piątek, 25 lipca 2014

Odcinek ósmy

Tom

- Jaki wybuch? - zdziwiłem się, słysząc jego pytanie. - Jaka laska? - dodałem, kompletnie nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Krzyczałeś na mnie, zanim wysiadłem z samochodu? - zironizował.
- To twoim zdaniem był krzyk?
- Owszem. A co z tą laską? - dopytywał, patrząc na mnie z założonymi rękoma.
- Żadna laska, tylko nowa nauczycielka od biologii. Chciała się trochę... wdrążyć i zapytać, jak tam moje doświadczenia po pierwszych tygodniach pracy - wytłumaczyłem się. - Musimy tak rozmawiać? Nie możesz po ludzku wsiąść do tego auta?
- Mhm, jasne. Tłumaczy się winny - bąknął, nawet na mnie nie patrząc.
- Oj, przestań... - westchnąłem. - Przepraszam, pasuje?
- Ehe, nie potrzebuję łaski - warknął, patrząc na mnie ze złością. - Sam dojdę - dodał i ruszył przed siebie szybkim krokiem.
- Bill, przestań się wydurniać i wsiadaj - prosiłem go wciąż, jadąc powoli po jezdni obok niego.
- Lepiej idź do nowej nauczycielki od biologii, na pewno chętnie pouczy cię tego i owego - mruknął niemiło w moją stronę.
- Kurwa, przestań się zachowywać jak dziecko! - nie wytrzymałem w końcu.
- Nie przeklinaj na mnie! I nie krzycz! - rozkazał mi, sam unosząc swój głos, a gdy na mnie spojrzał, w jego oczach było widać łzy. - Daj mi spokój! - dodał zaraz, a po chwili dał nogi za pas. Chciałem za nim gonić, ale nie mogłem wjechać w dróżkę tylko dla pieszych swoim samochodem, a nie miałem gdzie się zatrzymać... Musiałem odpuścić, więc z nadzieją, że mu zaraz fochy przejdą, wróciłem do domu. Nie wiem, ile tam siedziałem, zajmując się pieskiem, który zrobił się jakiś wredny i przeglądając jutrzejszy materiał. Przez ostatnie dni szczeniak siedział cicho i wręcz myślałem, że go nie ma w domu, a teraz po prostu nie dawał mi spokoju. Ciągle chodził w tę i z powrotem i nosem trącał moje nogi. Nie rozumiałem o co mu chodzi. A godziny mijały i Billa dalej nie było. Próbowałem się czymś zająć, żeby umilić sobie czas. Ale na niczym dłużej niż pięć minut nie potrafiłem się skupić. Dzwoniłem do niego i pisałem SMS-y, ale mi nie odpowiadał... Jakby zapadł się pod ziemię. Naprawdę zacząłem się o niego martwić... Przecież obiecałem jego ojcu, że się nim zaopiekuję, a ja co...? Nawet nie wiedziałem, gdzie teraz on jest... W końcu nie wytrzymałem i urwałem się z mieszkania, wraz z psiakiem, który na widok wszelkich drzewek i trawek wręcz sikał z radości. I to dosłownie. Postanowiłem, że wybiorę się z nim na spacer, by jakoś uspokoić swe nerwy, ale przy Bobiku nie byłem w stanie. Latał od drzewa do drzewa, bo każde musiał obwąchać i obsikać, a ciągnął mnie przy tym cholernie. I nie rozumiałem, skąd taki mały szczeniaczek może brać tyle siły! W końcu jednak i on się zmęczył. Ale zamiast iść powoli, to uwalił się na samej drodze i warczał tylko, jak ciągnąłem jego smycz.
- Bobik! - jęknąłem, próbując go podnieść do pionu. - No już! - prosiłem, jednak po pięciu minutach walki z psem, dałem spokój. Podniosłem go i zacząłem wracać do domu. Przez całą drogę myślałem tylko o Billu... Nie widziałem go już dobre trzy, cztery godziny. A w dodatku jak na złość zaczęło padać. Nie, stop! Zaczęło LAĆ! - Serio?! - wrzasnąłem, kierując swe słowa w górę, jakbym zwracał się do samego Boga. Od razu przyspieszyłem kroku, nie chcąc zbytnio zmoknąć. Ale moje starania i tak poszły na marne, bo dosłownie po minucie nie została na mnie nawet sucha nitka! Jak już dochodziłem do budynku, można było wykręcać wręcz ze mnie wodę jak z gąbki. A i tak starałem się jakoś ochronić szczeniaka, by on zbyt mocno nie zmókł i nie zachorował. Jednak to stało się mniej ważne, jak zauważyłem siedzącego na murku mojego ucznia.
