piątek, 26 września 2014

Odcinek dwudziesty trzeci

Bill

Owszem – Tom był cholernie słodki. Ale nikt sobie nie wyobrażał, jak denerwował mnie, wręcz wkurwiał, gdy co chwilę wspominał o lekcjach i o szkole! Jeśli w wakacje ma być tak samo, to przyrzekam, że kopnę go w jaja. Może i przez tydzień, nie będzie mógł nic robić typu żadne „bum bum”, ale przez pozostały czas zapamięta, że przy mnie nie można takich rzeczy mówić! Odrobiłem w końcu te lekcje, choć marudziłem, jak nigdy dotąd. Podziwiam go za to, że wytrzymał to wszystko, no a potem ładnie poszliśmy spać. Oczywiście razem! Mówiłem, że nie będę spać u siebie. No, a przynajmniej nie sam.

***

- Bill? – Szturchał mnie ktoś za ramię. Wyburczałem coś i odwróciłem się na drugą stronę, chcąc uciec od tego natręta. – Billy…
- Idź ode mnie. – Machnąłem w powietrzu ręką, jakbym chciał odgonić muchę, a nie człowieka.
- Ale Bill… Musisz wstać do szkoły. – Wziąłem poduszkę, która była obok, otworzyłem jedno oko i zerknąłem na Toma, po czym wycelowałem w niego miękką rzeczą. – Nie przesadzaj!
- Nie idę dzisiaj nigdzie, Tommy. – Schowałem głowę pod swoją poduszkę, ale zaraz zrobiło mi się cholernie zimno… Ten baran ściągnął ze mnie kołdrę! Całe moje ciepło! Ejj! Oddawaj, złodzieju! I jeszcze zaczął ciągnąć mnie za nogi! - Tom! – wydarłem się i jakoś przekręciłem na plecy, co wcale nie było łatwe.
- Budzenie ciebie, to… powinienem medale za to dostawać! – Wyszczerzył się.
Ranny ptaszek od siedmiu boleści się znalazł!
- To ja za każde takie obudzenie powinienem walić cię tymi medalami w łeb!
Wstałem i poszedłem pod prysznic. O taak… Cieplutka woda… Uwielbiałem ciepło! Wyszedłem  z łazienki i od razu miałem lepszy humor! Już nawet nie byłem zły na Toma za tę całą pobudkę!
- Kawa dla mojego śpiocha. – Uśmiechnął się i cmoknął mnie w usta. Usiadłem przy stole i wziąłem łyk gorącego napoju oraz przyglądałem się kanapce z dżemem brzoskwiniowym. - Smacznego – powiedział, a ja skrzywiłem się.
- Mówiłem ci, że rano nie jem… Nie mogę, Tom – westchnąłem.
Czy on kiedykolwiek to zrozumie…?
- Proszę, Billy. Bo będę zły i żadnego buzi buzi nie będzie! – zagroził mi, na co aż otworzyłem oczy zaskoczony.
No jak on może mnie tak szantażować?! Wziąłem tę nieszczęsną kanapkę i wręcz wpychałem ją w siebie. W końcu, gdy zjadłem pół, stwierdziłem, że więcej nie mogę, bo po prostu to zwrócę i bilans wyjdzie wręcz ujemny. Tom na szczęście to zrozumiał. Znów jechaliśmy razem do szkoły, lecz kawałek przed nią wysiadłem z jego auta. Tak było po prostu bezpieczniej i nikt nie mógł nam niczego zarzucić. Niestety dzisiaj nie miałem lekcji z Tomem, ani nawet żadnego zastępstwa. Na korytarzu też ani razu go nie spotkałem, więc ciągle siedziałem gdzieś, podpierając ścianę, jakby to miało powstrzymać ją przed runięciem i rysowałem coś w zeszycie. Standardowo. Raz ktoś mnie zaczepił i rzucał w mą stronę jakieś uwagi, ale po prostu stwierdziłem, że nie będę marnować czasu na kogoś takiego i odszedłem. Kiedy siedem moich planowych lekcji minęło, zszedłem na dolny korytarz, by wyjść ze szkoły. Akurat na nim dyżur miał Tom, więc uśmiechnąłem się do niego niepewnie, aż nagle… wyrosła wręcz przede mną osoba. Miała dziwnie znajomą twarz.
- Bill…? – zapytał ten ktoś zdziwiony.
- Ehm… Tak, a ty to… - no, wolałem tak zagadać, niż: „Cześć, kopa lat!”, a potem przez cały czas zastanawiać się, kto to tak właściwie jest.
- Nie poznajesz mnie? – zapytał chłopak jakby ze smutkiem. – To ja, Ross – powiedział, a mi serce stanęło. Przyrzekam!
Zrobiło mi się dziwnie zimno i myślałem, że zemdleję. Ross… Moja poprzednia miłość… Jakieś dwa lata temu, gdy odkrywałem dopiero swój pociąg do chłopaków pojawił się on… Był moim pierwszym chłopakiem, więc wszystko było pierwsze… Typu pocałunek i tak dalej… Choć do niczego… większego nie doszliśmy. Pamiętałem wszystko bardzo dokładnie. W końcu nie było to dziesięć lat temu! Po pól roku dowiedziałem się, że musi wyjechać, bo przeprowadza się z rodzicami do Stanów. Od tamtej pory kontakt się po prostu urwał. Oczywiście, że nie byliśmy razem przez ten cały czas, to byłoby to bezsensu. Uzgodniliśmy, że się rozstaniemy, no bo kochać kogoś i czekać na niego, jest bezsensu, jeśli nawet nie wiemy, czy się pojawi. Uwielbiałem go. Był starszy ode mnie i bardzo mądry. Zawsze tłumaczył mi coś, czego nie wiedziałem. I miał tyle cierpliwości! Czasami naprawdę mu się dziwiłem, że nigdy przy mnie nie wybuchł. Był opiekuńczy w stosunku do mnie i zawsze robił wszystko, by to mi było najlepiej. Rozumiał mnie jak nikt inny… Długo po nim cierpiałem… Tak, jak po tamtej dziewczynie, jednak sprawę Rossa wolałem przy Tomie przemilczeć. Przed wszystkimi ukrywałem ją… To była moja… moja i Rossa tajemnica.
- Nie wierzę, że tu jesteś – pokręciłem głową.
- Przyjechaliśmy niedawno i przyszedłem po brata. Pamiętasz Matea?
- No tak! Rzeczywiście. Twój brat Mateo – pokiwałem głową, uśmiechając się, po czym przyjrzałem mu się dokładniej. 
Miał o wiele większe mięśnie, niż ostatnio. Musiał być stałym gościem na siłowni. I urósł! W ogóle stał się jakiś taki... bardziej męski! A nie to co ja…
- Może wyjdziemy dzisiaj do klubu wieczorem?
- Och… - zamyśliłem się na chwilę. Tom mi pozwoli? Po moim ostatnim wyjściu do klubu nie było za dobrze… – Wiesz… Zobaczę, czy będę mógł. Daj mi swój numer, a zadzwonię, hm?
- Jasne! – podałem mu swój telefon, w którym zapisał się. – To mam nadzieję, że do zobaczenia, Billy – powiedział i ni stąd ni zowąd mnie przytulił. Oczywiście oddałem ten gest i wróciłem we wspaniałym nastroju do domu, przygotowując się na rozmowę z Tomem.


Siedziałem przy stole, odrabiając ładnie lekcje i czekałem na mego chłopaka. No co?! Chciałem, by zobaczył, że mi zależy na tym! W końcu do mych uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi, a już po chwili czułem czyjeś usta na policzku.
- No, no, no! Czy mnie oczy mylą? A może śnię? Robisz lekcje z własnej nieprzymuszonej woli? – zaśmiał się, a ja pokiwałem głową.
- Jasne! Tyle na ciebie czekałem, że prawie skończyłem!
- Przepraszam, ale jakąś głupią rade nam zrobili – prychnął i usiadł obok mnie. Dziwne, że nie wspomina o Rossie. A może nie widział nas?
- Tommy…? – zapytałem niepewnie robiąc słodkie oczka.
- Wiedziałem! – krzyknął, a ja otworzyłem szerzej oczy. Ale… co wiedział? – Wiedziałem, że ot tak byś nie robił lekcji. Czego chcesz? Jutro nie iść do szkoły?
- Mogę iść dzisiaj na imprezę…? – zapytałem ciszej, przygryzając wargę.
- Z kim?
- Z tym chłopakiem, co go dzisiaj w szkole spotkałem. Nie widziałem go szmat czasu i po prostu…
Widziałem, że Tom bije się z myślami, ale nie chce nic po sobie poznać.
- Jasne! Spędź z nim trochę czasu! – Uśmiechnął się, choć nie za bardzo mogłem określić, czy szczerze, czy nie. Klasnąłem w dłonie i aż podskoczyłem.
- Dziękuję! – cmoknąłem go w usta szybko i poleciałem do swego pokoju. Sięgnąłem po telefon i umówiłem się z Rossem. I zanim wziąłem prysznic, ogarnąłem się i wyszykowałem, to się ściemniło, a ja już musiałem wychodzić.
- To ja idę, Tommy. – Pocałowałem go namiętnie w usta, by przypadkiem przez ten cały czas, gdy mnie nie będzie, nie zapomniał o mnie.
- Dobrze. Nie śpiesz się, bo do mnie i tak przyjdą Georg z Gustavem, więc… będę mieć co robić! – Uśmiechnął się, a ja pokiwałem głową i wyszedłem. Na miejscu byłem nawet trochę szybciej, niż się umówiliśmy, więc dopiero po chwili przybył Ross, który znowu przytulił mnie na powitanie.
- Chodź do środka! – otworzył mi drzwi i weszliśmy do klubu.
Od zawsze znał dobre maniery i posługiwał się nimi. Imponował mi zawsze tym. I przy tym wcale nie miałem wrażenia, że traktuje mnie jak babę lub jak kogoś słabszego, choć nie wiem, jak on to robił.
- Napijesz się czegoś? – zapytał, krzycząc mi prawie do ucha, no ale inaczej to bym nie usłyszał przez tę głośną muzykę.
- Jasne! To ja usiądę!
Ross pokiwał tylko głową, a zaraz zjawił się z drinkiem.
- Opowiadaj co u ciebie!
- No nie wiem. Wiesz… Moi rodzice się rozwiedli, mama przyprowadziła do domu jakiegoś fagasa z córką, a tata wyprowadził się do Londynu, więc rodzina mi się trochę rozsypała – wzruszyłem ramionami. – Lepiej opowiadaj co u ciebie, stary! Ameryka! Co ty tam robiłeś?! I gdzie moje pamiątki?!
Zaśmiał się tylko na to.
- Jak przyjdziesz do mnie, to na pewno coś wygrzebię i ci dam. Potraktujesz to jako pamiątkę.
- Okej, ale nie zupkę chińską kupioną tam! – wytknąłem go palcem na co wybuchł śmiechem.
- Nie, nie dam ci zupki chińskiej kupionej w Ameryce, obiecuję! No i niedawno tutaj przybyłem i chyba już zostanę na stałe. Wiesz… Nie jest tam źle… Ale tęskni się za starymi śmieciami – pokiwał głową i upił łyk procentów. Sam uczyniłem to samo. – Chcesz, to mogę raz cię tam zabrać na tydzień! Przecież mój tata tam został, bo jednak ma pracę i obowiązki.
- Byłoby super! – wyszczerzyłem się. Naprawdę chciałbym tam polecieć. Najlepiej w zimie! Nie musiałbym znosić tego mrozu, tylko opalałbym się w słoneczku… Och… Po pierwszym drinku przyszła kolej na drugiego. I choć ja trzymałem się dobrze, to mój towarzysz był już lekko upity. Zawsze miał słabą głowę.
- Chodź potańczyć! – Wstał i pociągnął mnie za rękę w stronę parkietu. Oczywiście nie opierałem mu się, bo lubiłem się zabawić i powyginać na parkiecie, aczkolwiek nie uważałem, że byłem jakimś uzdolnionym tancerzem. Tańczyliśmy dość blisko, gdy nagle poczułem, jak Ross sięga rękoma do moich pośladów, które zaraz chwycił mocno. - Naprawdę za tobą tęskniłem, Billy – powiedział mi wprost do ucha.

Tom

Obudzenie Billa z rana wręcz graniczyło z cudem. Naprawdę. Tak samo było ze śniadaniem. Pod tym względem przypominał mi małego, pięcioletniego chłopczyka. Dobrze, że chociaż nie kłócił się ze mną, gdy wysiadał z auta, by iść do szkoły.
Lekcje tego dnia jakoś mi się dłużyły. Pewnie dlatego, że nie miałem żadnych zajęć z Billa klasą, a w dodatku chłopaka nigdzie nie było i tak jakoś tęskniłem za nim... Dopiero po siódmej lekcji mogłem go zobaczyć, gdy wychodził na główny korytarz, by wyjść ze szkoły. Ja jeszcze miałem mieć jakąś radę, więc nie mogłem wrócić z Billem. Ale widząc go, to na usta sam wkradł mi się uśmiech. Jednak zaraz owy uśmiech zbladł, gdy przed moim chłopakiem pojawił się jakiś inny, z którym czarnowłosy zacząć rozmawiać. Aż skręcało mnie w środku z zazdrości, gdy uśmiechał się do niego, a nie do mnie. I cholernie w tej chwili żałowałem, że nie mogę podejść bliżej, aby usłyszeć, o czym rozmawiają. Nie mam pojęcia, co działo się z nimi potem, bo musiałem iść, akurat wtedy, gdy chyba wymieniali się numerami. Do domu wróciłem koło szesnastej, a jak zobaczyłem Billa przy książkach, wiedziałem, że czegoś będzie chcieć. I jak się później okazało, nie myliłem się. Chciał iść z tym chłopakiem ze szkoły na imprezę. I chociaż wolałem, by został ze mną, bo chciałem spędzić z nim dzisiejszy wieczór i byłem o niego strasznie zazdrosny, to pozwoliłem mu iść, żeby udowodnić, iż mu ufam. Sam postanowiłem, że spotkam się z Gustavem i Georgiem, więc gdy tylko chłopak opuścił mieszkanie, w chwilę potem zjawili się moi przyjaciele.
- Cześć, stary – odezwał się pierwszy Gustav, ściskając mnie przy tym na powitanie, a zaraz zrobił to samo Georg.
- Dawno się nie widzieliśmy – powiedział ten drugi. - I wiesz co? Muszę się przyznać, że stęskniłem się za tobą, ty stary fiucie – dodał i zaraz parsknął śmiechem, gdy dostał ode mnie kuksańca w ramię.
- Ja przynajmniej mam tego fiuta, w porównaniu do ciebie – odgryzłem się, na co tym razem wszyscy zgodnie wybuchnęliśmy śmiechem. - No wchodźcie i rozgośćcie się – powiedziałem, gdy już się nieco opanowałem. - Czego się napijecie? Piwo, drinki? - zapytałem, nie mogąc przestać się szczerzyć.
- W zasadzie, to z Gustavem myśleliśmy, by iść do klubu i trochę zaszaleć. Wyrwać jakieś laski i takie tam – powiedział szatyn i puścił w moją stronę oczko.
- Jak chcesz, to przecież Bill też może z nami iść – wtrącił Gus.
- Nie ma go – mruknąłem, krzywiąc się. - Wyszedł z jakimś chłopakiem, którego ponoć nie widział kupę czasu.
- Miej nadzieję, że to nie Ross – powiedział Geo, a zaraz zatkał sobie usta, jakby palnął coś naprawdę głupiego.
- Ross? - podłapałem, patrząc na niego podejrzliwie. - Kto to ten Ross?
- Nie wiem, czy powinienem ci o nim mówić... Z resztą... Bill mnie prosił, bym o tym nikomu nie mówił, bo tylko ja znam ten cały jego sekret – mruknął, drapiąc się po głowie.
- Mów – poprosiłem, ale patrzyłem na niego tak, jakbym kazał mu to zrobić.
- Ale w razie co, to ty nic nie wiesz, jasne?
- Mhm – burknąłem, splatając ramiona na klatce piersiowej.
- Ross, to pierwsza miłość Billa. Półtora roku temu wyjechał do Ameryki i ich kontakt się urwał, chociaż młody długo nie mógł się pozbierać po ich rozstaniu. To tyle.
- Dlatego tak się cieszył... - szepnąłem, czując, jakby cały grunt pod moimi stopami zwyczajnie uciekał. Uginały mi się nogi, gdy zrozumiałem, że mogę go teraz stracić...
- Stary, wszystko w porządku? - zapytał Gustav, w końcu zabierając głos.
- Tak... Tak... - mamrotałem, po czym zerknąłem na nich. - To do którego klubu idziemy?


W pół godziny później byliśmy już w klubie. Chłopaki wyrwali sobie dwie niezłe laski, a ja siedziałem przy barze, pijąc już trzeciego drinka tego wieczoru. Próbowałem utopić swój smutek w alkoholu. Nie chciałem myśleć teraz o Billu. I w sumie, to teraz sam powinienem był wyrwać jakąś laskę, by się na nim odegrać, ale nie potrafiłem... I nie wiem, ile tak siedziałem, gdy w końcu ich zobaczyłem. W tej chwili nie było już nic. Nawet nie słyszałem tej ogłuszającej muzyki. Jedyne, co teraz do mnie docierało, to widok tej dwójki tańczącej na środku parkietu. I ręce Rossa na tyłku Billa. Automatycznie zerwałem się ze swojego miejsca i podszedłem do nich szybkim krokiem, przeciskając się przez tłum, a raczej odpychając wszystkich na boki.
- Tom...? - usłyszałem, gdy czarnowłosy po jakimś czasie raczył na mnie spojrzeć, gdy ja wręcz sapałem ze wściekłości.
- Kto to? - zapytał ten cały Ross, gdy poczuł, że Bill się od niego odsunął. - Znacie się? - zadał kolejne pytanie, patrząc to na mnie, to na czarnego.
- Tak! A ty zaraz zapoznasz się z moją pięścią! - warknąłem, w chwilę potem uderzając ową pięścią w jego twarz.
- Tom, pogrzało cię?! - wydarł się Bill, odciągając mnie od Rossa, gdy chciałem uderzyć go po raz kolejny.
- Tak! Pogrzało! - krzyczałem, patrząc wściekły na chłopaka. - I lepiej wybieraj! Albo ja, albo twój kochaś! - dodałem wrzeszcząc, zanim dorwali mnie ochroniarze.

Bill

Siedziałem na zimnej barierce przed klubem i kręciłem głową, nie mogąc uwierzyć w to wszystko, co się wydarzyło niedawno. Tańczyłem z Rossem, aż tu nagle zjawił się Tom i… wtedy to dopiero była impreza! A teraz siedzieliśmy wszyscy, tj. ja, Tom, Ross, Georg i Gustav przed klubem, bo nas po prostu wyrzucili, a ochroniarz był tak miły, że nie wezwał policji i powiedział, byśmy sami to załatwili między sobą. Zerknąłem na mego bohatera i prychnąłem. A podobno mieliśmy darzyć się zaufaniem! Widać! Nawet nie dał mi szansy na odtrącenie Rossa, tylko sam od razu wkroczył do akcji! A jeszcze wyskoczył z tekstem, że mam wybierać!
- To co się tak właściwie stało? – zapytał Georg, chcąc chyba przerwać tę niezręczną ciszę.
- Podszedł i uderzył mnie! – obudził się Ross, wskazując palcem na Toma.
- Sorry, że dostałeś za obmacywanie mojego chłopaka!
I nagle każdy wielce się zdziwił. Powinienem podejść do niego i trzepnąć go w ten łeb, no przysięgam! Czy nagle każdy musi wiedzieć, że jesteśmy razem?! Serio?! Naprawdę chce, by to się rozeszło?! Pokręciłem głową, marząc o tym, by stać się niewidzialnym.
- Nie wiedziałem, że jesteś jego chłopakiem – powiedział jakby ze skruchą.
Mówiłem, że ma zasady?!
- Tom – zacząłem, chcąc przerwać ich tę rozmowę – nie miałeś prawa podchodzić i go uderzać! Czy naprawdę nie mogę z nim spędzić trochę czasu? Sam się zgodziłeś! A gdybyś nie wkroczył nagle do akcji, to sam bym odepchnął jego ręce!
- No tak! Sorry! Sorry, że przeszkodziłem twej wielkiej, pierwszej miłości obmacywać cię za tyłek! – wykrzyczał, a ja zrobiłem wielkie oczy.
- Skąd ty… - zacząłem, ale urwałem patrząc na Georga, który tylko patrzył w ziemie i kreślił stopą na ziemi jakieś szlaczki. – Ty…! – krzyknąłem, wskazując na niego palcem. – Ty dupku! Jak mogłeś?! Jak mogłeś?! Ufałem ci! – podszedłem do niego i zacząłem uderzać go w klatkę piersiową, ale zaraz Gustav odsunął mnie od niego. – Nie cierpię was! Ciebie – uderzyłem wskazującym palcem Toma w mostek – że zacząłeś go bić, nie dając mi nic zrobić i wykazałeś całkowity brak zaufania. Ciebie – uderzyłem Rossa – że w ogóle mnie dotykałeś! Ciebie – wskazałem na Georga – że jesteś najgorszym dupkiem i człowiekiem, któremu nie można zaufać, by wyda twój największy sekret! I w końcu ciebie – wskazałem na Gustava i zamyśliłem się… No… A jego czemu…? O, mam! – Że nie powstrzymałeś tego debila przez wyjawieniem sekretu mojego życia! I już miałem odejść, gdy nagle ktoś chwycił moje przedramię i zatrzymał mnie.
- Czemu nie powiedziałeś mi o nim wcześniej, co? Podobno mieliśmy sobie ufać! – powiedział z żalem w głosie Tom.
- Czemu?! Bo nie zamierzałem ciebie stracić! A jakbyś na to zareagował, co? Jakbyś wiedział kim dla mnie jest pozwoliłbyś mi iść? Wątpię, Tom!
- Wybierz, Bill! Wybieraj! Albo ja, albo on! – Wskazał na Rossa, a ja prychnąłem.
- Jak możesz w ogóle kazać mi wybierać? – pokręciłem głową, niedowierzając.
- Normalnie?! – krzyknął oburzony.
- Ty jesteś moją obecną miłością, on poprzednią! Chciałem tylko się dowiedzieć, co u niego słychać! Więc sam zdecyduj, kto dla mnie jest ważniejszy! I w ogóle to zostawcie mnie wszyscy – krzyknąłem i kiedy wyrwałem się z uścisku Toma, pobiegłem przed siebie.
Chciałem uciec od tego wszystkiego… Naprawdę nawet zwykłe wyjście do klubu musiało stać się katastrofą…? Teraz Ross się odwróci, bo – wedle jego zasad – stwierdzi, że nie będzie się mieszać między kogoś, Georg przestanie się do mnie odzywać za to, jak go zwyzywałem, Gustav pewnie do niego dołączy, a Tom… Tom będzie na mnie zły milion lat i jeden dzień dłużej o to, że przemilczałem całą sprawę z Rossem i w ogóle mnie nie zrozumie… I co miałem zrobić…? Wróciłem do naszego mieszkania, gdyż w końcu miałem swój klucz, poszedłem do siebie i w ubraniach poszedłem spać, chcąc zapomnieć o tym wszystkim… Poza tym wiedziałem, że jak przybędzie Tom, to zrobi mi mega awanturę, której już się bałem…

