sobota, 24 stycznia 2015

Sezon II: Odcinek ósmy

Tom

Po paru godzinach lotu byłem po prostu połamany. Ale cieszyłem się z faktu, że chociaż trochę udało mi się pospać, ale na wygodę niestety nie mogłem liczyć. Jednak myśl, że jesteśmy już na tych przepięknych Malediwach dawała ogromne pokłady energii. Oczywiście Bill praktycznie całą drogę przespał i ominął te fantastyczne widoki, których przed chwilą byłem świadkiem. Obudziłem go dopiero wtedy, gdy wylądowaliśmy i trzeba było wysiadać.
Po około godzinie mogliśmy odetchnąć, będąc już w naszym pokoju, który miał zajebisty widok na plażę. Tak, ZAJEBISTY, bo inaczej nie można byłoby opisać tego widoku. Ale co się dziwić, skoro był to pokój położony jakby... na wodzie. Obok nas było jeszcze dużo innych pokoi, chociaż lepszym określeniem byłoby „domek”, a żeby dostać się do wysepki, musieliśmy przejść przez drewniany most.
- Tu jest przepięknie! - „jarał” się mój chłopak, zrzucając z siebie zimowe ubranie, bo w końcu, jak wylatywaliśmy z Niemiec, to trzeba było się trochę grubiej ubrać.
- Popieram – pokiwałem głową, również się rozbierając. - I muszę wskoczyć pod prysznic, bo płynie ze mnie – parsknąłem.
- Jaki prysznic?! - zapytał chłopak, patrząc na mnie z niedowierzaniem i ubierając kąpielówki. - Idziemy do wody!
- A ty w ogóle jesteś kiedyś zmęczony, Bill? - spytałem, spoglądając na niego, jakby co najmniej był jakimś wariatem.
- Weź, Tom – przewrócił oczami, patrząc w moją stronę przez chwilę, a potem znów wrócił do szukania czegoś w walizce. - Zachowujesz się jak osiemdziesięcioletni staruszek, jak nie gorzej! Taka piękna pogoda, a on spać chce! Życie prześpisz! - prychnął, na nos wkładając okulary, ale po chwili namysłu zdjął je i popatrzył na mnie wyczekująco. - No i na co czekasz?
- Na oklaski – burknąłem, otwierając swoją walizkę, a chłopak zaczął klaskać.
- Wohooo...! Dajesz Tooom! Jeszcze trochę....! Uuuu...! Brawo, Toooom...! - darł się jak pojebany, gdy wkładałem kąpielówki. I jeszcze bezczelnie się ze mnie śmiał, gdy próbowałem zabić go wzrokiem.
- Dobra, chodź – mruknąłem po chwili, rezygnując z zabijania go. Chwyciłem chłopaka za rękę, a już po chwili opuściliśmy domek.
Świetnie się bawiliśmy, pływając w tej rozkosznie ciepłej, turkusowej wodzie. Uwielbiałem takie chwile. Zwłaszcza, gdy Bill był taki szczęśliwy, a ja mogłem widzieć jego uśmiech, który i tak był piękniejszy od tego wszystkiego. Chociaż myśl, że Bill mi nie wybaczył tego, co zrobiłem, nieco mnie dołowała. Ale z drugiej strony nie dziwiłem mu się, bo sam sobie nie mogłem tego wybaczyć i ciągle o tym myślałem. Jednak wciąż miałem nadzieję, że w tym miejscu zapomnimy o całym złu. A chciałem mu to wynagrodzić.
I będę się starał, by ten uśmiech jeszcze długo nie zniknął z jego twarzy – przysiągłem sobie.
Po wspólnej zabawie, postanowiliśmy spróbować tutejszej kuchni. Skusiliśmy się na ryby i jakieś owoce morza. I muszę przyznać, że to było naprawdę smaczne. A po zjedzonym posiłku napiliśmy się trochę rumu. Ponoć jest to najczęściej pity alkohol tutaj, więc warto spróbować. Wieczorem wybraliśmy się na spacer po piaszczystej plaży. Drobinki piasku cudownie pieściły gołe stopy, a lekki wietrzyk dawał nutkę ochłodzenia.
- Podoba mi się tu – odezwał się po chwili Bill, pozwalając, by wiatr rozwiewał jego włosy.
- A komu by się tu nie podobało? - zapytałem, spoglądając na niego z uśmiechem.
- Tylko tęsknie za Bobikiem... - westchnął i mocniej ścisnął moją dłoń.
- Nie myśl o tym, Billy. Myśl o tym, co jest teraz. Zobaczysz, szybko ten czas zleci. Spędzimy tu cudowne chwile, a już niedługo znów zobaczymy naszego psiaka – mówiąc to, spojrzałem w górę, w niebo, a zaraz w moje ślady poszedł Bill.
- Patrz, spadająca gwiazda! - zawołał chłopak, wskazując biały, błyszczący punkcik na niebie, który schodził coraz niżej. - Pomyśl życzenie, Tommy!


