wtorek, 22 lipca 2014

Odcinek siódmy

Bill

- Tom? – zapytałem niepewnie i zarumieniłem się, spuszczając głowę. – Ale ja nie mam pieniędzy. A przecież takie mieszkanie i w ogóle musi kosztować...
- No co ty! Zwariowałeś?! Ty się uczyć musisz. – Kiedy na niego spojrzałem, wytknął mi język. – W końcu masz takiego super nauczyciela od fizyki...! – Poruszał brwiami i sprzedał mi sójkę w bok.
- Ejj! – krzyknąłem i od razu moje usta wygięły się w szerokim uśmiechu. – No ale i tak muszę... Bo jakbym np. chciał iść na zakupy, to co? Chociaż nie... od matki będę brać, o! Niech czuje, że ma dziecko! – Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej.
- Spryciuch jeden! – Pokręcił głową, a zaraz spoważniał. – No, zaraz za lekcje się bierzemy.
- O nee! – Ukryłem się pod kołdrą. Jak ja tego nie lubię! Zawsze biorę się za wszystko w ostatniej chwili. No... Może potem siedzę długo w nocy lub w ogóle nie śpię, ale... ale za to mam więcej dnia dla siebie. – Wieczorem, Tom – spojrzałem na niego słodkimi oczkami. No... No... No ulegnij mi!
- Nie ma! Ty idziesz do lekcji, a ja idę sprawdzać prace innych klas. – Ściągnął ze mnie kołdrę, a zaraz zaczął mnie ciągnąć za nogę! Ejj! No co to jest?! Puszczaaj! Złapałem się ramy, leżąc na brzuchu, a ten Głupek zaraz usiadł mi na tyłku!
-Tom! Złaź ze mnie! Połamiesz mnie! – zacząłem krzyczeć, a ten się śmiał..! Pf…! No weź...!
- Uważasz, że jestem gruby, kochanie? – usłyszałem tuż przy swoim uchu i zamarłem. J-jak on mnie nazwał? „Kochanie”?! O matko... Odwróciłem głowę, by zerknąć na niego i przełknąłem głośno ślinę. Tom zrobił się poważny i zszedł ze mnie. - Chodź odrabiać lekcje – mruknął i wyszedł z pokoju. Zerwałem się i pobiegłem za nim.
- Tom...? – zapytałem niepewnie i oparłem się o framugę, przygryzając wargę. Owy chłopak siedział już przy stole za papierami, ale spojrzał na mnie kątem oka i mruknął coś tylko, chcąc dać chyba znak, że mnie słucha. - A ty serio uważasz, że mogę być twoim kochaniem? – zadałem chyba najbardziej głupie pytanie, jakie tylko mogłem. Westchnąłem tylko, kiedy nie odpowiedział. Poszedłem sprawdzić, co mam na jutro zadane i razem ze swymi książkami usiadłem naprzeciwko Toma. Puściłem soczystą wiązankę, która była na temat tego, jak bardzo nie chcę tego robić, ale oczywiście zostałem zignorowany. Prychnąłem i wziąłem się za lekcje. Poszło mi w miarę szybko, bo już gdzieś po godzinie... Albo dwóch wszystko było zrobione. Wszystko prócz fizyki. No starałem się, przyrzekam! Ołówek miałem cały pogryziony od myślenia.
- Tom? Mogę tu się jakoś swoim laptopem pod neta podłączyć? – zapytałem niepewnie. Dopiero teraz o wielki Tom raczył na mnie spojrzeć.
- A może najpierw lekcje odrobisz, hm?
 Boże, no a po co ja go chce?! Żeby spisać, no nie? Wtedy będę mieć wszystko!
- No po to chcę! – Wyszczerzyłem się. Chłopak nachylił się i gdy ujrzał mój podręcznik od fizyki, prychnął.
- No chyba oszalałeś! Żadnego neta! Bierz swoje książki i siadaj tu! – Odgarnął papiery od siebie tak, by mieć trochę przestrzeni, a ja westchnąłem i usiadłem obok niego. Jak ja nie lubię, jak ktoś mi pieprzy na temat fizyki! Te wszystkie formułki, teorie, wzory. Ja pierdolę! Tom przeczytał zadanie i uśmiechnął się.
- To jest dla ciebie trudne? – Pokiwałem głową i przygryzłem wargę. Mogłem mu nic nie mówić! Pani Goldmann też nam zadawała prace domowe, ale nikt ich nie robił, więc teraz też nikt nie zrobi. Więc co to za różnica? –Oj Bill, patrz. – Wziął czystą kartkę i zaczął mi wszystko rozrysowywać. I wiecie co? Tom jest cholernie dobrym nauczycielem, bo jak on tłumaczył, to jakimś dziwnym sposobem wszystko rozumiałem! No naprawdę! Niesamowite! – I właśnie dlatego wychodzi tu 86 unitów. – Powiedział na sam koniec, a ja tylko pokiwałem głową.
- I wszystko jasne. Od początku wiedziałem, że tak będzie! – powiedziałem, jak jakiś znawca. Jakbym... O! Był tym... No... Rehabilitowanym... Nie...! Habilitowanym tym... no... człekiem, o!
- Sprawdzę jeszcze tylko kilka prac i zjemy kolację, hm? – Uśmiechnął się, a ja wziąłem wszystkie swoje rzeczy i poszedłem je zanieść. Przy okazji się spakowałem na jutro i uszykowałem rzeczy. Nie wiem, co Tom będzie chciał robić rano, a przeszkadzać, to ja mu nie chciałem. I nie wiem, ile mnie nie było. Albo tak długo, albo to Tom jest taki szybki, że w tym czasie sprawdził te kilka prac i przygotował nam kolację! O matko! Zaprosił mnie gestem dłoni i nawet krzesło odsunął! Nałożyłem sobie sałatkę i dwie kanapki, po czym życząc Tomowi smacznego zacząłem szamać. Kiedy mój brzuch był wręcz wypchany, zerknąłem na chłopaka i wybuchnąłem śmiechem. No jak dziecko!
- T-Tom?! – wypiszczałem wręcz przez śmiech.
- Taak? – Spojrzał na mnie tym zadziornym wzrokiem, co tylko jeszcze dodało komizmu temu wszystkiemu.
- Brudny jesteś!
Kiedy zaczął wycierać kąciki swych ust, nie wytrzymałem i spadłem wręcz z krzesła, po czym zacząłem tarzać się po podłodze. Miał brudną całą brodę i policzek, a ten za kąciki ust się brał! Myśli, że aż taki super czyścioszek z niego jest?! Pff! Kiedy Tom już załapał z czego tak się śmieję, sam zaczął się śmiać. Potem ładnie się umyłem, a mój... e... współlokator...? No w każdym razie stwierdził, że zrobi to rano. Potem położyłem się do łóżka. Oczywiście z nim! Znowu ułożyłem głowę na jego ramieniu i już po chwili spałem.

Tom

Kiedy wstałem z samego rana, chłopak jeszcze spokojnie spał, wtulony w mój bok. Wyglądał naprawdę słodko. Jak jakiś aniołek, chociaż doskonale wiedziałem, że aniołkiem to on wcale, a wcale nie jest. Jakoś udało mi się wyswobodzić z jego ramion, nie budząc go przy tym. Na początku co zrobiłem, wychodząc z sypialni, to udałem się do łazienki, by się ogolić i umyć. A kiedy to zrobiłem, to szybko ubrałem się w jakieś świeże, czyste i pachnące ubrania. Tego dnia zdecydowałem się na zwykłą czarną koszulkę i do tego również czarne spodnie. Po tym zabrałem się za przygotowanie śniadania. Nie było czasu, by zrobić coś... wykwintnego, więc zrobiłem na szybko naleśniki, które potem posmarowałem dżemem brzoskwiniowym. Jakieś większe popisy w kuchni miałem zamiar sobie odłożyć na weekend, albo jakieś dłuższe wolne. Po przygotowaniu jedzenia chciałem to wszystko zanieść do sypialni, jak ostatnio, ale nie musiałem tego robić, gdyż Bill sam do mnie dołączył.
- Co tam masz? - zapytał, pociągając nosem i przecierając piąstkami zaspane oczy. - Ładnie pachnie.
- Naleśniki i kawka dla mojego małego śpiocha - mruknąłem, stawiając przed nim to, co wcześniej wymieniłem. Jednak chłopak spojrzał na to z posępną miną.
- Nie jestem głodny. Tak w ogóle, dla twojej wiadomości, to ja nie jadam śniadań.
- Jak to? - zdziwiłem się. - Przecież śniadanie, to najważniejszy posiłek w ciągu całego dnia! - oburzyłem się.
- I co z tego? Nie chce mi się jeść - bąknął, odsuwając od siebie talerz. - Ale kawę chętnie wypije.
- Nie, nie nie! Nie ma tak młody! U mnie są zasady i masz ich przestrzegać - ostrzegłem go, ponownie pod nos podsuwając mu talerz.
- Jakie zasady? - zerknął na mnie, unosząc ironicznie swą lewą brew.
- A takie, że masz się mnie słuchać i w tej chwili zjeść ładnie śniadanie.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale" - przerwałem mu krótko. - Albo jesz, jak cię ładnie proszę, albo pogadamy inaczej.
- Grozisz mi? - zmarszczył czoło, ale widziałem, że jest rozbawiony tą sytuacją.
- No? Na co czekasz? Wcinaj - mruknąłem, siadając naprzeciwko niego i zaraz zabierając się za swoją porcję.
- Och...! No dobra, niech ci będzie - powiedział z wielką łaską, a gdy zaczął jeść, zrobił wielkie oczy. - Skąd wiedziałeś, że lubię naleśniki z dżemem brzoskwiniowym?!
- Serio? - zapytałem z pełną buzią, a zaraz szybko to przełknąłem. - Robiłem je tak, jak sam lubię, więc...
- Pycha! - pochwalił mnie.
- Dziękuję - odparłem. - Więc mam rozumiesz, że teraz grzecznie wszystko zjesz, hm?
W odpowiedzi pokiwał mi tylko głową. Po śniadaniu pozmywałem, a Bill przygotowywał się w tym czasie do szkoły. Już po chwili obydwoje siedzieliśmy w moim aucie, kierując się w stronę szkoły. Kiedy parkowałem samochód w wyznaczonym specjalnie dla mnie miejscu, Bill skulił się na swoim siedzeniu.
- Co jest? - zapytałem, spoglądając na niego zdziwiony.
- Nie chcę tam iść... - szepnął cicho, przyciskając do siebie swój plecak.
- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
- Nie wiem... Nie lubię tam chodzić... Jeszcze pewnie będziesz podrywać sobie dziewczyny, jak nie będę widzieć...
- O co ci chodzi? - wkurzyłem się. Denerwowało mnie to, że ciągle stroił jakieś fochy. No jak baba w ciąży! Lubiłem go, no ale ile można znosić coś takiego? No ja naprawdę nie miałem cierpliwości...
- Oj, nieważne - naburmuszył się, po czym wysiadł z samochodu i nie czekając na mnie, ruszył w stronę szkoły. Wiedziałem, że przez pierwsze trzy lekcje go nie zobaczę, bo plan w szkole się zmienił i zajęcia z jego klasą miałem inaczej ułożone niż wcześniej, a w dodatku coś mi mówiło, że będzie mnie unikał...
- Och, Billy, Billy - powiedziałem do siebie, wysiadając.

