piątek, 24 października 2014

Odcinek dwudziesty siódmy

Bill

Nie wierzyłem. Naprawdę nie wierzyłem w to, że spotkam Toma rodzinę. No, aż do momentu, w którym wychodziłem z przymierzalni w jakimś przyległym, czarnym garniturze. Nawet krawat miałem aż pod szyję zawiązany! Dusiłem się w tym! Nie jestem przyzwyczajony do czegoś takiego, a już na pewno nie umiałbym chodzić tak na co dzień. W końcu wyszliśmy z tego sklepu zostawiając tam fortunę. Naprawdę! Za jeden garnitur mógłbym mieć naprawdę dobry telefon! Ha, laptop! Ale on się uparł!
- Ja nie wiem o co ci chodzi, Billy. Nawet nie wiesz jak elegancko się prezentujesz – wyszeptał mi do ucha, obejmując jedną ręką, a w drugiej trzymał wielką torbę.
- Nie wiem po co wydaliśmy tyle kasy, jak założę to kilka razy. – Pokręciłem głową, prychając. – Jakby nie było tańszych!
- Oj, przestaań.
Jaasne! Przepraszam, ale ja nie sram pieniędzmi! Inaczej niczym bym się nie przejmował. I to nie jest tak, że mi jakoś ich szkoda, ale ludzie! To jest nic innego jak marnowanie kasy!

