piątek, 9 stycznia 2015

Sezon II: Odcinek szósty

Tom

Wieczór spędziliśmy na rozpakowywaniu zakupów, potem coś zjedliśmy i zaczęliśmy oglądać telewizję. Tej nocy też spaliśmy razem, co cholernie mnie cieszyło. Następnego dnia rano trochę zaskoczyło mnie to, że gdy wstałem, Billa już nie było, a zamiast niego, obok mnie, leżała karteczka.

Poszedłem do Georga. Nie czekaj na mnie, bo nie wiem, kiedy wrócę. I zaopiekuj się Bobikiem. Kocham Cię. Bill” – przeczytałem na głos, a zaraz uśmiechnąłem się pod nosem. To był dobry moment, by załatwić kilka spraw. Pierwsze, co zrobiłem, to zadzwoniłem do rodziców, by zapytać, co ze świętami. Chciałem ich zaprosić do siebie, ale stwierdzili, że u nich jest znacznie więcej miejsca. I bardzo ucieszyli się z informacji, że będą mogli poznać ojca Billa, którego to chłopak miał zaprosić wraz z jego partnerką. Potem przez internet zakupiłem to, co chciałem podarować Billowi. A Gustava poprosiłem o to, by sprawdził ową rzecz i bezpiecznie eskortował ją do mojego starego domu, by tam poczekała na Gwiazdkę. A święta... Święta zapowiadały się wspaniale.

kilka dni później...

- Boże, Tom, pośpiesz się, bo się spóźnimy... - jęknął chłopak, kiedy właśnie zbieraliśmy się na lotnisko, by odebrać Jorga i Carol. Dziwiłem się, że ostatni lot złapali nawet w święta, ale to nie było teraz ważne. Ważne było to, że w końcu nadeszła upragniona Wigilia, na którą Billy wręcz nie mógł się doczekać.
- Nie stresuj się tak, zdążymy – mruknąłem, zachowując zimną krew, jak na mężczyznę przystało.
W chwilę później opuściliśmy mieszkanie (oczywiście wraz z Bobikiem) i pojechaliśmy na te lotnisko, a już po jakimś czasie Bill witał się ze swym ojcem i macochą. Ja też ucieszyłem się na ich widok, chociaż nie wiedziałem, czy ojciec wie o tym, co zrobiłem, czy też nie... Ale po tym, jak mnie serdecznie uścisnął – nie miałem żadnych wątpliwości. Chłopak nic mu nie powiedział, a przynajmniej nie na razie...
Po powitaniu wszyscy załadowaliśmy się do auta i ruszyliśmy do domu moich rodziców.
- Tommy, Billy...! - zawołała Monica, kiedy tylko przekroczyliśmy próg mego rodzinnego domu. - Jak dobrze was widzieć! - dodała, ściskając nas obu. - A pan, to zapewne ojciec Billa, pan Kaulitz? - zapytała, spoglądając w stronę Jorga i Carol, którzy weszli za nami. - I jego ukochana. Miło mi was poznać!
- Nam również, pani Monico – odparł Jorg i skłonił się mej matce, by zaraz ucałować jej dłoń.
- Jaki gentleman – zaśmiała się. - Ale proszę mówić mi po prostu Monica.
Nie pamiętałem, kiedy moja matka ostatnio była taka radosna. Ale cóż się dziwić, w końcu kochała święta i uwielbiała mieć gości. A gdy nadszedł czas na kolację, widziałem, jak dobrze nasi rodzice się ze sobą dogadują. Jorg z Frankiem, a Carol z Monicą. Cieszył mnie taki obrót sprawy. Atmosfera w domu wręcz zachwycała. Naprawdę było czuć święta, przez te śmiechy i wesołe pogawędki. Każdy ze sobą rozmawiał, śmiał się, żartował i oczywiście wszyscy zajadali się smakołykami. Zapomniałem wspomnieć, że wśród nas nie było Andreasa, ale stwierdziłem, że może to i lepiej. Wiedziałem, co by było, gdyby mój braciszek był tu.
Gdy już wszyscy się najedli, to wręcz nie mogłem się doczekać, kiedy przyjdzie pora na prezenty. Cieszyłem się jak dziecko. Ale to nie dlatego, że ja miałem coś dostać, tylko dlatego, że chciałem zobaczyć reakcję Billa na to, co chciałem mu dać.
- Kochani! - zawołałem, podnosząc się ze swojego miejsca. - Skoro wszyscy już zjedli, a za oknem - zacząłem i podszedłem do okna, by przez nie wyjrzeć – pojawiła się pierwsza gwiazdka, to oznacza, że czas na prezenty! I tak myślę, by pierwszy prezent otworzył najmłodszy z nas – mówiąc to, podszedłem do choinki, by wziąć dwie paczki. Jedną wielką, a drugą malutką. - I chcę, byś najpierw otworzył prezenty ode mnie – dodałem, podając Billowi większą paczkę.
Chłopak posłał mi szeroki uśmiech, a wszyscy w milczeniu czekali, aż go rozpakuje.
-Co to...? - zapytał zdziwiony, wyciągając skórzaną kurtkę, spodnie, rękawiczki bez palców i kask.
- Nie wiem, Bill. Sprawdź w garażu – podsunąłem, wciskając mu do ręki drugie pudełeczko.
Od razu zerwał się ze swego krzesła i poleciał do wyznaczonego miejsca, a my wszyscy za nim. Widocznie nasi rodzice byli również ciekawi tego, co czarnulek dostanie. Jak już znaleźliśmy się w tym garażu, a Bill rozpakował pudełeczko, w którym był kluczyk i na końcu pomieszczenia ujrzał motor BMW HP4 z wielką kokardą, pisnął jak jakaś mała dziewczynka i rzucił się na mnie, chcąc mnie uścisnąć.
- Podoba się... ? - zapytałem z nadzieją w głosie i czekałem na jego odpowiedź.


Bill
- Kocham cię – wypiszczałem Tomowi do ucha, mocno ściskając jego szyję i zastanawiałem się, czemu mój głos nagle stał się taki piskliwy.
- To co powiesz na pierwszą jazdę? – zapytał chłopak, a ja tylko pokręciłem głową, choć oczy dalej mi świeciły. – Czemu? – zapytał z nutą zawiedzenia w głosie.
- A prezenty innych? Nie będę taki samolubny… Chcę zobaczyć jak inni się cieszą! – wyszczerzyłem się. Wróciliśmy do salonu, a ja patrząc na prezenty klasnąłem w dłonie.
- To co jest jeszcze dla mnie? – zapytałem, na co każdy się zaśmiał.
- Szczerze mówiąc, to… - zaczął Jorg, a ja spojrzałem na niego i słuchałem uważnie. – Już przed świętami skontaktowaliśmy się wraz z Carol z Monicą i Frankiem. Zastanawialiśmy się, co tak właściwie mamy wam dać i pomyśleliśmy, że może byście się rozerwali, odpoczęli od śniegu i w ogóle… I wspólnie zafundowaliśmy wam tygodniową wycieczkę na Malediwach. – Otworzyłem szeroko oczy i patrzyłem tak na nich wszystkich. Tom wyglądał na równie zszokowanego co ja. Jorg podał mi kopertę, a gdy ja otworzyłem, zobaczyłem dwa bilety na samolot.
- Nie wierzę – wyszeptałem i rzuciłem się na Jorg. Potem uścisnąłem Carol, Monicę oraz Franka.
- Naprawdę dziękujemy – powiedział Tom i powtórzył me gesty.
- Ale my też coś dla was mamy – klasnąłem w dłonie i sięgnąłem po prezenty spod choinki. – Też trochę nie wiedzieliśmy co wam kupić – zacząłem, rumieniąc się lekko – ale reklamacji nie przyjmujemy. Więc… Dla naszych kochanych tatusiów – podałem im wysokie, chude torebeczki, a gdy zobaczyli butelki owinięte w taki sposób, zaczęli się śmiać. – To dla Carol, no i dla Monicy – podałem dwie, mniejsze już torebeczki, a kobiety oniemiały, gdy zobaczyły zawartość.
- Chłopcy, przecież to nie trzeba było – zawołały, a zaraz razem z Tomem dostaliśmy po buziaku w każdy policzek. Uwielbiałem święta, tę atmosferę i wszystko, co było związane z tym. A prezenty… Nie mogłem doczekać się tego kulminacyjnego momentu. To było apogeum wszystkiego. Razem z sylwestrem! Na niego też nie mogłem się doczekać, ale to taka dygresja. W każdym razie to nie jest tak, że tylko lubiłem dostawać prezenty. Nie. Lubiłem je kupować, dostawać, ale i wręczać. I widzieć, jak ludzie się cieszą.
- No to teraz prezent dla mojego skarbusia – powiedziałem, na co Tom się wyszczerzył. – Chodź, Bobik – dokończyłem, a widząc chłopaka zawiedzenie, zaśmiałem się. Ba, nie tylko ja!
- No wiesz – prychnął tylko.
- Co to jest? – wziąłem pudełko i pokazałem Bobikowi, na to ten zacząłem skakać wokół tego, merdać ogon, aż w końcu szczeknął. – No już, już, pokazuję ci! – zdarłem papier i z pudełka wyjąłem nowe, większe posłanie, gdyż poprzednie było zniszczone i za małe. No i oczywiście rozszarpane… Tak, tak. Te całe ząbkowanie. Bobik od razu wskoczył do środka i zaczął się turlać. – Ejj, to nie wszystko – pokazałem mu jeszcze nowe zabawki, a psina rzuciła się na mnie i zaczęła lizać po całej twarzy. – Tom pomagał mi wybierać – słysząc imię chłopaka, Bobik podbiegł do niego i teraz jemu zaczął „dziękować”.
- To dostanę coś w końcu? – Tom podszedł do mnie, a ja pokiwałem głową. Wziąłem mała, prostokątną paczuszkę i podałem ją chłopakowi.
- Wszystkiego najlepszego – papier już po chwili leżał na podłodze, a Tom przyglądał się swemu prezentowi.
- Yhm… Dziękuję – wymamrotał cicho, a jego minę trzeba było po prostu zobaczyć. Te zawiedzenie w jego oczach. Tak, tak. Podarowałem mu perfumy. I to nie jakieś „magiczne”. Nie z Coco Chanel, czy Hugo Bossa. Po prostu zwykłe, męskie perfumy.
- Ależ proszę – wyszczerzyłem się i dałem mu całusa w policzek. Potem wróciliśmy do stołu i dalej rozmawialiśmy, śmialiśmy się. No, może prócz Toma, bo ten to siedział tylko i od czasu do czasu mruknął coś pod nosem.
- To co… Chyba pójdziemy spać – powiedział Frank koło północy, gdy każdy był wystarczająco najedzony. Stwierdziliśmy, że jutro się posprząta, bo na to nikt nie miał teraz siły. Jorg z Carol zajęli pokój gościnny, a my z Tomem jego stary pokój.
- Wszystko w porządku? – podszedłem do chłopaka, który stał przed oknem i patrzył przez nie.
- Jasne – odburknął, a ja się uśmiechnąłem. Odwróciłem go przodem do siebie i spojrzałem głęboko w oczy. – Naprawdę myślisz, że butelka jakiś tanich perfum, to naprawdę wszystko, co dla ciebie mam? – uniosłem brew i pokręciłem głową, a w jego oczach pojawiły się iskierki.
- A nie?
- Tommy… - wziąłem swą torebkę i wyjąłem z niej małą paczuszkę, którą podałem chłopakowi.
- Co to jest? – zapytał zdezorientowany i otworzył prezent, a gdy wyjął kluczyki, patrzył to na nie, to na mnie zdezorientowany.
- Chodź, przejedziemy się – wziąłem zdziwionego Toma za rękę i pociągnąłem w stronę drzwi. Chłopak jechał autem, a ja przed nim moim nowym motorem. Był super! Dobrze, że zaraz po moich osiemnastych urodzinach zrobiłam prawo jazdy i na samochód i na motor. Od zawsze marzyłem o jakimś… A teraz miałem swojego! Błyszczał się. Był niebiesko czarny. Marzenie. W końcu podjechaliśmy pod niewysoki budynek. Zszedłem z motoru, zdjąłem kask i spojrzałem na Toma. Wziąłem go za rękę i wprowadziłem na pierwsze piętro.
- Masz klucz? – zapytałem, gdy znaleźliśmy się przed odpowiednimi drzwiami. Tom zaczął dotykać się po kieszeniach, aż w końcu znalazł przedmiot i już po chwili znaleźliśmy się w środku. Stanąłem z nim na środku salonu i wziąłem jego dłonie w swoje.
- Święta to podobno czas wybaczania i w ogóle – zacząłem niepewnie i przygryzłem wargę. – Mówiłeś, że chcesz się przenieść, a tamte mieszkanie… Wiadomo czemu ma skazę… Pomyślałem, że się przeprowadzimy i zaczniemy wszystko od nowa. Ten dom nie jest wykończony, no bo w końcu będzie nasz… I chciałbym, żebyśmy razem to zrobili. W sumie, to rozmiarowo jest podobny do tego poprzedniego: jest salon, sypialnia, dwie łazienki, bo jedna jest właśnie dołączona do sypialni, no i… - urwałem na chwilę, ale zaraz kontynuowałem. – Pomyślałem, że… może być to pokój gościnny lub… w końcu będziesz mieć dziecko i chciałbyś spędzać z nim czas, więc… mogłoby tam spać. No, ale jedno pomieszczenie pozwoliłem sobie udekorować! – pociągnąłem Toma do sypialni. Jak tylko się wchodziło po prawej stronie znajdowały się drzwi na balkon, a na lewej ścianie drzwi do łazienki. Pośrodku stało wielkie łóżko, na którym były porozsypywane płatki róż. Pościel była w kolorze czarnym. Ciemne panele, na których był dywan również z kwiatów. Po prawej stronie komoda i obok drzwi wielki telewizor.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie – wyszeptałem i czekałem na jakąś jego reakcję.


Tom

Nikt chyba nie był w stanie sobie wyobrazić, co się działo w mojej głowie, gdy od Billa dostałem tylko zwykłe perfumy. W tamtym momencie czułem się jak jakiś idiota i było mi cholernie przykro. Przez chwilę nawet pomyślałem, że Billowi już na mnie nie zależy... Ale gdy potem dał mi drugi prezent, który okazał się kluczem do czegoś, to nieźle się zdziwiłem. Chłopak zabrał mnie na przejażdżkę, bym w końcu mógł zobaczyć swój prawdziwy prezent, a gdy znalazłem się w moim... w naszym nowym mieszkaniu – zatkało mnie totalnie z wrażenia.
- Bill... Ja... Ja nie wiem, co mam powiedzieć – wydusiłem z siebie w końcu i spojrzałem na niego. Jednak widząc malujący się na twarzy chłopaka smutek, zacząłem mówić dalej: - To najwspanialszy prezent, jaki mogłem od ciebie dostać – wyznałem, podchodząc do niego, a gdy byłem ostatecznie blisko, dotknąłem czule opuszkami palców jego policzka.
- Naprawdę ci się podoba...? - zapytał niepewnie, wtulając policzek w moją dłoń.
- Jasne! Nie wiedziałem jeszcze całego mieszkania, ale jestem pewien, że jest cudowne. Tak jak cudowny jesteś ty – dodałem i musnąłem delikatnie jego wargi.
- A chcesz... Chcesz wypróbować nasze nowe łóżko...? - spytał niby to nieśmiało, ale kiedy podszedł do owego łóżka i usiadł na nim, rozchylając po tym uda, wiedziałem, że wcale te pytanie go nie zawstydziło. Wiedziałem jaki Bill był w łóżku. Z pozoru wyglądał na grzecznego chłopczyka, który wręcz przypominał aniołka, ale gdy przychodziło co do czego, pokazywał swą prawdziwą naturę, która cholernie mi się podobała... - Noo, Tommy... - zamruczał, zagryzając seksownie wargę. - Na co czekasz? - zapytał po chwili, podciągając swój sweterek do góry. Kusił mnie, skubany...
- Ehm... Ale jesteś pewien, Billy...? - popatrzyłem na niego, zagryzając mocno wargę. Czułem rosnące podniecenie, zwłaszcza, że dawno między nami nic nie było i tak bardzo go pragnąłem...
- Albo tu zaraz przyjdziesz, albo naprawdę się rozmyślę – powiedział, a w jego głosie było słychać lekkie zirytowanie, a ja postanowiłem, że nie pozwolę mu dłużej czekać.
Podszedłem do łóżka, by zaraz ostrożnie wejść na miękki materac, który ugiął się pod moim ciężarem. Jednak chłopak chyba naprawdę się niecierpliwił, bo złapał rękaw mojej bluzy i pociągnął mnie na siebie, by zaraz wpić się tęsknie w moje wargi. Początkowo całowaliśmy się delikatnie i czule, lecz szybko nasze pocałunki przerodziły się w coś, co byłoby można porównać do żywego ognia, który niewątpliwie w nas płonął. Nasze języki tańczyły ze sobą, pokazując, jaka wielka jest nasza tęsknota za sobą, a nasze dłonie pozbywały się nawzajem ubrań, które mieliśmy na sobie. Już po chwili Bill leżał pode mną nagi i wręcz prosił, bym w końcu wziął go mocno, lecz nie chciałem tego. Chciałem być dla niego naprawdę delikatny... Czuły... Całowałem więc jego szyję, pieszcząc ją językiem, a czasami zostawiając na niej zaczerwienione mokre ślady. Chciałem zaznaczyć, że chłopak jest cały i tylko mój... Moje usta zsuwały się coraz niżej, gdyż chciałem na nowo przebadać każdy milimetr jego cudownego ciała. Tak bardzo za nim tęskniłem... A teraz znów był mój... I znów wił się pode mną, kiedy w końcu pozwoliłem sobie zabrać go na szczyt rozkoszy...
Po wszystkim leżeliśmy wtuleni w siebie i patrzyliśmy się na nasze złączone dłonie. Myślałem, że Bill zasnął, gdy nagle zapytał:
- Lilith była lepsza ode mnie...?
- C-co...? - popatrzyłem na jego twarz, lecz on nie patrzył na mnie. - Dlaczego o to pytasz...?
- Proszę... Odpowiedz... - popatrzył na mnie i po prostu nie byłem w stanie mu teraz odmówić...
- Nie wiem... Niewiele z tego pamiętam... - westchnąłem. - Ale skoro nic nie pamiętam, to po prostu nie było to dla mnie ważne, po prostu nie chcę tego pamiętać... Ale wiem... Znaczy chyba... Och... Chyba mówiłem wtedy twoje imię... Tego jestem niemal pewny... - wydukałem, spuszczając głowę.
- Naprawdę...? - zapytał z niedowierzaniem.
- Bill... Nie chcę o tym rozmawiać... To była najgorsza głupota, jaką mogłem popełnić... Naprawdę tego żałuję i gdybym mógł, to albo wymazałbym to z pamięci, albo cofnąłbym czas, by tylko do tego nie dopuścić... Wiesz, że ty jesteś dla mnie najlepszy, najcudowniejszy, najwspanialszy i wiesz, że tylko ciebie kocham... - wyszeptałem na koniec i przymknąłem powieki. Nie mogłem w tej chwili spojrzeć w jego oczy...
- Ja ciebie też kocham, Tommy – powiedział, wtulając się we mnie. - I w końcu każdy zasługuje na drugą szansę..