Bill

No co za palant! Ja pierdolę! Zaraz wybuchnę! Eksploduję, a przy okazji rozwalę tę szkołę! O co mi chodzi, o co mi chodzi. O jajeczko, do cholery! Do mnie miziu miziu, a do innych lasek bum bum?! Wiem, że lubi je podrywać! Wszedłem do szkoły, trzaskając drzwiami i przez wszystkie lekcje go unikałem, co w sumie nie było za trudne, gdyż szkoła była cholernie duża, a wiedziałem, gdzie jest jego sala. A jak miał dyżury, to szedłem na inny korytarz. Tylko najgorsze było to, że ostatnią lekcje miałem z nim... W sumie to i tak siedzę na samym końcu, więc... Obym tylko przez przypadek na lekcji nie powiedział do niego „Tom”! W sensie, że nie „pan Tom”, a „Tom”! Ale i tak nie zamierzam z nim gadać. Kiedy minął niemiecki, skierowałem się jakby z łaską pod klasę od fizyki i prychnąłem. Drzwi były otwarte, więc gdy przechodziłem i zerknąłem do środka, zauważyłem jak siedzi przed biurkiem i szczerzy się do jakiejś laski. Ja pierdole, mówiłem! Trzasnąłem drzwiami tak mocno, jak tylko umiałem. Usiadłem pod klasą i zastanawiałem się, czy nie zwiać. Ale Bill jest mężczyzną i od problemów w końcu nie ucieka, ha! Kiedy zadzwonił dzwonek, weszliśmy wszyscy do klasy, a ja nawet nie patrząc na nauczyciela poszedłem na sam koniec i usiadłem w swojej ławce. Skuliłem się, wyciągnąłem to, co trzeba i siedziałem sobie, rysując na końcu zeszytu. Oczywiście, że czułem na sobie jego wzrok. No... A przynajmniej na początku.
- Dzień dobry – przywitał się, a klasa mu odpowiedziała. Ja tylko prychnąłem i pokręciłem głową. – To może na początku sprawdzę obecność. - Zaczął czytać nazwiska. Dość szybko... Aż w końcu doszedł do mojego...
- Kaulitz? – zapytał jakoś tak inaczej. Nie automatycznie jak pozostałe.
- Jestem – odburknąłem. O nie! Wielki Tom pomyśli, że znowu stroję jakieś fochy! Ojoj! I co to będzie?! Może karę mi da, kurwa?!
- Dobrze... To jak poszło wam zadanie domowe? – zapytał, a ja rozejrzałem się po klasie. Widziałem, że każdy był zdziwiony i patrzył na niego wybałuszonymi oczyma. Ha! Ha! A ja mam! Ja mam i to dobrze! I co, szczyle?! Kto rządzi?!  Bill!
- Emma? – zapytał, patrząc się na dziewczynę, która świeciła wręcz cyckami. – Zrobiłaś zadanie? – Uśmiechnął się szeroko. Znowu prychnąłem głośno, na co Tom spojrzał się w moją stronę. Usłyszał? No jakże mi przykro!
- Ale pan nie zadawał żadnego zadania domowego!
- Wziąłem z dziennika wasze numery telefonu i wysłałem wam wszystkim smsy, co jest zadane, więc proszę mi tu nie kłamać. Nawet maili nie wysyłałem, bo ktoś może nie mieć internetu lub nie wchodzić na skrzynkę, ale z tego, co zauważyłem na teście, to każdy umie telefon obsługiwać! – powiedział podniesionym głosem.
- No wie pan...  – zaczęła się tłumaczyć. – Ja nie umiałam! – Uśmiechnęła się, zadowolona z siebie, bo myślała chyba, że to przejdzie u Toma.
- Ach tak? No popatrz... Jakoś nie widziałem cię na zajęciach u siebie, ani na żadnej przerwie, w której pytałabyś się, jak to zrobić. Jedynka – powiedział bez żadnych ogródek i wstawił ją od razu do dziennika.