~.*.~

- Tom? – zapytałem już w domu, trzymając te wszystkie rzeczy w rękach. – A ja naprawdę muszę tam iść?
- Nie chcesz? – Uniósł brew i obrócił się tak, by widzieć mnie wyraźnie.
- To nie jest tak, że nie chce – zacząłem dukać i spuściłem wzrok na swoje stopy. – No głupio mi tak… Ja nie wiem, jak mam się zachowywać… I się boję, co powiedzą twoi rodzice – wyszeptałem, a zaraz obok mnie znalazł się chłopak, który przytulił mnie mocno.
- Wystarczy jak będziesz sobą, kochanie – wyszeptał mi do ucha. – Nie masz się czego bać. Przecież będę tam razem z tobą, prawda?
- Nie poznawałem rodziców osób z którymi byłem! – jęknąłem i pokręciłem głową. – Znałem tylko rodziców Rossa, no ale ich poznałem tak ogólnie. Mieli mnie za jego kolegę, więc… - wzruszyłem ramionami, a Tom na dźwięk imienia „Ross” jakby cały zesztywniał. – Wszystko w porządku?
- Idź się szykować – powiedział tylko i odsunął się, zmierzając do swej sypialni, w której się zamknął.
No, obraź się, jasne! Wytknąłem mu język, choć bardziej był on skierowany do drzwi, za którymi zniknął, no ale… nieważne. Poszedłem do łazienki i umyłem się, ogoliłem oraz ubrałem w swe nowe, cholernie drogie ubranie. Ja nawet boję się w tym poruszać, boję się, że coś zepsuję! W końcu znając mnie, to nic nie wiadomo. Jeść też nie powinienem, bo zaraz ubrudzę to. Popsikałem się perfumami i zrobiłem jeszcze lekki makijaż. No… Chyba nie jest najgorzej. Tylko ten krawat… Nie mogę iść bez niego w rozpiętej na jeden guzik koszuli? Wyszedłem z łazienki, a Tom spojrzał na mnie od góry do dołu, przez co lekko się zarumieniłem.
- Nie potrafię tego zawiązać. – Wzruszyłem ramionami i uniosłem rękę z krawatem. Chłopak podszedł do mnie, zapiął mi ten ostatni guzik i zawiązał rzecz na mojej szyi, jednak zostawił mi większy luz, niż w sklepie, więc było mi trochę wygodniej.
- Tak sobie myślę… Nawet nie wiesz, jak cholernie pociągający w tym jesteś – wymruczał i przejechał nosem po moim policzku na co się zaśmiałem.
- To może przełożymy wizytę u twoich rodziców, hm? Albo będę zakładać to częściej… Szczególnie w nocy – wymruczałem.
Tom również był elegancko ubrany. Tak, również miał garnitur, ale wyglądał w nim o wiele lepiej! Tak poważnie, elegancko, a ja czułem się po prostu w tym śmiesznie. Jakbym jakiegoś debila z siebie robił. W końcu wyszliśmy z domu, a ja zastanawiałem się, jakby tu się wywinąć od tego. Ale myślenie o tym zabrało mi chyba o wiele za dużo czasu, bo nim się zorientowałem, znajdowałem się już przed drzwiami wejściowymi Toma rodziców. Był zrobiony w prostym stylu, przez co również sprawiał wrażenie eleganckiego. Boże, ja tutaj nie pasuję! Poruszyłem się nerwowo, a Tom tylko złapał mnie za rękę, przez co pewnie chciał dodać mi otuchy i zadzwonił do drzwi, które zaraz otworzył ktoś. Zmarszczyłem brwi, gdy Tom tylko kiwnął do niego głową. Tak się wita ze swoim ojcem? Jednak zaraz naprzeciwko mnie znalazła się para osób w podeszłym wieku i młody chłopak. Ach! To był to odźwierny! Ale by było, gdybym wyskoczył z tekstem: „Witam, panie Kaulitz! Miło mi pana poznać!”. Już na wejściu wyszedłbym na debila. Tom podszedł do swoich rodziców, przywitał się z mamą, całując ją w rękę, a ojcu podał dłoń. Na koniec przywitał się z ów młodym osobnikiem, a ja na to wszystko patrzyłem z tyłu.
- Chodź tu, Bill. Oni nie gryzą – zaśmiał się i kiwnął na mnie ręką. Podszedłem do nich na chwiejnych nogach. – To jest moja rodzina, mama Monica, tata Frank i brat – Andreas.
Pprzywitałem się ze wszystkimi, podając im dłoń i lekko ściskając. Mówiłem, że miło ich jest poznać i w ogóle. Wiadomo, że chciałem wyjść na miłego i uprzejmego.
- Mnie też jest miło cię poznać, Bill. – Uśmiechnął się Frank. – Możesz nam mówić po imieniu. - Kiwnąłem tylko głową. – Więc to twój przyjaciel? – zwrócił się tym razem do Toma, a ja przełknąłem głośno wielką gulę w gardle, która nagle się tam znalazła.
- Tak właściwie to jest mój… chłopak – powiedział, a ja modliłem się w myślach, by nikt mnie stąd nie wyrzucił. No, przynajmniej nie na zbity pysk, bo gdyby mnie wyprosili, to sam bym grzecznie wyszedł. I nawet nie dziwiłbym się im!
- Twój… chłopak? – zapytała Monica, a Tom tylko z wyszczerzem pokiwał głową.
Chcę się zapaść pod ziemię…
- Przecież on mógłby być twoim uczniem z tej szkółki, w której pracujesz – powiedział Andreas, krzywiąc się, a po moim ciele przeszła fala gorąca.
- Tak właściwie to Bill jest moim uczniem – odpowiedział mój chłopak, który chyba nieco się zmieszał.
- To co to jest? Miłość od pierwszej pały, szóstki, odpytywania, sprawdzianu… - i pewnie wymieniałby dalej, gdyby nie jego mama, która szturchnęła go łokciem.
- Andreas, zachowuj się! Ważne, że są szczęśliwi, a tobie nic do tego. – Uśmiechnęła się uprzejmie, a ja czułem, że zaraz zemdleje. A jeszcze czułem, jak kropelki potu spływają mi od karku w dół w tym garniturze.
- Dokładnie. Tak jak my – powiedział Frank i ucałował swą żonę w policzek. – A teraz zapraszamy na kolację. Moja ukochana naprawdę się postarała.
- Przepraszam… Gdzie tu jest toaleta? – zapytałem, a Tom spojrzał na mnie czule.
- Coś się dzieje?
Pokręciłem tylko głową, a zaraz dostałem wskazówki jak do niej dotrzeć. Kiedy w końcu znalazłem się w pomieszczeniu, zamknąłem drzwi, o które zaraz się oparłem i policzyłem w myślach do dziesięciu. Podszedłem do lustra i spojrzałem na swe odbicie. Czemu nie możesz być kobietą?! Byłoby o wiele prościej! Nie dość, że facet, to jeszcze uczeń…! Grr! Ochlapałem się zimną wodą i wróciłem do pozostałych, po czym zająłem miejsce obok Toma.
- Już cię kochają – wyszeptał mi chłopak do ucha, a ja się uśmiechnąłem blado.

Tom

- Aaa...! - zawołałem, wstając ze swojego miejsca. - Zapomniałem wziąć czegoś z samochodu – powiedziałem, kierując się w stronę drzwi wyjściowych. - Poczekajcie chwilkę – dodałem, wychodząc. A już po chwili wróciłem z butelką ulubionego czerwonego wina taty i bukietem herbacianych róż dla mamy. - Proszę, mamo – powiedziałem, wręczając kwiaty dla kobiety. - A to dla ciebie, staruszku – rzekłem, podając wino ojcu.
- Już myślałem, że o nas zapomniałeś – odparł Frank, uśmiechając się szeroko.
- Jakbym śmiał! - zawołałem na swoją obronę, śmiejąc się cicho pod nosem i odsuwając swoje krzesło, które znajdowało się obok Billa, na którego zerknąłem. Siedział wręcz jak na szpilkach. I miałem coś do niego powiedzieć, jednak moją uwagę zwrócił na siebie nie kto inny, jak Andreas.
- Lizus – mruknął wyżej wymieniony, patrząc na mnie z pogardą.
- Bardzo dziękuję za komplement, braciszku – rzuciłem lodowato, mrużąc oczy.
- Tylko nie braciszku, sieroto – odciął się, krzywiąc się przy tym znacząco.
Odkąd rozpoczął się u niego proces, zwany "dojrzewaniem", zaczął zachowywać się jak rozwydrzona nastolatka. W dodatku traktował mnie jak śmiecia. Próbowałem to jakoś znosić, ale z czasem stawało się to coraz trudniejsze.
- Andreas, opanuj się – skarcił go ojciec.
- Mamy gości – wtrąciła Monica, wnosząc akurat do salonu jakieś półmisy z różnymi sałatkami. - Mamy w końcu nie byle jakich gości – dodała, uśmiechając się w moją i Billa stronę.
- Daj mamo, pomogę ci – zaproponowałem, biorąc od niej sałatki, na co tylko pokręciła głową.
W parę minut później wszyscy siedzieliśmy przy stole, zajadając się smakołykami.
- No, Tom. Opowiadaj. Jak tam w szkole? - podjął temat Frank. - Lepiej niż u ojca?
- Wiesz, tato – zacząłem. - Nie narzekam. W zasadzie pracuje tam od drugiego semestru, a zaraz koniec roku, więc niewiele mogę powiedzieć. Ale brakuje mi tego, że u ciebie mogłem brać wolne, kiedy tylko chciałem – powiedziałem, na co wszyscy, prócz Andreasa, wybuchnęli śmiechem.
- A ty, Bill? Jak w szkole? I co myślisz o moim synu? - zwrócił się w stronę chłopaka.
- W szkole w porządku. A Tom... Tom jest naprawdę wspaniałym człowiekiem. Stara się mnie wszystkiego nauczyć. Nie tylko fizyki, ale dużo też o samym życiu – odparł, uśmiechając się czule do mnie.
- Zwłaszcza w łóżku – zadrwił Andreas.
Miałem już mu pojechać jakąś ciętą ripostą, ale Bill mnie wyprzedził.
- Jednak nie można powiedzieć tego o pańskim drugim synu. A przynajmniej tak wnioskuję z naszego spotkania – ciągnął dalej, a mnie aż zadziwiła jego śmiałość.
- A Tomulek nie doinformował cię, że nie jesteśmy braćmi? - zapytał, niemalże warcząc.
- C-co...? - zająknął się czarnowłosy, spoglądając na mnie zdziwiony.
- Przymknij się! - krzyknąłem, podnosząc się ze swojego miejsca. Straciłem resztki cierpliwości dla tego kretyna.
- Tom, spokojnie – poprosiła matka.
- Nie powiedziałeś mu? - dopytywał ojciec.
- O czym...? - zadał kolejne pytanie Bill, patrząc na wszystkich zdezorientowanym wzrokiem.
- Nie było kiedy... - odparłem, wracając z powrotem na swoje miejsce. - Widzisz, Bill... - zacząłem, ale zaraz urwałem, jednak po chwili mówiłem dalej. - Pamiętasz, jak opowiadałem ci o tym, że nie chcę przyjmować pieniędzy od ojca? - zapytałem, na co kiwnął twierdząco głową. - Bo... Bo tak naprawdę, to Frank nie jest moim prawdziwym ojcem... Zostałem adoptowany, gdy miałem kilka miesięcy. Monica nie mogła zajść w ciążę, więc podjęli taką decyzję. Miałem szczęście, że trafiłem do takich dobrych ludzi. I chociaż parę lat później na świat przyszedł Andreas, to i tak dalej traktowali mnie jak swojego pierworodnego. I tak naprawdę, to dlatego odpuściłem sobie tę firmę. Frank dużo i tak dla mnie zrobił. Dla jego biologicznego syna bardziej należy się cały majątek.
- R-rozumiem... - wyszeptał chłopak, spuszczając głowę.
- Ale to nie oznacza, że Andreas może tak cię traktować, Tom. I jeśli mam być szczery, to wolałbym, byś to ty kierował firmą. Będąc z kobietą, czy też z mężczyzną – rzucił Frank, patrząc z żalem na swego rodzonego syna. - Za wiele razy się na tobie zawiodłem, Andreasie.
- Ach tak?! - wykrzyknął, wstając ze swojego miejsca, tak, że aż jego krzesło się przewróciło. - Skoro wolisz sierotę i do tego pedała na swoje miejsce, to proszę bardzo! Bo ja – pokazał na siebie – nie jestem już twoim synem! - wydarł się, wychodząc z domu i zatrzaskując za sobą z hukiem drzwi.
- Nie przejmuj się. Wróci, jak skończą mu się pieniądze – powiedział mężczyzna, poluźniając swój krawat. - I przepraszam cię za niego, Bill. I za to, że musiałeś być tego wszystkiego świadkiem. A ty, Tom, pamiętaj, że dla mnie zawsze będziesz MOIM synem i zawsze będę akceptować każdą twoją decyzję. Bo wiem, że ona zawsze będzie słuszna i dobra. Tak, jak dobry jest Bill.
- I idealnie do siebie pasujecie – wtrąciła Monica, a mi stanęły łzy w oczach. Nie mogłem wręcz uwierzyć w swoje szczęście. Miałem cudownego chłopaka i równie cudownych rodziców. Czego chcieć więcej od szczęścia?


Potem atmosfera się jakoś rozluźniła. Dokończyliśmy kolację, po czym wraz z Billem pożegnaliśmy się, dziękując i opuściliśmy mieszkanie, zabierając ze sobą nowe nabytki – jedzenie od mojej matki.
W drodze do naszego mieszkania, Bill ni z tego, ni z owego, zapytał:
- A nie byłeś ciekawy, kim są twoi prawdziwi rodzice i dlaczego cię zostawili?
- Skoro mnie porzucili, to dlaczego miałbym ich szukać? Nie chcieli mnie, więc to uszanowałem.
- Rozumiem – mruknął, patrząc przed siebie. - A kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć? - zadał kolejne pytanie, spoglądając na mnie z żalem.
- Kochanie, będziesz się teraz na mnie o to złościć? - zerknąłem na niego. - Powiedziałbym ci. Wcześniej, czy później. W końcu to żadna tajemnica.
Chłopak już nic nie powiedział. Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy.

Bill

Wszedłem do domu, a Bobik od razu dorwał się do mnie. Zaczął skakać i merdać ogonkiem.
- No co, słodziaku? – Uśmiechnąłem się i zacząłem z nim witać, głaszcząc psiaka i drapiąc na przemian. – Tak się Bobik cieszy, taak. 
Po chwili psiak pobiegł do Toma, a ja poszedłem do swego pokoju ściągnąć z siebie ten niewygodny strój. Muszę przyznać, że kolacja przebiegła o wiele lepiej, niż się tego spodziewałem. Mógłbym nawet rzecz, że było naprawdę miło, gdyby nie Toma brat… A raczej jego przyrodni brat… Przebrałem się w jakiś dres i usiadłem na łóżku, biorąc laptopa na kolana. Zacząłem oglądać film, aż nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Tak? – zapytałem, zatrzymując odtwarzanie, a już po chwili w moim pokoju znalazła się głowa Toma.
- Mogę? – Kiwnąłem tylko głową i odstawiłem urządzenie na szafkę nocną. – Więc mam rozumieć, że teraz nie będziesz się do mnie odzywać, tak?
- Nie wiem, czy mam ci cokolwiek do powiedzenia – powiedziałem chłodno i wzruszyłem ramionami.
- Bill, możesz przestać? – warknął, a ja prychnąłem.
- Bo to moja wina, no nie? Ja chociaż przed tobą nic nie ukrywałem, Tom! – krzyknąłem, uwalniając z siebie to wszystko, co kumulowało się tam od dobrych kilku godzin. – Otworzyłem się przed tobą już wtedy na ławce, a ty ukryłeś przede mną coś takiego! Mimo tego, co jest między nami. Niedługo odkryję, że jesteś transseksualistą, czy coś! Albo, że jesteś ze mną dla zabawy!
- Przestań! Jakoś o Rossie mi nie powiedziałeś! – wydarł się, a ja w tej chwili naprawdę się go przestraszyłem. – Jak możesz nasze uczucie tak traktować? Nawet nie wiesz, jak poważnie cię traktuję!
- A ty mówisz mi o wszystkich swoich zdobyczach i o tym, co i z kim robiłeś przede mną?! Traktujesz mnie tak poważnie, że aż zataiłeś to przede mną! No, dziękuję za taką powagę, brawo! – zacząłem klaskać w dłonie, co oczywiście było ironiczne.
- Gdybyś się dowiedział, mógłbyś pomyśleć, że moi biologiczni rodzice są na przykład mordercami i co?
No! Teraz to przesadził! Nie wiem, czy szukał po prostu argumentu i palnął pierwsze lepsze, czy tak naprawdę myśli.
- Jak śmiesz! – Aż się z łóżka zerwałem i stanąłem naprzeciwko niego. – Powinieneś wiedzieć, że zależy mi na tobie, a nie na twoich rodzicach lub… czymkolwiek innym! A to podobno ja w tym związku nie jestem dorosły! Wyjdź stąd! – wskazałem palcem na drzwi i podszedłem do okna, odwracając się do Toma tyłem. Pociągnąłem nosem z całych sił starając się powstrzymać przed wypłynięciem łzy, które zebrały się w moich oczach.


Rano niestety trzeba było wstać do szkoły. Na szczęście to koniec roku szkolnego, więc chociaż niektórzy dali nam trochę luzu. No, a przynajmniej z niektórych przedmiotów. U innych trzeba było się trudzić i zaliczać złe oceny, starając się jak najwyższą ocenę wyciągnąć na koniec. Rano zamieniłem z Tomem tylko „dzień dobry” i „smacznego” przy jedzeniu śniadania. Nawet nie jechałem z nim autem, tylko po prostu wyszedłem trochę szybciej z domu. Nie było mi dobrze w środku z powodu wykrzyczanych zeszłej nocy słów. Czułem się wręcz okropnie z tego powodu, ale co miałem zrobić? Nie pozwolę, by Tom był wobec mnie nieszczery, podczas gdy ja mówię mu wszystko. No, pomijając Rossa, ale to tylko ktoś z przeszłości, a nie coś, co dotyczy mnie i będzie ciągnęło się za mną aż do śmierci. Miałem nadzieję, że Tom w końcu to zrozumie…

~*.~

No i mamy kolejny odcinek. Jak widać, ciągle trzymamy się tego, co było na początku, czyli kłótnie, kłótnie, kłótnie. XD Sama nie wiem, kiedy oni przestaną się kłócić, bo nie chce mi się na razie przeglądać odcinków, ale miejmy nadzieję, że niedługo!
No i od siebie chciałabym podziękować tym trzem osobom, które od dłuższego czasu komentują moje i Czaki opowiadanie... Wcześniej było was znacznie więcej, no ale cóż... Nie będę narzekać. Ważne, że chociaż są te trzy osoby, którym bardzo, bardzo dziękuję! Mam ogromną nadzieję, że wytrwacie z Nami do końca, ale nie ukrywam, że miło byłoby, gdyby więcej Was się odzywało, wiec zapraszam do komentowania. ;)

Pozdrawiam,
Joll.