3 komentarze:

  1. zakończenie piękne ;). mam nadzieję, że teraz między chłopakami będzie układać się wszystko dobrze. czekam z niecierpliwością na następny odcinek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooooo zgadzam się, piękne zakończenie :) w ogóle odcinek taki miły, uroczy i w ogóle fajnie że między nimi wszystko się dobrze układa :) oby było tylko lepiej. I jakie fajne prezenty, też bym takie chciała :3

    Jak zwykle wspaniala robota dziewczyny! Weny! :D

    Pejti^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja zwłoka z komentowaniem jest przerażająca, wybaczcie! Teraz skomentuje tylko ten odcinek, ale popołudniu dodam opinię pod siódemką, obiecuję.
    Pierdolę, ja też chcę dostać motor na święta, jedyny problem to to, że raczej mogę tylko o nim marzyć. A tak bardzo chciałabym się na ów maszynie przejechać. Poczuć tę adrenalinę, buzującą krew w żyłach, ten powiew wiatru. Zazdroszczę tego Billowi, a w szczególności Toma, który mu to zafundował, a przecież mógł dać mi coś zupełnie innego. Coś mniej wartościowego, ale jak widać, stara się ponownie zyskać w oczach chłopaka. Niech będzie tak dalej, niech się stara, bo jeśli przestanie, marny może być ich koniec. Coś czułam, że te perfumy od Kaulitza to tylko przykrywka. Za takimi wybrykami zawsze kryje się coś o wiele ciekawszego. Mieszkanie, jejuniu ile ja bym dała, żeby ktoś się tak dla mnie poświęcił. Cieszy mnie to, że wszystko jest u nich w porządku, powoli ich relacja wraca na stare tory. Do tego będą mieć tydzień na Malediwach- istny raj.

    OdpowiedzUsuń