- Bill? - zapytałem, podchodząc do niego bardzo blisko. Kiedy mnie usłyszał, uniósł głowę, by na mnie spojrzeć.
- Przepraszam... - szepnął, spoglądając na mnie smutno. - Wiem... Nie powinienem tak reagować... Nie jesteś moją własnością... - szeptał, pociągając nosem, który był cholernie czerwony.
- Chodź, porozmawiamy w domu. Nie chcę, byś zachorował - powiedziałem dosyć czule, wyciągając w jego stronę jedną rękę, bo w drugiej trzymałem Bobika, który trząsł się już z zimna.
- Dobrze - zgodził się, chwytając mą dłoń i podnosząc się, a gdy zobaczył szczeniaka, westchnął. - Biedaczek! - zaskamlał głośno, zabierając go ode mnie. - Jesteś cały mokry! Zimno ci, prawda, mój malutki...? - rozczulał się nad nim, na co pokręciłem z niedowierzaniem głową. Sam wyglądał jak zmokła kura, a bardziej przejmował się psem, niż swoim zdrowiem, więc czym prędzej zaprowadziłem go do domu, a jak już w nim się znaleźliśmy, poleciłem:
- Rozbieraj się.
- C-co...? - zająknął się, patrząc na mnie jak na kosmitę.
- No rozbierz się, wytrzyj i ubierz w suche ubrania, bo zachorujesz.
- Aaa... A ty...? - zapytał, tuląc do siebie pieska.
- Też zaraz to zrobię, ale najpierw ty, a ja zajmę się Bobikiem - rzekłem, podchodząc do niego i zabierając mu zwierzaka. - Leć.
- D-dobrze... - pokiwał głową i poszedł do sypialni, gdzie była jego jeszcze nierozpakowana walizka. Ja za to zrzuciłem z siebie wszystko, prócz bokserek i rozwiesiłem przemoczone ubrania na suszarce, by wpierw zająć się psiakiem. Wziąłem jakiś ręcznik, by go wytrzeć, a potem ułożyłem mu jego kocyk na kanapie, położyłem go na niego i opatuliłem szczelnie. Widać było po jego mordce, że jest mu dobrze i ciepło, a po chwili nawet zasnął! Normalnie mogłem być z siebie dumny! Potem jeszcze przygotowałem sobie i Billowi ciepłą czekoladę i do mikrofalówki wrzuciłem pizze, byśmy mogli coś równie ciepłego zjeść. Czekając, aż wszystko się przygotuje, ruszyłem do sypialni, lecz zatrzymałem się przy drzwiach, w które zaraz zapukałem.
- Mogę? - spytałem.
- Jasne - usłyszałem, więc otworzyłem drzwi, wsunąłem się do pokoju i jak gdyby nigdy nic podszedłem do swojej szafy, by poszukać koszulki i dresów. Jednak wciąż na swych plecach czułem palące spojrzenie chłopaka.
- Co jest? - zapytałem, odwracając się w jego stronę.
- N-nic! - odparł szybko. Może nawet za szybko. Ale nadal patrzył się na moje prawie nagie ciało.
- Na pewno? - dopytywałem, nasuwając spodnie na tyłek.
- Mhm - potwierdził, spuszczając głowę.
- A ty jesteś już ubrany? - pytałem dalej troskliwie, a przy tym nałożyłem koszulkę.
- Jak widać - odpowiedział.
- Cieplej?
- No... Trochę - mruknął.
- A teraz? - zadałem pytanie, kiedy znalazłem się cholernie blisko niego. Tak blisko, że trzymałem go w swych ramionach, zerkając na niego nieco z góry, gdyż jednak byłem wyższy od chłopaka.
- Lepiej - przytaknął, wtulając się we mnie i układając swą głowę na mej klatce piersiowej. - O wiele lepiej...
- Chodź, bo robię coś dla nasz pysznego i ciepłego, chcesz? - zagaiłem, unosząc jego brodę swoimi palcami.
- No... No dobrze. Z tobą zjem.
- A potem zrobisz lekcje, okej?
- Och... Muszę...? - jęknął.
- Musisz - potwierdziłem, a po chwili delikatnie ucałowałem jego słodkie usta. - A w nagrodę dostaniesz więcej... - obiecałem.
Bill

- A jeśli powiem, że nie mam nic zadane?  - Uniosłem brew do góry i spojrzałem na niego niepewnie.
- To zapytam, czy nie musisz się czegoś pouczyć.
Kurwa! Spryciula jedna, no! To karalne powinno być i to jakimś dobrym striptizem, no!
- A idź ty - mruknąłem tylko i kichnąłem.
- Na zdrówko. -Ucałował me czoło i razem poszliśmy do salonu. Tom chyba nie miał żadnych prac do sprawdzania, gdyż razem ze mną usiadł na kanapie, uprzednio przekładając psiaka na fotel. Mając książkę w rękach, oparłem się plecami o podłokietnik, a nogi dałem na nogi Toma, na co odpowiedział mi uśmiechem.
- Nie będzie ci przeszkadzać telewizor? - zapytał.
- No co ty! Nawet lepiej! A nie taka cisza grobowa - zaśmiałem się i otworzyłem książkę, po czym zacząłem się ładnie uczyć. Już po chwili poczułem, jak Tom zaczął delikatnie gładzić mój piszczel, co spodobało mi się i było... miłe. Kichnąłem jeszcze raz.
- Na zdrowie - mruknął i spojrzał na mnie, a ja tylko pokiwałem głową i skuliłem się, zapinając bluzę, którą miałem na sobie.
- Tom? - zapytałem, by zwrócić na siebie jego uwagę, jednak gdy spojrzałem na chłopaka okazało się, że na mnie patrzył, aczkolwiek jakoś tak dziwnie. - Masz koc? Bo tu zimno jest. - Już po chwili na swoim policzku czułem jego dłoń, a z każdą chwilą jego oczy robiły się coraz to większe. Co mu jest? Ubrudziłem się? Zerwał się, a ja tylko skuliłem się. Spokojnie! Ten koc nie jest aż taki ważny! Po chwili Tom przyszedł z czymś dziwnym i kucnął obok mnie. Odgarnął mi włosy za ucho bardzo delikatnie i chciał coś włożyć do ucha!
- Oszalałeś?! - krzyknąłem i odsunąłem się od niego.
- Nie bój się. To taki termometr. - Uśmiechnął się, a ja już się nie ruszałem i grzecznie pozwoliłem, by to coś znalazło się w mym uchu. Na szczęście nie głęboko.
- Cholera... Nie ruszaj się! - nakazał i poszedł gdzieś, a zaraz wrócił z jakąś buteleczką i łyżką. - Wypijesz to?
- Po co? Tom, co jest?
- Masz gorączkę. Musimy ją zbić - powiedział, a w jego głosie słychać było troskę. Wypij to. - 
Po chwili przed nosem miałem łyżkę z jakąś cieczą. Połknąłem to, a czując smak od razu się skrzywiłem. Blee! Tom podał mi szklankę, w której jak się okazało był pyszny sok, który zabił ten gorzki smak! Kochany. - Chodź się położyć. - Musnął czule me usta, wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Pomógł rozebrać się do samych bokserek oraz koszulki i przykrył mnie kołdrą do pasa. Usiadł obok mnie i zaczął głaskać mnie po głowie... Policzku...
- Tom... Niedobrze mi - mruknąłem i spojrzałem na niego, choć obraz mi się coraz bardziej zamazywał.
- Kurwa mać! Nie zasypiaj tylko! - zaczął krzyczeć i dał ręce pod moje plecy, a po chwili siedziałem. Nagle chłopak zniknął, a gdy się pojawił poczułem na twarzy coś chłodnego. Potem na szyi...
- Nie... Weź to... - mruknąłem, kręcąc głową. - Za zimno...
- Bill, no błagam! Zaraz zadzwonię po pogotowie!
Czemu on panikował...? Jednak to coś, jak się okazało - zimny ręcznik - pomogło, bo po chwili zmęczenie przeszło. A przynajmniej nie było aż tak silne jak wcześniej. Znowu miałem mierzoną temperaturę, która podobno ani nie spadła, ani nie wzrosła. Może ten lek musi mieć czas, by zacząć działać...?
- Już mi lepiej. - Uśmiechnąłem się do niego słabo.
- Dobrze, kochanie. - Ucałował me czoło i sięgnął po komórkę. Wykręcił jakiś numer i przyłożył urządzenie do ucha.
- Dzień dobry. Z tej strony Tom Kaulitz. Ja chciałem poinformować, że jutro nie będzie mnie w szkole. I przez najbliższy tydzień. Powód? Och... Wolałbym się nie tłumaczyć... To jednak sprawy osobiste... Muszę wyjechać i nie wiem, kiedy wrócę. Przepraszam, że to tak nagle, ale sam nie wiedziałem i jestem wstrząśnięty tym co się stało... Gdyby nie było takiej sytuacji, to bym został... Ale... Och... Niestety... Umarła mi... mi... babcia... I... Ja muszę pojechać do Anglii na jakiś czas... - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. - Dziękuję... Tak... Tak... Mam nadzieję... Do widzenia. - Tom wrócił do mnie i zaczął gładzić mój brzuch delikatnie.
- Zostaję z tobą. Będę się tobą opiekował. Wszystko będzie dobrze - wyszeptał tuż przy moim uchu, a ja aż przygryzłem wargę.
- T... Tom...?
- Tak, skarbie?
- Dziękuję... - wyszeptałem, po czym musnąłem jego wargi, co od razu odwzajemnił. Po chwili usłyszałem piszczenie, a już po chwili na sobie miałem psiaka! - No co słodziaczku? Taki słodki jesteś. Jak się spało? A powiedz mi, jak ty się w ogóle nazywasz! Bo ja do tej pory nie poznałem twego imienia!
- Bobik - powiedział Tom, a ja zaśmiałem się i pokręciłem głową.
- W takim razie witaj, Bobiku. Jestem Bill! - Podałem mu rękę i delikatnie ścisnąłem jego łapkę, na co mały szczeknął. - Ohoho! Ale ty wygadany jesteś! - Wyszczerzyłem się.
- Chyba wyczuwa, gdy cię nie ma i coś jest z tobą źle, wiesz? Bo kręci się wtedy jak nie wiem!
Zerknąłem na Toma i zmarszczyłem brwi.
- Naprawdę?! Ojoj! Mój malutki cukiereczek! - Dałem szczeniakowi całusa w zimny nosek i mógłbym przyrzec, że się uśmiechnął!
- Ekhem!
- A tyy -spojrzałem na Toma - jesteś moim skarbem - powiedziałem cholernie poważnie i pokiwałem głową, a na potwierdzenie musnąłem jego wargi. Po chwili z Bobikiem na brzuchu i w ramionach Toma - zasnąłem.