- Paul? – zerknął na chłopaka, a ten tylko pokręcił głową.
- Oj... Widzę, że nie odrabiacie zadań domowych. Nie wiedziałem, że to jest dla was aż takie trudne! Gdybyście przyszli i powiedzieli, że to jest dla was aż takie straszne, to zadałbym wam więcej, ale łatwiejszych. – Tom wziął dziennik w ręce i leciał po kolei. Wszyscy nie mieli! I każdy dostawał jedynkę...! Ha!
- Bill?
Westchnąłem i w końcu na niego spojrzałem.
- Mam – powiedziałem cicho, czym chyba zdziwiłem wszystkich. No tak... Jakimś ogierem w fizyce nie jestem, ale tak to jest, jak się mieszka z Tomem, ha!
- A możesz wyjaśnić? Bo Emma nie wiedziała. Chodź do tablicy. – Otworzyłem szeroko oczy. Ja go zabiję. No naprawdę ja go zabiję! Nie lubię takich wystąpień! Otworzyłem szeroko oczy i przełknąłem głośno ślinę. Wstałem i zacząłem kierować się do przodu. Czułem na sobie spojrzenia wszystkich. Wziąłem mazaka i zacząłem pisać. Kiedy skończyłem, chciałem wrócić do siebie, ale ten ćwok mi nie pozwolił!
- Ale może coś powiesz nam? Wyjaśnisz? Czemu wyszło akurat tyle unitów?
Kurwa mać! BO TAK! Bo tak, kurwa, chciała ta jebana książka i dała takie dane! Wziąłem dużo powietrza do płuc i zacząłem tłumaczyć tak, jak tłumaczył mi to Tom. No... Oczywiście czasami błądziłem, to zaraz mnie nakierowywał. No i jakoś mi poszło!
- Bardzo ładnie, Bill. Piątka – powiedział, a ja myślałem, że moje oczy już dawno mi wypadły z czaszki i mogłem je z ziemi zbierać. CO?! Naprawdę dostałem pięć?! Z fizyki?! Ja?!
- Dz-dziękuję – zająknąłem się i wróciłem do swej ławki, a nogi miałem jak z waty. Mężczyzna sprawdził jeszcze, czy pozostali mieli, ale jak się okazało – nie. Ups.
- Sprawdziłem również wasze testy. Większość z was ma po prostu jedynkę.
- JAK TO?! – oburzył się jeden chłopak i aż wstał prawie.
- Tak to. Widzę, że większa część z was umie bardzo dobrze korzystać z internetu. Z tego moglibyście mieć celujący. Z ukrywaniem się z tym już gorzej. Jednak nie czytacie ze zrozumieniem. Nie zauważyliście, że niektóre dane zostały po prostu zmienione, a wy piszecie zupełnie co innego. Najwyższą ocenę dostał Bill – cztery minus. Reszta dwa lub jeden. Rozdaj je – podał jakiejś dziewczynie kartki i usiadł. Reszta lekcji przebiegła w sumie spokojnie. Zrobiliśmy zadania na tablicy. Na szczęście już nie szedłem do tablicy! Kiedy zadzwonił dzwonek, to wyszedłem z klasy i zacząłem kierować się przed siebie. W sumie to do mieszkania Toma, bo wiedziałem, jak do niego dojść, ale klucza nie miałem, ani nic... Po chwili obok mnie pojawił się duży samochód. Westchnąłem. To kończy o tej samej? Odwróciłem głowę w tamtą stronę i przygryzłem wargę, a szyba zjechała w dół.
- Wsiądziesz? – zapytał Tom, a ja zatrzymałem się.
- Ta piątka, to miały być przeprosiny za twój wybuch rano, czy za to, jak szczerzyłeś się przed naszą lekcją do tej laski? – zapytałem grobowym głosem i czekałem na jego odpowiedz.

