Bill
Otworzyłem oczy i rozciągnąłem się. Oblizałem językiem spierzchnięte wargi i usiadłem. Obok mnie leżał Bobik, a Toma nie mogłem nigdzie dostrzec. Wstałem i ruszyłem na poszukiwania! Jakaś postać siedziała na kanapie i była zwrócona do mnie tyłem. Oglądała tv i chyba coś jadła, bo w powietrzu unosił się nawet taki przyjemny zapach. Jakby mleka? Podszedłem najciszej jak tylko umiałem i zasłoniłem jej oczy dłońmi.
Otworzyłem oczy i rozciągnąłem się. Oblizałem językiem spierzchnięte wargi i usiadłem. Obok mnie leżał Bobik, a Toma nie mogłem nigdzie dostrzec. Wstałem i ruszyłem na poszukiwania! Jakaś postać siedziała na kanapie i była zwrócona do mnie tyłem. Oglądała tv i chyba coś jadła, bo w powietrzu unosił się nawet taki przyjemny zapach. Jakby mleka? Podszedłem najciszej jak tylko umiałem i zasłoniłem jej oczy dłońmi.
-
Zgadnij kto – wyszeptałem tej osobie do ucha
i uśmiechnąłem się szeroko.
-
Hm... Bobik chyba nie... Więc chyba ta moja maruda jedna – powiedział, a ja się
oburzyłem. Pf...! Ja mu dam marudę! Spojrzałem na niego groźnie i... No... A
przynajmniej próbowałem groźnie! Usiadłem obok niego i skrzyżowałem ręce na
piersi.
-
Maruda? – uniosłem do góry brew.
-
No... Taka słodka! I widzę, że już lepiej się czujesz, więc chyba pójdę szybciej
do szkoły – otworzyłem szerzej oczy i pokręciłem głową. Udałem, że mdleję i opadłem na
kanapę. – Uhuhu! Bo pomyślę, że usta usta chcesz! – zaśmiał się.
- No
w końcu odgadłeś! – nachyliłem się nad nim i złożyłem usta w dzióbek, a zaraz
poczułem na nich wargi Toma. – Co jeesz? – spojrzałem na miskę, którą trzymał w
dłoniach.
-
Płatki na mleku, chcesz? Wstawiłem pizzę wczoraj, ale zapomniałem o niej przez
tę twoją chorobę i nie nadaje się do jedzenia, chyba, że lubisz pizzę a’la
kamień – zachichotałem i pokręciłem głową. Wziąłem od niego miskę i zacząłem
jeść.
- Nie
no, nie krępuj się! Smacznego! – wyszczerzyłem się tylko w jego stronę.
-
Dziękuję bardzo, Tomcio! – zdrobniłem jego imię, na co tylko pokręcił głową, a
z ust nie schodził mu uśmiech. – Co będziemy robić?
- A
na co masz ochotę?
- Nie
wiem... – zjadłem do końca i odstawiłem miskę na stół, po czym usiadłem na nim
okrakiem.
-
Możemy pograć na playstation, chcesz? - uniósł brew do góry.
- Ale
nie wiem, czy umiem... No wiesz... Bo ja nie gram w takie rzeczy...
- Oj
przestań. Będę dawać ci wygrywać! – zmierzwił mi włosy i lekko wyswobodził się
spode mnie. Podszedł do telewizora i coś tam poklikał, zaraz podał mi joystick,
a sam ze swoim usiadł obok mnie.
-
Wyścigi? – zapytał, a ja pokiwałem głową.
- Ale
ja chcę mieć ten najlepszy samochód! Taką wyścigówkę! - krzyknąłem i podjarałem
się.
-
Dobra, dobra. To ty bierzesz ten, a ja ten, o! – pokazał palcem, a ja kiwnąłem
głową. Wyścig się zaczął!
***
- Tooom! – wydarłem się i ściskałem w dłoniach ten głupi plastik z całych sił. - Miałeś dać mi wygrywać!
- Oj
przepraszam, ale żółw byłby szybszy od ciebie, malutki – zaśmiał się i sprzedał
mi sójkę w bok. – Nie da się jeździć wolniej od ciebie, przepraszam!
- To
nie moja wina, że w to nie gram! I miałeś mi dać najlepszy samochód! – uderzyłem się dłonią w udo, ale już tak miałem jak się denerwowałem.
-
Złość piękności szkodzi, malutki. – I czemu on się ze mnie nabija?! No czemu?!