Ja pieprze...! Kto tak rano dzwoni?! Otworzyłem jedno oko i musiała minąć spora chwila, zanim mój mózg się obudził i doszło do mnie, co w ogóle się dzieje. Okazało się, że dzwoni Toma telefon. Spojrzałem na owego osobnika, który usiadł i odebrał komórkę.
- Tak? - zapytał zaspanym głosem. - Och... Witaj... No tak... Nie... No co ty... Nic się nie stało... Nie...! Ach... Rozumiem... Nie, nie... Wiesz... W sumie, to nie za bardzo mogę... Teraz jestem zajęty osobistymi sprawami... No tak, tak... Dam znać... No... Ty też się trzymaj... Tak... No... No... Jasne...! Jak najbardziej... To pa - powiedział, po czym rozłączył się i położył z powrotem.
- Kto dzwonił?
- Ta dziewczyna ze schroniska - odpowiedział, jakby oznajmiał, że dzisiaj jest wtorek!
- Po co?! - Zacisnąłem dłonie w pięści. Ten lek coś w sobie miał, bo może nie czułem się za dobrze, ale na pewno lepiej, niż wieczorem.
- Chciała się spotkać. - Wzruszył ramionami.
- Aha! No to super! - Odsunąłem się od niego, uważając na Bobika, który leżał niedaleko mnie. - No czemu do niej nie lecisz?!
- Znowu zaczynasz? - Spojrzał na mnie chłodno, a ja tylko prychnąłem.
- Jasne! Najpierw jakaś nowa baba od biologii, która, kurwa, chce cię anatomii uczyć i jak stosować antykoncepcje w praktyce, a teraz ona! - krzyknąłem i aż usiadłem.
- Mogę robić co chcę! W końcu my nie jesteśmy razem!
 Przygryzłem wargę, a do oczy naszły mi łzy. Ja za dużo płaczę... Ja za dużo płaczę... Zerwałem się i zacząłem szybko ubierać. Może oficjalnie nie, ale, kurwa... Naprawdę myślałem, że to wszystko coś dla niego znaczyło...
- Jasne! No już! Idź! Kurwa, idź do nich i przeleć je! No czemu, do kurwy nędzy, tu stoisz?!
- Ach tak?! A co, chcesz tego?!
Pokręciłem głową, nie mogąc uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Skierowałem się do drzwi, jednak Tom zaraz chwycił mnie i przytulił mocno do siebie.
- Puść mnie! Już! - krzyczałem i szarpałem się, jednak on tylko mówił czułe słówka, próbując mnie uspokoić i trzymał mocno w swoich objęciach, próbując chyba jeszcze mnie głaskać po plecach. - Ja nie chcę tu być, Tom! - Kiedy to powiedziałem, cały zesztywniał. - Ja nie chcę tu być... - powtórzyłem szeptem. - I nie chcę czuć do ciebie tego, co czuję... Nie chcę być zazdrosny o każdą laskę... Lub faceta... Nie chcę czuć zazdrości... Ani nie chcę cię ograniczać... To chyba nie ma sensu.. - wyszeptałem i spojrzałem na niego przepełnionymi bólem oczyma. Nie wierzyłem, że to powiedziałem...

