piątek, 26 grudnia 2014

Sezon II: Odcinek czwarty

Tom

Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, co czułem, gdy Bill zdecydował, że da mi drugą szansę. Zdawałem sobie sprawę, że przede mną jeszcze długa droga do odzyskania jego zaufania, ale chciałem się postarać, bo wiedziałem, że warto. Kiedy tylko trochę zjedliśmy, to zadzwoniłem do Jacka, że się zmywamy i lekko podpici pojechaliśmy do Georga.
- Wy razem? - zapytał zdziwiony szatyn, kiedy obydwoje stanęliśmy pod jego drzwiami.
- Tak – odparłem, uśmiechając się szeroko.
- Przyjechałem po swoje rzeczy – wyjaśnił Bill, gdy już otwierałem usta, by właśnie to powiedzieć, ale chłopak mnie ubiegł. - Chcę dać Tomowi szansę, ostatnią oczywiście. I nie, nie wracam jeszcze do niego, nie jestem jeszcze gotowy – dodał, nim Geo zdążył o cokolwiek zapytać, po czym zniknął w pokoju gościnnym.
- I tak masz powód, by świętować – mruknął przyjaciel, patrząc na mnie wymownie.
- Wiem – uciąłem krótko.
- Bill jest dla ciebie za dobry – stwierdził po chwili. - To też wiedziałeś? - zapytał, a ja uniosłem brew.
- Owszem, wiem – powtórzyłem.
- I... - zaczął, lecz nie pozwoliłem mu dokończyć.
- I nie zmarnuje tego – rzekłem, za co zostałem nagrodzony przyjacielskim uściskiem.
- A co tu się dzieje? - usłyszałem pytanie Billa, a gdy odsunąłem się od Geo, zerknąłem na niego. Stał pośrodku salonu z dwoma walizkami i psem przy nodze, który na mój widok zamerdał ogonem.
- Dawałem Tomowi ostrzeżenie – wytłumaczył szatyn. - Więc niech teraz lepiej się pilnuje – zagroził, patrząc na mnie groźnie, na co Bill parsknął śmiechem, a zaraz zapytał:
- Tom, pomożesz z tymi walizkami?
- Jasne! - podszedłem do niego i miałem już wziąć te walizki, gdy niespodziewanie Bobik skoczył na mnie, przez co się przewróciłem, a on dodatkowo uwalił się swym cielskiem na mnie. - Chłopie, ile ty ważysz?! - zapytałem, śmiejąc się, a w odpowiedzi pies zaczął lizać mnie po twarzy.
- Stęsknił się za tobą – powiedział Bill, gdy w końcu udało mi się pozbierać z podłogi i wziąć walizki chłopaka.
- Oj, ja za nim też. Psina kochana – powiedziałem pieszczotliwie, uśmiechając się do psa, a zaraz zerknąłem na czarnowłosego. - To co? Zbieramy się? - zapytałem.
Chłopak kiwnął głową i z Bobikiem przy nodze podszedłem do Georga, którego zaraz przytulił.
- Dziękuję ci za wszystko, Georg. Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie – powiedział, po czym odsunął się od niego.
- Ja lepszego przyjaciela od ciebie też nie miałem. I nie zapominaj, że na mnie zawsze możesz liczyć, cokolwiek by się nie działo.
- Wiem, wiem. I właśnie dziękuję ci za to. Pa, Geoś – pożegnał się z nim i wyszedł z domu przyjaciela.
- Pilnuj się, Tom, pamiętaj, mam cię na oku – powiedział, mierząc się ze mną przez chwilę wzrokiem, a po chwili sam opuściłem budynek.