~.*.~

W zasadzie, to dziś powinna się odezwać do Was Czaki, ale nie miała czasu, więc mam nadzieję, że nie będzie na mnie zła, jak coś napiszę. Do tego, jak większość mnie potraktowała, nie będę już się odnosić, ale możecie wiedzieć, że było mi cholernie przykro. A co do tego, że fabuła jest za szybko... I, że się wypalimy, to nie bójcie się. Jest jeszcze wiele scenek przed nami i to całkiem ciekawych. :D

Pozdrawiam,
Joll.

5 komentarzy:

  1. Przerwałyście chyba w najgorszym momencie! Ciekawa jestem co odpowie Billowi. Tom nazwał Billa swoim kochaniem, a zaraz zachowuje się tak jakby dla niego nic nie znaczył. Kiedy on się w końcu opamięta? hm... CIEKAWE SCENKI przed nami, tak? :p Bardzo mnie to cieszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Natalią. I jak mam teraz skomentować skoro ona napisała wszystko, to co ja chciałam napisać? Dobrze że ją znam, bo mieszka na przeciwko mnie, więc ją znajdę buhaha.
    No ja też czekam na te SCENKI.
    I nie mogę się doczekać tego, co odpowie Tom.
    Tak przerywać w takim momencie? Ej noooo. :)
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Scena w szkole była prze epicka, tylko teraz, żeby Bill nie miał przez to problemów, że lizus czy coś, ale to jak Tom pojechał po klasie, no to było piękne. Zaraz pewnie cześć klasy zmieni o nim zdanie, już przestanie być taki fajny i w ogolę :) Co do relacji, między Billem a Tomem, tak jak już pisałam we wcześniejszym komentarzu, Tom jest ostrożny, widać, że zależny mu na Billu, ale chyba nie chce, żeby ich relacja zakończyła się tak szybko czymś więcej, nie chodzi mu tylko o sam seks, a właśnie o Billa. A Bill, musi się chyba nauczyć Toma. Tak, dokładnie tak. Zresztą obaj muszą się dotrzeć, poznać swoje zwyczaje i reakcje. No zobaczymy co to będzie dalej.
    Ps. A gdzie piesek ? :D
    Czekam na kolejny odcinek. Buziaczki dla Was dziewczyny :* :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja rozumiem. Budowanie napięcia i te sprawy... Ale serio? Dlaczego akurat w takim momencie...?! A może to lepiej. Będziemy mieli większy apetyt :P
    Scena w szkole świetna. Czekam na przejaśnienie Toma co do zachowań Billa. Osobiście uważam, że bardzo w jego stylu będzie jak ktoś go poinformuje. Nie do końca świadomie, oczywiście.
    Bardzo czekałam też na upragnioną lekcję fizyki... Nie zawiodłyście mnie. Jest jeszcze lepsza niż ją sobie wyobrażałam. Bosko! Coś czuję, że nowy nauczyciel ich nieźle przytemperuje :D
    A 'kochanie' było słodkie! Szkoda, że Tom mu nie odpowiedział. Stawiam na to, że po prostu stchórzył. :P
    Dużo weny!
    Tracheotomie

    PS.: Ja też chcę takie naleśniki!!!! :D Mniam...!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooo proszę ;D Tommy taki porządny nauczyciel i zadania pomaga odrabiać ;d A Bill żeby nie miał problemów przez to, ze się podlizuje. A ten tekst Toma do klasy .. rewelacja ! Zgasił młodych nieźle ;d
    No ale tak .. co ja chciałam powiedzieć .. ah wiem. Może różnica wieku między nimi nie jest duża, ale bardzo ją widać. Tom podchodzi do wszystkiego ostrożnie, potrzebuje czasu,a Bill zachłannie, chce mieć wszystko już i teraz. I taa zazdrość Billa .. Hah nieźle.
    Noo nic , czekam na nowy odcinek ;)

    Ps. Może wam się będzie chciało, to zapraszam na 3 odcinek "Polsko - niemieckich marzeń"
    http://miloscjestsilna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń