poniedziałek, 20 października 2014

Odcinek dwudziesty szósty

Tom
Kiedy byliśmy w domu strachu, myślałem, że pęknę ze śmiechu. Bill był totalnie przerażony tym, co widział. Bo dla mnie było to naprawdę słabe. Nie wiem, co to musiałoby być, bym się przestraszył. W dodatku można było się tego spodziewać, skoro wchodziliśmy do takiego miejsca. Aczkolwiek nie zmienia to faktu, że świetnie się bawiłem. Jednak jak się zaraz okazało – do czasu. Kiedy znaleźliśmy się przy tej karuzeli, to już nie było mi do śmiechu. Ale - „Czyżbyś się bał?” - Billa, zmotywowało mnie do podjęcia tego wyzwania. Popatrzyłem na niego spod zmrużonych powiek i zająłem jedno z wolnych miejsc, a chłopak po chwili usiadł obok mnie, szczerząc się przy tym głupio. Po chwili zamknąłem te... pasy i zabezpieczenie, by nie wypaść i w ogóle, i jak już wszyscy zajęli miejsca, maszyna ruszyła. Najpierw kręciła się powoli, lecz z czasem zaczęła unosić się ku górze i obracać się coraz szybciej. Już wolałem jeździć samochodem i kręcić się nim, kurwa, w kółko! Normalnie myślałem, że się zaraz porzygam. Naprawdę zaczęło mnie mdlić. I kiedy tylko znaleźliśmy się na dole, pobiegłem zaraz w krzaki , by sobie rzygnąć. Fuj... To było ohydne i okropne. Zwłaszcza, że jeżdżę samochodem, a teraz czułem się tak, jakbym miał chorobę lokomocyjną. No, wiadomo, że kosmonautą to ja bym nie mógł zostać...
- Tom, dobrze się czujesz...? - usłyszałem niepewny głos Billa, gdy ponownie moja głowa wylądowała za krzakami. Wyrzygałem chyba całe śniadanie i wczorajszą kolację... Ugh...
- Nie wiem – mruknąłem, gdy już przestałem wymiotować i spojrzałem na niego, wycierając usta wierzchem dłoni. - Jest gdzieś tutaj kibel? - zapytałem po chwili.
- Jasne! - odparł szybko, po czym chwycił mnie za rękę i zaprowadził do toalety, gdzie umyłem ręce, przepłukałem usta i umyłem twarz. - I co, lepiej? - ponowił temat.
- Trochę. Ale napiłbym się teraz czegoś, bo mam zakwas w mordzie – mruknąłem, krzywiąc się. I chociaż widziałem, że chłopakowi chce się śmiać, to nie wybuchł śmiechem.
- Gdzieś tutaj niedaleko widziałem sklepik. Chodź, zaprowadzę cię – powiedział, uśmiechając się do mnie i wyciągając w moją stronę dłoń, którą zaraz uścisnąłem.
Po chwili staliśmy już przy małym budynku, a gdy podszedłem do okienka, wziąłem dwie butelki wody mineralnej i zerknąłem na Billa:
- Jesteś głodny? - zapytałem, na co kiwnął głową.
- Tylko nie chcę nic, co ma mięso – rzucił, patrząc na tabliczkę, która zawierała listę zasobów tegoż sklepiku.
- To nic nam nie zostaje, jak wziąć dwie duże porcję frytek, bo hot doga, to ja nie trące – burknąłem, prosząc jeszcze sklepikarkę o te frytki.
- Gorący pies... No jeszcze czego! - zawołał Bill, śmiejąc się. - Co by o nas Bobik pomyślał! - parsknął.
- Bobik to sam z chęcią zjadłby taką parówkę – odparłem, puszczając mu oczko i siadając przy stole, który był ustawiony obok tego sklepiku, gdyż musieliśmy trochę poczekać na nasze zamówienie.


Gdy już trochę się najedliśmy, zabrałem Billa na watę cukrową. Chłopak słodko wyglądał, wcinając „różową chmurkę”, zwłaszcza, jak był nią oblepiony na twarzy. Wtedy śmiałem się z niego, po czym on pytał, co się stało, a wtedy nachylałem się nad nim i zlizywałem np. z jego policzka słodki przysmak. Potem poszliśmy na taką jakby „strzelnicę”. Trzeba było zestrzelić pięć kaczek, by dostać dużego misia, a z każdą kaczką mniej, owy miś był mniejszy. Bill poprosił mnie, bym wygrał mu tego misia. Kolejne wyzwanie? Cóż. Nie musiał mnie długo o to prosić. Podeszliśmy do budki, przy której stał mężczyzna. Podał mi pistolet i pięć kulek, gdy wręczyłem mu specjalne bileciki. Kaczki były przyczepione do taśmy, która się poruszała, a każda z tych kaczek miała maleńkie tarcze. Chciałem pokazać dla Billa, jaki jestem dzielny. A to, że umiałem strzelać, bo tata mnie nauczył, gdy byłem mały... No, nie musiał o tym wiedzieć. W końcu dla mnie liczył się tylko szczery uśmiech chłopaka.

Bill
                                                         
Nie wiedziałem, że Tom… a raczej, że na Toma aż tak mocno zadziała kręcenie się na karuzeli. Ja tam ciągle miałem zabawę, gdyż… no ludzie, kto by nie miał?! Prócz Toma oczywiście… Ale na górze tak fajnie wiało i można było podziwiać panoramę miasta, gdyż naprawdę było wysoko! Uwielbiałem coś takiego. No, a teraz stałem i patrzyłem na Toma, zastanawiając się.
- Wiesz, Tommy… Jak nie ustrzelisz, to nic się nie stanie – powiedziałem i kiwnąłem głową, klepiąc go po ramieniu, jakby co najmniej już wszystko przestrzelił. – Najwyżej dostanę lizaka jako nagrodę pocieszania. No, ewentualnie tego najmniejszego, to sobie do piórnika przyczepię – uśmiechnąłem się, chcąc go jakoś pocieszyć, jednak chłopak tylko prychnął i zaczął strzelać. Wszystkie strzały oddał tak szybko! A już po chwili… mężczyzna prowadzący to wręczał mi największego misia! Stałem tak z otwartą buzią i nie mogłem uwierzyć.
- Jak ty… Jak… Przecież… - zaciąłem się, a Tom się tylko zaśmiał.
- Czemu nie bierzesz swej nagrody, skarbie? Przecież tak ją chciałeś –wziął ów misia, który był może jak połowa mnie! Przysięgam! A ja tylko rzuciłem się Tomowi na szyję i dałem mu soczystego całusa w policzek. – Powinieneś we mnie wierzyć – odsunąłem się od niego i spojrzałem na misia, który był po prostu słodki. Oczywiście, że już dawno miałem swego misia – Toma, ale ten… Był tak miękki w dotyku. Jego też przytuliłem, choć był tak wielki, że Tom go nosił.
- Gdzie nauczyłeś się strzelać? – zapytałem, trzymając Toma za rękę. – Bo wątpię, że to czysty przypadek!
- Ależ oczywiście, że przypadek! – zaśmiał się i zmierzwił mi włosy, na co wydałem z siebie warkot.
- Wiesz co? Gdybyś nie wygrał dla mnie misia i go nie trzymał, to uderzyłbym cię – prychnąłem i zadarłem nos, a Tom wybuchł śmiechem. Ale że co…? Że brudny jestem, czy co?
- Co cię niby tak bawi? – zapytałem w końcu, nie mogąc wytrzymać. No bo przecież nic głupiego nie zrobiłem.
- Że ty mnie uderzysz? Billy, kochanie… - pokręcił głową, próbując opanować śmiech. – Przecież ja bym nawet nic nie poczuł. - Że co proszę?! Że słucham?!
- No wiesz! Przepraszam bardzo, ale sugerujesz mi przypadkiem, że jestem słaby?! – podniosłem głos, dając dłonie na biodra.
- Ja nie sugeruję, tylko mówię wprost – czy ten wyszczerz kiedykolwiek zejdzie mu z twarzy?! A ten nachylił się tylko i pocałował mnie w nos.
- Ja przynajmniej nie rzygam po małej rundzie na karuzeli – wytknąłem, na co aż poczerwieniał. Ha, tu cię mam, gagatku!
- Ja przynajmniej nie sram w gacie w domu strachów! A jak sama nazwa wskazuje jest to dom STRACHÓW – powiedział, podkreślając dobitnie ostatni wyraz.