W drodze do mojego i Billa mieszkania niewiele mówiliśmy. Od czasu do czasu któryś z nas coś powiedział, ale to nie było nic takiego ważnego. Kiedy dotarliśmy na miejsce i znaleźliśmy się w cieplutkim mieszkanku, ni z tego, ni z owego, zapytałem:
- Co powiesz na to, byśmy się przeprowadzili w styczniu?
- Skąd taka decyzja? - spytał, spoglądając na mnie zdziwiony.
- Po prostu – wzruszyłem ramionami. - Lubię to mieszkanie, jest w nim pełno przyjemnych i miłych wspomnień, ale jedno mi to wszystko psuje... Rozumiesz? - popatrzyłem na chłopaka, szukając w jego oczach zrozumienia, lecz odpowiedział mi kiwnięciem głowy.
- Jesteś głodny? - spytał po jakimś czasie, siadając obok mnie, gdyż odkąd tylko weszliśmy do mieszkania, siedziałem na kanapie. Jakoś nie czułem się ostatnio najlepiej...
- Nie, nie. Najadłem się tamtego – odparłem uśmiechając się blado, a tym, co zrobił Bill... Totalnie mnie zaskoczył.
- Kocham cię... - szepnął i wtulił się we mnie.
- Ja ciebie także, Billy – odparłem również szeptem i objąłem go, lecz ta chwila nie trwała długo, gdyż chłopak poderwał się, gdy tylko dało się słyszeć dzwonek do drzwi.
- Spodziewasz się kogoś? - spytał chłopak, spoglądając na mnie.
- Nie... - pokręciłem przecząco głową i wzruszyłem ramionami, jednak zaraz podniosłem się z kanapy i podszedłem do drzwi, lecz widok roztrzęsionej Lilith kompletnie wytrącił mnie z równowagi. Miałem ochotę zamknąć jej te drzwi przed nosem. - Lilith, to nie jest odpowiedni moment na twoje wizyty – powiedziałem, zagradzając jej przejście. Kobieta z łatwością mnie odepchnęła i weszła do środka.
- Boże, Tom, nie obchodzi mnie to. To jest, kurwa, ważne – warknęła, drżącymi dłońmi ściągając z siebie płaszcz. Jeszcze nigdy jej takiej nie widziałem. W dodatku Lilith zazwyczaj nie przeklinała, więc musiało to być coś strasznego. - Wszystko skończone, Tom! Wszystko, rozumiesz?! - wrzeszczała, wymachując rękoma. - I to wszystko twoja wina, ty fiucie! - krzyknęła, wytykając mnie palcem.
- Powiesz o co chodzi...? - wydusiłem z siebie w końcu, chociaż cholernie obawiałem się tej odpowiedzi...
- Wtedy w nocy... Nie miałeś prezerwatywy, Tom... - zaczęła, a mi zrobiło się słabo. Każde jej kolejne słowo wbijało gwóźdź do mej trumny. - Nie dostałam okresu... Chociaż powinnam już dawno... Na początku sama nie chciałam w to wierzyć, bo to oznacza, że... Ja po prostu zostanę przez to bez dachu nad głową, jak John się dowie, rozumiesz...? - zapytała. Wszystko, co mówiła, wyrzucała z siebie z prędkością światła, więc miałem cholerną nadzieję, że ja po prostu coś źle zrozumiałem... Ale jej wzrok, przepełniony strachem i łzami, mówił, że dobrze zrozumiałem... - Ja jestem w ciąży, Tom... - dokończyła, a mi usunął się grunt pod nogami i zapadła kompletna ciemność.


Bill
Kanapa wcale nie była jakoś daleko od drzwi, więc wszystko doskonale słyszałem. Jaka Lilith była roztrzęsiona, ale i tak w głowie zostały mi jej ostatnie słowa. To one odbijały się jak echo. „Jestem w ciąży, Tom. Jestem w ciąży… Ja jestem w ciąży… Tom…”. Nie mogłem tego słuchać. Do oczu naszył mi łzy, więc zerwałem się i chciałem wybiec stamtąd, ale wtedy usłyszałem huk i zobaczyłem Toma leżącego na podłodze.
- Tooooom! – krzyknąłem na całe gardło i klęknąłem obok niego. – Obudź się, błagam – wziąłem jego twarz w dłonie i patrzyłem na niego, krzycząc ciągle. – Zrób coś, zadzwoń po karetkę! – wrzasnąłem do dziewczyny, która chyba już to robiła. W sumie… To mało pamiętam z tamtych chwil. Czerwono niebieskie światełka. Ambulans. I to, jak przewozili Toma do szpitala. Oczywiście zabrałem się z nimi, a z nami jeszcze Lilith. Przez całą drogę płakałem, bojąc się o chłopaka. Skąd mogłem wiedzieć, co mu jest? Może jego organizm przez te omdlenie chciał nam coś powiedzieć? W końcu zabrali go na jakieś badania, a ja zostałem z Lili w poczekalni. Pielęgniarka dała mi coś na uspokojenie, więc przestałem płakać. Teraz tylko patrzyłem się przed siebie pustym wzrokiem. Nigdy nie widziałem jak człowiek mdleje. Nie wiedziałem, że jest to aż taki huk, jak bezwładne ciało zderza się z podłogą. Miałem tylko nadzieję, że nic nie stało mu się w głowę. Kiedy żaden lekarz nie wychodził, ja zacząłem zastanawiać się nad tą ciążą. Skoro ta Lili była zdradzana – o czym sama wspomniała w liście, to… Pewnie odejdzie od męża, szczególnie teraz, kiedy go zdradziła i zaszła z tym mężczyzną w ciążę. Z Tomem. Weźmie córkę, która będzie mieć rodzeństwo i stworzą kochającą się rodzinę. Bo tak właśnie powinna wyglądać rodzina. Mama, tata i dzieci. A nie tata i tata… Poza tym ja sobie nie wyobrażałem, że po tym wszystkim będę z Tomem. To dziecko za dużo zmieniło…
- Bill? – wyszeptała dziewczyna i dopiero jej słowa sprowadziły mnie na ziemię. Zerknąłem na nią i uniosłem brew. – Ale to chyba nie zepsuje nic między wami, prawda?
- Nawet do niego nie wróciłem – wzruszyłem ramionami, a widząc jej minę kontynuowałem. – Mieliśmy znów mieszkać razem… Miał się starać…
- Nie odtrącaj go.
- Dlaczego?! Jak ty to sobie wyobrażasz?! Powiedz mi – krzyknąłem i schowałem twarz w dłoniach. – Chcesz, żeby z tego dzieciaka śmiały się inne bachory? Że ma dwóch tatusiów? Nie zrobię mu z życia piekła, bo on mi nic nie zrobił. Sam się na świat nie pchał.
- Billy – zdrobniła moje imię i dała mi rękę na ramię, przez co przez moje ciało przeszedł dreszcz. – Wiesz, że… Gdybym cokolwiek wiedziała, to nigdy bym nie pozwoliła, aby…
- Wiem – powiedziałem szybko, nie chcąc dalej tego słuchać. – Ale ja… Och… Nie wiem… Muszę pogadać z Tomem – dałem w końcu za wygraną i wypuściłem głośno powietrze z płuc. Ta cała zdrada nas zniszczyła, a te dziecko nas dobiło… Nagle z sali wyszedł lekarz, a my zerwaliśmy się z miejsca.
- Co z Tomem? – zapytałem od razu, a lekarz spojrzał na mnie od stóp do głów. Był dość młody, ale nie był nowicjuszem. Przynajmniej jak na moje oko.
- Pacjent ma anemię – powiedział w końcu, a ja otworzyłem szeroko oczy. Co ma? – Jest to choroba, w której występują zaburzenia związane z czerwonymi krwinkami i ilością hemoglobiny czerwonego barwnika krwi. Przyczyny są podobne jak przy przepracowaniu. Pacjent jest zmęczony, blady, brak apetytu, senność, kołatanie serca, szybko się męczy. Osoba po prostu miała złą dietę lub w ogóle mało jadła, a jeśli już to szybko i niezdrowo. Do organizmu nie dostarczane były żelazo, kwasy foliowe. – Wiedziałem! Tom wydawał się jakiś bledszy ostatnio. I mimo, iż nie męczył się jakoś szybko, to nie jadł ostatnio jakoś dużo przy mnie i byłem prawie pewien, że gdy u niego nie mieszkałem, to mało jadł. A pewnie prawie w ogóle.
- Ale da się z tego wyleczyć? – zapytałem od razu z nadzieją w głosie.
- Oczywiście. Wystarczy, że taka osoba będzie jeść regularne posiłki. Dużo owoców, warzyw, mięso. Niech je trzy razy w tygodniu jajka, bo to właśnie one zawierają żelazo. Trzeba ograniczyć kawę i herbatę, które blokują przyswajanie owego żelaza. Oczywiście preparaty bogate w witaminę C oraz kwasy foliowe. No i polecam regularne badania i ruch. To chyba wszystko – uśmiechnął się na końcu.
- Więc to nie jest nic groźnego?
- Jeśli zaczną państwo już teraz z tym coś robić i zwalczać, to myślę, że nie.
- A możemy go zobaczyć? – dopytywałem nadal.
- Oczywiście. Już się obudził – od razu wystrzeliłem do sali. Gdy tylko wszedłem, od razu zwróciłem na siebie uwagę Toma.
- Billy – wyszeptał czule, a ja przygryzłem wargę, która zaczęła niebezpiecznie drżeć.



Tom

Nie miałem pojęcia, co działo się ze mną po tym, jak nastała ciemność. A teraz znajdowałem się w jakimś pokoju, którego ściany było biało-niebieskie, obok łóżka stała metalowa szafka, a pod jedną ze ścian, obok drzwi, znajdowało się kilka krzeseł. A widząc w oknach kraty, to pierwsze, co pomyślałem, to to, że jestem w więzieniu! Przez to aż poderwałem się ze swego łóżka, jednak kabelki, do których byłem podłączony, powstrzymały mnie przed ucieczką. W dodatku strasznie bolała mnie głowa... Po chwili do pomieszczenia wszedł młody mężczyzna w białym stroju i zawieszonymi przez szyję słuchawkami do osłuchiwania. Był to niewątpliwie lekarz, więc... Ja byłem w szpitalu.
- O widzę, że śpiąca królewna się obudziła – zażartował. - Jak pan się czuje? - zapytał, podchodząc do mojego łóżka. Wziął moją kartę i zaczął coś w niej pisać.
- Czuję się tak, jak wyglądam – odparłem krótko, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Czyli nie najlepiej – podsumował, uśmiechając się szeroko.
- Długo tu jestem? - zapytałem, gdy w końcu mój wzrok zatrzymał się na nim.
- Od niedawna. Przywiózł tutaj pana pański przyjaciel i przyjaciółka po tym, jak pan zemdlał - wyjaśnił.
- To co mi jest? - zadałem kolejne pytanie, patrząc na niego wyczekująco. Kiedy odwiesił na miejsce moją kartę, skupił się na mojej osobie.
- Po wstępnych badaniach mogę stwierdzić, że ma pan anemię. Jeszcze nie przyszły wyniki badań krwi, ale jestem tego pewien. Jak pan trochę odpocznie, to wykonamy jeszcze kilka niezbędnych badań.
- To ile ja mam tu jeszcze zostać? - dopytywałem. Nie chciałem tu zostawać ani minuty dłużej i najchętniej, to już bym stąd poszedł. A przygnębiała mnie myśl, że możliwe jest to, iż będę musiał zostać w tym miejscu w święta, które zbliżały się wielkimi krokami...
- Przed świętami na pewno pan wyjdzie – powiedział, jakby czytał mi w myślach, a kamień spadł mi z serca. No, chociaż to...
- A co z moim... przyjacielem?
- Zaraz tutaj wejdzie – powiedział i na odchodnym posłał mi uśmiech.
W chwilę później do sali wszedł mój „przyjaciel” we własnej osobie.
- Billy – wyszeptałem, a me serce znów przy nim zabiło szybciej, co zarejestrowała maszyna, do której mnie podłączyli, chociaż uważałem, że to wcale nie jest potrzebne. W końcu nie umierałem, prawda? Jednak kiedy tylko urządzenie wydało z siebie dźwięk, w drzwiach ponownie pojawiła się głowa lekarza.
- Wszystko w porządku? - zapytał, przyglądając mi się uważnie. W odpowiedzi kiwnąłem głową, a gdy mężczyzna znikł, w jego miejsce po chwili pojawiła się Lilith.
- Co ona tu robi? - spytałem, patrząc na blondynkę.
- Ona ma imię – warknęła, zamykając za sobą drzwi. - Nie zachowuj się tak, jakbym była kimś obcym.
- Właśnie, Tom – wtrącił Bill. - Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Nie wiem... - westchnąłem. - Ale wiem jedno: nie chcę być z Lili, chcę być z tobą, Bill, bo to ciebie kocham... - powiedziałem, patrząc w jego oczy. Chciałem złapać jego dłoń w swoją, gdy podchodził do mojego łóżka, ale gdy tylko to zrobiłem – szybko ją wyrwał.
- Nie, Tom. Będziesz miał dziecko. I musisz wziąć za to odpowiedzialność.
- I wezmę! Kto powiedział, że nie? Ale to nie oznacza, że będę, czy, że muszę być z Lilith...
- Dokładnie, Bill. Wiem, że Tom tylko ciebie kocha, a ja nigdy nie chciałam i nie chcę niszczyć waszego związku. A jeszcze ja mam męża, Bill... Może nie jestem z nim szczęśliwa i zapewne długo moim mężem już nie będzie, ale jednak... - powiedziała na moją obronę i westchnęła cicho.
- Wiesz, że w razie co, to ci pomogę, prawda? - zapytałem, patrząc na nią.
- Pewnie, Tom – odarła, uśmiechając się do mnie.
- A ty, Bill, wiesz, że tylko ciebie kocham...? - zerknąłem na chłopaka. - Wiesz, że to właśnie z tobą chcę spędzić resztę życia...?

