasze relacje uczeń - nauczyciel. Bo szkoła kiedyś się skończy, prawda? Właśnie. Ale on i tak pewnie nie interesuje się chłopakami. No bądźmy szczerzy. Bardziej wyobrażam sobie go w towarzystwie chudej blondynki z długimi włosami, niż z takim... takim... mną...
Usiadłem na skórzanej, notabene bardzo wygodnej, kanapie i spojrzałem na wielką plazmę przede mną. Coraz bardziej czułem się tu zagubiony. Jakby to była nie moja bajka. Po chwili przyszedł Tom, uśmiechając się szeroko, a na moich kolanach znalazła się wielka miska... micha z popcornem! Wziąłem jedno białe... niezidentyfikowane coś i włożyłem do buzi, po czym pogryzłem.
- To co oglądamy? - zapytał, sprzedając mi sójkę w bok. No weeź, bo jeszcze pomyślę, że serio mnie podrywasz.
- Zdaję się na ciebie. - Pokiwałem głową, a w mojej buzi tym razem znalazła się cała garść przysmaku. Po chwili na telewizorze zaczęły pojawiać się obrazy. Ten pokój miał niesamowitą akustykę! Jakbyśmy byli w środku tego wszystkiego! Mężczyzna kliknął coś na innym pilocie, a światła przygasły. Ej, podoba mi się to! Swoją drogą... stworzył się pewien klimat.
Po godzinie oglądania siedziałem już z nogami podkulonymi pod brodę. W piszczele wbijałem paznokcie, a moje ciało chyba z kwadrans temu zaczęło drżeć. Jedną z moich największych tajemnic było to, że boję się horrorów. Naprawdę! Jestem chłopakiem i boję się strasznych filmów, dlatego się z tym kryję. Ale oczywiście jest tego jakaś przyczyna. Może nawet nie jakaś, a mianowicie moja wyobraźnia. Zaraz wyobrażam sobie nie wiadomo co i jest to tak realne, że po prostu się boję. Tom wybrał film pt. „Czarnobyl - reaktor strachu”. Na początku pomyślałem - okej. Film jak film. Może ten cały wybuch łączy się jakoś z fizyką? A Tom przecież tak bardzo ją lubi. Poza tym trochę historii, no nie? Kto wie, może ją także lubi? Jednak szybko się przekonałem, że to nie jest film z tych, w których facet z obojętnym tonem opowiada o wydarzeniach sprzed blisko trzydziestu lat. Nie, nie. To film z tych, w których bohaterowie boją się i krzyczą. I kiedy nastąpiła kolejna akcja, w której nagle ciszę zastąpił krzyk, sam wydałem z siebie głośny dźwięk i skuliłem się najbardziej jak tylko potrafiłem. Jakbym chciał się przed tym co najmniej obronić. Nie słyszałem nic. I nie wiedziałem, czy to w filmie się coś uspokoiło i zaraz znowu wybuchnie, czy może moje serce po prostu nie wytrzymało i najzwyczajniej w świecie zszedłem na zawał. Jednak obie moje wersje okazały się nietrafne. Na ramieniu poczułem czyjąś dłoń. Uniosłem lekko głowę i zobaczyłem zaniepokojonego Toma. Przygryzłem wargę i myślałem, że spalę się ze wstydu. Naprawdę! Moje policzki płonęły, a gdyby ktoś był głodny, mógłby usmażyć sobie na nich jajka!
- Co się stało? - zapytał niepewnie.
- Po prostu... Ja się trochę boję... - wydukałem bardzo cicho i wtuliłem się z całych sił w Toma. Pieprzyć konsekwencje. Najwyżej weźmie mnie za debila. Chyba, że już mnie za niego bierze. No w każdym razie nie było chyba tak najgorzej, gdyż mężczyzna zaczął głaskać mnie po plecach i mówić bardzo delikatnie. Kiedy moje ciało w końcu przestało się trząść, odsunąłem się od niego i nabrałem powietrza do płuc, by zaraz wypuścić je głośno. Usłyszałem wesołą melodyjkę, a gdy moje oczy zawędrowały w stronę telewizora, to dostrzegłem, że Tom włączył bajkę. Więc ma mnie za jakiegoś dzieciaka. Ba, za dziecko! Pokręciłem głową i zerwałem się, chcąc opuścić to pomieszczenie. Może i się skompromitowałem, ale nie musiał pokazywać mi aż tak dobitnie, za kogo mnie uważa! Jednak zanim zdążyłem się wyprostować, Tom chwycił mój nadgarstek i nie pozwolił się ruszyć.
- Puść mnie. Chcę stąd wyjść. Nie chcę, byś traktował mnie jak trzyletnie dziecko - wyrzuciłem z siebie przez zaciśnięte zęby i unikałem jego wzroku.
- Nie traktuję cię tak! Przecież bajki są fajne. Sam je czasami oglądam. Niektóre są naprawdę śmieszne! - Spojrzałem na niego niepewnie, a widząc jego uśmiech, wiedziałem, że mówi prawdę. - W bajkach wszystko jest możliwe. Wymyśliłbyś coś takiego? Na przykład takie Smerfy! Autor chyba naprawdę musiał dużo zażyć... czegokolwiek, by wymyślić małe, niebieskie stworki, które są mądrzejsze od człowieka, który chce je złapać. A najdziwniejsze jest to, że na cała wioskę smerfów jest tylko jedna smerfetka! Jakby iść dalej tym tokiem myślenia, no to wiesz... Chyba na ręcznym muszą jechać. - Poruszył charakterystycznie brwiami, a ja wybuchnąłem śmiechem. - To by wyjaśniało, jak Osiłek wyrobił sobie takie mięśnie! - Nie no...! Wyobraźnie to on miał, przyznaję! - Chyba, że byli gejami! To w ogóle już wszystko wyjaśnia! Choć taki Ciamajda, to pewnie nie wie, jak się za to zabrać, ale Papa Smerf na pewno go wyszkolił odpowiednio. - Puścił mi oczko, a ja zacząłem się zastanawiać. Bardzo intensywnie!
- A ty jesteś... No wiesz... gejem..? - zapytałem bardzo niepewnie. Wiem, wiem...! Było to dość osobiste pytanie, ale ja też opowiadałem mu o moich osobistych sprawach jak np. rozwód rodziców!
- A czemu cię to interesuje?
- Opowiedz mi o sobie. Wszystko. Chcę wiedzieć wszystko. Proszę. Opowiedz mi swoją historię - poprosiłem, patrząc prosto w jego oczy.

6 komentarzy:

  1. No proszę, takiego obrotu sprawy, to się nie spodziewałam. Ciekawe, czy Tom mu powie prawdę, czy jakoś się wykręci, żeby najpierw zorientować się, jakie jest Billa nastawienie do tych spraw. Świetny odcinek.
    Cieszę się, że zdecydowałyście się publikować częściej, ahhh tyle dobroci, no palce lizać.
    Czekam na kolejny odcinek, skończyłyście w takim momencie, że grrr... :)
    A! I ciekawi mnie jaka jest dokładnie różnica wieku między nimi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaaaaaaaa pitolę!
    Krótko dzisiaj to raz, ale podobało mi się.
    Tom i Bill i no te smerfy...matko za dużo sobie wyobrażam nie tak jak trzeba.
    I cieszę się jak dzieciak, że Tom znalazł młodego w tym parku.
    I dlaczego tylko weekend? Niech zostanie tam na dłużej.
    A kto wie. Może coś między nimi zajdzie xD.
    Czekam ma następną część!
    Pozdrawiam =3

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Tom ma teraz zasmarkaną koszulę. XD
    Wow, zdziwiłam się- no nie spodziewałam się takiego szybkiego obrotu akcji. Tom zaprosił Billa do domu! Jej!
    Ciekawa jestem, co odpowie Tom, na pytanie Billa... c:
    I wiecie, co? Chyba obejrzę sobie ten horror, który oglądali Kaulitzowie! A co mi tam!
    A te smerfy mnie rozwaliły. Przyznam szczerze, że zawsze mnie zastanawiała kwestia tego, że jest tam tylko jedna kobieta-smerf... No nie ważne. XD
    Świetny odcinek, ciekawie się zapowiada... Czekam na następny!
    O Boże!!!! Dziękuję, że będziecie dodawały odcinki częściej. Skaczę i tańczę z radości.
    Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć Wam i weny. DUUUUUUUŻO WENY!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. WOW to mnie zaskoczyło
    Też jestem ciekawa różnicy wieku pomiędzy Tomem a Billem.
    Mam nadzieję że Tom mu o sobie opowie :)
    Jestem też bardzo ciekawa tego co dalej wymyśliće :3
    Życzę dużo weny <3
    Bardzo się cieszę że odcinki będą dwa raz w tygodniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fantastycznie się to czyta. Uwielbiam to opowiadanie. Już się nie mogę doczekać co będzie dalej. Co mu odpowie Tom!? Mam nadzieje, że powie prawdę i Bill też się przyzna!

    Życzę pomysłów na kolejne części!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaskoczenie! Radość!! Ajj! Przeczytałam wcześniej ale dopiero teraz mam szansę skomentować. :P
    Nie spodziewałam się, że coś takiego nastąpi tak szybko. Nie mogę się doczekać kolejnego odcinka! Tom nie miałby serca go wyśmiać...Ale czy opowie mu wszystko?
    Rozwód rodziców będzie bardzo bolesny dla Billa.
    Mam przeczucie, że Bill zamieszka u Toma :D Chyba że da radę wrócić do domu i żyć w zgodzie z nową rodziną ( pasowałoby żeby nowy tatuś miał dzieci, ale ja się nie znam :P) w co szczerze wątpię.
    Czekam ze zniecierpliwieniem.
    Weny!
    Tracheotomie

    OdpowiedzUsuń