Moja wina, że tak to przeżywam?!
- A
idź ty... – odłożyłem joysticka na stół i skrzyżowałem ręce na piersi.
- No
już się nie złość, kochaanie – pochylił się nade mną i musnął moje usta. – Przy
mnie nabierzesz wprawy, spokojnie – i grałbym nawet dalej, ale ktoś zadzwonił
do drzwi. Spojrzałem na Toma, ale po jego minie widziałem, że sam nie wie, kto
to może być. Chłopak wstał, a ja odprowadziłem go wzrokiem.
Tom
Zdziwiłem się, słysząc dzwonek do drzwi. Bill był równie zdziwiony, jak ja, ale w końcu postanowiłem je otworzyć, bo nie mogłem udawać, że mnie w domu nie ma, no nie? A jeśli to ktoś ważny? Kiedy znalazłem już się pod tymi drzwiami, chciałem zajrzeć do judasza, by sprawdzić kto to, ale ten ktoś zasłonił mi widok ręką.
- Kto tam? - zapytałem.
- Policja, otwierać! - do moich uszu dobiegł zdenerwowany głos, a mnie aż po plecach przebiegł dreszcz. Policja?! Po co?! Przerażony zerknąłem ponownie w stronę chłopaka, ale on tylko patrzył na mnie bezradnie. W końcu jednak drżącą ręką przekręciłem zamek w drzwiach, które po chwili otworzyły się z impetem, a do środka wpadli...
- Gustav?! - wykrzyknąłem.
- Georg?! - krzyknął po mnie czarnowłosy.
- Bill? - zapytał wyżej wymieniony.
- To wy się znacie? - zapytałem, patrząc raz na jednego chłopaka, a raz na drugiego.
- O co tu chodzi? - wtrącił Gus.
- Georg to mój najlepszy przyjaciel i jedyny, jaki mam w sumie... - odezwał się Bill, podchodząc do nas.
- To prawda, ale co tu robisz? - zdziwił się jego "przyjaciel".
- Mieszkam jak na razie - odpowiedział. - Tom jest moim nauczycielem, który mnie... No... W sumie to przygarnął - tłumaczył się, a przybyli goście patrzyli na niego z niedowierzaniem. Sam byłem w szoku, nie wierzyłem w to, co się teraz dzieje! - Ostatnio... Trochę sprawa z moimi rodzicami się skomplikowała, a że dawno w sumie się nie widzieliśmy, to nie miałem jak ci o tym powiedzieć...
- Tom? Nauczyciel? - wyłapał Gustav. - Wyjaśnisz? - zwrócił się do mnie.
- No... No... No my też dawno się nie widzieliśmy, no i trochę... No jakoś tak... - plątałem się. - Uch... Może usiądźmy wszyscy i porozmawiajmy...? - zaproponowałem, a widząc, jak każdy z nich siada na czymś w salonie, zapytałem: - Kawy, herbaty?
- Piwa - odpowiedzieli zgodnym chórem, łącznie z Billem, na którego spojrzałem tylko groźnie, marszcząc czoło.
***
- Porypana sprawa... - mruknął Georg z posępną miną. - Szkoda, że wcześniej się nie domyśliłem, że to ty możesz być tym nauczycielem, o którym mówił Bill. I przykro mi, stary - mówiąc to, zerknął na chłopaka - że tak wyszło z twoimi rodzicami, i że nie było mnie przy tobie, jak tego potrzebowałeś...
- Nic się nie stało - odparł czarnowłosy, klepiąc go po ramieniu. - Ale tak dziwnie wyszło, że no... wy się z Tomem znacie...
- My się znamy od małego, w końcu wychowaliśmy się na tym samym podwórku - powiedziałem i zaśmiałem się na samo wspomnienie tamtych czasów. - Było super!
- Oj tak! - poparł mnie Gustav.
- No raczej! - dodał Georg, a zaraz trzej parsknęliśmy śmiechem.
- Swego czasu nawet założyliśmy zespół - odezwałem się po jakimś czasie, spoglądając na swoich przyjaciół i... i Billa.
- Ale nie wypaliło, bo nie mogliśmy znaleźć żadnej osoby, która nadawałaby się na wokalistę, czy też wokalistkę - mruknął Gustav, krzywiąc się. - Swoją drogą, to szkoda, że nam nie wyszło. Fajnie byłoby zacząć taką karierę.
- Zawsze możecie założyć na nowo zespół - odezwał się w końcu Bill.