3 komentarze:

  1. Jezu, Jeszcze tylko ciąży im brakowało!
    Dobra, ostatnio nie miałam wiele do powiedzenia, bo i nic mi się nie uroiło, ale dzisiaj, trochę Wam napiszę. Znowu mi Joll napiszesz, że nigdzie nic takiego nie było napisane, ale ja i tak to napiszę.
    Więc tak :) Moja nowa teoria po dzisiejszym odcinku, brzmi tak: Może ta anemia Toma wcale nie będzie taka niewinna. Może się okaże, że jest bardziej chory niż sądzono. W końcu lekarz jeszcze nie dostał wyników, więc tak mi się nasunęło, że może będzie potrzebny przeszczep szpiku i Bill będzie miał zgodność tkankową, bo to bracia są, i w końcu się to wyda. :) Tylko mi nie mówcie, że znowu zaczynam z tymi braćmi. A co do dziecka, to mam nadzieję, że okaże się to fałszywym alarmem. Mam wrażenie, że Lilith przyda się tam do czegoś innego. Im chyba potrzebna jest tam właśnie jakaś kobieta, która by i jednemu i drugiemu pewne rzeczy wytłumaczyła. Nie wiem, dlaczego, ale po mimo że przez nią to wszystko, to jakoś ją lubię.
    No nic, zobaczymy, co dalej wymyśliłyście. Pewnie znowu mi pokrzyżujecie moje domysły.
    Czekam na kolejny odcinek. Buziaczki dziewczyny i Szczęśliwego Nowego Roku. :*:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo matko ! już myślałam, że wszystko będzie dobrze a tu baaach ! ciąża ..
    O masakra, jak ja współczuje Billowi.. Biedny chłopak wiele cierpiał i niestety nie jest lepiej.
    Hmmm... moim zdaniem Lilith może i jest w ciąży, ale coś z tym zrobi.
    Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że usunie to dziecko ze względu na swoje małżeństwa..
    Chociaż .. mam też drugi pomysł.. Lilith wraz ze swoją córką uciekną od męża i będą prowadziły spokojny tryb życia.
    Teraz coś o Tomie .. Ja wiedziałam, że on tak czy siak wyląduje w szpitalu, to było wiadome, że jeżeli zaniedba swoją dietę, nie będzie o siebie dbał i pił alkohol, jego organizm nie wytrzyma.. Szkoda mi go, bo wystarczająco dużo cierpiał, zrozumiał swój błąd i z całych sił starał się odzyskać Billa, a gdy mu się to prawie udało , Lillith przybyła z taką wiadomością..
    Ja mam nadzieję,że uda im sie to wszystko wyjaśnić, poukładać.
    Niecierpliwie czekam na kolejny odcinek :)
    Ściskam Was dziewczyny i życzę Wam weny, ale także i Szczęśliwego Nowego Roku i udanego sylwestra :) :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostrzeżenia Georga teraz jak najbardziej się przyda. Już myślałam, że wszystko będzie w porządku, że jakoś to wszystko przejdzie i będą mogli w jakiś sposób odbudować swoje relacje. Ale jak wiadomo nieszczęścia chodzą parami, czasami przez pewien okres wszystko się wali, lecz tylko po to, żeby utrwalić nas w naszych uczuciach do drugiej osoby, a potem przychodzi czas, w którym jesteśmy w błogostanie. Mam nadzieję, że chłopcy jakoś się ustatkują i odnajdą swoją oazę spokoju. Wiadomość o ciąży Lilith nieźle mną wstrząsnęła, nie powiem. Myślę, że przywieje więcej dobrego, niż oni sami się spodziewają. Dla każdego będzie to zmiana, ale wyjdą z tego z wieloma korzyściami. Anemia, mam wrażenie, że tylko na niej się nie skończy. Wiadomo, że jak człowiek o siebie nie dba, to potem wychodzą wszystko choroby i atakują, bezlitośnie.
    Czekam na ciąg dalszy i dużo weny Wam życzę!
    Udanego Sylwestra oraz, żeby wasza wena nigdy nie gasła! :3

    OdpowiedzUsuń