Bill
- Moje życzenie się właśnie spełnia – wyszeptał mi do ucha, po czym złożył na mych ustach czuły, pełen miłości pocałunek, który na pewno zapamiętam na długo. Staliśmy tak jeszcze chwilę objęci, aż w końcu przypomniało mi się coś.
- Tom! My przecież mamy rezerwację w tej restauracji! – zawołałem, a chłopak wyglądał na zdezorientowanego, a po chwili otworzył szeroko oczy.
- Chodź! – pociągnął mnie za rękę. Na szczęście wiedział, choć nie wiem skąd, gdzie znajduje się owa restauracja. Najwidoczniej musiał w samolocie poprzeglądać jakieś mapy i ulotki. Weszliśmy na molo, a gdy doszliśmy do końca, to w dół prowadziły schodki, a potem… znaleźliśmy się w podwodnym królestwie. Stałem tak i patrzyłem się za przezroczyste szyby, nie mogąc uwierzyć. Tom z kimś porozmawiał, a za chwilę zostaliśmy zaprowadzeni do stolika. Dalej nie mogłem uwierzyć, że tutaj jesteśmy…
- To co zamawiasz, kochanie? – zapytał mnie chłopak, przeglądając menu, a ja wzruszyłem ramionami, swego nawet nie otwierając.
- To co ty – uśmiechnąłem się w jego stronę.
- Widzę, że naprawdę ci się tu podoba – zaśmiał się, a ja spuściłem wzrok, czując jak me policzki oblewając się malinowym rumieńcem.
- Więc poprosimy malediwską białą rybę z sosem z kopru włoskiego i curry – zwrócił się do kelnera, który był bardzo elegancko ubrany. – A do picia białe wino. Co ty na to? – tym razem zapytał mnie.
- Z przyjemnością – odpowiedziałem, a gdy spojrzałem za szybę… - Tom! – wypiszczałem. – Zobacz! To duży żółw! – dotknąłem szyby dłonią i miałem gdzieś, czy wolno czy nie. Patrzyłem na niego jak zahipnotyzowany i wprost nie mogłem oderwać od niego wzroku. Był tak blisko. I może jestem głupi, ale żółwik mnie chyba widział, bo na mych oczach zrobił salto do tyłu, ruszając płetwami. Jakby specjalnie dla mnie!
- Jaki on jest słodki! Jak przyjedziemy do domu to kupimy żółwia? – spojrzałem na Toma z iskierkami w oczach, na co tylko pokręcił głową z uśmiechem. No co?
 - Zobaczymy, hm? – uniosłem brwi, po czym je zmarszczyłem. Nie lubiłem tego całego „zobaczymy”, ale na teraz o dziwo mi to wystarczyło.
- Jest piękny – wyszeptałem, patrząc na niego. Kelner postawił przed nami nasze zamówienia i po życzeniu sobie smacznego wraz z mym chłopakiem zaczęliśmy jeść. Widelec z kawałkiem ryby już wędrował do mojej buzi, gdy nagle go upuściłem.
- Tom, paaatrz! – wypiszczałem jak pięcioletnia dziewczynka. – Zobacz to – spojrzałem znów w stronę wody, przez którą przedzierały się pojedyncze promienie księżyca, co wyglądało z tej perspektywy po prostu niesamowicie, szczególnie gdy w tych prześwitach było widać pływające podwodne zwierzątka, które chyba były już przyzwyczajone do widoku ludzi za szybą, którzy patrzyli się na nich. Choć było to trochę przerażające, bo co jeśli ludzie widzieli zwierzątko, które… jedli? A raczej rodzinę tego zwierzątka.
- Żółw z malutkimi żółwikami! – pokazałem palcem, a Tom spojrzał na gromadkę. – No cio, malutkie? – powiedziałem trochę ciszej i nie mogłem oderwać nosa od chłodnej szyby.
- Podobają ci się? – zapytał, a ja spojrzałem na niego krzywo. Nie widać?
- Są… przeurocze – potem zjedliśmy w spokoju. No… Prawie… Bo nagle wydarłem się, na co Tom cały podskoczył i oblał się winem. Moja wina, że zauważyłem płaszczkę? Poruszała swymi dużymi płetwami, a ja patrzyłem na nią oczarowany. I ten jej długi ogon…
- Bill? – zapytał w końcu Tom, wycierając się.
- Hm? – mruknąłem tylko, nawet na niego nie patrząc. Dopiero jego coraz głośniejsze chrząknięcia sprawiły, że odwróciłem wzrok od podwodnego świata przepełnionego tajemnicami.
- Tak sobie myślę… Skoro tak cię to kręci, to może pójdziemy jutro ponurkować, hm? Zobaczysz to wszystko z bliska i nie będzie żadnej szyby, która dzieliłaby cię… na przykład od twej przyjaciółki płaszczki – zaśmiał się, a ja nie wierzyłem. Zerwałem się z krzesła i władowałem mu się na kolana, mocno ściskając szyję.
- Kocham cię – wypiszczałem mu do ucha. Kiedy talerze były puste, a w kieliszkach nic nie zostało, wyszliśmy z tej cudownej restauracji. Oczywiście musiałem pożegnać się z tymi wszystkimi zwierzątkami, obiecując im jednocześnie, że jutro spotkamy się znowu.