- No nie wiem... - odparłem. - My z Gustavem jesteśmy już po dwudziestce, a po drugie, gdzie mielibyśmy znaleźć dobrego wokalistę?
- Ja trochę śpiewam... - przyznał nieśmiało mój towarzysz, patrząc na swe dłonie.
- Serio? Nie mówiłeś mi - mruknąłem, spoglądając wciąż na niego.
- Nie było okazji. - Spojrzał na mnie w końcu.
- Zawsze można spróbować! - zawołał wesoło Georg.
- Jasne - rzuciłem. - Ale to innym razem, bo Bill jest teraz chory.
- Mamusia się znalazła - parsknął Geo. - A co, aż tak bardzo lubisz młodego, że się tak o niego troszczysz? - spytał sarkastycznie, chociaż wiedziałem, że się tylko ze mną droczy. - A tak w ogóle, to Bill tu nie powinien być, w końcu to twój uczeń! - dodał, upijając po tym łyk piwa. Było po nim już widać, że jest lekko wcięty, a gdy był w tym stanie, to zbyt często rozplątywał mu się język i gadał głupoty.
- Przestań... - poprosił Bill, patrząc na swego przyjaciela szklanymi oczami.
- Oj, czyżby ktoś tu się zakochaaał...? - śmiał się Geo, wstając ze swojego miejsca i podchodząc do chłopaka dość chwiejnym krokiem, ale zaraz zastąpiłem mu przejście.
- Tobie to już chyba wystarczy na dzisiaj picia, co? - zapytałem, uśmiechając się miło, chociaż byłem już na niego wkurzony. - Wystarczająco dużo dzisiaj wypiłeś.
- Tom ma rację - odezwał się Gustav, który przez dłuższy czas nam tylko się przyglądał. - Zbieramy się, Geo.
- Ale ja się świetnie bawię - mruknął, patrząc na kolegę spode łba.
- Pobawimy się jeszcze innym razem. W końcu dawno się nie widzieliśmy i trzeba sporo nadrobić, prawda, Tom? - zerknął na mnie, przytrzymując w tym czasie za ramię podpitego Georga, gdy do niego podszedł.
- Prawda - przytaknąłem.
- Niedługo się odezwę - dodał. - Chodź, młody, idziemy - zwrócił się do szatyna, ciągnąć go w stronę wyjścia. - Do usłyszenia, Tom. - Uśmiechnął się do mnie, a gdy zniknął za drzwiami, zamknąłem je i spojrzałem na Billa, który nagle posmutniał.
- Co jest? - zapytałem, podchodząc do niego i zabierając mu z rąk butelkę niedopitego piwa.
Bill
- Nic
– odpowiedziałem i odsunąłem się od Toma. Czemu on mi wcześniej nie powiedział,
że zna Georga?! Choć widziałem, że sam był dość zmieszany, gdy okazało się, że
znamy się z chłopakiem.
-
Bill, powiedz mi – wyszeptał mi do ucha, obejmując mnie w pasie od tyłu.
Westchnąłem tylko i odchyliłem głowę w bok.
-
Chcę się umyć... – wyswobodziłem się z jego uścisku i poszedłem do łazienki. Tam
wziąłem dość długą i odprężającą kąpiel. Wiedziałem, że Tom prędzej czy
później wyciśnie ze mnie to wszystko... Ale ja nie chciałem mówić... No i
zabarykadować w łazience też się nie mogłem, więc musiałem w końcu wyjść. Choć niechętnie!
Miałem na sobie tylko koszulkę na ramiączka i bokserki. Jednak nie doszedłem
nawet do salonu, gdy zaraz przy uchu poczułem kogoś oddech.
-
Więęc? – uch, cholera. Aż mi ciarki przeszły!
-
Znasz Georga... – wymamrotałem i wzruszyłem ramionami, odwracając się do niego
przodem.
-
Owszem – pokiwał głową na potwierdzenie i przyglądał mi się uważnie.
- Sam
czułeś się niezręcznie, prawda? Tom... Gdy ktoś doniesie, że u ciebie śpię, bądź
cokolwiek... – pokręciłem głową i przetarłem twarz dłońmi. – Boże... A jak ktoś
zobaczy, że się całujemy...?! – Tom spiął mięśnie, ale po jego twarzy nie można
było poznać, czy jest zły, smutny, nic. Jakaś nijaka była ta jego twarz.
- Ale
chyba nie przez to jesteś taki smutny, prawda?
- Po
prostu... Nie lubię, gdy Georg dużo pije – wydusiłem w końcu z siebie i wtuliłem
się mocno w ciało mojego współlokatora.
-
Dlaczego? – wyszeptał mi do ucha i dał włosy na ucho, przyciskając do swej
klatki.
- Bo
wtedy staje się... inny. Znasz go, no...
-
Robi się agresywny – powiedział, jakby była to jakaś formułka lub wzór, ale
zaraz odsunął się ode mnie i trzymając mnie za ramiona, patrzył na mnie szeroko
otwartymi oczyma. – Bill...? Ty mi chyba nie chcesz powiedzieć, że... – nawet nie
dokończył. Ja tylko spuściłem głowę i patrzyłem na swoje stopy. Weźmie to za
potwierdzenie...?
-
Wiesz... To tak nie do końca... – powiedziałem cichutko i przygryzłem wargę.
-
Masz mi powiedzieć, albo siłą to wyciągnę z ciebie lub niego – wysyczał groźnie
przez zęby.
-
Wkurzył się kiedyś na mnie... Ledwo stał wtedy... Nic mu nie zrobiłem, ale on
myślał inaczej... No a wiesz... Z moją budową, to ja raczej nic nie zrobię i... – przełknąłem gulę, którą nagle poczułem w gardle. – Popchnął mnie na szafkę. A
pech chciał, że na kant szafki... Ot cała historia – wzruszyłem ramionami i
uśmiechnąłem się do niego. Niestety chyba zauważył, że było to dość sztuczne i
wymuszone.
-
Mocno? – O Boże! Twe drugie imię to „pytacz”, czy co?! Ludzie! Odsunąłem się od
niego i zsunąłem bokserki z jednej strony mocno w dół tak, że było widać
bliznę. Dość sporą...
- O
Boże... – powiedział, jakby nie wierzył. No przecież tego nie namalowałem!
Zerwał się i zmierzał szybkim krokiem w kierunku drzwi. Co on... O nie, nie! Ja
już wiem! Stop! Pobiegłem za nim i złapałem go za rękę.
-
Przestań! Tom, błagam! – krzyknąłem i przycisnąłem go swym ciałem do ściany.
Tak, tak! Wiem! Jakby tylko chciał, to mógłby mnie odepchnąć i to nawet jedną
ręką! No... Nieważne.
-
Cii... – przytknąłem palec do jego ust, a zaraz wpiłem się w jego wargi. – Nic
mi nie jest – mruczałem między pocałunkami. - Zobacz, jak ładnie się zagoiło. –
Tom przytulił mnie po chwili mocno i bujał się ze mną.
- Już
nie dam cię nikomu skrzywdzić – wyszeptał, a brzmiało to co najmniej jak jakaś
obietnica. – A może masaż chcesz? – Uśmiechnął się delikatnie, a ja wybałuszyłem
oczy.
-
Naprawdę?!
- No
tak.
- O
Boże! – krzyknąłem i pobiegłem do sypialni, ściągając po drodze koszulkę.
Położyłem się na łóżku i czekałem na Toma, który już chwilę po mnie znalazł się
w pomieszczeniu, śmiejąc się pod nosem.
- Nie
wiedziałem, że aż tak to lubisz – pokręcił głową i usiadł mi na udach.
Wyciągnął z szafki jakiś... płyn. Mleczko, olejek? Nie wiem, ale już po chwili
do mych nozdrzy doszedł ładny zapach. Skąd on miał takie coś...? Nalał to coś na
moje plecy, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Zimne... Tom zaczął
wmasowywać to we mnie. Tak przyjemnie. Tak cholernie przyjemnie... Uciskał z
wyczuciem kark, masował plecy. A gdy czułem jego ręce na krzyżu, przez moje
ciało przechodziło stado dreszczy. Jednak nagle chłopaka ręce zaczęły zjeżdżać
w dół. Aż do pośladków, na które lekko nachodziły. Wzdrygnąłem się lekko.
Dziwne uczucie... Gdy jego ręce znalazły się nieco wyżej, zaczął zjeżdżać nimi
na boki, jakby chciał się dostać do mojej klatki. Mruknąłem głośno, a po chwili
poczułem... jego usta! Zaczął całować mnie w okolicach krzyża i szedł coraz
wyżej... I wyżej... Wzdłuż linii kręgosłupa, a dłoniami zaczął okrężnymi ruchami
masować moje pośladki. Wygiąłem się lekko w łuk. Uch... Tom... Co ty planujesz...?