piątek, 11 lipca 2014

Odcinek czwarty

Tom

Trochę zaskoczyło mnie pytanie Billa. Było to bardzo... dziwna prośba. Może nie miałbym nic przeciwko, gdyby nie był moim uczniem, ale... I tak dużo się wydarzyło, odkąd
 tylko  znalazłem się w tej szkole. Nie uczyłem nawet tygodnia, a zbliżyłem się tak do tego chłopaka. I to jeszcze w taki sposób. Naprawdę nie rozumiałem swego zachowania. Wiedziałem, że jako nauczyciel, powinienem interesować się tym, co dzieje się u mych uczniów i pomagać im w razie potrzeby, ale nie aż tak...
- Nie wiem, czy powinniśmy rozmawiać na ten temat... - mruknąłem, nie patrząc na niego. - W ogóle takiej sytuacji nie powinno być.
- A... R-rozumiem... - bąknął i odsunął się ode mnie. - To... To ja chyba wrócę na tę ławkę...
- Przestań! Nie wygłupiaj się! Chcę ci pomóc, ale obydwoje wiemy, że z perspektywy innych, nasze zachowanie wyglądałoby trochę dziwacznie, nie uważasz?
- No wiem... - przyznał i spojrzał w końcu na mnie. - Ale nie chcę o tym myśleć.
- Szczerze? Ja też. Więc może po prostu to olejmy i cieszmy się wspaniałym weekendem, który się zaczął. A potem... Po prostu wrócimy do rzeczywistości.
- Czyli potem mam udawać, że się nie znamy...? - spojrzał na mnie z żalem.
- No przy innych, to najlepiej by było, gdyby nie wiedzieli, że przeszliśmy na "ty". Ale... Fajnie by było się czasami spotkać tak poza szkołą i pogadać, no nie? - zapytałem, przyciągając go z powrotem na kanapę, na której zaraz grzecznie usiadł.
- Ja jestem jak najbardziej za! - Pokiwał głową i wyszczerzył się.
- No, to będzie nasza mała tajemnica, dobrze? - spytałem, by się upewnić i spojrzałem na niego spod przymrużonych powiek, by wyglądać groźnie, ale chłopak zamiast się mnie bać, to tylko wybuchnął śmiechem.
- Jasne! - parsknął, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Aha, ale śmieszne, no naprawdę... - mruknąłem, robiąc wielce obrażoną minę. Gott, zachowywałem się jak jakiś niedorozwinięty... Ale przynajmniej czułem się tak jakoś... lekko! Jakbym znów był dzieckiem, albo nastolatkiem, który nie musi się o nic martwić...
- No ba! - krzyknął, gdy tylko już nieco się uspokoił.
- Pfff... - prychnąłem tylko. - Dobra, to skoro nie chcesz oglądać filmu, ani bajeczki, to co chcesz robić?
- Już ci mówiłem, czego chciałem się dowiedzieć - powiedział cicho, zerkając w moją stronę, jakby bynajmniej się mnie bał.
- Ech... Nie wiem, czy jest co opowiadać...
- Ja i tak chcę wiedzieć. I na pewno jest co opowiadać!
- Ale to ma zostać między nami, dobra?
- No to chyba oczywiste, tak?! - tym razem spojrzał na mnie tak, jakbym naprawdę był niedorozwinięty. Przewróciłem tylko oczami i wstałem z kanapy. - Gdzie idziesz...? - spytał, widząc, że się oddalam.
- No idę po coś do picia, bo jak będę tak gadać, to mi się zrobi sucho w ustach, a ty uśniesz - rzekłem, wyciągając z lodówki dwa piwa. Oczywiście dla młodego to wyjąłem jakieś bezalkoholowe, ale o tym nie musiał wiedzieć. Jak dobrze, że się zaopatrzyłem! Po chwili wróciłem do chłopaka i wręczyłem mu butelkę, na co zrobił wielkie oczy. - No co? Mamy się zachowywać jak kumple? Tak? No. To pij i nie narzekaj.
- Ale...
- Co ale? Nie chcesz?
- Nie! Lubię czasami wypić, ale będzie mi tak... dziwnie... - wyznał, patrząc się na butelkę.
- Już dziwniej chyba być nie może. Najwyżej wyleją mnie z pracy - powiedziałem to ot tak, jakby to mnie w ogóle nie obchodziło.
- Nie zależy ci na tej pracy? - zapytał, podając mi piwo, wskazując przy tym, bym je otworzył.
- Chcę pracować, chociaż w zasadzie, to nie muszę. Bo jak widzisz, na wszystko mnie stać. - Spojrzałem w stronę chłopaka, a on patrzył na mnie, wyczekując, aż będę mówić dalej. - Mój ojciec ma swoją własną firmę i przelewa mi co miesiąc na konto sporą sumkę, chociaż prosiłem go, by przestał mi płacić... Chciałem i nadal chcę się usamodzielnić. Mam w końcu już dwadzieścia pięć lat, skończyłem studia, a że dyrektorka mnie zna, to załatwiła mi pracę w waszej szkole bez zbędnych praktyk i tak dalej... Ale nie wiedziałem, że tak się wszystko zmieniło przez nią... Kiedyś naprawdę było tam fajnie. Nie tak, jak mi opowiadałeś.
- No... Niestety. Odkąd dyrekcja się zmieniła, nie da się żyć. A przynajmniej większość uczniów tak mówi, bo w zasadzie, to ja się uczę tam tylko dwa lata - powiedział, biorąc ode mnie swoją butelkę, z której zaraz upił łyk alkoholu. - A czemu nie chcesz pomocy swojego taty? - dopytywał, na co tylko westchnąłem.
- Bo wciąż ma nadzieje, że będę pracować w jego firmie, ale ja nie chcę. Za dużo wyrzeczeń... Nie chcę o tym mówić...
- Um... Okej... A odpowiesz mi na moje pytanie? - zapytał niepewnie, patrząc na mnie spod swoich długich i gęstych rzęs.
- A dokładnie? - spytałem i sam napiłem się piwa. Coś mi mówiło, że ten chłopak do czegoś zmierza i jest bardzo, ale to baaardzo blisko swego celu.
- No... No wiesz... Czy jesteś g-gejem... - wybełkotał tak cicho, że ledwo go zrozumiałem.
- Dlaczego cię to tak interesuje? - uniosłem pytająco brew.
- Odpowiedz - nalegał.
- A jeśli tak, to co? - zapytałem, odstawiając butelkę na szklany stolik, który stał nieopodal kanapy, na której siedzieliśmy, po czym oparłem się na jej oparcie, obserwując uważnie chłopaka.
- N-nic... - mruknął, odwracając się ode mnie.
- Na pewno? - W odpowiedzi pokiwał mi głową. - A ty? Opowiesz mi coś więcej o sobie?