- Wiesz, Tom? – zacząłem, gdy siedzieliśmy na podeście, na którym znajdował się nasz domek, a ja moczyłem stopy w wodzie, na której tafli odbijał się blask księżyca, który rozmazywał się, gdy poruszałem stopami. – Myślę, że rodzice dali nam najlepszy prezent, jaki mogli dać.
- Też tak myślę – powiedział chłopak, siadając za mną i przytulając mnie od tyłu.
- Tommy? – zapytałem po chwili ciszy, opierając się o niego plecami. – Myślisz, że ten wiek, który nas dzieli, to… że to dużo? Przetrwamy to wszystko, co nas czeka i jest zaplanowane dla nas…? – odwróciłem się, by widzieć chłopaka twarz i przygryzłem wargę.

Tom

Zamyśliłem się przez chwilę nad jego pytaniem, wpatrując się w księżyc, który wisiał nad nami.
- Czy siedem lat to dużo... - powiedziałem na głos, nadal myśląc. - Wiesz, może i faktycznie przeżyłem nieco więcej, więcej widziałem i jestem bardziej dojrzały, ale wiek, to tylko liczba. I może faktem jest też to, że czasami zachowujesz się jak dziecko... - urwałem, widząc zmarszczone czoło chłopaka i wlepiony we mnie groźny wzrok. - No nie patrz tak na mnie, bo sam doskonale wiesz, że tak jest – zaśmiałem się, a on tylko pokręcił głową.
- No dobra, niech ci będzie, mów dalej.
- To przy tobie sam czuję się tak, jakbym nadal był nastolatkiem i podoba mi się to uczucie. Przy tobie wiem, że mogę udawać debila, szaleć jak dziecko i wiem, że nie zostanę wyśmiany. Naprawdę jesteś cudowny, Billy – powiedziałem czule, obejmując go ciaśniej. - I skoro coś nas połączyło i byłeś w stanie wybaczyć mi mój błąd, to myślę, że przetrwamy wszystko.
- Nawet koniec świata...? - zapytał, przyglądając mi się uważnie, a widząc jego błyszczące oczy...
Boże... - pomyślałem – jak ja go kocham...
- Nawet koniec świata – potwierdziłem i ucałowałem delikatnie jego wargi.

***

Następnego dnia obudziliśmy się dosyć wcześnie. A raczej Bill mnie obudził, bo już nie mógł się doczekać, kiedy będziemy nurkować. Kiedy tylko się umyliśmy, ubraliśmy i zjedliśmy jakieś śniadanie w restauracji, poszliśmy od razu na plażę. Nie za bardzo się orientowałem, co, gdzie i jak, ale w samolocie przeczytałem parę ulotek, no i po godzinie poszukiwań, udało mi się wynająć łódź z całym wyposażeniem do nurkowania, a oprócz tego jakiś chłopak zaproponował, że popłynie z nami, tak dla bezpieczeństwa, no i oczywiście za zapłatą. No i przynajmniej mówił po angielsku! Był to młody chłopak, tak na moje oko gdzieś w Billa wieku. Miał długie blond włosy związane w kitkę z tyłu głowy, brązowe oczy, no i był też dobrze zbudowany, a przy okazji miał niezłą opaleniznę, czego w tej chwili cholernie mu zazdrościłem. I z tego co mówił, nazywał się Mikel i... I czemu patrzył tak na mojego chłopaka?!
- To teraz przebierzcie się w piankę, a potem pomogę wam nałożyć butle. Tlen w tych butlach starczy nam na godzinę, tylko musicie pamiętać, że jest ona trochę ciężka i utrudnia pływanie, ale myślę, że nie stworzy wam to jakiegoś większego problemu – mówił, kiedy wszyscy przebieraliśmy się. - Pamiętajcie, że najgłębiej możecie nurkować do trzydziestu metrów, ale, że robicie to pierwszy raz, to lepiej będzie, jak będziecie trzymać się blisko mnie.
- A pomożesz nam nagrać film? - zapytałem, nakładając płetwy.
- Jasne! W końcu za to mi płacicie – zaśmiał się, ale my z Billem popatrzyliśmy tylko na niego, unosząc przy tym brwi i pokazując w ten sposób, że nas wcale to nie bawi. - Eee... Dobra. To co? Komu najpierw mam pomóc z butlą?
- Mi – odezwał się w końcu Bill. Mikel wziął butlę i przymocował ją do mojego chłopaka.
- Nie jest za ciężka? - zapytałem już go po niemiecku. Trochę się bałem, że nie da rady.
- Nie – odparł krótko, uśmiechając się do mnie szeroko.
Potem ja dostałem swoją butlę, a gdy Mikel również ją założył, zapytał:
- Gotowi? - W odpowiedzi obaj kiwnęliśmy głową. - To wskakujemy do wody! - rzucił radośnie, wsadzając do ust ustnik, po czym wskoczył do wody.
A my zaraz za nim.

3 komentarze:

  1. Na początek ponarzekam... Co jest z kolorem tej czcionki? Tego się nie da normalnie przeczytać, mam na myśli samą górę odcinka.
    Co do samego odcinka, to tylko im pozazdrościć. Marzy mi się, pojechał kiedyś na te Malediwy.
    A w opowiadaniu jest tak idealnie, że węszę tu podstęp, jak zwykle :) i jakoś ten chłopaczek Mikel mnie tu dźga w oczy, no wybitnie. W sumie, jakby coś teges między nim i Billem, to w tym momencie rachunki między Tomem a Billem byłyby wyrównane i mogliby dopiero wtedy zacząć na czysto, że tak to ujmę.
    Świetny odcinek dziewczyny. Czekam na kolejny, zobaczymy czy zacznę pałać nienawiścią do biednego Mikela, czy znów załadowałam się w balona z moimi podejrzeniami :)
    Buziaczki dziewczyny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, przepraszamy. Wczoraj w nocy zauważyłam to, ale byłam na telefonie i nie miałam jak poprawić. Po prostu blog sam sobie ten kolor ustawia... I ja, zawsze przed dodaniem, zmieniam kolor tej czcionki, ale Czaki chyba nie wiedziała - powiem jej.
      A co do Twojego węszenia... Ja nic nie powiem. Wszystkiego dowiecie się z czasem. ;-)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Oh, znowu spóźniona ja.
    Zdecydowanie rozumiem, a nawet pochwalam ekscytację Billa morskimi istotami. Sama jak byłam w Egipcie oka od nich nie mogłam oderwać, co prawda nie widziałam żółwia, ale widok ośmiornic, muren oraz płaszczek w zupełności mi wystarczył. Mam nadzieję, że Tom jednak zdecyduje się na kupno małego żółwia po powrocie, bo osobiście miałam kiedyś żółwia i naprawdę są to przeurocze. W ogóle to przekomicznie wyobraziłam sobie scenę, gdy Bill zaczyna dopingować Toma, kiedy ten rozpakowuje swoją walizkę. No po prostu, zawsze moja twarz się wtedy tak dziwnie cieszy. Dziwię się Billowi, że przespał całą drogą, ja z podekscytowania oka nie mogłabym zmrużyć. Zbyt duża dawka adrenaliny by buzowała w moich żyłach. Kolacja pewnie była pyszna, aż mi ślinka cieknie. Chyba nie powinnam czytać takich rzeczy o takiej porze. To zdecydowanie źle na mnie wpływa. Czekałam na moment, kiedy to jedna okaże się, że butla z tlenem jest za ciężka na Billa i z impetem wpadnie do wody, ale nic się takiego nie wydarzyło, na szczęście. Że też musiałyście urwać w takim momencie!

    OdpowiedzUsuń