- Ja z własnej woli tam nie poszedłem, a doskonale wiesz, jak się boję i to nie jest moja wina! – tupnąłem nogą, jakbym chciał zaznaczyć to po razu któryś. Jakby przez to Tom miał zrozumieć. – Ja nie sram w gacie, będąc na diabelskim młynie, którego nawet dziecko się nie boi!
- To nie moja wina, że mam lęk wysokości! – ależ on się bulwersuje…! A niby moja, że się boję?
- Ehe! Więc będąc w samolocie będziesz wyć z przerażenia?! – prychnąłem, kręcąc głową. – O nie! A jak on będzie robić kółka przed lądowaniem, to zarzygasz go całego! – wykrzyczałem na jednym wydechu i spojrzałem na Toma, który jakby posmutniał.
- Przykro mi, że taki jestem – wyszeptał i położył obok mnie na ziemi misia. – Tylko przyszedłem tu specjalnie dla ciebie. Sam się nie pchałem – powiedział i odszedł, a ja patrzyłem na niego szeroko otwartymi oczyma. Podniosłem szybko misia, co chwilę mi zajęło i pognałem za chłopakiem.
- Tommy! – wołałem, ale chyba mnie nie słyszał. Przeciskałem się przez cały ten tłum, co było naprawdę ciężkie z moim misiem, którego właśnie wygrał dla mnie mój chłopak. W końcu gdy byłem bardzo blisko, wyciągnąłem rękę w stronę Toma i pociągnąłem lekko za ramię, by odwrócił się w mą stronę i przestał uciekać. A trzymanie w jednej ręce tego wielgachnego misia naprawdę było ciężkie i wymagało siły, no ale nieważne. Ważne, że Tom w końcu na mnie patrzył, choć jego wzrok… był taki smutny i mówił sam przez się.
- Tommy, to nie tak! – wydyszałem i pokręciłem głową. – Masz rację. Boję się horrorów, strachu. Boję się bać… Nie lubię się bać, ale było mi o wiele lepiej, gdy wiedziałem, że jesteś obok, bo inaczej uciekłbym stamtąd, naprawdę! Wstałbym i się wycofał. I nie uważam wcale tak, jak powiedziałem z tym samolotem… Każdy przecież może się czegoś bać, a to nawet nie jest twoja wina. Przepraszam… I tak jesteś dzielny, chodząc ze mną na to wszystko - zakończyłem swą wypowiedź i spuściłem głowę. Podszedłem małymi kroczkami do Toma, położyłem misia i przytuliłem się mocno do chłopaka. – I owszem, jestem słaby, dlatego musisz mnie bronić, Tommy… I naprawdę doceniam, że tu ze mną jesteś i robisz wszystko, o co cię proszę, choć nie musisz – zerknąłem na niego i mając w dupie wszystkich ludzi dookoła, mocno wpiłem się w jego wargi. Całowałem go bardzo namiętnie, mając nadzieję, że smutek z jego oczu zniknie. I rzeczywiście nie było go, gdy po chwili w nie zerknąłem. – Kocham cię, Tommy – powiedziałem jeszcze, wiedząc doskonale, że mi tego nie odwzajemni, bo przecież potrzebował czasu. W końcu on chce poważnego związku i sam nie wiedziałem chyba, czy byłem do tego odpowiedni. Czasami naprawdę mieliśmy inne poglądy, a mój wiek też robił swoje. Jednak w wieku siedemnastu lat człowiek chce się jeszcze bawić i korzystać z życia. I nie myśli poważnie o zakładaniu rodziny, czy ustatkowaniu się. Ale wiedziałem jedno – naprawdę mi na nim zależało. I jedną rzecz można o mnie powiedzieć – w uczuciach jestem naprawdę stały. Może i mam jakieś humorki i wybuchy. Może mówię różne rzeczy w złości, które normalnie nie przeszłyby mi przez gardło, ale wciąż kocham tak samo mocno. Rozumiałem, że Tom potrzebował czasu i już mu kiedyś powiedziałem, że dam go mu i miałem zamiar dotrzymać tego słowa.
- Chodź, idziemy na bungee – powiedział, a ja od razu się ożywiłem. I zaskoczył mnie tym, że sam to zaproponował!
- Ale weźmiesz tego misia? Naprawdę mi się podoba, ale jest dość ciężki, a jak sam powiedziałeś, silny nie jestem – Tom się zaśmiał, na co się wyszczerzyłem i wziął ogromną przytulankę za co dostał całusa.

- Bill? – zapytał mój chłopak, gdy obserwowaliśmy jednego śmiałka, który właśnie skakał i krzyczał w niebogłosy. – Jesteś pewien, że chcesz tam iść? Zobacz jak on krzyczy… Jakby go ze skóry na żywca obdzierali!
- Przestań…  Na pewno jest zadowolony, chodź! – i już po chwili staliśmy w kolejce, a gdy zerkałem co chwilę na Toma widziałem w jego oczach… strach? Tak mi się wydawało. – Tom… Jeśli się boisz, to nie musisz iść, naprawdę.
- J… Ja się boję? – głos mu trochę zadrżał i mogłem dostrzec, że stał się jakiś taki… nerwowy. – Ja się niczego nie boję!
- Dobrze, dobrze, mój ty bohaterze.
Po jakimś kwadransie przyszła w końcu kolej na mnie! Zerknąłem na Toma i pocałowałem go bardzo namiętnie. Wszedłem w mężczyzną do takiego małego… jakby wagonika i zaczęliśmy jechać w górę. Adrenalina już zaczęła buzować w moim ciele, ale coraz bardziej mi się to podobało. Patrzyłem na te wszystkie szelki, które założyli mi już na dole i modliłem się tylko, by wszystko było dopięte, ale na szczęście ów mężczyzna sprawdził to jeszcze raz.
- To co? Gotowy? – zapytał miło i uśmiechnął się, przyczepiając do mnie gumę. Zerknąłem na panoramę miasta i w dół. Wysoko… Owszem, lekki strach mnie właśnie w tamtym momencie złapał. No bo jednak co, jeśli uderzę głową w dół? Co, jeśli kiedyś będę obijać się, zaplączę się w linę? Albo jeśli ona w ogóle się odepnie! Próbowałem wyszukać Toma, co nie było ciężkie, bo w końcu jako jedyny miał wielgachnego miśka! Misiek ma miśka, hah. Pomachałem mu, a on mi odmachał.
- To co… skaczę chyba – powiedziałem mężczyźnie, na co on tylko pokiwał głową. Stanąłem nad krawędzią i zamknąłem oczy, a zaraz pomyślałem jak jestem głupi. Przecież wszystkie widoki mnie ominą. Otworzyłem pośpiesznie je i stwierdziłem, że raz się przecież żyje! Przykucnąłem, a zaraz wręcz skoczyłem w dół. I zero granic... Tego nie da się opisać słowami, naprawdę! To po prostu trzeba samemu przeżyć. Samemu poczuć ten wiatr, te uczucie wolności. Och… Czemu ja nie umiem latać?! Samo odbicie było dość dziwne, ale spodziewałem się czegoś o wiele gorszego! Kiedy przestałem się odbijać, krzycząc, opadłem na wieelką, dmuchaną… poduszkę! Po chwili ktoś zdjął ze mnie te wszystkie szelki, a ja podbiegłem do Toma, choć nogi mi trochę drżały.
- Twoja kolej! – krzyknąłem i wyszczerzyłem się, ciekawy, czy Tom zdecyduje się, czy jednak zrezygnuje.


Tom

Byłem przerażony widząc tych wszystkich ludzi, skaczących na tym całym bungee. Każdy z nich krzyczał, będąc w powietrzu, ale jednak byli zadowoleni, znajdując się już na dole. Sam nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. Bałem się. Bałem się wysokości i tego, że może się coś stać i mi i Billowi... Jednak widziałem, jak bardzo mój chłopak jest szczęśliwy, gdy po wszystkim podbiegł do mnie. I skoro on – osoba, która boi się horrorów, nie bała się skoczyć z 80 metrów nad ziemią, to ja też mogłem tego dokonać. W dodatku chciałem udowodnić Billowi, że potrafię. Więc kiedy przyszła kolej na mnie, dzielnie podążyłem śladami Billa. Wraz z jakimś mężczyzną wsiadłem do takiego niby wagonika, który zaczął jechać w górę. Na dole mnie jeszcze poprzypinał do tego wszystkiego, więc już po chwili mogłem skakać.
- Gotowy? - zapytał mężczyzna, sprawdzając, czy wszystko jest dopięte.
- Jeszcze nie – odpowiedziałem, zerkając w dół. Bill czekał na mnie tam na dole, przytulając do siebie ogromnego pluszaka. A ja nie pamiętałem, kiedy ostatnio tak się bałem. I nie pamiętałem, kiedy ostatnio moje dłonie tak się pociły. Musiałem jeszcze tak chwilę postać i pomyśleć. Jednak wiedziałem, że nie mogłem tak tego przeciągać, więc gdy tylko odmówiłem pacierzyk, przeżegnałem się, to powiedziałem, że jestem gotowy. Ustawiłem się odpowiednio, policzyłem od pięciu wstecz i... i skoczyłem... Krzyczałem jak opętany, klnąc na wszystkie strony świata. Strach był ogromny, ale chwilowe uczucie... uczucie, że jestem wolnym ptakiem, odgoniły strach. Wtedy przestałem się bać. Przestałem krzyczeć. Dałem się ponieść tej cudownej chwili. Jednak gdy liny potem pociągnęły mnie w górę, na nowo zagościł we mnie strach. Lecz nie był to taki strach, jak wcześniej. Gdyż czułem euforię i byłem cholernie dumny z siebie. I z tego, co dokonałem. I jak się później okazało, Bill również był ze mnie dumny, bo gdy tylko znalazłem się na ziemi i poodpinali mnie z tego wszystkiego, chłopak podbiegł do mnie i rzucił się na mnie, przytulając mocno.
- Byłeś taki dzielny, Tommy! - zawołał, dając mi soczystego buziaka.
- Chodźmy do domu. Mam dość wrażeń na dziś – powiedziałem, uśmiechając się lekko, a już po chwili wracaliśmy do domu.
Gdy byliśmy już w domu, wyprowadziliśmy jeszcze psa na krótki spacer, a po zjedzeniu kolacji i umyciu się, poszliśmy spać. Może nie było jakoś strasznie późno, ale wesołe miasteczko pochłonęło nam większość dnia, a atrakcje nas kompletnie wykończyły, więc szybko zasnęliśmy, wtuleni w siebie.




Następnego dnia rano zostałem obudzony przez aromatyczny zapach kawy, który ściągnął mnie z łóżka i zaprowadził do kuchni, gdzie zastałem Billa, kończącego przygotowywanie śniadania.
- No proszę, proszę, co my tu mamy – powiedziałem, opierając się o lodówkę i spoglądając w stronę chłopaka z uśmiechem na ustach.
- O, już wstałeś – powiedział, podchodząc do mnie. - Właśnie miałem iść cię budzić – dodał, zarzucając mi ręce na szyję.
- Te zapachy mnie obudziły za ciebie – odparłem, po czym musnąłem czule jego wargi, co zaraz odwzajemnił.
- Chodź jeść – powiedział, nie przestając się uśmiechać.
Odsunął się ode mnie i zajął miejsce przy stole, a chwilę potem dołączyłem do niego.
- Smacznego – życzyłem, biorąc tosta w palce, by się w niego wgryźć.
- Dziękuję i nawzajem – odparł chłopak, idąc w moje ślady.
Kiwnąłem mu w podzięce głową, lecz zaraz musiałem przerwać jedzenie, gdyż rozdzwonił się mój telefon.
- Halo? - powiedziałem, przykładając urządzenie do ucha. - O, cześć, tato – mruknąłem, robiąc duże oczy do Billa i wzruszając ramionami, bo patrzył na mnie dziwnie. - Wszystko dobrze, a u ciebie? Dzisiaj wieczorem? No... Niby mam, ale... Och... Muszę...? No dobra, dobra. Już nic nie mówię – bąknąłem, śmiejąc się cicho, ale po chwili przestałem i zmarszczyłem czoło. - Tato? A mogę przyprowadzić kogoś ze sobą? Nie, nie mam dziewczyny... No, można powiedzieć, że przyjaciel. Oj, no dobra. Sam zobaczysz. Okej. Ja ciebie też kocham, staruszku. Hah...! Dobrze, do potem.
- Twój tata? - zapytał niepewnie chłopak, gdy odkładałem telefon na stół, na co w odpowiedzi kiwnąłem twierdząco głową. - Mogę wiedzieć co chciał?
- Oczywiście – odparłem, przeciągając odpowiedź.
- Więc? - dopytywał.
- Mój ojciec zaprasza nas na kolację dziś wieczorem – odparłem w końcu.
- NAS?! - zapytał, jakby był przerażony tą informacją.
- Owszem. A masz coś takiego... bardziej eleganckiego? - spytałem, na co pokręcił przecząco głową, patrząc na mnie z otwartą buzią. - To wcinaj te śniadanie, bierz się za lekcje, a potem jedziemy na zakupy!



~.*.~


Witajcie.
Odzywam się tutaj może drugi raz? No, to mało istotne. Nie wiem skąd te negatywne komentarze. By zdementować treść jednego komentarza - nie. Odcinek nie pojawił się, ponieważ nie było wystarczającej ilości komentarzy. Powinniście wszyscy zrozumieć, że nie mamy czasu. Tak, nie mamy czasu. Każdy ma swoje życie i swoje problemy. Dużą część mego czasu zabiera szkoła, co chwilę mam jakieś projekty do wykonania, bądź przedstawienia, kartkówki, lektury itd. Wspomniałam, że trzytomowe lektury? Więc właśnie... Nawet w weekend nie miałam jak się wyspać, bo albo ryczałam, albo przez katar nie było to możliwe. Moja górna warga wygląda jak pomalowana konturówką, no ale... I nie. Nie chcę byście okazali mi jakąś litość, bądź cokolwiek podobnego. Stawiam tezę - nie miałyśmy czasu i podaję argumenty, by ją udowodnić. Oczekuję od Was tylko zrozumienia. Joll zapewne również. Myślę, że te trzy dni to nie jest nie wiadomo jaki czas, więc... Hm... To chyba wszystko, co miałam Wam do przekazania. Tak.

Miłego czytania
Pozdrawiam, Czaki

5 komentarzy:

  1. Byłam zaskoczona czytając te wszystkie negatywne komentarze, bo jak można odrazu sugerować coś takiego? Przecież nie wiemy, co robicie, jest życie poza blogiem i niektórzy powinni to zrozumieć. Trzy dni to nie jest dużo, inni znikają nawet na rok, a nie podaje im skę, aż tak surowych zarzutów jak w waszą stronę. Nie przyjmujcie się nimi, brak wyrozumiałości z ich strony jest dołujący, ale tego się nie zmieni. Macie dużo nauki, zresztą jak każdy i nie będę wymagać od was regularności, bo na wasze odcinki ZAWSZE warto poczekać! A teraz odcinek.
    Gdybym ja tak dobrze strzelała jak Tom to wszystkie nagrody byłyby moje. Podejrzewam, że moja reakcja na tą karuzelę byłaby podobna, ja nie gorsza. Zawsze można zemdleć, nie? Na początku było tylko przekomarzanie, jednak potem przemieniło się to w pewnego rodzaju kłótnię. Powytykali sobie wszelskie niedoskonałości i w sumie dobrze, że się tak stało. Może trochę zaczęli wyolbrzymiać wszystkie te lęki, ale wiadomo, że od drugiej osoby nie będziemy wymagać tego, co nie będzie miłym zadaniem dla niej. Aż mi narobiłyście ochoty na tego hot doga albo watę cukrową. A w domu nie ma nic dobrego do jedzenia, no cóż jakoś wytrzymam. Bungiee zawsze chciałam na nim skakać, ale za bardzo się boję. Mam tyle do tego wątpliwości, że watpię, iż można to zliczyć w podpunktach do stu. I do tego dochodzi jeszcze lęk wysokości, więc wiecie...Zazdroszczę im tej relacji, sama bym chciała kiedyś spotkać taką osobę, tę jedyną. Dużo weny wam życzę i trzymajcie się do następnego razu! :3 I nie przyjmujcie się tamtymi komentarzami, zapewne gdy przeczytają informację tutaj zrobi im się głupio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam widzę dużo wrogości ze strony czytelników naszego bloga. Większość też odnosi się do nas jak do małych dzieci, bo uważają, że mamy jakieś "widzimisię". Bo szczerze, to komentarze wasze są dla nas ważne, ale bez przesady. Teraz, po tych latach "pisania", podchodzę do tego z większym dystansem, ale jak ktoś posądza nas o olewanie i tego typu sprawy... No to bez przesady. Każdy ma jakieś granice cierpliwości, prawda? No ja ich w ogóle nie mam. xD
      A co do samego opowiadania... No ono takie jest! Dużo tutaj jest wyolbrzymiania problemów, ale to tylko dlatego, że z Czaki jesteśmy takie pokręcone. :D Znaczy... w pozytywnym tego słowa znaczeniu! ^.^ I na pewno znajdziesz sobie taką osobę. Znaczy... Ona znajdzie się sama, zobaczysz. Ja już np. znalazłam moją Izię i za żadne skarby jej nie oddam ♥

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Powiem tak ... byłam bardzo zaskoczona, widząc tyly negatywnych komentarzy i lekko się wzburzyłam, ponieważ nie każdy ma czas na pisanie odcinków. Życie nie składa się tylko z blogów, dlatego jeśli ktos tego nie rozumie, to już jego problem.
    Pisanie odcinków, a komentarzy to jest różnica ...
    Dlatego dziewczyny, nie martwcie się tymi komentarzami, my (Prawdziwi, wierni czytelnicy;p ) będziemy czekać niecierpliwi na kolejne odcinki i mimo kilku dniowemu spóźnieniu, nie odwrócimy się od Was :)

    No a teraz do odcinka :
    Uwielbiam Toma za to jego poświęcenie ! Jaa bym chyba się nie odważyła na te karuzele, a tym bardziej na bungee .. chyba bym umarła, zważywszy, że on miał lęk wysokości, a 80 metrów to jednak jest coś ...
    Nie wiem czy to tylko moje spostrzeżenia, ale wydaje mi się,że Bill się zmienił.
    Potrafi przeprosić Toma i zrozumiał,że nauczyciel wiele dla niego znaczy..
    Mam nadzieje, że wydorośleje za niedługo i teraz będzie wszystko szło w jak najlepszym kierunku.
    Co jeszcze .... Aaaa ! Byłam bardzo zaskoczona telefonem ojca Toma i szczerze mówiąc, jestem bardzo ciekawa jak przebiegnie ta kolacja.
    Tom powie ojcu o swej miłości czy też w oczach biznesmana będą tylko przyjaciółmi ?:)
    Mam nadzieję, że odpowiedź uzyskam w następnym odcinku ;)

    Super dziewczyny !
    Ściskam Was mocno i zyczę dużo weny ! :):*

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny odcinek na którym uśmiałam się do łez. Wiedziałam, że dla Toma tak to się skończy. I tak dobrze, że się nie porzygał w trakcie, bo ja pewnie zarzygałabym wszystkich w około :)
    Mianowicie koniec odcinka mnie zaniepokoił, obawiam się, że ojciec Toma nie zrozumie jeśli Tom przedstawi mu Billa jako swojego chłopaka, i nawet nie chodzi o to, że to chłopak, ale, że jest tak młody, takie mi się w każdym razie nasunęły przemyślenia, no ale zobaczymy, jak Wy to pociągniecie. W każdym razie, jest zbyt dobrze, więc muszą się pojawić jakieś nowe problemy :D

    Ps. Śliczny szablon, chociaż tamten też lubiłam. Tylko, że kolor czcionki w części z komentarzami jest trochę za ciemny do tła, nie wiem jak to u Was widać, i jak to widzą inni, ale u mnie czyta się to strasznie ciężko. Reszta jest super.

    Buziaczki kochane i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkiego w swoim czasie się dowiecie ;) Mi osobiście szablon bardzo się podoba, ale komentarze faktycznie ciężko się czyta, jednak jest to tylko szablon zastępczy. Gdy znajdziemy czas, zamówimy sobie nowy z Czaki ;)

      Usuń