Bill

Tom wydawał się coś zbyt pewny siebie. I dalej, bydlak, nie opowiedział mi do końca o swej pracy. Po pierwszym piwie, poszło drugie, a potem jeszcze dwa. Tom chyba już był trochę pijany, ale kontaktował bardzo dobrze i w ogóle nie było po nim widać, że wypił tyle. To trzeba było mu przyznać! I mimo, gdy chodziło o równowagę, miał ją delikatnie zachwianą, to nie zachowywał się jak dziecko, które zna tylko "agugu" i nie wie, co się do niego mówi. Mi dawał chyba jakieś gówno, bo nic, ale to nic nie czułem, więc w końcu sam wstałem i przyniosłem sobie dwa, normalne już piwa, z czego zaraz jedno wypiłem.
- Nie powinieneś pić. - Pokręcił głową.
- Ale ty jesteś taki dobry, że przymykasz na to oko - odpowiedziałem i wiedziałem, że odpuścił.
- Miałeś mi opowiedzieć o sobie. I miałeś mi powiedzieć coś jeszcze, pamiętasz? - Cholera, pamięć to on ma! A idź ty, Kaulitz! Westchnąłem i upiłem łyk. Coraz więcej procentów w moim krwiobiegu.
- Nie wiem co -  mruknąłem, kręcąc głową i pochyliłem się, by ukryć twarz w dłoniach. Dopiero po chwili na niego spojrzałem i dostrzegłem, że Tom nie spuszcza ze mnie wzroku. - Moje życie nie jest chyba za bardzo ciekawe... Moi rodzice się rozwodzą, choć do tej pory myślałem, że tworzymy cudowną, szczęśliwą rodzinę. I wiesz, może nie mamy tyle kasy, co ty - rozejrzałem się dookoła, aż w końcu patrzyłem przed siebie pustym wzrokiem - to jednak mieliśmy siebie. A teraz matka przyprowadza do domu jakiegoś fagasa i myśli, że będę mówić do niego "ojczulku". To nie jest w porządku, a ja się czuję dość oszukany. Jakbym brał udział w jakiejś sztuce, nie wiedząc do końca kogo gram. Nie wiedząc, co dzieje się dookoła, a oni to idealnie ukrywali. W szkole, to też różnie, jeśli chodzi o oceny. Problemu ze zdaniem nie mam, ale orłem to też nie jestem, prawda? Co do znajomych, to mam jednego przyjaciela i to nie w szkole. Bardziej wytykają mnie palcami i wyzywają od pedałów i bab, niż chcą ze mną normalnie pogadać. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że ja nic im nie zrobiłem, rozumiesz? - Spojrzałem na niego smutnym wzorkiem, a oczy mi się zaszkliły, choć wcale tego nie planowałem! - Czasami to wszystko mnie dobija. Bo widzisz... Spójrz kiedyś na miasto z wysoka. Te wszystkie błyszczące światła. Swoją drogą, to tylko iluzja... One wcale nie błyszczą, tylko stale świecą, wiesz? - Uśmiechnąłem się delikatnie. - Jest tyle ludzi i każdy jest od siebie uzależniony. To kłamstwo, gdy ludzie mówią, że lubią samotność. Owszem, przez miesiąc, dwa. Ale potem co? Fiksują, bo nawet nie mają się komu zwierzyć. Potem trafiają do psychiatryka, albo popełniają samobójstwo. A co do mojej orientacji... To sam nie wiem, czy jestem bardziej bi, czy może w ogóle homo... Hetero na pewno nie. Nigdy nie byłem jakimś typem podrywacza. Nie potrafię podejść do dziewczyny i udawać nie wiadomo jak wielkiego macho. To nie mój typ. By z kimś być tak naprawdę, to potrzebuję najpierw tego kogoś poznać. Muszę zdobyć jego zaufanie i ktoś musi zdobyć moje. Czasami niektórym wychodzi to aż za łatwo... - Tak, Tom! Mam ciebie na myśli! - Poza tym w TYCH sprawach jestem dość staroświecki. Lubię się... bawić w te wszystkie romantyczne rzeczy. Kręci mnie to po prostu. - Wzruszyłem ramionami i zamyśliłem się. - To tak mniej więcej o mnie.  - Oczywiście przemilczałem to, co czuję do niego. A raczej to, jak na mnie działa, no bo na debila, to ja wychodzić nie chcę i nie zamierzam!
- Więc mógłbyś być z chłopakiem? - zapytał, a w jego oczach widziałem dwie iskierki.
- Związek, to związek. Byleby być w nim szczęśliwym. Nieważne z kim. Liczy się szczęście i miłość.
- Dokładnie! - Podniósł puszkę z piwem jakby wznosił toast i upił spory łyk.
- A co do tych pieniędzy... Skoro chcesz się usamodzielnić, to czemu przyjmujesz te pieniądze? - zapytałem zaciekawiony. Przecież nie musi wcale z nich korzystać!
- Widzisz... Mój ojciec jest dość uparty. Bardziej w dobrym tego słowa znaczeniu. Zresztą... Ja chyba odziedziczyłem to po nim. Troszczy się mimo wszystko o mnie i chce dla mnie jak najlepiej. Na początku oczywiście, że się buntowałem. Odsyłałem mu te pieniądze z powrotem. Ale wiesz, jaki był skutek? Taki, że następnego miesiąca miałem to, co mi przysyłał normalnie, plus to, co mu odesłałem. To było jak walka z wiatrakami. Z góry byłem skazany na przegraną. I kiedy kolejne zera przybywały na moim koncie, to stwierdziłem, że i tak tego nie zatrzymam, więc czemu mam z tego nie skorzystać i sobie trochę pomóc? - Wzruszył ramionami i w sumie, to miał racje. Głupi by był, gdyby nic z tym nie robił. Jakby żył w jakiejś biedzie, jak miał tyle zer na koncie.
- Czemu wolisz być nauczycielem, niż szefem firmy? Miałbyś reputacje i w ogóle.
- Reputację mam bez tego. Mam ją przez same swoje nazwisko. Poza tym... Mam brać na siebie te wszystkie wyrzeczenia? Ja po prostu nie mógłbym być tym szefem, bo... Widzisz... To taka tradycja rodzinna, którą ja na pewno nie będę kontynuować. Na szczęście mam brata, więc firma nie upadnie, ani nikt obcy jej nie przejmie. Wiesz... Chodzi o to, że z pokolenia na pokolenie, synowie przejmują firmę, rozumiesz? - Kiwnąłem tylko głową na znak, że tak. - A ja? Nie będę mieć żony. Więc
jednocześnie o dziecko będzie trudniej. A Andreas, bo tak się właśnie mój brat nazywa, na pewno będzie się dobrze sprawować na tej funkcji. Wiem to. Mamy w sumie bardzo dobre stosunki.
***
Siedziałem na Toma kolanach i śmiałem się tak głośno, jak głośno tylko potrafiłem. Nie do końca pamiętam, jak się tam znalazłem, ale to nie było ważne.
- Naprawdę tak było! - mówił Tom, a ja klepałem już się dłonią po udzie. Nie mogłem wytrzymać, a brzuch to już mnie zaczął boleć przez ten śmiech! - Ja mówię do niej: "Przepraszam, ale coś pani cieknie po nodze.", a ona: "To, że nazywa się pan Kaulitz, to nie oznacza, że na sam pana widok, jestem podniecona.", a ja na to:"Nie, to oznacza, że dostała pani okres!" - Ledwo powiedział i wybuchł śmiechem. Boże, co za człowiek! Jakie on miał historie! Co jedna to śmieszniejsza! Oparłem głowę na jego ramieniu i rechotałem się.
- Nie wierzę!
- Przysięgam! A potem ona patrzy na nogę, no nie? A jej twarz taka czerwona! Ja już przygryzam wargę, by tam śmiechem nie wybuchnąć, wyjmuję z kieszeni chusteczkę i pytam się, czy może będzie potrzebna, to uciekła! A ja już wtedy nie wytrzymałem i z dobre pół godziny się śmiałem!
***
Leżałem na Tomie i patrzyłem w telewizor. Na zmieniające się obrazy. Chyba jakaś komedia...? Sam nie miałem pojęcia! Ale było mi tak przyjemnie... Toma dłoń gładziła delikatnie moje plecy, a ja czułem stado dreszczy przechodzących przez moje ciało.
- A wiesz, że kiedyś miałem narzeczoną? - Uniosłem głowę i spojrzałem na niego. Zaskoczył mnie i to cholernie, a w okolicy serca poczułem coś dziwnego. Jakby... zazdrość? Gniew? Smutek?
- Naprawdę? - zapytałem niby to od niechcenia.
- Naprawdę. Byliśmy zaręczeni, ale do ślubu nie doszło. W sumie, to cieszę się z tego powodu. Obciągała każdemu na lewo i prawo. A ja byłem ślepy. W końcu poznała kogoś, w kim się "zakochała". Wiesz, to się nazywa... zakochanie od pierwszego obciągnięcia, o! - zaśmiał się, a ja mu wtórowałem. - Miała na tyle honoru, by oddać mi pierścionek, a nie opierdolić go i mieć z tego jeszcze kasę. Tutaj zachowała się jakby nie patrzeć z klasą. Ale jeśli mam być szczery, to z czasem przestała mnie po prostu podniecać. Zaczęli mnie podniecać chłopcy - wyznał.
- Tom? - Poczułem w tym cholernym momencie przypływ cholernej adrenaliny i nie czułem żadnych cholernych barier, ani cholernego wstydu.
- Tak?
- A gdybym ja się postarał, to mógłbym cię podniecać? - zapytałem wprost i patrzyłem prosto w jego czekoladowe oczy. Jego dłoń wślizgnęła się pod moją koszulkę i dalej gładziła moje plecy. Tylko tym razem jego skóra dotykała bezpośrednio mojej skóry.
- A może już mnie podniecasz? - Ujął drugą dłonią mój podbródek i bardzo delikatnie musnął moje usta. Miał je tak miękkie. Cholernie miękkie. Sama słodycz. Tom w końcu wpił się w moje usta. Nasze języki wirowały we wspólnym tańcu namiętności. Mruknąłem przeciągle wprost do jego ust. Dopiero, gdy nie mogłem już złapać powietrza, odsunąłem się od niego i spojrzałem głęboko w jego oczy, w których były ogniki. Przytuliłem policzek do jego piersi i wsłuchując się w jego bicie serca oraz oddech, zasnąłem. Z nadzieją, że rano będzie pamiętać...


Tom

Kiedy się obudziłem, jedyne, co czułem, to cholerny ból głowy, który wręcz rozsadzał mą czaszkę. Nie miałem pojęcia, która jest godzina i co robi Bill, wtulony w moje ramiona. W ogóle to nie za wiele pamiętałem ze wczorajszego wieczoru i miałem tylko cichą nadzieję, że nic głupiego nie zrobiłem. Jednak jak na razie, to nie miałem siły, by o tym myśleć. Wstałem powoli, wyplątując się delikatnie z objęć chłopaka i ruszyłem w stronę kuchni. Myślałem, że łeb to mi po prostu pęknie! Gdy byłem już w
kuchni, zacząłem przeszukiwać szafki, robiąc przy tym sporo hałasu.
- Cholera - warknąłem do siebie, gdy kolejne pudełeczko lekarstw opadło z łoskotem na podłogę.
- Co się dzieje...? - do moich uszu dobiegł zaspany i wręcz cierpiętniczy głos mojego towarzysza, który nagle znalazł się w tymże pomieszczeniu.
- Nic, nic. Czemu nie śpisz? - spytałem, znajdując w tym samym momencie leki, których szukałem. - Mam! - ucieszyłem się.
- Głowa mnie boli - nie odpowiedział na moje pytanie i podszedł do mnie. - Co tam trzymasz? - zadał pytanie i oblizał wargi. Zerknąłem na niego, a na ten widok aż zaschło mi w ustach i wtedy nastąpił mały przebłysk mojej świadomości.
- O kurwa... - przekląłem, bo tylko to jedno słowo cisnęło mi się na usta. Chłopak patrzył na mnie niezrozumiale, jednak zaraz oderwał ode mnie wzrok i sięgnął po szklankę z suszarki, by nalać sobie do niej zimnej wody z kranu i napić się.
- Tom, masz jakieś prochy? Głooowa mnie boli... - jęknął, jak już odstawił naczynie na bok.
- T-tak - zająknąłem się, podając mu to, co trzymałem w dłoni. Nie byłem w stanie logicznie myśleć i wiedziałem, że muszę zapytać Billa, czy pamięta to, co stało się wczoraj. Zaczynałem mieć cholerne wyrzuty sumienia... - Bill - powiedziałem jego imię, mając nadzieję, że tym zwrócę na siebie jego uwagę.
- Hm? - mruknął tylko, wyciskając jedną tabletki z saszetki, którą zaraz też połknął.
- Pamiętasz... Pamiętasz, co się wczoraj wydarzyło?
- Co masz na myśli...? - zapytał, spoglądając ponownie w moją stronę niepewnie. Cholera...! Pamiętał i to doskonale! Wiedziałem...!
- Wiesz... - westchnąłem, odwracając wzrok. Teraz nawet ból głowy nie był taki uporczywy, jak wszystkie wspomnienia z wczoraj wróciły. Już wolałbym mieć pieprzoną amnezję...
- Żałujesz, że tak się stało...? - Słysząc w jego głosie ten żal, nie byłem w stanie na niego spojrzeć, a co dopiero odpowiedzieć... - Tak...?
- Nie o to chodzi... - Pokręciłem głową, wciąż patrząc wszędzie, byleby nie na niego.
- A o co...? - nalegał na mą odpowiedź.
- O to, że jesteś moim uczniem i będę mieć przez to problemy. Jesteś nieletni. W dodatku ile my się znamy? Całe nic. Nic o mnie nie wiesz.
- Za rok kończę osiemnastkę, a wczoraj wystarczająco dużo się o tobie dowiedziałem - bronił się.
- To za mało - odparłem.
- Nie. Czasami wystarczy spędzić kilka godzin z jakąś osobą, by wiedzieć, że to właśnie ta jedyna. By się zakochać... - wyszeptał. - Ale skoro uważasz właśnie tak, a nie inaczej, to przepraszam i po prostu zapomnij o tym - zakończył swą wypowiedź i wyszedł z kuchni, a zaraz usłyszałem trzask zamykanych drzwi. Dopiero po chwili zreflektowałem się, że wyszedł z mojego mieszkania, więc czym prędzej wyleciałem, tak, jak stałem na zewnątrz, jednak nim zdążyłem dobiec do windy, ta się zamknęła.
Musiałem zbiegać po schodach, by go złapać. Musiałem zbiegać aż z jedenastego piętra! Jedenastego! Rozumiecie?! Byłem chyba szalony, że to robiłem, albo po prostu ten chłopak musiał mieć naprawdę w sobie coś wyjątkowego, skoro leciałem za nim jak na złamanie karku! Jak już cudem dotarłem na sam dół, to myślałem, że padnę tam! No normalnie koszmar! A jak spojrzałem na windę, to myślałem, że się poważnie wkurwię, wyjdę z siebie i stanę obok! Billa tam nie było i zamiast niego, wchodziła jakaś
starsza pani. Spojrzałem w stronę wyjścia i wtedy zobaczyłem dobrze znaną mi już sylwetkę czarnowłosego chłopaka.
- Bill, poczekaj! - zawołałem za nim, ale był za daleko, by mnie usłyszeć, więc zacząłem znowu biec. Oczywiście nie raczył nawet się obejrzeć i musiałem potem za nim lecieć po tym cholernym chodniku w samych skarpetkach! Pewnie wyglądałem jak jakiś debil. Nieogolony, nie do końca ubrany... Pewnie wzięli mnie za jakiegoś żebraka... Ale co tam...! Najważniejsze było to, bym złapał Billa. Chciałem z nim wszystko sobie wyjaśnić. - Biiiiiiilllll...! - krzyczałem za nim dalej. No inni się odwracali, ale on nie! No albo udaje, albo nagle ogłuchł! Jednak jakimś cudem udało mi się w końcu do niego dobiec ostatkami sił. Złapałem go za ramię i odwróciłem go w swoją stronę. - Bi-Bill... Weź... Uh... Poczekaj... - bełkotałem, próbując nabrać powietrza do płuc, ale gdy spojrzałem w końcu na twarz chłopaka, okazało się, że to dziewczyna! I jeszcze jak na mnie patrzyła! - O matko...! Przepraszam...!
- Nic się nie stało - odparła na moje przeprosiny i uśmiechnęła się miło.
- Tom...? - usłyszałem głos za sobą. Tak dobrze znany mi głos... Spojrzałem w stronę z której dobiegał i zobaczyłem go. Patrzył na mnie mokrymi od łez oczami, cały zasmarkany. Odsunąłem się automatycznie od dziewczyny, z którą go pomyliłem, zupełnie o niej zapominając i podszedłem do niego.
- Nie uciekaj więcej... - poprosiłem, przyciągając młodego do siebie i przytulając z całych sił. Zupełnie nie rozumiałem uczuć, które się we mnie rodziły, odkąd go tylko zobaczyłem, ale to było naprawdę coś silnego, skoro biegłem za nim tyle czasu, opowiadałem mu o sobie, zaufałem, a teraz tuliłem do siebie, niczym najcenniejszy klejnot, praktycznie będąc nagi, ale to naprawdę teraz się nie liczyło. Liczył się tylko on. I to, że mogłem trzymać go w swych ramionach.

8 komentarzy:

  1. O mój Boże! Pocałowali się!!! AAAAAA!!!!
    Odcinek świetny, powiem Wam. Podobały mi się te zwierzenia chłopaków. Wszystko wyszło naturalnie, tak jak powinno być, więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na nowy post :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niema to jak wstać i na dzień dobry przeczytać sobie coś takiego ( nie wnikajcie o której wstaje:)) Kocham Was dziewczyny za to :*
    Taaaa, alkohol zawsze pomaga podjąć szybko i konkretnie wiele decyzji, co można przeczytać w powyższym odcinku, ale to dobrze, bo by się pewnie jeszcze długo czaili, a tak, cud, miód i maliny :D Ciekawe, czy Tom uszanuje staroświeckie poglądy Billa, albo możne Bill sam o nich zapomni, bo już jakoś nie protestował przed pocałunkiem, a z doświadczenia wiem, że jak się komuś ktoś podoba, to się szybko zmienia zdanie na wiele tematów :D
    Ha! No i się odwiedziłam w końcu, jaka jest między nimi różnica wieku, taki mały szczegół, a tak mi dziurę w brzuchu wiercił.
    Świetny odcinek, czekam z niecierpliwością na następny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Znalazłam ten blog przypadkiem i kurdee wcale nie żałuje !!
    Jest cudowny !! Kurde, Tom jako nauczyciel !! Ahh sama mogłabym mieć takiego nauczyciela <3
    No ale kurrdeeeee !! Pocałowalii się !! Jeeeeeezu ale super ! Ciekawa jestem tylko jak to teraz będzie w szkole i na tych zajęcia. A jak się dyrektorka dowie , co wtedy ? Aaaaaa kurcze ale mnie wciągnęło to opowiadanie.
    Prosze , informuj mnie o nowościach ;)

    Ps. Dodałam do linek, bo opowiadanie jest cudowne i zapraszam do siebie. Jeśli się spodoba i przeczytasz, to proszę, zostaw opinię :)

    http://miloscjestsilna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hura!
    Pocałunek <3
    Odcinek świętym XD
    Jestem okropnie ciekawa jak to będzie w ich normalnym życiu(tzn szarej rzeczywistości) i w szkole no tak ogólnie ;)
    Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedz na kom u Niki na blogu
      Przepraszam za napisanie twego tylko do ciebie Joll wiem że piszecie to opowiadanie razem i chciałam napisać ciebie i Czaki tylko wtedy nie byłam pewna czy dobrze ja zapamiętałam( chodzi mi o nick i teraz go pamiętam :) ) nie chciałam nikogo urazić(oraz go źle napisać) jeżeli jednak tak się stało to bardzo przepraszam nie chciałam.

      Usuń
    2. no co Ty, nic się nie stało! widocznie jestem trochę przewrażliwiona na tym punkcie :P

      Usuń
    3. Dobra dobra trochu wiem o co chodzi bo też pisze opowiadanie z koleżanka i pewnie też bym tak zareagowała :)

      Usuń
  5. Cudny! BOSKI!
    Pocałunek był boski! :D
    Przez przerażającą chwilę miałam wrażenie, że Tom nie będzie pamiętał ich pocałunku i rozmowy. I wtedy się strasznie przestraszyłam bo stwierdziłam że Bill nie miałby odwagi opowiedzieć mu o tym. A to z kolei oznaczałoby że nie będą utrzymywać takich stosunków...
    Zastanawia mnie jak będą się zachowywać w szkole. Mam przeczucie że będą jakieś nieporozumienia... Ale to tylko moje gadanie...
    Momentami śmiesznie, częściami rozczulająco... Świetnie!
    I uważam, że Tom zrobił bardzo dobrze biegnąc za Billem. Tak szlachetnie. Pokazał tym, że coś czuje, a na pewno mu zależy.
    Weny!
    Tracheotomie

    OdpowiedzUsuń