4 komentarze:

  1. Jestem zła na Billa.
    Nie musiał się tak wydzierać. Eh, że też Tom na siły na niego. Bill by musiał trochę podrosnąć....
    Rodzina Toma jest przesympatyczna, no nie licząc Andreasa.
    I już wiem, że skoro Tom jest adoptowany to jego rodzicami będą rodzice Billa. Przynajmniej na to mi wychodzi :)
    Tylko proszę, nie sprawcie by się rozstali. Nie przeżyłabym chyba.
    Ogólnie to nie wiem co mam napisaç jeszcze. Muszę was w sumie przeprosić, że nie komentuje ale nie mam jak i kiedy :(
    Weny! :")

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam
    Czytam już trochę wasze opowiadanie i mogę powiedzieć że mi się podoba ale nadal są kłótnie ;D

    No cóż ... Przepraszam że nie komentuje, nie będę się usprawiedliwiać że nie mam czasu itp ponieważ wiem że można napisać nawet "podobało mi się weny".

    Mam dziwne wrażenie że za niedługo wyjdzie na jaw że Tom jest bratem Billa >u<

    Co do odcinka to Bill przesadził ponieważ on też mu czegoś nie powiedział i to czegoś ważnego , ale sądzę że Tom ma prawo do tajemnicy tak samo jak Billy ...
    Mam nadzieję że będzie dobrze
    Życzę wam dużo weny oraz tego żebyście się nie przejmowały tym nie nie kiedy nie ma czasu na bloga często tak jest a blog to przyjemność >3<
    Pozdrawiam Ash

    OdpowiedzUsuń
  3. No i teraz wyjaśniło się dlaczego mają takie same nazwiska. Są rodzeństwem. Ciekawe co będzie, jak się o tym dowiedzą. Kto będzie bardzie dążył do tego by odkryć prawdę. Czy Tom pod namową Billa, czy może sam Bill zacznie się doszukiwać prawdziwy, albo rodzice sami coś mu w końcu powiedzą, lub sam się czegoś dowie, zrobiłyście misz masz niezły, naprawdę super! Możliwości jest wiele, nie w mniej jednak ten odcinek na prawdę był bardzo ciekawy i wiele wniósł do opowiadania. Owszem znowu Bill robi problem tam, gdzie go nie ma, heh, cały Bill, ale wydaje mi się, że to był przez was zamierzony ruch, żeby w końcu doprowadzić do sytuacji, że się dowiedzą iż są rodzicielstwem.
    Świetny odcinek. Dzięki kochane i czekam niecierpliwie na dalsze losy.
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba mój poprzedni komentarz się nie dodał, no trudno- wina telefonu.
    Już ja ich sobie wyobrażam w tych garniturach. Na tą myśl to sama bym się chciała tam na tej kolacji znaleźć. I najlepiej usiąść pomiędzy nimi. Garnitur kosztował majątek, ale jakoś musiał wyglądać, bardziej męsko. Za tyle pieniędzy to bym sobie tyle najróżniejszych rzeczy nakupywała, że nie miałabym na nie miejsca, a jak widzę Bill też nie lubi szastać pieniędzmi. Kolacja wypadła lepiej niż my wszyscy byśmy przypuszczali, gdyby nie Andreas byłoby jeszcze lepiej. Nie wiem na kogo jestem bardziej zła, na Billa za jego postawę czy na Toma za tę tajemnice. Jednak z drugiej strony rozumiem jego uprzedzenie, co do tej informacji. Nie każdy byłby na tyle wyrozumiały, by w pełni to zaakceptować. Wcześniej czy pózniej i tak by się o wszystkim dowiedział, ale lepiej, że wcześniej, bo potem trudno byłoby wyjaśnić pewne zagadnienia. Pokłócili się, ale ich ostatnie kłótnie już nie są o byle co, jakby...wydorośleli. A przynajmniej Bill i to bardzo. Teraz tyle pytań w mojej głowie, ale pozwolę je zachować narazie dla siebie. Czekam i dużo weny życzę! :3

    OdpowiedzUsuń