Tom


Nie wiedziałem, jak mam zareagować na jego słowa. Trzymałem go wciąż, cały zesztywniały, jednak powoli zacząłem się rozluźniać.
- To co mam zrobić, byś mi zaufał? - zapytałem, puszczając go. Jednak ku memu zdziwieniu nie uciekł, tylko odwrócił się w moją stronę, by na mnie spojrzeć.
- Nie wiem... - wyszeptał, spuszczając po tym głowę.
- Ech... - westchnąłem tylko. Naprawdę go czasami nie rozumiałem. Fajny był z niego chłopak i miło mi się z nim spędzało czas, ale czasami wręcz nie rozumiałem tych jego wybuchów złości i zazdrości. Po pierwsze, to nie byliśmy razem, a nawet gdybyśmy byli ze sobą, to po co być aż takim zazdrosnym, skoro nie ma o co?! Po drugie, mówiłem mu, że niczego nie mogę mu obiecać, a w dodatku byłem jego nauczycielem, który nawet nie powinien spać ze swoim uczniem w jednym łóżku! Jeszcze obiecałem jemu ojcu, że się nim zajmę! Boże... - pomyślałem. - Co ja mam zrobić...? - Powiedz mi, bo ja już nie wiem... Chcesz wrócić do swojej mamy? Wyjechać stąd do ojca? Powiedz...
- Nie wiem... - powtórzył, zagryzając wargę. - Chciałbym być tutaj z tobą... - dodał szeptem.
- Ale dobrze wiesz, że tak nie może być. Prosiłem cię, byś dał mi czas. Wiesz, że coś do ciebie czuję, ale... Musisz zrozumieć, że mam pewne obawy. Jestem twoim nauczycielem, a ty jeszcze się tak zachowujesz...
- Jak? - zapytał, spoglądając w końcu na mnie.
- No właśnie tak! Nie możesz być o wszystko i wszystkich zazdrosny, bo to tylko na gorsze tobie wyjdzie, rozumiesz? Chyba, że właśnie o to ci chodzi.
- O to, czyli o co? - patrzył na mnie uważnie.
- O to, że chcesz mnie do siebie w ten sposób zniechęcić - odparłem, a on tylko wybałuszył oczy.
- Co ty gadasz?! - wrzasnął. - Gdyby mi nie zależało na znajomości z tobą, to dałbym sobie już dawno spokój! - bronił się.
- To ustalmy coś sobie. Masz nie być taki zazdrosny i widzieć w każdej dziewczynie, czy facecie moich kochanków i... I po prostu musisz dać mi czas. Dobrze? Mogę cię o to prosić?
- Jasne... - mruknął, nie patrząc na mnie. Miałem ogromną nadzieję, że zrozumie i się uspokoi.
- Chodź tu - poprosiłem, pokazując mu swoje kolana, na które po chwili usiadł z nietęgą miną. - Mówiłem ci, że mnie do ciebie ciągnie i zależy mi na tobie. Po prostu... - przerwałem, zamyślając się na chwilę. - Zaufaj mi, okej? - W odpowiedzi chłopak jedynie pokiwał głową na "tak". - Mogę na ciebie liczyć?
- Postaram się - powiedział w końcu.
- Grzeczny chłopczyk. - Uśmiechnąłem się do niego, po czym musnąłem czule usta, na co chętnie odpowiedział mi tym samym. - A teraz wskakuj do łóżka, bo jesteś chory.
- A ty...? - zerknął na mnie, schodząc z moich kolan i wślizgując się pod kołdrę. Patrzył na mnie tak, jakby chciał mi przez to powiedzieć: "No nie daj się prosić, zostań ze mną!".
- No... No... - myślałem. - No ostatecznie mogę jeszcze z tobą trochę pospać!
- Dzięki! - ucieszył się i zaraz wtulił we mnie mocno, kiedy położyłem się obok niego, a już po chwili spał słodko. 

6 komentarzy:

  1. Nie mam głowy dzisiaj do długich komentarzy.
    Ta dzisiejsza część była słodka taka pod koniec ze Ojejku!
    I Bill taki zazdrośnik ^^
    Nadal jednak te imię Bobik mi się źle kojarzy nawet nie wiem czemu xd
    Ogólnie to mam złe przeczucia co do Toma. Nie ufam jego postaci :")
    To na tyle.
    Weny! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie za szybko to przeczytałam. :D Mam nadzieję, że Bill już się uspokoi, bo naprawdę działa mi na nerwy tą zazdrością. Ciekawa jestem kiedy Tom już nie będzie kazał Billowi na siebie czekać i kiedy w końcu "oficjalnie" będą razem.

    Pozdrawiam i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach Billy i ta zazdrość...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, no i jest piesek :D A już myślałam, że Tom go oddał, ale jest. :))) Ogólnie myślę, że Bill musi popracować nad zaufaniem, a Tom chyba się jakoś konkretnie określić, bo chyba właśnie ta niepewność wzbudza w Billu tą zazdrość. Bill, Toma intryguje, nie wiem jeszcze dlaczego, a raczej co oprócz wyglądu przykuło Toma uwagę. Bo jeśli chodzi w drugą stronę, to prócz wyglądu Toma, to myślę, że urzekło Billa to, że ktoś dojrzał w nim kogoś zupełnie innego niż tylko zakompleksionego malującego się chłopaka, jakimś cudem Tom przebił się przez tą skorupę i Bill nie chce tego stracić. Żeby tylko tymi wybuchami ciągłej zazdrości o każdą osobę, którą pojawi się w pobliży Toma nie zraził go do siebie, bo widać, że ma świadomość że przesadza, ale puki co nic z tego nie wynika.
    Czekam co będzie dalej. Buziaczki dla Was dziewczyny :* Świetny odcinek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj nasz Billuś .. nieufny strasznie, ale też nie ma się mu co dziwić. Rodzice zrobili jak zrobili, matka przyprowadziła sobie jakiegoś fagasa i jego córkę, a z nim co zrobiła ? wyrzuciła z domu i pozwoliła aby podniósł na niego rękę. Dużo przeszedł i chciałby mieć przy sobie kogoś, ale nie boi się być zraniony. A Tom ? Tom ma cierpliwość do niego i widać, że stara się by było dobrze i zna tę różnicę panującą między nimi. Hah nie wiem czemu , ale gdy czytam słowo "Bobik" to śmiać mi sie chce ;p kojarzy mi się to z jakimś malutkim mieszańcem błąkającym się po ulicy małych miejscowości (oczywiście nie uważam tego za jakąś wadę bądź co:) ) . Noo ale czekam na dalszą część akcji ;)

    Pozdrowienia dla Was dziewczyny i duużo weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Billy jest słodziaśny!! :D
    Dlaczego oni się nie rozumieją!? Jak możesz im to robić? :P Tom ma rację co do tej zazdrości. Co nadal nie zmienia faktu, że Bill powinien dać mu nauczkę! Tak myślę :D Tom jest opiekuńczy! I mam nadzieję że się nie rozstaną... To byłoby straszne. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń ze zniecierpliwieniem.
    Można powiedzieć, że wszystkie takie opowiadania mają dany schemat... Jednak kocham to! Motyw TH, ale też relacje uczeń - nauczyciel. Wasze opowiadanie jest boskie!
    Weny!
    Tracheotomie

    OdpowiedzUsuń