6 komentarzy:

  1. Oo kurcze.. no to się porobiło.
    A już myślałam, że w końcu jest dobrze, że się wszystko ułożyło.
    Tom za bardzo naskoczył na Billa, ale zachował się tak samo jak on.
    To Bill zawsze stroił fochy i robił awantury, a tutaj role się zamieniły. Bill mógł poczuć się jak Tom..
    A Ross.. mógł najpierw zapytać Billa o jego miłość, a nie od razu kierować swe łapska na jego tyłek.

    Odcinek mi się podobał i szczerze mówiąc, już się nie mogę doczekać następnego ;)
    Pozdrawiam Was i mocno ściskam ;) :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, że pojawienie się Rossa nie będzie dobrze wróżyć. Tom eksplodował niczym wulkan, który potrzebował zapłonu by się uaktywnić. Georg, jak on mógł? Biedny Gustav, oberwało mu się w sumie za coś czego nie zrobił, za nic. A Tom i Ross...do nich to słów nie mam, obu się w dupie poprzewracało, każą mu wybierać, zajebiscie. Jesteście doskonałymi chłopakami dla niego. Czekam i weny życzę :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha... Mi brakło tylko jeszcze jednego faceta do "nienawidzenia" przez Billa, by zobaczyć co dla niego wymyśli. xD Scenka przepiękna po prostu... :D Normalnie diva!

    :*
    Ri

    OdpowiedzUsuń
  4. Pekinie, teraz dla odmiany Tom przesadził, a znając Billa fochy, będzie mu ciężko udobruchać młodego. Fajnie, że nastąpił zwrot akcji. Czekam na kolejny odcinek.
    Buziaczki dziewczyny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. No nieźle, czułam ze Ross namiesza, ale to prawda, mógł zapytać najpierw czy dalej coś do niego czuje, albo czy kogoś ma, w końcu trochę czasu go nie było, nie odzywali się do siebie, wiele się mogło zmienić. Czekam na dalszy rozwój akcji :D Życzę weny dziewczyny! Jesteście wielkie :)

    Pejti

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzeczywiście odwrócenie sytuacji!
    Obaj są siebie warci, naprawdę. Właściwie przez cały rozdział się śmiałam z ich głupoty XD
    Teraz się boję tak samo jak Bill, co też teraz odwali Tom. Czuję, że zbyt miło nie będzie...
    Weny, dziewczyny!


    PS zapraszam do siebie na prolog nowego opowiadania! http://grzech-za-grzechem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń